Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2011, 22:41   #24
Morg
 
Morg's Avatar
 
Reputacja: 1 Morg nie jest za bardzo znanyMorg nie jest za bardzo znany
Późny wieczór, za oknem powoli cichł zwyczajny obozowy harmider, a do pokoju wlewał się przyjemny chłód. Liang siedział, popijając herbatę nad lekturą najnowszej powieści Ledaal Zhen – choć pracy zostało jeszcze co nie miara, to i Smoczokrwiści potrzebują co jakiś czas chwili odprężenia. To był długi dzień...

Przeprowadzka do Cytadeli – choć wciąż nie zakończona – spowodowała całą serię zajść. Nawet pomijając oczywistą kwestię przygotowań do wojny, którymi musiał się zająć, skoro zgodził się objąć dowództwo, to ani Cherak, ani Tepet nie cierpieli na brak problemów. O ile zaś miasto zmagało się z przeciwnościami od dłuższego okresu, to kłopoty oficera zaczęły się porankiem. Kiedy siedział w gabinecie nad mapą Północy, myśląc nad planami inwazji (i przy okazji próbując nauczyć czegoś Stellę), rozległo się pukanie do drzwi. Pokojówka, która weszła do pokoju przybywała z wieściami z Książęcych Rozstai, z samego środka Wyspy.
List, który przyniosła wywołał u adresata widoczne objawy głębokiego zaskoczenia. Czym prędzej odprawił dziewkę, każąc zakwaterować ją w odpowiednich komnatach. Gdy tylko strażnicy z nią wyszli, zdumienie na jego twarzy zaczęło przeradzać się w rozpacz. Epistoła przyszła bowiem nie od rodziny, a od narzeczonej.

Wziął kilka oddechów i zaczął czytać tekst raz jeszcze, tym razem na spokojnie. Jeśli odcedzićby ten list z pustej (tego był akurat stuprocentowo pewien) etykiety, to wszystko zapowiadało problemy po powrocie z wyprawy... Mei przyjeżdżała. Mało tego, domagała się iście Wyspowych luksusów, a przede wszystkim nie szło w związku z tym dłużej odwlekać ślubu. Tepet oparł się na łokciach i załamany schował twarz w dłoniach.

Liang? — Stella uniosła brwi, widząc jego zrozpaczoną minę.

Katastrofa... — westchnął, a po dłuższej chwili dodał — Jakby jednego Mnemona w mieście było mało...

Przysyłają generała, satrapę czy obu? — zainteresowała się dziewczyna.

Gorzej... to rodzina najwidoczniej nie ma ochoty mi odpuścić. Jakbym miał mało problemów – legion, miasto, chaos. Jeszcze muszą mi kobietą głowę zawracać.

Nie wspominałeś, że jesteś żonaty! — zdziwiła się wyraźnie.

Bo NIE jestem — odparł zdecydowanie — tylko najwyraźniej nie wszystkim to odpowiada. Szczególnie mojej familii, która przypomina mi nieustannie o obowiązku spłodzenia odpowiedniej ilości dzieciaków. Oczywiście w kwestii tego z kim nie mam wiele do gadania...

I to jest ten koszmar, z powodu którego wyglądasz, jakby stratowało cię stado yeddimów? — pokręciła głową. — Rzeczywiście brzmi paskudnie. Jest o tyle starsza? Taka brzydka?

Starsza niespecjalnie — machnął ręką — brzydka owszem. W dodatku totalna ignorantka, a zachowująca się jakby posiadła wszystkie rozumy swojej prababki. Ale jakie to ma znaczenie? Wciąż nie rozumiem czemu to ktoś ma za mnie decydować z kim spędzę resztę życia.

Jeśli ignorantka, to przynajmniej nie będzie stanowić konkurencji. Połączenie rodów Mnemon i Tepet w momencie, gdy intelektualnie to TY jesteś górą chyba powinno odpowiadać ci bardziej, niż ciągła walka o pozycję... — Gwiazdka spokojnie rozważyła za i przeciw, próbując wczuć się w sytuację nieszczęsnego oficera, ale nie zdołała stłumić wyjącego głośno poczucia babskiej solidarności. — Poza tym, to przecież nie jej wina, że jest brzydka!

Nie, przebywanie z ludźmi nieporadnymi intelektualnie nie jest moim marzeniem. I nie mówię, że to jej wina, że jest brzydka, ale czy to oznacza, że muszę od razu pakować się w związek? — zaaferował się — Zwyczajnie jej nie lubię, myślałem nawet, że zauważyła, ale najwyraźniej się pomyliłem. To powinna być moja decyzja, rodowi i tak poświęcam już całe życie zawodowe. Tymczasem pakują mnie w przymusowy mariaż z kimś z kim bym nawet w karty nie zagrał, co dopiero mówić o wejściu do łóżka.

Może jeszcze ktoś ci życzliwie doradził, żebyś zamknął oczy i myślał o Błogosławionej Wyspie?... — zażartowała, krzywiąc się z niesmakiem. Najwyraźniej miała podobną opinię na temat zaaranżowanych małżeństw. — A tak poważnie, zauważyła czy nie, naprawdę sądzisz, że to by cokolwiek zmieniło? Nie sądzę, żeby to ona odpowiadała za aranżację małżeństwa, trzeba było raczej uderzać wyżej. Co jak znam życie i tak by nic nie dało. Ja widzę dwa wyjścia. Albo przekonasz swoją rodzinę, że z jakiegoś powodu to małżeństwo nie jest opłacalne z powodów politycznych, albo pogódź się z tym, załatw jej jakąś miłą siedzibę gdzieś daleko i wpadaj tam raz na parę lat wyprodukować co trzeba. Jeśli się nie lubicie, jej taki układ również powinien odpowiadać.

Naturalnie, że próbowałem rozmawiać z rodziną, do Mei pretensji nie mam i oczywiście, że to nic nie dało. Szczególnie po Daremnej Krwi zaczęli coraz bardziej przyspieszać przygotowania. Po tym jak poszedłem za Ejavą do Czerwonego Legionu niby nic z tego nie wyszło, ale jak tylko pojawiła się opcja transferu, to temat wrócił... i jak widać wraca szybko, mimo chaosu w Cherak. Mogę w tym momencie tylko próbować coś odwlec — westchnął — Umm... Ty nigdy nie miałaś podobnego problemu?

Stella roześmiała się cicho.

Zwykle kiedy pojawiała się na horyzoncie taka opcja, gwałtownie okazywało się, że w okolicy znajduje się znacznie lepsza kandydatka... Do czasu, aż uznałam, że czas przestać się migać, zanim ktoś nie uprze się na jakiegoś umierającego ze starości półgłówka. Nie masz może brata? Albo kuzyna, który marzy o wpływowej Mei?

Czyli ostatecznie wyszłaś za kogoś? — zainteresował się Tepet — I jak wam idzie? I, swoją drogą, czemu nie przyjechał z Tobą?

Mnie się nie spieszy, jemu się nie spieszy. Ja chcę jeszcze pooglądać trochę świata, zanim się ustatkuję, on również. — Wzruszyła ramionami. — Na wszystko przyjdzie odpowiedni czas. Zresztą obie rodziny przed sfinalizowaniem transakcji wolałyby zachować ją w tajemnicy — dodała, wyraźnie dając do zrozumienia, ze nie życzy sobie szczegółowych pytań na ten temat.

No nic, mam jeszcze trochę czasu, a na razie czeka nas wyprawa, nad tym całym ślubem będę miał kiedy pomyśleć — odpowiedział — Ale szkoda, że go nie znam, chętnie bym się zamienił — roześmiał się.

Marne szanse, żebyś złapał go na wędkę z uroczą Mei, choćby była druga w kolejce do tronu po swojej szanownej praprababce — zachichotała. — Dziękuję za uznanie, Liangu, ale chyba musimy wykombinować inne rozwiązanie. Zresztą dopóki jesteś tutaj, na północy, chyba ze ślubu nici?

Też tak myślałem... dopóki nie przeczytałem tego listu. Przyjeżdża tu – i chce, żebym jej znalazł pięć posiadłości. Pięć. Pomijając to, że właśnie wyruszamy na wojnę, to wydawało mi się, że nie jestem tu po to, by spełniać czyjeś kaprysy...

Panna Cathak zastanowiła się przez chwilę.

Pięć posiadłości nie brzmi jak jakiś wielki problem. Ale przyjeżdża? Do zniszczonego miasta i pod nos Byka Północy? Aż tak jej zależy?

Nie byłoby wielkim problemem, gdybym je miał. A nie mam i nie mam czasu tego załatwiać. Przyjeżdża do zniszczonego miasta, jak sama mówisz, i jeszcze oczekuje że znajdzie na miejscu luksusy — Liang pokręcił głową — Nie wiem czy ona kiedykolwiek widziała jak wyglądają Kresy. I założę się, że nie tyle jej zależy, co musi się czymś pochwalić znajomym damom.

Mógłbyś próbować jej wyperswadować, ale podejrzewam, że na to może być już za późno. Jeśli mam rację, to nie ma rady, zleć komuś załatwienie tych posiadłości. Na pewno w tej chwili w mieście są takie, które pozostają bez właścicieli. Jeżeli pani lubi luksusy, raczej nie powinno jej przyjść do głowy ściganie legionu w pogoni za porywem serca oraz manią kolekcjonowania męskich trofeów. Nie, jeżeli w alternatywie ma zniechęcanie do siebie całego Cherak. A w tym czasie spróbuj się zorientować, czy któryś z twoich bliskich krewnych przypadkiem nie marzy o żonie z rodu Mnemon... — odpowiedziała, po czym dodała z łobuzerskim uśmiechem:
Najlepiej taki, który czymś zalazł ci za skórę!
Tamta rozmowa poprawiła mu trochę humor, ale sprawy prywatne był zmuszony odłożyć na później – do przybycia statku z Błogosławionej Wyspy zostało sporo czasu, a armie na Damanarę wyruszały w ciągu kilku dni.

Przede wszystkim zdążył zadecydować o losie buntowników z Rady Ocalenia, dla których dobroci w sercu wiele nie miał. A raczej nie dla wszystkich, bo choć nie miał czasu na przesłuchiwanie każdego, to jeden z nich wzbudził jego ciekawość – ciekawość, która zaowocowała ułaskawieniem.

Admirał Ferem Helkar. Sprawny dowódca, cieszący się popularnością wśród miejscowych, w dodatku podczas rebelii nie biorący w niej aktywnego udziału. Rozmowa, którą z nim przeprowadził popołudniem rokowała spore nadzieje – nawet, jeśli wziąć pod uwagę ryzyko.

Admirał Ferem Helkar był niegdyś potężnym mężczyzną, choć uwięzienie najwyraźniej mu nie służyło. Twarz miał pokrytą brudem i skrzepłą krwią, a strażnicy musieli go przytrzymywać: praktyki stosowane do uwięzienia i transportu Smoków pozostawiały dość mało miejsca na jakąkolwiek formę aktywności własnej.

Kiedy go wreszcie żołnierze dociągnęli Ferema, rzuciwszy go na miejsce przed Tepetem, ów ciężko odbił się od stołu. Przez chwilę wydawało się, że na stoliku pozostanie. Wreszcie jednak, zebrał w sobie dość siły, aby utrzymać pionową postawę i spojrzał hardo na Tepeta.

Admirał Ferem Helkar? Wybaczcie brak ogłady u moich podwładnych – kazałem im Was przyprowadzić, a nie wrzucić... jak widać niektórzy nie rozumieją tej subtelnej różnicy — rozpoczął Liang, po czym wskazał ręką na puste krzesło. — Usiądźcie, proszę.

Przez ostatni tydzień zdołałem do przywyknąć... — zauważył sucho, próbując lepiej się usadowić. Nie było to dla niego zadanie najłatwiejsze: więziennictwo Wyspy w tym aspekcie opierało się na prostym założeniu, iż po dostatecznej liczbie dotkliwych ciosów więzień nie ucieknie. A jednak, wigoru w utrzymywaniu (z grubsza) mógł mu pozazdrościć niejeden zdrowy... — Czemu zawdzięczam zainteresowanie...? — zaczął, pomijając formuły grzecznościowe.

Czemu? Jesteście sławni, admirale — odpowiedział Tepet, a w międzyczasie do komnaty wszedł kucharz, przynosząc jadło — i to nie tylko ze swoich talentów wojennych. Odnoszę wrażenie, że los miasta nie jest Wam obojętny. Sporo złego ostatnio się działo, pomyślałem, że moglibyśmy porozmawiać o tym przy obiedzie. Legion potrzebuje utalentowanych ludzi, a i Cherak mogłoby sporo zyskać na takiej współpracy.

Pierwszą reakcją na słowa Tepeta było zmarszczenie krzaczastych brwi. Grymas ten, przydający Helkarowi jego legendarnego wyglądu „przygłupa z Feremów”, trwał ledwie sekundę – później żółta kreska zniknęła, a przesłuchiwany znów wyglądał normalnie.

Więc dobrze słyszałem, co strażnicy plotkowali: szykuje się wojna z Bykiem...? — rzucił, jakby szukając potwierdzenia u swego rozmówcy.

Dobrze, dobrze — przyznał Liang — choć nie wiemy jeszcze na jaką skalę i czy z samym Bykiem, czy tylko jego sługami. Z jednej strony, Legion zawsze szuka sprawnych dowódców, a z drugiej... te ziemie potrzebują przywrócenia stabilności – równie dobrze mogłaby ona przyjść z Cherak. Pomyślałem więc, że może mamy wspólne interesy. Co o tym sądzicie, admirale?

Ferem słuchał z uwagą, lecz po chwili parsknął.

Nie wiem, kto mnie opisywał, ale musiał sporo przesadzić... — powiedział, stłumiwszy następne parsknięcie — Od lat nie walczyłem na lądzie. Nadzieje pokładane w moim mieczu są równie marne, jak wizje Siódmego Legionu przychodzącego Cherakowi z odsieczą. — stwierdził lekko, natychmiast jednak zmieniając temat — Mogę coś zmienić na morzu – nie mylę się chyba, że w tym zamieszaniu ileś statków zniknęło i korsarzyć może, co...? Mogę też pomóc radą – mało kto równie dobrze zna Cherak, jak ja... Ale oczywiście, mam swoje warunki.

Jak najbardziej, liczę, że się dogadamy. Jakie dokładnie?

Primo: flota. Nie dbam, czy pozostanę admirałem...ale (imię) i (imię) to dobrzy dowódcy, a nic wspólnego z buntem nie mieli. Jeśli nie posiadacie wielkich kapitanów, chcę, abyście nie niszczyli działającego systemu. — stwierdził, patrząc Liangowi prosto w oczy — Secundo: Feremowie. Chciałbym, abyś oszczędził śmiertelne żony czy matki – one nic zrobić nie mogą. Chciałbym też, abyś oddał dzieci do adopcji. Jest wiele czasu, aby zapomniały... A dlaczego tracić kogoś, kto może zostać Smokiem? — wziął głęboki wdech, i mówił dalej — Wreszcie, znam kilku zdolnych krewniaków, którzy nie poparli buntu. Jeśli jeszcze ich nie złapaliście, chciałbym dla nich ułaskawienia. Wolałbym mieć ich przy sobie, aniżeli po stronie Byka Północy. Oczywiście, kilku ludziom może się to nie spodobać... Ale myślę, że mogę pomóc ci ich zadowolić.

Nie ma problemu. — zgodził się z radością oficer — Chętnie skorzystam z Twojej rady, co zaś do Twojej szarży admiralskiej... w tym momencie to by było dość trudne, ale chciałbym, żebyś wszedł w skład marynarki, która będzie wspierać armię przy marszu na Damanarę. Jeśli wygramy tę wojnę... cóż, myślę że wszyscy będą w uznaniu Twoich zasług.
Helkar mógł być przydatnym człowiekiem, nie żądał zresztą niczego czego Liang sam nie planował uczynić, jednakże... cóż, pewną rzeczą było, że takie posunięcie nie wróżyło pozytywnych reakcji ze strony otoczenia, przynajmniej na początku. Sam miał nota bene wątpliwości co do szczerości i lojalności byłego admirała, ale starał się, na tyle na ile potrafił, nie okazywać tego na zewnątrz. Albo stary Ferem się sprawdzi, albo nie – zagranie było co prawda ryzykowne, ale możliwe korzyści zdecydowanie przeważały nad zagrożeniami. Odpowiednie dokumenty były już podpisane – Helkar został ułaskawiony, choć ziemi i tytułów rzecz jasna nie odzyskał, a ścięcie pozostałych kluczowych członków Rady odbędzie się wczesnym popołudniem następnego dnia. Dobrze będzie mieć więcej, niż jedno źródło informacji na temat tego co dzieje się w Cherak...

A działo się ewidentnie niezbyt dobrze – port wciąż był w fazie mniejszego, lub większego chaosu, straż miejska dalej nie miała kapitana, a na całej sytuacji bogacił się ród Enumów, mający najwyraźniej sporą chętkę na zajęcie miejsca po Feremach. Liang miał z kolei nadzieję na sprowadzenie tu własnego domu... Enumów jednak nie można było lekceważyć – w chwili obecnej stanowili trzon miejskiej administracji, a ich wpływy cały czas się powiększały. Nie wiedział jeszcze jak bardzo, ale już rankiem wysłał do Izayi pilny list z własną pieczęcią, w którym zlecał mu przygotowanie w przeciągu 24 godzin pełnej listy miejskich urzędników i dostarczenie jej do Cytadeli. Wiadomość była sformułowana uprzejmie, ale jasno z niej wynikało, że termin jest absolutnie nieprzekraczalny. Trzeba będzie próbować opanować sytuację – przede wszystkim spróbować wybadać bardziej długofalowe intencje Enumów. W tym momencie równie dobrze mogli być bardziej ostrożnymi Feremami... niemniej, współpracę z nimi będzie trzeba nawiązać – miasto nie może stanąć w obliczu urzędniczej obstrukcji.

Było trzeba również należycie nagrodzić legionowych oficerów, zdecydował więc o awansach i rozdziale uzbrojenia z cherackich arsenałów – przede wszystkim warstriderów, ale i innych artefaktów. Artyleria została przypisana do niektórych oddziałów, ale głównie do floty mniejszych statków, które miały wspomagać Legion podczas marszu na Damanarę. Swoją drogą, Zbroja Nieskalanych Smoków chyba całkiem dobrze mu pasowała, nawet akurat była w jego aspekcie. Na tyle dobrze, że będzie się trzeba zastanowić co zrobić ze starym magitechnicznym żelastwem, które nosił... ale to sprawa na później, może przyznać któremuś z niższych oficerów?... A może dorzucić do ekwipunku, który dostanie Stella?...

A skoro już mowa o niej, to nauka dziewczyny przebiegała lepiej, niż przewidywał. Była sprawna fizycznie, komunikatywna, nader pojętna i wykazywała chęć do nauki (nawet jeśli część rzeczy ewidentnie miała za nudne). W jaki sposób ludzie tacy jak Burger, czy Lisara zostają dowódcami, a całkiem, wbrew pozorom, bystre panny w rodzaju Stelli są wyrzucane ze szkół było kolejną zagadką Wielkich Domów... zapewne równie brudną, co pozostałe. Tymczasem jednak mogło się okazać, że dziewczę niedługo będzie w stanie zwyczajnie służyć w legionie i jeśli tak by się miało stać, to miał zamiar zaproponować jej formalne doń wstąpienie. Najwyraźniej i tak już długo migała się od jakiejkolwiek pracy (niesamowite, jak jej się to w ogóle udało?!), a lepsza chyba legionowa moneta, niż zakonna brzytwa (zdecydowanie nie miał ochoty wyobrażać jej sobie łysej), czy obcinanie domowego stypendium co dziesięć lat, bo w Kamiennym Pałacu – szkole dla niereformowalnych prowadzonej przez jego dalekiego wuja – przeżycia by jej nie wróżył. W sumie nie potrafił sobie wytłumaczyć dlaczego go to w ogóle interesuje, ale miał do panny Cathak jakąś bliżej nieokreśloną słabość.

Zastanawiał się też nad pomysłem kobiety, do której słabości już nie miał – inicjatywa wielebnej Ledaal niewątpliwe była interesująca, pytanie czy okaże się skuteczna. Cóż, na pewno nie zaszkodzi, a może pomóc. Przydałyby się tylko jakieś instrukcje dla nowych medyków, przygotował na razie szkic, ale to prowizorka. Choć jeśli popatrzeć prawdzie w oczy, to cała ta akcja to jedna wielka prowizorka. Kapłanka była zresztą dość intrygującą osobą, ni diabła nie mógł jej rozgryźć – widać było, że leży jej na sercu los zwykłych ludzi, ale w zachowaniu była niespotykanie spokojna, powiedziałby wręcz, że prawie bez emocji na twarzy. No i te całe jej zatargi z Deledem mogły okazać się dość niebezpieczne.

Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę powrót Gonu i wieści o okolicznej Anatemie. Teraz, właśnie wtedy, kiedy Legion miał wyruszać z miasta i zostawić je z niewielkim tylko garnizonem, pojawia się Anatema, która nie tylko umknęła oddziałowi mnichów, ale i najwyraźniej mocno mu dokopała. Doprawdy, lepiej być nie mogło.

Przeprowadzony pobór przyniósł niestety oczekiwane rezultaty – niestety, bo rezultaty oczekiwane były dużo mniejsze od potrzeb. Pod broń poszło niecałe trzy tysiące wolnych ludzi. Co prawda chętnie powołałby również i niewolnych, ale musiał wziąć pod uwagę północne zwyczaje trucia ich narkotykami... taki „żołnierz” nadałby się tylko na mięso armatnie, a i to niespecjalnie. Poza tym Cherak utrzymywało się z roli – ktoś musiał na niej pracować, a „dziwnym” trafem byli to akurat niewolnicy. Marna byłaby pociecha z wygranej wojny, gdyby się po powrocie miało okazać, że nie ma co jeść.

W sprawach miejskich radą służył Helkar, oszczędzony weteran już od samego początku miał mnóstwo do powiedzenia – szczególnie w kwestiach podziału majątków i stanu miejskiej administracji. Zwłaszcza w kwestii nadziału ziem należących wcześniej do Feremów, czas naglił – każdy chciał się obłowić, a ilość gruntów była oczywiście skończona.

W tym interesie przyszła do niego nawet Stella. Liang co prawda nie planował żadnych większych nadań dla Cathaków, ale trudno było mu odmówić przedstawicielce tak znamienitego rodu, skoro osobiście do niego przyszła – szczególnie, że i tak planował dać jej symboliczną posiadłość... nie zaplanował za to otrzymanego całusa.

Co prawda były admirał doradzał, aby majątki przyznać w dużej części Wielkim Domom, z którymi ściągnęliby do miasta Smoczokrwiści, ale wykonywanie gwałtownych ruchów w przeddzień wojny wydawało się zbyt ryzykowne – nie było też powodu, aby skreślać ich z miejsca... choć zdecydowanie należało uważać. Tak więc zgodnie z wydanym dekretem, spora część ziem przypadła Enumom. Wielkie Domy – głównie Tepeci i Ragarowie – też dostały spory kawałek tortu, niemniej przeznaczone dla nich dobra trafiły do ludzi młodych i aktywnych, miast do rodowych matriarchiń i patriarchów.

Herbata powoli zaczynała się kończyć – nieuchronny znak, że należało wracać do pracy. Odłożył książkę na półkę, po czym ściągnął ze ściany srebrne lustro i położył je na stole. Tafla zaczęła migotać, rozszerzać się i zmieniać kształt – chwilę później leżała już przed nim trójwymiarowa mapa okolicy.

Hmm... a gdyby tak podzielić siły na dwie części?
 
Morg jest offline