Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2011, 13:33   #5
daamian87
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Ognisko płonęło na środku jaskini. Wysuszone drewno poddawało się bez walki niszczycielskiemu działaniu płomieni. Trzaski nadawały zimnemu wnętrzu jamy namiastkę domowej atmosfery. Cienie tańczyły wesoło na ścianach. Na małej, podróżnej patelence podgrzewał się ciepły posiłek, pierwszy od kilku ostatnich dni. Powietrze wypełnił zapach podgrzewanego posiłku, dodatkowo skurczając i tak już mocno ściśnięte, puste żołądki niczym wiązane coraz mocniej sznurki w gorsecie taniej portowej dziewki, chcącej przypodobać się powracającym z rejsu marynarzom.


Posłania ułożone w około paleniska zapraszały, obiecując ciepło i błogi sen, jak w ramionach matki w czasach dzieciństwa, tak bardzo przez wszystkich wyczekiwany. Kilka ostatnich dni przyniosło dużo nieoczekiwanych zdarzeń, co wyczerpało zasoby energii najwytrwalszych z towarzyszy. Kiedy ostatni z kamratów ułożył się na swoim miejscu i zamknął oczy, w jaskini zapadła głęboka cisza przerywana jedynie odgłosami wydobywającymi się z ogniska.

Sny nawiedzające każdego z osobna, lub też wszystkich jednocześnie były tej nocy spokojne. Widać święte miejsce elfów służyło spokojowi i odpędzało koszmary senne.

Ranek nadszedł zdecydowanie za wcześnie. Z ogniska pozostał jedynie żar, jednak temperatura we wnętrzu jaskini utrzymywała się na znośnym dla człowieka poziomie. Lekkie śniadanie na początek dnia przed kolejnym etapem ich podróży zjedli dość szybko.
Próba odnalezienia elfów nie przyniosłaby żadnych efektów. Mimo chęci dowiedzenia się czegokolwiek o swoim rannym kompanie, było to po prostu niemożliwe. W okolicy nie widać było ani jednego elfa, nie mówiąc już o śladach należących do przedstawicieli tej zakochanej w naturze rasie. Pozostawało mieć nadzieję, że Ianowi nic nie grozi.

Wszyscy byli gotowi do wyruszenia w drogę po spakowaniu się w dosłownie kilka minut. Wszyscy z wyjątkiem jedynej kobiety. Ta pakowała wszystkie elementy swojego ekwipunku ze starannością zakonnika, przepisującego jedyny egzemplarz niezwykle wartościowej księgi w nieznanym sobie języku, nie reagując na jakiekolwiek komentarze i prośby o pośpieszenie się.

Na szczęście grupie udało się opuścić jaskinię przed południem. Słońce nieśmiało zaglądało spomiędzy licznych chmur. Nieliczne jednostki zwierząt latających, zwane popularnie ptakami, przysiadły na bezlistnych gałęziach, wyszukując jakiegokolwiek pożywienia.


Panujące warunki pogodowe nie zachęcały do spacerów. Prawdę powiedziawszy nikt przy zdrowych zmysłach nie pchałby się na spacer o tej porze roku. Jednak grupa poszukiwaczy przygód wplatana w większą aferę niż się spodziewali brnęła przed siebie, kierując się do Suzail. Pogoda nie byłaby straszna, gdyby tropiciel, który do poprzedniego wieczora był mężczyzną, nie zgubił się po drodze trzykrotnie. Strata poczucia kierunku była nad wyraz bolesna dla całej grupy, która kilkukrotnie krążyła wokół jednego miejsca.

W końcu pod nogami zagubionych nieco podróżników dało się wyczuć kamieniste, równe podłoże. Świadczyło to o jednym: trafili na drogę. Po ustaleniach, które z racji przebywania w grupie kobiety trwały nieco dłużej niż normalnie, drużyna ruszyła w kierunku południowym, a przynajmniej taką mieli nadzieję. Śnieg na szczęście nie był zbyt duży i ciężki, przez co podróż nie była aż tak męcząca.

W oddali zamajaczyła mała karawana. Im bliżej do niej było, tym dziwniejsze się wszystko wydawało. Trzy wozy, z czego tylko jeden stojący na kołach, przysypane były delikatnie śniegiem. Nigdzie nie widać było śladów koni. W okolicy wozów oraz w kilku miejscach dookoła widniały ślady krwi. Wniosek mógł być tylko jeden. Niedawno miała miejsce walka. Towarzysze stali w pewnej odległości od wozów. Mogli obejść pobojowisko, nie podchodząc do miejsca zdarzenia, bądź sprawdzić czy ktoś nie został. Wszystko zależało od ich sumienia. I ewentualnie chęci zysku, bowiem karety wyglądały na dość mocne, co mogło świadczyć o transporcie złota bądź innych kosztowności.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline