Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2011, 22:55   #30
JohnyTRS
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Mała Italia, Carbonari Street, 12 godzin wcześniej

Włosi mają to do siebie, że ich siesta może trwać wiecznie. Ci sami Włosi przekazali w genach ten sam zwyczaj swoim następnym pokoleniom, które wyemigromały do USA. Część z tych przybyszó trafiła do Great City, ot, takeigo zadupia w centralnych Stanach. Położenie nad rzeką sprawiło, że przemyt alkoholu był niezwykle opłacalny, rodzina Bolzano, młoda rodzina mafijna zawładnęła miastem. A zwyczaje zostały.

Giuseppe obudziłsię dopiero po dziesiątej rano. Wedle zegarka byle robotnika spieszącego się na poranną zmianę, mijała właśnie połowa zmiany. Dla Giuseppe godzina dzisiąta była dopiero początkiem, jakże emocjonującego dnia.
Pół godziny później, kiedy "poranna" kawa oczyściła mu mózg z sennych bzdur, był gotowy do interesów. Wpadł Marco, jego kolega po fachu.
-Te cholerne czarnuchy znowu handlują heroiną, nie wiem skąd oni ją biorą, ale jest tańsza od naszej, dodatkowo zwinęli naszego dilera spod Uniwersytetu.
-Ile dostał?
-Diler? Najpewniej kilka lat.
-To jest stracony, i tak nie należał do Rodziny.
Słowo rodzina brzmiało dziwnie, Rodzina Bolzano nie istniało już od pewnego czasu, a to na co rozpadła się Rodzina, było cieniem dawnej organizacji.
-A co robimy z czarnymi?
-Ostatnim razem trochę ich obiliśmy, tym razem trzeba im pokazać, kto może sprzedawać.
W czystych interesach, w gospodarce wolnorynkowej, klienta zdobywa się jak najlepszym produktem i najniższą ceną. Dla Giuseppe wyglądało to trochę inaczej, skoro jest konkurencja, to trzeba ją zlikwidowac, żeby nie burzyła narzuconej przez szefa struktury.
-Wiesz gdzie można dorwać tych brudnych dilerów? - kontynuował Giuseppe.
-Jasne, na Blue Corner stoi zawsze kilku, zwykle wieczorem.
-To jedż tam wieczorem wraz ze swoimi ludźmi i zlikwidujcie problem. Towar puście w obrót, trzeba zrekompensować zużycie amunicji...

Hepburn, 6:00, następny dzień.

To nie była miła pobudka. Ostry, przenikliwy dźwięk syreny ambulansu w połączeniu z lekkim kacem to nie bło miłe doznanie. Nie, Dorian nei słyszał pająków tupiących po kaflekach w łazience. Ale i tak ten problem istniał. Podszedł do szczątków lodówki. Wszystkie szklane półki były połamane, żywność wypadła na podłogę. A wszystko skąpane w piwoie, które wyciekło z rozbitej butelki. NAszczęście karto mleka był cały. Ukoił gardło i pozwolił nabrać myśli.

"Kto to zrobił? I po cholerę? Przecież nic nie zginęło. Raczej..."

Usłyszął pukanie do drzwi. Zajrzał przez Judasza, po drugiej stronie stała atrakcyjna blondynka.
Uchylił lekko drzwi.
-Dzień dobry, jestem Melanie Sue z tygodnika "Streets". Chciałabym z panem porozmawiać odnośnie tego co sie tutaj wydarzyło.
-Kto pani doniósł?
-Policja, mamy swojego człowieka na posterunku. Wpuści mnie pan czy mam dalej stać i byc obiektem zainteresowania wścibskich sąsiadów?

Dorian usłyszał nerwowo zatrzaskiwane drzwi sąsiadki obok.

Candem, Blue Corner

Max, Luther i B.B. stali w cieniu wiaty byłej hurtowni papierosów. Hurtownia poszłą z dymem ponadł pół roku, temu, ale do dzisiaj straszyła asmalonymi ścianami, na które niedługo potem naniesiono kolejne warstwy grafitti.
Kilka metrów dalej zaparkował Ingot z czterema Włochami w środku. Uzbrojeni w pistolety, jeden z nich miał micro UZI. Silnik pracował na jałowym biegu, dwóch Włochów okrążało budynek Hurtowni. Szli powoli, uważając na nieliczny gruz.
Do trzech dilerów podeszłą trójka studentów. Jeden z dilerów splunął pod nogi jednemu ze studentów. Studenci byli biali.
-No czego, mamusi szukacie?
-Kupujemy.
-A macie kurwa kasÄ™?
-Tak, mamy, dawaj sześć dawek.
-To pokaż pie... A....! - krzyknął, kiedy pierwsze kule zagłębiły się w jego plecach.
Studenci zaczęli biec w stronę King Street. Jeden z nich dostał i padł na ziemię. Reszta biegła. Podjechał Ingot, włosi wskoczyli do środka.
-Za nimi, zero świadków! - krzyknął ich przywódca z siedzenia obok kierowcy.

King Street, Taxi #57

-Dokąd was zawieść? - nie znając celu Thomas ruszył, chciał jak najszybciej stąd odjechać.
-Hepburn, Colonial Ave - powiedział Slevin.
-Mnie w to samo miejsce - dodał Jack - muszę wpaść jeszcze do całodobowe.. - nie skończył, kiedy pierwsza kula uderzyła w tylną szybę, rozbijając ją na drobne kawałeczki. Cud, że nikt nie dostał. Przednia też była rozbita. Następna kula zabębniła w karoserią bagażnika.
Thomas spojrzał w lusterko. Dwójka studentów których wiózł, pędziła ulicą w jego kierunku, za nimi jechał niebieski Inglot z facetem wychylonym przez okno i strzelającym krótkimi seriami z pistoletu maszynowego. Minęła może jeszcze sekunda, kiedy obaj studenci leżeli na drodze, a ci z samochodu zaczęli strzelać do taksówki.
-Gazu! - krzyknÄ…Å‚ najemnik.
Jack skulił się za oparciem, rozpiął kurtkę. Dopiero teraz Slevin zauważył, że Jack ma broń. Był to rewolwer o krótkiej lufie. Slevin rozpoznał, że jest to Trooper, Colt Trooper.

"Mój wóz, niszczą mój wóz" - Thomas był bliski obłędu, taksówka to było wszystko, co miał. Inglot ścigał ich zawzięcie
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline