Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2011, 21:04   #1
Nathias
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
[D&D FR/storytelling] Wielka wyprawa

Varia weszła do świątyni. Przytłaczała ona swym ogromem i dostojnością. Gdy odrzwia zamknęły się za kobietą jej uszu dotarła nieprzenikniona cisza i spokój. Ruszyła ku komnatom mistrza, a jej kroki odbiły się głębokim echem od marmurowych ścian. W części mieszkalnej świątyni kręciło się więcej kapłanów a każdy witał Varię ukłonem i uśmiechem. Korytarz ciągnął się na kilkadziesiąt metrów. Wzdłuż ściany regularnie rozsiane były drzwi do kwater kapłanów. Wszędzie dało się dostrzec symbole Helma i nieskazitelny porządek. W końcu kapłanka dotarła do komnaty mistrza. Ciężkie drzwi z okiem helma i zdobioną kołatką. Zastukała. Gdy zaproszono ją do środka, weszła.
W środku, na swoim stałym miejscu siedział mistrz. Był to człek już dość sędziwego wieku, na którym życie odcisnęło swe piętno. Wzrok jednak miał łagodny i dobroduszny.
-Wzywałeś mnie mistrzu?
-Ah, Varia. Tak, tak. Usiądź proszę. – kapłan wskazał kobiecie krzesło.
-Mam nadzieję, że nie znudziło cię zbytnio czekanie i wybaczysz mi słabości starego umysłu.
Mężczyzna zamilkł na chwilę, jakby zastanawiał się nad kolejnymi słowami.
-Chciałbym ci przedstawić mojego przyjaciela. Arman Vladikov. Ma on dla ciebie pewną propozycję. Wiem, że masz już dość siedzenia w świątyni i wierzę, że chętnie wyruszysz w końcu w trasę. Znajdziesz w tym liście.
Arman był wysokim mężczyzną o spokojnym spojrzeniu i łagodnym uśmiechu. Na znak kapłana wręczył bez słowa zwój dziewczynie.

***


Elf przybył do miasta tuż przed zmrokiem i pierwsze swe kroki skierował do najbliższej karczmy, by wynająć pokój. Zajazd ten był jednym z podlejszych, jakie Leoril spotkał na swojej drodze, jednak nie miał zamiaru kręcić się po mieście po zmroku. Zamówił strawę, napitek i poprosił o pokój rzucając karczmarzowi kilka monet na bar. Znużony podróżą wszedł skrzypiącymi schodami na piętro. Na krzesło poleciał plecak i płaszcz. Nie myślał o niczym innym jak o posiłku u odrobinie snu. Gdy tylko szynkarz przyniósł kolację, elf szybką się z nią rozprawił, zamkną drzwi i przygotował się do odpoczynku.
Gdy wybudził się z transu rozejrzał się po pomieszczeniu. Wszystko było tak jak zapamiętał to z poprzedniego wieczora poza dwoma szczegółami. Drzwi nie były zaryglowane, a na stole leżał zapieczętowany zwój. Elf nie wiedząc co o tym myśleć, zaczął czytać.

***


Noc była spokojna i nie zapowiadała kłopotów. Karczma nie różniła się niczym od ostatniej, w której miał spędzić noc we Wrotach Baldura. Teraz jednak nikt nie zwracał na mężczyznę uwagi, choć ten usilnie starał się znaleźć w oczach bywalców coś podejrzanego. Zjadł kolację i udał się na zamówioną wcześniej kąpiel. Po ostatnich wydarzeniach Keris potrzebował chwili odprężenia dla siebie i bardzo dobrze mu to zrobiło.
Po odbytej kąpieli Keris kręcił się jeszcze jakiś czas bez celu, po czym uznał, że czas na spoczynek. Ostrożności jednak nigdy za wiele. Zabezpieczył pomieszczenie jak mógł najlepiej. Gdy uznał, że zrobił wszystko, co uznał za niezbędne oddał się w objęcia błogiego snu.
Obudził się o świcie. Przezornie rozejrzał się. Wszystko było na swoim miejscu. Nic nie zginęło. Nikogo nie było. Wstał i od razu jego uwagę przykuł zwój leżący na stole. Sięgnął po niego i rozpieczętował. Okazało się, że nie jest to jeden zwój a dwa. Na jednym na dodatek był ktoś, kogo znał…


***

Dni mijały i zaczynały się Leodenowi dłużyć. Odpoczynek odpoczynkiem, ale ileż można poklepywać kelnerki w karczmie? Dni mijały mężczyźnie powoli i zaczął on się rozglądać za jakimś zajęciem, co by mógł czas zabić. Zatrudniał się w kilku miejscach, lecz na krótko. Wybitnie stacjonarna praca mu nie odpowiadała. Pewnego poranka, po przebudzeniu stwierdził, że na stole leży zapieczętowany pergamin. Dziwne to było, bo czemu ktoś miał do niego listy wysyłać, ale ciekawość zwyciężyła i zaczął czytać.

***

Podróż była długa. Jednak Bodvar, przymuszony brakiem gotówki i doskwierającą nudą wolał to, niż siedzenie w karczmie i zbijanie bąków. A gdy okazało się, że jego kuzyn też wyrusza na szlak nie zawahał się nawet na chwilę. Szli do Athkatli, wykonując po drodze kilka zleceń, których się podjęli jeszcze w Neverwinter. Nic trudnego, a płacili nieźle.

Duningan miał do załatwienia w Athkatli jakieś sprawy dotyczące jego zakonu. Bodvar nie specjalnie się tymi sprawami interesował, więc nie kuzyn go nie w wtajemniczał w szczegóły. Ważne było, że się dogadywali i mogli pić na umór.
W mieście kuzyni rozdzielili się. Duningan ruszył za swoimi sprawami, a Bodvar postanowił uszczuplić odrobinę swoją kiesę w jednej z karczm.

Był już po kilku mocniejszych piwach, gdy do karczmy wszedł posłaniec niosąc list dla krasnoluda. Bodvar łypną na pachołka spode łba. Ten zmieszał się i oddał list. Krasnolud schował zwój za pazuchę i zamówił następną kolejkę. Lektura może poczekać do jutra.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...

Ostatnio edytowane przez Nathias : 15-06-2011 o 17:21.
Nathias jest offline