Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2011, 00:30   #14
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Rezydencja Roberta nie znajdowała się zbyt daleko. Niski budynek, raczej idący wszerz, niż wzwyż, czym nawet trochę przypominał swojego właściciela, wyglądał całkiem schludnie nawet na tle bogatych pałaców tutejszej szlachty. Lokaj ubrany w elegancki dublet, już czekał na nadejście swego pana. Skłonił się nisko i otworzył wrota. Idąc przodem otwierał coraz to kolejne drzwi, starannie je zamykając za szlachcicami. Zahir podążał tuz za gospodarzem podziwiając nieliche korytarze, przyozdobione rzeźbami nagich kobiet i mężczyzn, oraz obrazami przedstawiającymi sielankowe scenerie. Wszędzie było też widać motyw winorośli. W końcu doszli do salonu, a raczej ogrodu wewnątrz domu. Oszklony dach wpuszczając promienie słońca, pozwalał obserwować niebo, a w nocy zapewne gwiazdy. Niewielka fontanna z białego marmuru zajmowała centralną część salonu, a czysta woda dawała poczucie natury i wolności.


Wszechobecne kwiaty zapełniły pomieszczenie słodkim zapachem. Tuż koło fontanny stał niewielki stoliczek i trzy krzesła, do których właśnie Zahir został zaproszony. Niewielka karafka stał na stoliku w towarzystwie dwóch kieliszków. Czerwony płyn zachęcał do skosztowania.
- Usiądź proszę. - rzekł winiarz - Chateau Petrus Pomerol, pięcioletni jedno z lepszych win w tej części Faernu. - Nalał niewielką ilość do kieliszków i starannie odłożył naczynie. Chwycił swój kieliszek i powoli zakręcił cieczą zawartą w nim, ogrzewając swą dłonią by uwolnił aromat. Powąchał napój, uśmiechając się pod nosem, po czym skosztował odrobinę. - Wyborne... Gastaccio zapewne zaraz przybędzie. Jednak póki go nie ma... Ponoć wasi alchemicy wynaleźli coś co może niektórym magom spędzać sen z oczu. Jeśli nie jest to zbyt tajne oczywiście... Czymże to oni się zajmują?

Gdy Elster znów wszedł do sali głównej spostrzegł wciąż siedzącego Bene przy jednym ze stolików. Towarzyszył mu nie półelf o twarzy nie zapadającej w pamieć. Ów mieszaniec powiedział coś narkotykowemu baronowi po czym wyszedł pewnym krokiem z budynku. Sam zaś Rainer wydawał się jakoby smutniejszy. Czyżby nowe kłopoty? Na pewno chwil kilka z Noyrrą poprawiło by mu humor...

Starsza kobieta... która swoim nowym wyglądem zaciągnęła by do łóżka niejednego mężczyznę pojawiła się niespodziewanie w pustym pokoju. W pokoju gdzie jeszcze niedawno miał miejsce przykry incydent. Rozejrzała się dookoła, jednak jej oczy nie wyłapały nic podejrzanego. Ot zwykły pokój z lekko przypalonym łożem i nieładem na podłodze. Pociągnęła nosem, jednak i to nie nie przyniosło rozwiązania. Pachniało tu "miłością" z lekką nutą spalenizny. Ale tyle to już wiedziała nie ruszając się z sali głównej. Jednakże nie tylko takie zmysły posiadała. Gdy się skoncentrowała przez chwilę wyczuła lekką aurę magiczną, już zanikającą. Jakby ktoś dawno już użył prostego zaklęcia. Niestety aura ta rozwiewała się i nic więcej nie dało się z niej wywnioskować. Kto na dziewiąte piekło śmiał czarować tak bezczelnie tuż pod jej nosem?

Łowca zaspokoiwszy swe żądze zszedł schodami w dół do sali głównej. Miał jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. Dziś wieczorem musiał znaleźć się niedaleko wielkiego starego dębu. Do tego czasu wypadało by też załatwić sobie jakieś zlecenie. Kiesa sama się nie napełni. Myśli i wspomnienia minionych chwil tak zaprzątnęły mu głowę, że nawet nie zauważył człowieka z którym miał się jeszcze tego wieczoru spotkać...
Gdy wyszedł na zewnątrz, słońce nie było jeszcze w zenicie. Ciepło rozkosznie rozpływało się po ciele i nie przyjemnie uwydatniało zapachy miasta. Wtem ktoś na niego wpadł. Zwykły człowiek ubrany w lekko brudny fartuch. Jednak impet był na tyle duży, że przewrócił Rudigera.
- Przepraszam panie - zaczął młody chłopak, młody gdyż nie miał zapewne szesnastki na karku - Moja wina, powinienem patrzeć gdzie biegnę... Najmocniej przepraszam - tłumaczenia szybko wypłynęły mu z ust. - Masz pozdrowienia od naszych wspólnych przyjaciół. Chcą cie zobaczyć za godzinę pod statuą Wee Jas na cmentarzu. Lepiej się zjaw - wyszeptał mu do ucha gdy pomagał mu wstawać po czym pobiegł dalej. W zatłoczonym mieście, łowca szybko stracił go z oczu.


Niedaleko za rogiem mężczyzna w czerwieni zdjął z szyi niewielką, ciemną buteleczkę.
- Dobrze kobieto, czas odwiedzić tutejszy cmentarz i zobaczyć czy można liczyć na jakiś sojuszników. - rzekł po czym wszystko wokół zafalowało, zadymiło się i stał już tam tylko jeden mężczyzna o uśmiechu tak szerokim jakby właśnie miał okazję przelecieć samą Ehlonę. Jego demoniczny plan miał szansę powodzenia.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 16-06-2011 o 17:16.
andramil jest offline