Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2011, 22:10   #11
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
-Dobra. Czyli trzeba ustalić gdzie się udamy. Bezplan to samobójstwo. Jak mówiłem proponuję mój dom. W piwnicy jest ziemniaków na kilka tygodni, o ile nikt tego nie rozkradł, co z resztą byłoby jak najbardziej usprawiedliwione. Ma on piwnicę, parter, dwa piętra i jest otoczony stalowym płotem. Zostawiłem wszystko pozamykane na klucz, więc nie powinny się dostać, jednak głowy nie dam, a mój miecz nie bardzo nadaje się do siekania w pomieszczeniach. Szabla już znacznie lepiej, ale ma stosunkowo niewielką moc. Nie dam głowy, że zawsze jednym uderzeniem rozłupię czaszkę.. Pałasz byłby doskonały, ale ja zbierałem sprzęt pod husarię, a pałasz to ostrze do walki na pokładzie statku.
- Dobra, dobra, nie nakręcaj sie tak. Powiedz lepiej jak daleko jest od wybrzeża. Czy na piechotę z naszymi spluwami damy radę dojść w jednym kawałku, czy raczej trzeba będzie łapać stopa?
-Półtora godziny spokojnego marszu jeśli wysiądziemy w Orłowie. Z centrum dodatkowe pół godziny. Znaczy... mojego spokojnego marszu. Ja szybko chodzę. Można nadłożyć trochę drogi i pójść lasem, jeśli uznamy to za dobry pomysł. Nie wiem... jak z wasza kondycją? Ja osobiście bym przetruchtał ten odcinek.
- Nie cierpię na zanik mięśni, ale Kenijczykiem nie jestem więc w moim przypadku wypadałoby walnąć jakiegoś dwu lub czterokołowca. Albo będziesz musiał przygotować się na długi spacerek bo ze względu na moje osobiste sprawy nie za bardzo mi wychodzi bieganie.
- W bieganiu jakimś wielkim mistrzem nie jestem, ale sądzę, że dałbym radę. Jednak skoro kolega mówi, że raczej w jego przypadku odpada to przecież nie zostawimy go tak. Pomysł z wehikułem byłby niezły, ale znajdź sobie teraz coś na chodzie. Chociaż nie mówię, że to niemożliwe, po prostu moim zdaniem będzie z tym problem.
-Oczywiście, że nie zostawimy! Nie zostawiamy nikogo. A samochód... dzisiejszy świat jest cichy. Warkot silnika zwróciłby na nas uwagę umarlaków. Tak mi się przynajmniej wydaje.
- Więc co proponujecie? W razie czego zawsze można wysiąść i spieprzać z buta. Co do samego znalezienia to któryś na pewno będzie działać.
-Mam wrażenie, że las jest bezpieczniejszy, ale nie jestem w stanie tego logicznie poprzeć. To tylko wrażenie być może wyrobione podczas oglądania filmów typu “28dayslater”. Ja bym poszedł na piechotę lasem. Znam drogę jak własną kieszeń. Z ojcem łaziliśmy bardzo często na wycieczki. Jest w miarę bezpieczna. Na pewno będziemy w stanie je dostrzec przed tym jak na nas wpadną.
- Cóż, być może masz rację, popieram twój pomysł, nie powinniśmy się rozdzielać. Ale jak twój plan nie wypali to co?
-O który element pytasz? Że las będzie pełen trupów, czy, że wprowadzili się do mojego domu?
- Wiesz, w sumie w teraźniejszej sytuacji to wszystko może nie wypalić i warto by mieć plan B.
-Tu się nie mogę nie zgodzić. Jeśli las będzie niebezpieczny to będzie problem. W niewielkiej ilości mogę ich sam wybić. Flamberg bez problemu gruchocze czaszki.
- Plus nasza broń biała więc sobie poradzimy.Sam nawet nieźle macham maczetą lub jakimś kijem, tylko jak wspominałem o mojej kondycji, nie namacham się za dużo. Broń palną wolę oszczędzać na gorsze czasy.
-Ja bym wolał w ogóle jej unikać... niedaleko od domu mam... był posterunek policji. Może uda się znaleźć jakiś tłumik. Na prawdę martwię się, że odgłos strzału poniósłby się zbyt daleko. Tak swoją drogą... skoro mówisz, że potrafisz wywijać klingą...
Jacek płynnie wyciągnął z pochwy swoją szablę husarską. Zważył w dłoni oceniając czy nie za ciężka dla towarzysza... ale po chwili sam się z siebie zaśmiał w myślach... raczej nie będzie narzekał. Podrzucił ją, złapał za ostrze i wysunął rękojeścią do Marka
-Dopasowana do mnie, a poza tym to jest broń cięta. Miecze tak na prawdę miażdżyły, nie cięły. Dla tego się nadają do gruchotania kości. Nie wiem czy rany cięte zrobią na nich wrażenie. One bardziej bolą niż zabijają, a truposze chyba nie czują bólu.
Marek złapał za rękojeść i przysunął do siebie broń. Chwilę obejrzał, poodwracał i powiedział:
- Dzięki, oddam przy najbliższej okazji. Moim zdaniem obetnie im się łeb i są już praktycznie niegroźne. Oglądałem filmy o zombie, w których musieli zniszczyć mózgi więc może i tutaj to zadziała, ale do tego trzeba młota. W każdym razie wielkie dzięki.
-Szablą nie zetniesz głowy. Niby miała gruzgotać czaszki, ale to podczas szarży na koniu. Wręcz mniej się sprawdza, a oddasz mi gdy wszyscy już sobie znajdziemy jakąś broń do walki wręcz. Ja mam jeszcze lewak.
Po chwili zastanowienia Huzar odczepił pochwę od swojego paska i ją też oddał
- Czy da się ją zawiesić na plecach? - spytał się biorąc pochwę.
-Za dużo filmów. Lepiej trzymaj przy pasie. Z pleców ciężko jest zdjąć. Zajmuje dwa razy więcej czasu przyjmując, że w ogóle ci się uda, co wcale nie jest takie pewne.
- No wiesz, ja nigdy nie biłem się bronią średniowieczną, tylko filmy i gry komputerowe mnie wychowały - i zaśmiał się.
-Husaria to XVI do połowy XVIII wieku, więc już nie średniowiecze, ale nie ważne. Wybacz czepianie się. Tak czy siak własnie dla tego ci mówię. Znasz podstawy walki?
- Nooo... Mniej więcej, ale jak mówiłem nie mam doświadczenia w takiej broni - podniósł szablę - Ale machałem czymś bardzo podobnym więc szybko się nauczę.
- A co powiesz na nóż?
-Wydaje mi się, że za mały zasięg. Flambergiem mogę ściągnąć zombiaka z ponad dwóch metrów. Jak dodam wykrok to dochodzi prawie do trzech. Nóż to chyba nawyżej na pojedynczego. Są powolne, ale to i tak niebezpieczne.
- Cóż... mam tylko to - wskazał na dwa duże, ostre noże kuchenne - zwinąłem skądś gdy uciekałem. Poza tym tylko tym potrafię walczyć.
- A włócznie? Umiesz tym? Jak tak to bardzo prosto mogę Ci to zrobić z tych noży. Taki dwójząb wyjdzie - zażartował.
- Mogę zobaczyć, choć nigdy nie próbowałem - po czym podał noże Markowi.
-Nie wiem czy broń kłóta się sprawdzi. Wedle wszelkich schematów narządy wewnętrzene zombiaków są martwe. Dźganie ich niewiele da. Choć nie wiem. Może tym bliżej do chorych ludzi. To byłoby nam bardzo na rękę. Tak czy siak na razie proponowałbym rzczej pozostać przy nożasz. Przy najbliższej okazji dźgnę truposza w serce. Zosbaczymy czy padnie.
- Przy bliskim kontakcie zawsze można spróbować wbić w oczodół.
- Te noże to jeszcze trzymaj, w tym miejscu nic nie zdziałam. Taka włócznia moze być dobra do trzymania zombiego na bezpieczną odległość, a w razie czego można go dźgnąć w szyję i próbować ją jakoś rozerwać choć wątpię czy to coś da. Albo próbować w głowę co tym bardziej wydaje się absurdalne.
-Wbrew temu co może się wydawać to dźgnięcie w oczodół jest ciężkie. Włócznicy w średniowieczu robili to bez problemu. Choćby lewą ręką, ale oni całe życie trenowali by tak móc. Poza tym jeśli robimy włócznie nie ma sensu robic tego dwójzęba. Jeśli rany kłóte zadziałają to nie ma znaczenia czy jest jedna czy dwie. Dziura w wątrobie czy dwie dziury... żadna różnica. A broń będzie mniej poręczna, a tak się straci broń do walki w bezpośrednim zwarciu. Mimo wszystko nóż jest niebezpieczną bronią, ale są sytuacje gdy jest nieodzowny. Dla tego mam mój lewak.
- No to zrobimy jeden grot. A tak swoją drogą, to człowiek w chwili niebezpieczeństwa potrafi zabić i rękoma.
- Wolałbym ich jednak nie dotykać gołymi rękami. Więc improwizowana włócznia i nóż... niezły arsenał - dodał półżartem.
-Tym bardziej, że one z radością dotkną ciebie połykając pół dłoni. Oczywiście masz rację. To jest możliwe ubić jednego z nich bez żądnej broni, ale wchodzenie w kontakt jest ekstremalnie niebezpieczne, poza tym nie liczyłbym na to, że adrenalina wszystko załatwi.
- Podałem tylko taki przykład. Sam również nie zamierzam się tłuc rękami, ani pakować się w większą grupę umarlaków bez porządnej siekiery, tak wiem, jest ciężka i nieporęczna. Więc wychodzi na to, ze powinniśmy unikać walki bo żadna broń nie jest tak skuteczna.
-Zależy jaka siekiera. Ale jeśli będziemy MUSIELI zaciukać większą grupę na pewno nie zrobimy tego na żywioł. Doskok. Zabić jednego. Odskok. I tak powtarzać. W sumie... Przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Na kolejny punkt wycieczki wyznaczyłbym Malbork. Właśnie tam jest moje bractwo. Chłopaki... i Natalia... najpewniej się tam schowali. Wybili wszystko co się ruszało, a nie powinno i zabarykadowali się tam. Gdyby udało się przedrzeć to byśmy mieli wszelką broń i zbroję jaką byśmy sobie zarzyczyli. Poza tym zombiaki nie zdobędą Malborka. Gorzej, że z pewnością by go oblegały... Hmmm... trzeba będzie to jeszcze przemyśleć.
- Nie wiem ilu Was jest w bractwie, ale powiedzmy... dwudziestu ludzi broniących twierdzy Malbork? Jak w filmie, dobry scenariusz.
-W świcie żywych trupów ludzie zabarykadowali się w centrum handlowym. To po prostu kwestia tego, że nieumarli nie dostaną się do środka, bo Malbork został zaprojektowany tak by człowiek, nawet z trebuszem, nie wszedł nieproszony. Zamknęli bramę i nie ma czego bronić. Gorzej z kończącymi się zapasami...
- Zawsze można zrobić z niego bazę wypadową. Przyjmując, że w ogóle tam się dostaniemy...
- A tak swoją drogą, to nie uważasz, że nie tylko ty myślisz podobnie o zamku? Przecież minęło trochę czasu więc może być już zajęty, a tacy ludzie, rzadko wpuszczają nieznajomych. I wcale nie muszą to być twoi przyjaciele. Mogą być gdzie indziej. Przyszłości nie przewidzisz.
-Hmmm... niestety znów muszęprzyznać ci rację. Malbork jest oczywistym wyborem w takiej sytuacji. Nie byłoby dziwnym gdyby już pękał w szwach.
- Nie jestem stąd, więc tylko zapytam: są tu jakieś powojenne bunkry?
-Od cholery. Większość w opłakanym stanie. Podobno w pobliżu dworca głownego są jakieś lepsze, ale szczerze to nigdy tam nie byłem. Nie liczyłbym na nie... podobnie jak Malbark zdają się bardzo prostym wyborem. Poza tym nie podoba mi sie ukrywanie przez x czasu w ciemnościach, tym bardziej, że nie widzę powodu dla którego miałoby być tam lepiej niż na tej łodzi
- No to pozostaje nam chyba już tylko twój dom, bo innego rozwiązania nie widzę. Przynajmniej na razie.
-Potrzebujemy planu B. Na wypadek gdyby był on pełen truposzy a nie było czasu na oczyszczanie. Furtka nie wytrzyma długo jeśli będą miały świadomość, że jesteśmy po drugiej stronie... Podejrzewam, że nie znajdzie się ich więcej niż tak ze 3 na parterze, jeden na piętrze i sporo w piwnicy. Gdy przypomnę sobie ich ruchy to mam wrażenie, że miałyby całkiem duży problem ze schodami. Problem w tym, że ziemniaki mam w piwnicy... Zawsze można wbić się do sąsiadów. Bogaci ludzie. Znacznie solidniejszy płot i furta. Nie znam ich domu na tyle by oceniać pod względem długotrwałej defensywy, ale nie wydaje się zły. Ale to wciąż jest za blisko. Szkoła mi w ogóle nie pasuje. Zbyt dużo zakamaraków gdzie mogłyby się schować...- o ile Czarnecki z początku mówił do swoich rozmówców to teraz coraz bardziej mamrotał nie przejmując się nimi. Po prostu dialog płynnie i nieświadomie przekształcił w głośne myślenie.- Gdyby całe karwiny były nimi zalane to weźmie się szybko plecaki, zapakuje nie zepsute jedzenie i pojedzie gdzieś daleko.
- Jeszcze mam taką koncepcję: jeśli tam dojdziemy, ale z jakichś przyczyn nie będziemy mogli się tam “zakwaterować”, możemy spróbować wyminąć te zombie, które będą nas ścigać i wrócić z powrotem tu, na tą pływającą konserwę. Oczywiście po drodze zahaczając o jakiś supermarket lub coś w tym stylu, by uzupełnić zapasy.
-Wtedy trzaba zostawić łódź poza zasięgiem truposzy. Ale to dobry pomysł biorąc pod uwagę, że z planem B jest problem.
- Ale zapewne jak wrócimy na nią to będzie pełna zombie.
-Nie, jeśli zostawimy ją poza ich zasięgiem. Wystarczy dobrze ją umocować z dwa, trzy metry od muru w porcie, a dla siebie zostawić podest. One go nie użyją/
- Czyli co? Wszystko gotowe? A plan C w razie czego?
-Mamy jeszcze dużo liter w alfabecie- półzaśmiał się Jacek serdecznie. - A poważnie to przydałby się, ale ja nie mam pomysłu...
- Posterunek policji, więzienie, jakiś sklep ala Aldik albo Stokrotka? Może być?
-Do tego masa mieszkań w blokach, szkoła, kanały, czy cokolwiek innego... Wybacz, to tylko zabrzmiało złośliwie. Okaże się czy te miejsca się nadają dopiero gdy będziemy na miejscu, więc kiepski plan C.
- Czyli jesteśmy już praktycznie gotowi, nie?

* * *

Jacek zdusił przekleństwo gdy łajba zaczęła tonąć... czyli nici z powrotu.
-Dobra. W tym momencie to już będzie zdziebko dłużej do mojego domu...
Ścisnął mocniej flamberga. Miał nadzieję, że jednak tak szybko nie będzie przebijał serca nieboszczykowi...
Wyskoczył za burtę. Cieszył się, że miał desanty, nim wybiegł na plażę naleciało bardzo niewiele wody do środka.
-W tę stronę...- wskazał w prawo ruchem głowy obnażając wielkie ostrze. Pochwę włożył do pętelki z rzemyków które miał z tyłu kirysu. Była niewielka bo sięgała jedynie do haków. Dzięki temu nie przeszkadzała. Lekkim truchtem ruszył w stronę miasta, wstępnie planował je minąć, ale nie wiedział czy w ogóle chce robić za wodza, więc trzeba będzie to jeszcze obgadać. Lekki trucht się do tego nadaje, a nie pozwoli truposzom ich dogonić
 
Arvelus jest offline