Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2011, 12:57   #162
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Jakże dobrze się czułem w salonie gubernatora Samaris. Polubiłem tego spokojnego człowieka. Był, jak miasto, którym władał. Uporządkowany, cichy, w pewien sposób majestatyczny, lecz po jakimś czasie mógł okazać się – czego obawiałem się nieco na wyrost - nudny.
Rozmowa toczyła się leniwie, w rytmie stukotów kieliszków. Dyskusje były bardzo ciekawe, lecz poruszały te sfery egzystencji, które były dalekie od mych oczekiwań. Same jednak osoby dyskutantów powodowały, że wsłuchiwałem się w nie z zainteresowaniem od czasu do czasu upijając łyk wina, czy też smakując maleńką porcyjkę podanych potraw.

Kuchnia Samaris, podobnie jak język, była zbliżona do tej, jaką pamiętałem z Xhysthos. Nawet przyprawy smakowały tak, że wzbudzały wspomnienia. Te miłe, ale niestety też i te smutne – wspólne obiady z rodziną. Śmiech żony i dziecka. Coś, co nigdy nie wróci. I szaleństwem było marzyć, że Samaris zmieni ten stan rzeczy.
Spojrzałem, tknięty tą smutną myślą, w stronę Roberta Voighta, który – podobnie jak ja – raczej przysłuchiwał się dyskusji. Robert wyczuł mój wzrok, odwrócił twarz. Nie chciałem, by zobaczył prawdę w moich oczach więc posłałem mu porozumiewawcze spojrzenie mówiące „ależ gaduły” i znów wróciłem do konwersacji.

* * *

Potem Blum obwieścił swoją dość zaskakującą decyzję. Watkins zaczął klaskać. A ja upiłem drobny łyczek wina maskując w ten sposób zdziwienie.
Azyl? Posunięcie godne albo wizjonera, któremu Rada ograniczała swobodę działania, albo przestępcy, nad którym ciążył wyrok. Nie miałem jednak zamiaru psuć relacji Xhysthos z Samaris z powodu jednego człowieka. Zgoda gubernatora, tak szybka, bez zbadania powodów troszkę mnie zaskoczyła. Miałem go za człowieka bardziej powściągliwego w swoich decyzjach i kierującego się analizą sytuacji, a nie emocjami. Ale to również zamaskowałem. Nie klaskałem, nie śmiałem się, nie gratulowałem, nie okazywałem emocji, Byłem teraz negocjatorem Rady i wszystkie wyuczone reakcje, wyglądające dla postronnych jak naturalne, wzięły nade mną górę. Udawałem lekkie zdziwienie, ale nie oszołomienie. Udawałem człowieka, którym nie był w tej chwili. A jednocześnie analizowałem swoje kolejne ruchy.

Czy Blum cokolwiek znaczy z punktu widzenia naszej misji dyplomatycznej? Czy coś
znaczy dla mnie? Dla innych? Czas zapewne pokaże.

- O tej porze roku ocean musi być piękny, gubernatorze - powiedziałem, badając reakcję władcy Samaris i zmieniając temat pogawędki na taki, który wzbudził już kontrowersje Clarka. Teraz ciekawiła mnie reakcja Gubernatora.

- Tak...Piękny. - gubernator zdawał się z wdzięcznością przyjąć zmianę tematu. Reakcja natomiast była spokojna, wyważona, bez śladu jakiejkolwiek ekscytacji lub zdenerwowania. - Jednak jak wiele rzeczy, które są piękne, bywa również śmiertelnie niebezpieczny. Zwłaszcza na tym wybrzeżu. Jak już pewnie Panowie zauważyli, musieliśmy odgrodzić się od tego piękna potężnym murem - by móc nie bać się każdego dnia, że jego jeden kaprys unicestwi nas bez słowa ostrzeżenia.

Potem do dyskusji włączył się profesor Watkins i jemu pozostawiłem granie pierwszych skrzypiec. Był w tym doskonały.

Rozmowa toczyła się dalej, a ja wtrącałem się do niej, co jakiś czas, by nie wyjść na mruka i bacznie obserwowałem resztę wyprawy, a szczególnie Bluma i Roberta. Wiedziałem, że mój przyjaciel nie zostawi tego tak po prostu. Zastanawiało mnie, co zrobi?

* * *


Później, w hotelu wziąłem dziennik, z zamiarem zapisania kilku zdań. Siadłem za ozdobnym biurkiem w moim pokoju i zawiesiłem pióro nad kartką. Spojrzałem na zegar. Postawiłem pierwszą literę....

* * *

... postawiłem pierwszą literę. Spojrzałem na zegar i zadrżałem.

Niemożliwe!

Minęła prawie godzina, a ja postawiłem tylko jedną literę!

Wielkie „J”, obok którego widniała duża, ciemna plama z inkaustu.

Spojrzałem na nią zdziwiony.

W Xhysthos żył pewien znawca ludzkiej natury, który pisał, że to, co widzimy w takich właśnie plamach świadczy o tym, jakimi jesteśmy ludźmi. Czy tym człowiekiem nie był przypadkiem profesor Watkins? Musze się go zapytać.

Ja bowiem widziałem w tej plamie fale. Jak grzywacz nad oceanem, który zobaczymy za blisko miesiąc. Jak smak wolności.

Pióro było suche, ale nie chciało mi się go namoczyć.

W końcu jednak się przełamałem.

Miałem zamiar posiedzieć dzisiejszego wieczora i uzupełnić kronikę naszej wyprawy. Mój retrospektywny dziennik podróży. Miałem zamiar pisać tak długo, aż dotrę do momentu, kiedy przekroczyłem mury Samaris.

Samaris.

Zadrżałem. Znów usłyszałem te dziwne odgłosy. Szum oceanu, jak próbowali tłumaczyć sobie to mieszkańcy. Dlaczego jednak nie potrafiłem uwierzyć w ich tłumaczenia?
 
Armiel jest offline