Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2011, 23:28   #26
Serika
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
***

...potem do obozu wrócił kot i słownictwa, które wtedy padło, naprawdę nie powinno się przytaczać ani wśród dobrze wychowanych panienek, ani w ogóle. Krótko mówiąc, potwornie zdenerwowana i wkurzona Gwiazdka kazała się w te pędy wynosić temu nieodpowiedzialnemu, lekkomyślnemu, (tu dopisz dowolny epitet) futrzakowi, zanim ktoś skojarzy przemądrzałe kocie bóstewko z niebezpieczną bestią. Zwłaszcza, że komuś zachciało się odgrywać herosa i szarmancko przedstawiać! Miaucelot, i wszystko jasne! Nie miała żadnych powodów, żeby ufać kapłance, nieważne, jak miłej i uprzejmej, a osobiście niespecjalnie wierzyła w Sigurdowe zabezpieczenia. Gdyby to JEJ zafundował taki prezent, naprawdę nie chciałaby być na jego miejscu! Lunar pomarudził trochę dla zasady, ale wiedział równie dobrze jak ona, że pozostawanie w obozie nie było dobrym pomysłem.

Cudownie, nie ma to jak zostać samej!

Dziewczyna trochę się uspokoiła po tym, jak Meyumi w rozmowie z młodym Tepetem ani razu nie zająknęła się o jej kocie (chyba, że czegoś istotnego nie dosłyszała. Naprawdę musiał wybierać sobie gabinet na trzecim piętrze!?). To, że kapłanka nie zrobiła tego teraz nie oznaczało jednak, że nie może zrobić tego w dowolnym innym momencie. Skupiając podejrzenia na niej, bo niby kto zadawał się w obozie z niebezpiecznym stworem? Zdecydowanie nie podobało jej się, że nie wie, na czym stoi, ale uznała, że na próbę wybadania Wielebnej jest o wiele za wcześnie. O zniknięcie ukochanego kotka może zacząć się martwić najwcześniej za dwa, trzy dni... Wówczas będzie czas, żeby uciąć sobie z Ledaal Meyumi miłą pogawędkę. Na razie wszystko, co mogła zrobić, to spróbować dojść do ładu z nieposłusznymi emocjami.

***

Noc niosła ukojenie dla podrażnionych oczu i zszarganych nerwów. Była też najlepszym czasem na dyskretne zniknięcie z oczu wszystkim mniej lub bardziej zainteresowanym. W końcu nietrudno było zauważyć, że panienka Stella wieczorami szlaja się to tu, to tam w niespecjalnie odpowiednim dla jej statusu towarzystwie i chwilami niełatwo ją namierzyć. Dlatego też Gwiazdka optymistycznie założyła, że nikogo nie powinno zaniepokoić, jeśli zrobi sobie samotną wycieczkę. Naprawdę rozpaczliwie potrzebowała teraz trochę czasu dla siebie!

Zgarnęła zapasowy komplet standardowego obozowego ubrania i butelkę alkoholu - ot tak, w ramach bonusa. Przyszło jej do głowy, że nie obraziłaby się za podręczny bukłak, ale niestety, zdecydowanie nie pasował do wizerunku grzecznej panienki. Nikt nie zwrócił szczególnej uwagi na dziewczynę wychodzącą z Cytadeli - zresztą, dlaczego miałby zwrócić? Pomachała radośnie kilku mijanym żołnierzom, gdy niespiesznie przemierzała obóz w poszukiwaniu jakiegoś zacisznego miejsca. Głęboki cień za jednym z budynków był wręcz idealny.

Bezpieczna ciemność otuliła ją miękkim całunem. Gwiazdka ścisnęła w dłoni niepozorny, szary amulet i dostroiła się do niego. Poczuła przyjemne mrowienie, gdy jej ciało rozpływało się cieniu, czyniąc ją praktycznie niewidoczną dla większości obserwatorów. Oczywiście, niewątpliwie znalazłoby się w obozie kilka osób zdolnych przejrzeć iluzję, ale nie spodziewała się, żeby wpadła na którąś z nich - a nawet jeżeli, to przecież nie robiła nic nielegalnego. Nie niepokojona przez nikogo, spokojnie opuściła obóz i udała się w kierunku miasta. Miała już okazję przejeżdżać przez Cherak przy okazji odwiedzin u najlepszego tamtejszego krawca, ale tym razem interesowała ją zupełnie inna jego część.

***

Pogłoski o nawiedzających miejskie kanały nieumarłych zataczały szerokie kręgi nie tylko w samym Cheraku, ale też na terenie obozu legionu. Oczywiście z cała pewnością, podobnie jak wszelkie tego typu plotki, były mocno przesadzone... Ale biorąc pod uwagę sytuację miasta, istniały podstawy, by sądzić, że rzeczywiście granica pomiędzy światami żywych i umarłych stała się zbyt cienka. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, o czym mówił Tysiąc Lat Wspaniałości. Rzecz jasna, nie wykluczało to zwyczajnej aktywności przestępczej gnieżdżącej się w nieuczęszczanych zakamarkach. Tak czy inaczej, Stella była zwyczajnie ciekawa. A swoją ciekawość zwykła zaspokajać, jeśli tylko miała po temu okazję.

Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie tego, na co się natknęła. Najpierw była banda zwyczajnych obwiesi. Potem był zupełnie niezwyczajny szef bandy zwyczajnych obwiesi oraz podsłuchane dialogi... Niespecjalnie interesujące, przynajmniej w większej ich części.

Primo, życie w kanałach jest paskudne.
Secundo, nie ukradniesz, nie jesz, czyli patrz punkt pierwszy.
Tertio, może u Jina byłoby im lepiej? (O, to był ten ciekawy kawałek!).

A potem... Stłumiła przekleństwo, chowając się głębiej za róg korytarza. Nie zawsze miło jest zobaczyć znajomą twarz.



Ludzie rozbiegli się na wszystkie strony. Nie zamierzała ich ścigać, i tak nie mieli szans zobaczyć jej twarzy. Niech sobie żyją. Przywódca rzezimieszków, romantycznie i subtelnie zwany Truposzem, ulotnił się w sposób znacznie bardziej dosłowny: po prostu zdematerializował się, pozostawiając po sobie stertę ubrań. Trzeba będzie później dorwać tego pana.

Jej stary znajomy odbił pocisk i popatrzył na nią wzrokiem przerażonego dziecka.
- G... Gwiazdka?!

...

Więcej i tak by z niego nie wyciągnęła. Z uśmiechem podziękowała chłopakowi za informacje i wyciągnęła rękę. Uścisnął ją. To był dobry moment - przypuściła atak korzystając z faktu, że nie mógł jej się łatwo wyrwać.

Miała szczęście - wpadł na identyczny pomysł ułamek sekundy później.

Za późno.

Przez chwilę patrzyła na zmasakrowane ciało opadające na kamienną podłogę kanału. Jednocześnie poczuła, jak coś rozrywa jej ciało niczym rozpalony do czerwoności sztylet. Nadgarstki zapiekły ją żywym ogniem, jakby pragnęły dodatkowo podkreślić dramatyzm sceny. Świat miewał interesujące poczucie humoru, przynajmniej w kwestii wyczucia czasu... Zignorowała kapiącą z ran krew, po czym odwróciła się i bez słowa ruszyła przed siebie.

Musiał być wyjątkowym idiotą, skoro pozwolił jej się zorientować, że ją poznał.

***

Okolice miały to do siebie, że były strasznie przygnębiające. Smród, śmieci, zapach zniszczonych marzeń dominowały lokalną atmosferę... Ale nie oznaczało to, że nie mogło się w niej zachować całkiem sporo wigoru - co poznała, kiedy pojawił się przed nią Sigurd w postaci ludzkiej.
- Gwiazdka?! Gwiazdka...! Zaraz, co się stało?
- A na co wygląda? - uśmiechnęła się ponuro, zerkając na rany na rękach. - Wszystko ma swoją cenę, przecież wiesz... Bywało gorzej.
- Nie o to pytam! Wyglądasz jak zbity szczeniak... Coś się stało? Znów się dręczysz?
- Ja? Skąd. Po prostu ucięłam sobie miły spacer i wpadłam na znajomego... z poprzedniej pracy. Jak rozumiesz, byłam zachwycona.
- I masz przez to wyrzuty? - zapytał Sigurd, ujmując w ręce dłonie dziewczyny - Dziewczyno, jesteś bardziej ludzka aniżeli połowa ludzi, jakich znałem! Musiałaś... - oparł się na kamieniu, utrzymując oczy na poziomie oczu Stelli.
- Nie chciałabym poznać tej połowy - oznajmiła lodowatym tonem. - I owszem, musiałam... Poznał mnie. Nie mogłam zaryzykować, że mój ulubiony były szef mnie namierzy, nie wspominając o tym, jakie kłopoty mogłabym mieć w okolicach legionu.
- Na Lunę, nie tłumacz się! Ja WIEM, że masz rację... - żachnął się mężczyzna - Myślisz, że za tobą poszedłem, bo jesteś nieczułym potworem? To się grubo mylisz, tyle.
- To wiesz o parę rzeczy więcej ode mnie...
- ... bo ja, w przeciwieństwie do ciebie, CI UFAM. Ty też powinnaś - wciął się młodzian.
- Jasne, jasne... - Westchnęła, wzruszyła ramionami i usiadła na ziemi, kompletnie nie zwracając uwagi na stan podłoża. - Zaklinał się, że nie powie i że jest tu tylko dlatego, że go zmuszono. Wiesz, jak uważnie potrafię słuchać, ale wszystko mówiło mi, że nie kłamie... Prawda, prawda, czysta prawda, a jednocześnie wiedziałam, że jeśli ktoś potrafi oszukać moje zmysły, to on. Założyłam, że się nie zmienił... I nigdy nie dowiem się, czy miałam rację.
- Każdy łgarca wart swego miana by tak powiedział... A wiesz, co ja powiem? By-cze łaj-no, ot co! – powiedział i zdecydował się na dywersję, ciągnąc Gwiazdkę na podłoże.
- Puść, wariacie! - parsknęła niekontrolowanym śmiechem, jakby całe napięcie postanowiło nagle znaleźć ujście.
- Nie puszczę! Jeszcze mi uciekniesz przed czasem! A co się wówczas stanie z moim ulubionym ludzkim kłębuszkiem wełny, a? - ów zaśmiał się w odpowiedzi, wykorzystując swoje umiejscowienie nad Gwiazdką, aby "uniemożliwić ucieczkę".
- A jeśli zostanę, pożresz mnie jak myszkę, czy najpierw przeturlasz przez pół miasta? - odgryzła się. Szeroki uśmiech sam z siebie zakwitł na jej twarzy kompletnie ignorując to, jak parszywie się czuła.
- Przeturlam! Bo ilekroć za jedzenie się zabieram, to przybywa jakiś wielki bohater, bije mój wspaniały zad i uwalnia niewiastę w potrzebie! - stwierdził, zatrzymując się na chwilę i przybliżając się do stellowej twarzy - A niektórzy... Młody Tepet, bestia harda...? Wydawaliby się zainteresowani rozkrojeniem mego cielska i pocałunkiem księżniczki!
- Powiedział ten, co nie przepuści nikomu, kto się rusza i ma cycki! - odbiła piłeczkę.

A zresztą... pieprzyć to wszystko! Uznała, że w gruncie rzeczy równie dobrze mogła poplotkować, użalanie się nad sobą jeszcze nikomu nie rozwiązało problemów. Shit happens. Life goes on.

- Młody Tepet dzisiaj przeżywał tragedię swego życia, wkrótce przyjedzie go usidlić jakaś Mnemonówna. Daruj mu, wystarczy, że ja mu opowiedziałam o swoich jakże udanych zaręczynach, które rzecz jasna rodziny trzymają w najgłębszej tajemnicy.
- O, historia zaiście piękna...! Musisz mi ją kiedyś opowiedzieć. - stwierdził, przechodzac do pozycji półleżącej - A jego problemem z narzeczoną jest, że...? - powrócił po chwili do
pierwszej części wypowiedzi Stelli, najwyraźniej jej nie rozumiejąc.

Dziewczyna wyciągnęła się wygodniej na ziemi i założyła ręce pod głowę.

- Brzydka, głupia, paskudna, Otchłań wie co jeszcze. - Wzruszyłaby ramionami, ale w tej pozycji było to zdecydowanie niewygodne. - I opowiem, kiedy tylko zachce mi się wymyślić szczegóły.
- A musi się z nią żenić, albowiem...? - Sigurd najwyraźniej dalej nie rozumiał powagi całej sytuacji.
- Błogosławiona Wyspa, wielka polityka, łączenie rodów... Z tego naprawdę nie jest łatwo się wykręcić nie rujnując sobie kompletnie pozycji. Oczywiście zawsze można znaleźć jej i sobie alternatywną partię tak, żeby wszyscy się cieszyli, ale biedny Liang chyba potrzebuje korepetycji z kombinowania. Pilnie.
- Och! - westchnął chłopak, wznosząc ręce w melodramatycznym geście - A panna Stella jest zaręczona...! Dramat miłosny, skala iście wyspowa! - stwierdził złośliwie - Zresztą, co tam w obozie?
- Wielebna Ledaal Meyumi nie zająknęła się o moim futrzaku, przynajmniej w obecności Tepeta. Co nie zmienia faktu, że nie mam pojęcia, co jej chodzi po głowie, a na zewnątrz wygląda jak ruchomy posąg. Nie umiem jej rozpracować. Co ty tu właściwie robisz? Polujesz na spadające z nieba gwiazdki?
- Ukrywam się. Jakoś nie wydaje mi się, żeby którykolwiek hycel zdecydował się wyłapać wszystkie psy tego świata... A nawet jeśli, to ich obfitość przydałaby mu zajęcia na następne półrocze - stwierdził, wzruszając ramionami.

Rozejrzała się i z uznaniem skinęła głową. Wybrał dobre miejsce. Na miejscu Dzikiego Gonu nie zapuściłaby się tutaj, choćby Deled poganiał ich żywym ogniem, czy jaką on tam miał animę... Zresztą było to również dobre miejsce na spożytkowanie tej butelki wina, którą tu ze sobą przyniosła. Ostatnio zdecydowanie za mało piła.

***

W drodze powrotnej otaczająca Gwiazdkę cisza niemal dzwoniła w uszach. Nikt oprócz wielkich, bezczelnych szczurów, które coraz śmielej poczynały sobie wśród zgliszczy, nie kręcił się o tej porze wśród popiołów, w które zamieniła się gęsta, drewniana zabudowa ubogiej części Cheraku. Oczywiście, chociaż wspomniane popioły miękkim dywanem wyścielały ziemię i każdy jej krok wzbijał niewielką chmurę pyłu, okolica bynajmniej nie przypominała spopielonej równiny. Szkielety tego, co kiedyś było domami, straszyły sterczącymi palami i fragmentami ścian, przypominając jakieś upiorne rzędy krzywych, połamanych zębów nieznanego stwora. Raz na jakiś czas jakaś poruszona przez wiatr, obluzowana deska skrzypiała cicho, zawodząc nad losem mieszkańców, którym nie dane było przeżyć pożaru pochłaniającego dorobek ich życia. Nikt zresztą nie zatroszczył się o uprzątnięcie tysięcy ciał, które zalegały pod gruzami i tuż obok nich. Niektóre z nich z trudem dawało się zidentyfikować jako ludzkie szczątki. Skurczone od działania wysokiej temperatury, poczerniałe i poskręcane w przedśmiertnych konwulsjach, mogłyby być rzeźbami jakiegoś oszalałego artysty. Inne sprawiały wrażenie, jakby za chwilę miały wykonać jeszcze jeden, rozpaczliwy ruch, aby odpełznąć odrobinę dalej w daremnym poszukiwaniu ratunku. Niezależnie od stanu ciał, szczury zgotowały im już godne powitanie po drugiej stronie życia. Oczy, nosy, wargi - jeżeli nawet nie zostały pochłonięte przez szalejące płomienie, padły ofiarą tego, co przyszło po nich, pozostawiając potwornie zdeformowane maski. Gdyby mogły, zapewne wpatrywałyby się w jedynego przechodnia w tym potwornym miejscu z mieszaniną zazdrości i rozpaczy.

Dziewczyna szła spokojnym krokiem po puszystym, szarym dywanie. Otulona cieniem, niewidoczna dla ciekawskich szczurzych spojrzeń, wodziła wzrokiem po chwiejących się ruinach budynków, po porozrzucanych tu i ówdzie przedmiotach codziennego użytku, które uniknęły pochłonięcia przez szalejący żywioł, po zastygłych w przerażeniu twarzach trupów...

Hello Darkness, my old friend,
I’ve come to talk to you again...


… zanuciła cicho, wiedząc, że nikt nie usłyszy. Po raz pierwszy od wielu dni czuła, że naprawdę opadło z niej napięcie. Wycieczka, pomimo nieprzewidzianych okoliczności, naprawdę dobrze jej zrobiła. Przytłaczający ciężar, który nosiła ze sobą wszędzie, najwyraźniej wycofał się na z góry upatrzone pozycje, jakby przerażony scenerią postanowił zaszyć się gdzieś daleko. Rozluźniła się i pozwoliła myślom odpłynąć. Zdawała sobie sprawę, za chwilę opuści zniszczoną część miasta i paskudne uczucie powróci, ale póki co chłonęła otaczającą ją rzeczywistość wszystkimi zmysłami.

Gdyby dorwała w swoje ręce skurwysyna, który wydał rozkaz spalenia miasta, doprawdy marzyłby o tym, by umrzeć po raz kolejny. Ale...

Ale już dawno nic nie wydawało jej się tak piękne.
 

Ostatnio edytowane przez Serika : 08-07-2011 o 20:45.
Serika jest offline