To wszystko było takie dziwne. Zilv nie rozumiał, dlaczego tu trafił. Skąd opatrunki na twarzy i jaki wypadek miał, że te opatrunki były potrzebne. Gdy tylko była okazja, starał się sobie to przypomnieć, ale nie dawał rady. Najwyraźniejszym z momentów, które pamiętał, była jakaś bójka w karczmie, ale przecież, jeśli wierzyć jego pamięci, wygrał i nic mu się nie stało. Reszta była tylko snami i czymś, co było nieprawdopodobne. Nie potrafił do końca uwierzyć w nic, poza bójką, która kiedyś odbyła się w jakiejś karczmie z jego udziałem. Inne wydarzenia były zbyt zamglone, aby mógł mieć pewność, że w ogóle brał w nich udział.
Powoli zaczynał mieć dosyć już tych ciągłych prób przypomnienia sobie czegoś istotnego. Nic to nie dawało i wciąż jego wiedza na temat własnej przeszłości była taka sama. Najchętniej by się poddał, ale coś go od tego odwiodło. Nagle przypomniał sobie, że wędrował. Był całkiem sam i chyba cierpiał z tego powodu. Został zmuszony do wędrówki w samotności. Nie miał co do tego pewności, ale w to uwierzył. To wspomnienie wędrówki dotarło do niego przed snem i właśnie, gdy zasnął, stało się wyraźniejsze. Widział siebie, ale zawsze od tyłu i nie mógł nawet sobie wyobrazić, jak wyglądał pod opatrunkami.
Dzisiaj nadszedł kolejny dzień, który wcale się nie różnił od poprzednich. Wszystko było niemal takie same. Jakieś tabletki, potem rozmowa. W całych tych rozmowach nie widział najmniejszego sensu. Przecież nie było sensu, aby ciągle powtarzał to samo. Przecież, to na pewno nie pomoże mu w wyzdrowieniu. Siedział znudzony razem z innymi. Nie miał nawet zamiaru ich słuchać. Jednak tym razem w końcu od wielu dni miał powód, aby cokolwiek powiedzieć. - Wędrowałem. Sam. Musiałem to robić, nie miałem wyboru – odezwał się w końcu, gdy Joseph skończył mówić. Wahał się chwilę, bo chciał powiedzieć, coś więcej. Jednak nie był pewien, czy w ogóle było warto. - Nawet nie wiem, jak wyglądam. Chcę to zdjąć i poznać swoją twarz. Kiedy będę mógł to zrobić? - zapytał niepewnie. |