Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2011, 03:15   #27
Punyan
 
Punyan's Avatar
 
Reputacja: 1 Punyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znany
Tendencje Jina do wykorzystywania nadarzających się okazji i naginania przepisów zgodnie z aktualnymi potrzebami już nie raz wpędziły go w kłopoty. Po raz pierwszy jednak problemem okazało się bycie zbyt skutecznym. Próbując skorzystać na Cherackim chaosie miał nadzieję na jakieś doraźne korzyści, zdobycie przydatnych znajomości i wpływów czy może nawet jakieś pomniejsze dobra dla swojej rodziny. W efekcie nie zabezpieczył się wystarczająco przed zbyt widocznym wyniesieniem w górę administracji miejskiej. Związał też dość mocno swoje interesy i swoją działalność z rodem Enuma. Tu również zapomniał, że zbyt szybka elewacja tego rodu na skutek próżni politycznej z pewnością spotka się z niechętną reakcją wielu osób. Samo w sobie to jednak nie byłoby jeszcze takie złe. Większy problem stanowiły jednak zachowania dowództwa legionu.
Można było spokojnie zakładać, że, niezależnie kto w legionie obejmie dowództwo, będzie można się z nim jakoś dogadać, wykorzystując nieuniknione polityczne zmagania o stanowisko strategosa do polepszenia własnej pozycji przetargowej. Niestety. Jeden z kandydatów zbyt szybko wycofał się z rozgrywki a część pozostałych dragonlordów zebrała się za plecami młodego Tepeta, dając mu wyraźną przewagę. Przewagę, której ów nie omieszkał wykorzystać. I tu właśnie zaczęły się problemy.
Nowy generał wykazywał się wyjątkowym i godnym pochwały poszanowaniem dla przepisów prawa. Niestety, wydawał się nie rozumieć, że w sytuacji wyższej konieczności przepisy te, nieprzystosowane do warunków panujących na świecie po zniknięciu Cesarzowej, muszą czasem ustąpić zasadom zimnego pragmatyzmu. Podobnie też jego zdecydowana niechęć do mieszania się w politykę - prawdziwa cnota u dowódcy wojskowego w tych czasach - nie zmieniała faktu, że polityka była w Cherak obecna na każdym kroku.
Efektem tej sytuacji były narastające napięcia między rodami Cheraku a legionem. Oficerowie, oczekujący na zyski materialne z kampanii, ale bardziej nawet na gesty dające im do zrozumienia, że nie stracą politycznie na opowiedzeniu się po stronie Tepetów, z zazdrością patrzyli na miejscowe rody które wydawały się coś osiągać dla siebie podczas gdy oni przez militarną dyscypline byli zmuszeni do bezczynności. Z drugiej strony miejscowi obawiali się, iż milczenie Szlachetnego Lianga w sprawie rozdysponowania majątkami Feremów oznacza, że legion zamierza zagarnąć dla siebie wszystkie te (jedne z najlepszych w okolicy przecież) dobra, co mogło oznaczać początek końca miasta i zamianę go w kolejne w regionie latyfundium jednego z wielkich rodów. O ile oczywiście te obecnie pozbawione kontroli majątki wpierw nie zniszczeją do cna. Dodatkowo zimne ciarki wywoływały obietnice, że stan wojenny - uniemożliwiający normalny handel i funkcjonowanie miasta, utrudniający też normalne życie towarzyskie - zostanie zdjęty zaraz po przybyciu z Wyspy nowego Satrapy. Realiści dobrze przecież wiedzieli, że w obecnej sytuacji politycznej Deliberatywowi miesiące zajmuje decydowanie o znacznie mniej istotnych stanowiskach. W tej sytuacji prosić o poparcie dla zastąpienia senatorów - zdrajców nowymi przedstawicielami miasta (kwestii bardzo dla Cheraku przecież istotnej) nikt nawet nie zamierzał. Sugestia by miasto wzięło na siebie część kosztów mobilizacji nowych sił (a właściwie całych kosztów, skoro o innych źródłach finansowania nie było mowy) też nie polepszyła sytuacji - tym bardziej, że wszyscy dokładnie wiedzieli przecież dlaczego miasto może mieć z tym problemy.
Można było mieć nadzieję, że część napięć się zmniejszy gdy kadrze oficerskiej regionu przypomni się (odpowiednio dyplomatycznie), że urzędnicy miasta są po to by służyć im pomocą i że wiele nieporozumień może zostać stosunkowo łatwo naprostowanych jeśli tylko obie strony będą ze sobą rozmawiać. Kwestię problemów finansowych też udało się częściowo załatwić, choć niestety na razie tylko krótkoterminowo. Szkoda tylko, że inne problemy nie miały takich łatwych rozwiązań.
Być może listy które Jin wysłał do Podniosłego Pałacu przyniosą jakieś rezultaty, ale nie należało się tym zbyt łudzić. Nawet jeśli starcom w nim zamkniętym zostały jakieś wpływy, nie będą przecież za bardzo ryzykować w kwestiach których mogą nie uznać za wystarczająco istotne.

***

Smoczy gon spóźniał się, co było zdecydowanie złym znakiem. Pilot warstridera powrócił z siedziby żywiołaków niedługo po rozmowie z Meyumi, przynosząc ze sobą wieści o anatemie, ale z informacji jakie udało się Jinowi uzyskać wynikało, że gdy się odłączał od reszty oddziału walka właściwe była już wygrana. Wieści te, choć bardzo niekompletne, dały mnichowi wytłumaczenie dla postawienia w stan gotowości znacznej części gwardii miejskiej i znacznego powiększenia sił przy każdej z bram. Informacje o tym, że Deled podobno został ranny były obiecujące - pozostało tylko czekać na powrót Gonu i wypatrywać okazji. Tyle, że ten nie wracał.
- Szkoda, że pilot udał się do obozu i wszystkie wieści jakie docierają pochodzą z drugiej ręki - pomyślał po raz kolejny Liao. Dokładniejsze informacje o tym co właściwie się zdarzyło bardzo by się przydały - Jin zaczął nawet już żałować, że nie wypytał kapłanki o wiele bardziej szczegółowo.

Wtem, cierpliwość się opłaciła. Strażnicy miejscy donieśli, że ze strażnic na północy miasta widać zmierzającą do miasta grupkę, najwyraźniej przynależącą do Smoczego Gonu. Szczególnie wyróżniała się oparta na cudzym ramieniu, masywna sylwetka Deleda - acz z tej odległości trudno było poznać, czy był to żywy egzarcha, czy przenoszony trup.

- Ruszmy się, oni mogą potrzebować pomocy! - zdesperowany głos z tylnych szeregów pchnął straż do działania. Oddział przygotowany przez Jina czekał chwilę tylko aż ten do niego dołączy, po czym udał się szybko w kierunku bramy, by spotkać się z powracającymi. Gdy najgorsze obawy okazały się być bezpodstawne, Liao z zamartwiania się przeszedł do żałowania, że walka Deledowi poszła zbyt łatwo. Uprzedzeni odpowiednio wcześnie, strażnicy zdążyli przekroczyć bramę akurat, gdy zaczęły pod nią podchodzić pierwsze grupki zmęczonych zagonników.

- Rozejść się, egzarcha Deled jest ranny! - wykrzyknął jeden z członków grupy, barczysty mężczyzna, w którym Jin rozpoznał swego krewnego z dalszej rodziny.
- To straszna wieść! Trzeba go natychmiast przetransportować do szpitala! - z przejęciem zawołał Jin patrząc prosto w oczy krewniaka. - Tylko tam będzie mógł otrzymać należytą opiekę! A tymczasem reszcie możemy zapewnić kwatery i odpoczynek.
- Nie czas na to, trzeba wysłać wici do Szczytu Łowczego Oka! - wtrącił się inny; jego Liao już nie poznawał.
- Oczywiście, już, natychmiast. Nie będziemy zatrzymywać Gonu wykonującego swoje obowiązki. Tym niemniej mistrz Deled powinien się znaleźć w szpitalu. Jego stan na ciężki wygląda, i nie wiadomo co się stanie, jeśli będzie musiał wytrzymać podróż do Oka, podczas gdy w szpitalu będzie miał przynajmniej opiekę... - pojednawczym tonem odpowiedział mnich, nie spuszczając wzroku z oczu krewniaka.
- Kto... - wymamrotał egzarcha, najwyraźniej na chwilę odzyskując przytomność - CO?! Liao... Jin...?! - stwierdził, dając świadectwo doskonałej pamięci - Nikt, na kogo wejrzało Pięć Smoków, nie powinien przyjmować pomocy HERETYKA! - dał wyraźny znak niezgody.
- Nie chciałbym być nietaktowny, ale świątobliwy egzarcha chyba nie czuje się najlepiej. - niezrażony niechęcią Deleda kontynuował Jin - Nie jestem pewny, czy w tym stanie jest w pełni zdolny ocenić zagrożenie tkwiące w podróży. Być może odpoczynek pomógłby mu na jego nadwyrężone nerwy - dodał, zupełnie nie przejmując się faktem że osoba o której mówił doskonale go słyszy.
- Z pewnością, gorączka może pobudzić niektórych do bredzenia – stwierdził ten, którego urzędnik rozpoznał jako krewnego – Sugeruję więc, żeby zatrzymać go, póki gorączka nie odejdzie...
- I ty, Brutusie?
– żachnął się Deled i spróbował się wyrwać. Jednakże, uścisk był zbyt mocny – Odejdźmy od tego heretyckiego nasienia!
- Mistrz Deled dobrze mówi!
– stwierdził za to któryś z shikarich, którzy przedtem byli cicho.
- Mistrz Deled potrzebuje opieki - czy zdaje sobie z tego sprawę czy też nie. A legion potrzebuje dokładnej relacji z wydarzeń. Mam więc pomysł - dlaczego nie zostaniecie tu z mistrzem by zdać relację oficerom legionu, podczas gdy reszta waszych towarzyszy wróci zgodnie z planem do Łowczego Oka? - stwierdził mnich, wymawiając słowa wolno i wyraźnie, jakby to miało ułatwić ich zrozumienie.
- A juści! - stwierdził ów Brutusem zwany, jak również i milcząca większość Smoczego Gonu. Wydawało się, że dwójka fanatyków została na placu boju sama...
- Co...?! Póki żyję, jestem z łaski Pięciu Smoków przywódcą północnego domu Smoczego Gonu - i nic nie będzie się...
- Mistrzu, co Mistrz, jeszcze dostaniecie apopleksji i co się wtedy stanie ze Smoczym Gonem i podążającymi za mistrzem uczniami? - Jin odwrócił się do straży - Odprowadzić Szanownego Egzarchę do szpitala, zanim się nam tu wykrwawi albo co
- Łapy... precz... - wymamrotał Deled, z wysiłku osuwając się w nieświadomość...Rozwodnił bowiem swoją animę, lekko raniąc trzymających go, którzy go wnet puścili.
Anima egzarchy szalała przez chwilę, odganiając wszystkich od leżącego, wkrótce jednak jej moc przygasła. Strażnicy tym razem podchodzili do Deleda z o wiele mniejszą dozą szacunku... a ponieważ kontakt ze starym mistrzem nadal był niebezpieczny,, to Jin musiał pomóc zapakować go na przyniesioną z jakiegoś niedalekiego pogorzeliska szeroką i tylko trochę nadwęgloną deskę, na której dostojny wybraniec pięciu smoków udał się w kołyszącą podróż do miejsca odosobnienia.
 

Ostatnio edytowane przez Punyan : 15-06-2011 o 03:16. Powód: tagi
Punyan jest offline