Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2011, 17:29   #223
Gekido
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Gdy tylko Ambasador zbliżył się do chatki, Zabrak poczuł na sobie ciężar ich zadania. A może nie tyle zadania, co sposobu wykonania go. Nadal uważał, że to samobójstwo, ale coraz bardziej tracił pewność co do tego, że jego pomysł był mniej samobójczy. Prawda była taka, że Tamir znał Artela na tyle dobrze, by mieć złe przeczucia. Ale czy mieli inny wybór? Dopóki Ziew i Kastar żyli, należało im pomóc. Bez względu na to, w jak kiepskiej formie byli Torn i Karnish, młody Jedi zdawał sobie sprawę z tego, że na nic więcej nie mogą teraz liczyć, a nawet gdyby Ennrian zdołał wrócić, to po uwolnieniu dwójki więźnów, w najgorszym razie byłoby pięciu Jedi przeciwko dwóm Mrocznym. W najlepszym pięciu przeciwko jednemu, a to dawało jakieś realne szanse na to, że nikogo więcej już nie stracą na tej surowej planecie.

Osadzając statek w pobliżu celu, Torn wypuścił cicho powietrze z płuc. Wahał się. Nie chciał się niczym usprawiedliwiać, wiedział, że nie powinien się wahać. Że musi pomóc towarzyszom. Przecież sam znajdował się w podobnej sytuacji, wiedział, co mogą czuć, że zapewne tracą nadzieję. Przylecieli po niego na Elom, on nie mógł zawieźć na Tatooine.
Podniósł się z ciężkim westchnieniem z fotela pilota. Musiał naprawdę mocno walczyć, by pokonać jego przyciąganie i nie siąść w nim ponownie. Nie miał w sobie takiej równowagi i spokoju, jaką chciałby mieć przed zadaniem, jakie go czekało. Do tego noga pozostawiała wiele do życzenia, mimo usilnych starań Ery. No i pozostawała też kwestia dziewczyny. Gdy mijał ją na korytarzu zmierzając w kierunku rampy, rzucił jej jedno spojrzenie. Na moment ich oczy się spotkały. Zabrak był świadom tego, że to może być ostatni raz, kiedy się widzą i nie chciał, żeby rozstawali się pokłóceni. Nic nie powiedział. Zrobił to niewerbalnie. Jego krótkie spojrzenie mówiło ''Przepraszam''. Rzucił jej też cień uśmiechu, który miał być pokrzepieniem. Dla niej, czy dla niego? Pewnie dla obojga. A później ruszył w dół rampy w ciemną noc Tatooine, na spotkanie z Artelem Darc.

Schodząc z pokładu i stawiając pierwsze kroki na piasku, Tamir poczuł się, jak w innym świecie. Grunt był znacznie mniej stabilny niż metalowe płyty pokładu. Od razu dało się wyczuć, że ranna noga musi tu bardziej pracować, co tylko utwierdziło Zabraka w przekonaniu, jak ciężka czeka go walka. Ale idąc za przykładem Mistrza Karnisha, kroczył spokojny. Wszystkie myśli inne niż te związane z chwilą obecną pozostały na statku. Tam też pozostawił zwątpienie, niepewność co do przyszłości i wszelkie swoje obawy. Teraz był opanowany, niemal leniwy jak mały strumyk.
- Tamirze - szepnął Irton, gdy razem z Zabrakiem okrążali statek. Mistrz kazał bowiem tak wylądować by trap znajdował się po przeciwnej stronie niż chata. Miało to pomóc Erze w wydostaniu się z Ambasadora niezauważenie. - Może nie spodoba ci się to co teraz powiem, ale musisz mnie posłuchać. I uwierz mi, że jeżeli byłby tu ze mną mistrz Yoda powiedziałbym mu to samo jeśli bym tylko uznał, że mogę pouczać kogoś takiego jak on - oboje stanęli przed wejściem do chatki. - Nie wychylaj się. Walczymy jako zespół, nie jako indywidualności. Jeden błąd i jest po nas, dlatego nie możesz zbytnio się ode mnie oddalać. To nasza jedyna szansa. Mam na myśli nas wszystkich.
Zabrak przeniósł spojrzenie na kroczącego obok niego Jedi i skinął posłusznie głową.
- Nie mam zamiaru ryzykować, mistrzu. - odparł ze spokojem. - Wiem o jaką stawkę toczy się gra i jaka jest w tym nasza rola. Nie zawiodę. -

Po ostatniej wymianie ciosów, rękojeść zatańczyła w dłoni Tamira. Jeden ruch nadgarstka i broń została sprawnie przekazana z jednej ręki do drugiej, a szmaragdowe ostrza przecięły powietrze, wydając charakterystyczne buczenie.
Zabrak cofnął się, by zrównać się z Mistrzem Karnishem. Praca zespołowa przynosiła efekty i należało ją kontynuować. Co więcej, bez względu na to jak bardzo Darc by go nie wyśmiewał, Torn wiedział, że nigdy będąc kontuzjowanym, nie walczył tak dobrze, jak dzisiaj. A przecież nie mógł wykorzystywać wszystkich atutów formy walki, którą opanował. I w dodatku ten spokój i pewność jaką czuł...Nie wiedział, czy dawała mu to bliskość Mistrza Karnisha, czy coś innego, ale to było niesamowite uczucie, które z pewnością pomagało podczas walki. I tego spokoju młody Jedi miał zamiar się trzymać, pozwolić by przepływał przez niego, wypełniał całe ciało i kierował ruchami.
Tamir ustawił miecz i swoje ciało w pozycji dogodnej do obrony. Przyjęcie ewentualnego ataku na jedno ostrze, po czym nieznaczny ruch w przód z wyprowadzeniem ciosu drugiego ostrza na nogę Artela.
Darc przeszedł do kolejnego ataku. Tym razem starał się uderzyć na mistrza Karnisha, jednak ten skutecznie był zasłaniany przez Tamira, czasami samemu parując ciosy przeciwnika. Nie mogąc dobrać się do bardziej doświadczonego Jedi znów skoncentrował się na Zabraku. Starał się też rozdzielić dwójkę rycerzy, ale gdy tylko mu się to udawało Karnish odpychał go Mocą lub Tamir związywał walką i obaj towarzysze znów byli jeden obok drugiego.
Darc poruszał się coraz szybciej, a zadawane przez niego ciosy były coraz groźniejsze, ale jednak Torn wciąż je odpierał raz samemu, raz ze wsparciem mistrza. Mroczny w pewnym momencie skorzystał nawet z Błyskawicy Mocy, o mało co nie zaskakując Zabraka. Młody Jedi miał dziwne wrażenie, że w normalnych okolicznościach nie zdążyłby się zasłonić mieczem.
Tamir ściągnął brwi zaskoczony tym, jak dobrze sobie radzi. Nadzwyczaj dobrze i co więcej, nie potrafił odnaleźć przyczyny. Jego forma, mimo ran, wciąż pozostawała dla niego zagadką, ale nie na tym musiał się teraz skupiać.
Nie spuszczał oczu z Darca, samemu powoli wypuszczając powietrze. Pozwolił, by Moc, która wirowała pomiędzy nim, Mistrzem Karnishem, a Artelem, swobodnie przez niego przepływała, wzmacniała jego szybkość, siłę, refleks i precyzję. Chciał czerpać z niej ile tylko mógł, przechodząc do ofensywy.
Okręcił rękojeść w obu dłoniach po swojej prawej stronie, przeniósł broń przed siebie, nie przestając nią kręcić, by w końcu znalazła się z jego lewej strony. Gdy tylko tam dotarła, ruchy Tamira stały się szybszy, szmaragdowe ostrza zawirowały z większą prędkością, a jego dłonie pokonały poprzednią ścieżkę raz jeszcze, a po niej następny, by wreszcie uderzyć, szybko i z zaskoczenia, ale tak, by nie oddalić się zbytnio od Mistrza Karnisha i odsłonić Artela na atak Mocą doświadczonego Jedi.
Irton pchnął Mocą Artela raz jeszcze, a ten zajęty odpieraniem ataku Tamira wylądował na ziemi.
Zabrak wyciągnął rękę w kierunku powalonego Mrocznego Jedi, posyłając w jego kierunku wici Mocy, które otoczyły jego miecz świetlny. Jedna myśl, jeden gest i nadzieja na rozbrojenie przeciwnika.
Niestety nic to nie dało gdyż Artel Darc wciąż trzymał swoją broń w mocno zaciśniętej dłoni. Szybko się podniósł i znów zaatakował. Tamir poczuł ogromny gniew jaki na myśl przysunął mu wściekłość Korela. Po raz pierwszy od początku walki przez chwilę zwątpił. Mroczny zaatakował go wyprowadzając szybkie trzy ciosy, które Zabrak zdołał zablokować, ale czuł, że nie wychodzi mu to już tak łatwo jak wcześniej.
Młody Jedi musiał znacznie podkręcić tempo i zwiększyć swój poziom skupienia. Artel był teraz rozwścieczony, a Tamir doskonale wiedział jak silne i zabójcze potrafią być ciosy wyprowadzane w takim stanie. Ale znał też minusy zaślepienia złością. Uleganie jej sprawiało, że stawało się krótkowzrocznym, perspektywa z szerokiej, stawała się wąska i skupiała jedynie na obiekcie wściekłości. Tym aktualnie był Tamir, więc Mistrz Karnish, mógł to wykorzystać. Sam Zabrak miał zamiar doszukiwać się luk we wściekłych atakach Artela. Nikt w przypływie gniewu nie potrafił skupiać się zarówno na obronie, jak i ataku i młody Jedi chciał to wykorzystać. Chciał przeciwstawić swój spokój i skupienie, chaotyczności i wściekłości Darca. Wystawić go swojemu towarzyszowi i jeśli to będzie możliwe, wykorzystać pierwszą lukę, jaką tylko dostrzeże.
Ale Mroczny, mimo napadu wściekłości, wciąż dysponował wspaniałą techniką, którą za pewne doskonalił przez lata. Tamir nie dostrzegał żadnych luk, a jego coraz to nowe ataki skutecznie uniemożliwiały mu możliwość skontrowania. Mimo iż dysponował mieczem o jednym ostrzu potrafił tak szybko atakować, by Zabrak korzystał z obu ostrzy swojego miecza.
Mistrz Karnish nie mógł się zbyt szybko poruszać i skutkiem tego nie był w stanie zaskoczyć Darca. Każda próba była skazywana na porażkę, a jedna o mało nie skończyła się tragicznie, gdy czerwona klinga o włos minęła głowę doświadczonego Jedi. Dobrze, że zdołał się odchylić do tyłu. Niestety ten manewr musiał go kosztować bólem poobijanych mięśni, gdyż Irton skrzywił się lekko i upadł na gorący piasek.
Gdy już leżał szybko podniósł miecz gotowy do obrony i sparował jeden cios Artela. Nic by to nie dało gdyby nie Tamir, który zdołał zasłonić mistrza przed drugim, tym razem na pewno śmiertelnym, ciosem. Przez chwilę Torna opuściła pewność siebie i lekkość z jaką teraz walczył. Przez chwile Darc stał się dla niego niepokonanym potworem, który z pewnością zabije obu Jedi. Jednak gdy tylko Karnish podniósł się z ziemi wrócił do poprzedniego stanu, w którym był gotowy na wiele.
Tamir nareszcie zrozumiał w czym tkwiła jego siła. Co było źródłem takiej pewności siebie i wiary we własne umiejętności, ale przede wszystkim spokoju, który pozwalał trzeźwo myśleć. Mistrz Karnish był źródłem. Cokolwiek robił, pomagał Tamirowi nawet bardziej, niż zapewne przypuszczał.
Teraz, gdy Zabrak znał już prawdę, delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Nie zamierzał lekceważyć Darca, o nie. Po prostu poczuł, że Mistrz Karnish znacznie bardziej mu pomaga, niż tylko od czasu do czasu atakując Mrocznego za pomocą Mocy. Tamir czuł, że może ciągnąć ten pojedynek jeszcze długo, tak długo, jak długo będzie potrzeba.
Zrobił krok w przód zadając bardzo proste pchnięcie, które po sparowaniu, miało przejść w cięcie drugim ostrzem, szybki obrót miecza w dłoniach, balans ciałem i seria kilku szybkich cięć.
Poruszaj się zwinnie jak Nexu, bądź plastyczny jak woda, to zawsze powtarzała Yalare i tego Tamir chciał się trzymać.
Starcie trwało i mimo mijającego czasu żadna ze stron nie potrafiła zyskać przewagi. Darc wściekły już zdołał raz wytrącić Tamirowi miecz z ręki, ale wówczas do akcji wszedł mistrz Karnish, który dał Zabrakowi chwilę na podniesienie broni. Innym razem Mroczny atakował wściekle błyskawicami i mieczem na zmianę, ale mimo usilnych starań nie był w stanie przebić się przez połączoną obronę obu Jedi. Ci nawet nie starali się zbytnio atakować wiedząc, że to bezcelowe. W obecnym stanie nie mogli pokonać Darca, ale mimo ran potrafili się skutecznie bronić.
W czasie walki Tamir dostrzegł kątem oka ruch przy chatce. Nie miał czasu by się temu dokładnie przyjrzeć, ale podejrzewał, że to jego przyjaciele uciekają na statek. Utwierdził się w tym przekonaniu gdy zobaczył na twarzy mistrza Karnisha uśmiech. Ta szaleńcza misja zdawała się powodzić.
Uśmiech Mistrza Karnish mówił bardzo wiele. Wszystko musiało układać się tak, jak to zakładał plan, a zatem już niedługo przyjdzie im odlecieć. Ale to niedługo musiało jeszcze zaczekać. Jeszcze nie byli bezpieczni, Artel jeszcze stanowił realne zagrożenie.
Zabrak okręcił miecz świetlny wokół nadgarstka, a następnie cofnął się o krok. W ten sposób zrównał się z Mistrzem Karnishem, ale w przeciwieństwie do doświadczonego Jedi, Tamir pozostawał poważny. Poważny, spokojny i skupiony na przeciwniku. Nie mogli popełnić żadnego błędu, zwłaszcza teraz.
Młody rycerz otwarł się na wirującą wokół Moc, wziął wdech, by następnie wyprostować szybkim ruchem rękę. Wypuścił powietrze i pozwolił Mocy przepłynąć przez jego ciało i uciec przez wyprostowaną dłoń, by z całej siły uderzyć telekinetycznie Darca.
Karnish wsparł swojego towarzysza i Mroczny odleciał kilka metrów w tył, chociaż przewidział ten ruch i starał się go zablokować. I tym razem jednak poniósł porażkę. Chwilę później odezwało się jedno z działek Ambasadora, którego wiązka laserowa uderzyła tuż obok Darca. Ten został odrzucony jeszcze o parę metrów po czym szybko się podniósł i zaczął unikać strzelającego działka.
- To nasza szansa, mistrzu! - powiedział, dezaktywując jedno ostrze. Jednak druga szmaragdowa klinga wciąż pozostawała aktywna i gotowa, by w każdej chwili znów podjąć śmiertelny taniec.
Pomagając Irtonowi, Zabrak ruszył ku Amabasadorowi, jednak jego myśli, uwaga i to, co czuł poprzez Moc, wciąż były skupione na Artelu, by nie dać się zaskoczyć w tym, tak ważnym, momencie.
 
Gekido jest offline