Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2011, 19:47   #66
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
dzięki abi za pomoc!!

Opuszczona Świątynia, Tarvar


Zmiany. Wzięła głęboki wdech. Powietrze rozkwitło od dziecięcych okrzyków. Pozostawiało na języku słodko-gorzki posmak radości. Uśmiechnęła się pod nosem. Jak tylko weszła oblepiły ją dziesiątki małych łapek, prawie się przewróciła. Wbrew jej protestom, dzieciaki zostały rozgonione przez opiekunki. Koniecznie musi wypić z nimi herbatę przecież. Teraz siedząc w cieniu, obserwowała jak jej latorośle biega grając w piłkę w słońcu.

"Ha! "- złapała myśl – "Moje? Od kiedy to moje?"


Krasnoludzica zadawała jej jakieś pytania. Chyba, kiedy wyjeżdża. A może, kiedy wraca? Wzrok dziewczyny ciągle uciekał w stronę dzieciaków.
- Czy jeśli będę pisać listy, to ktoś je przeczyta maluchom? - przerwała w pół zdania Głosicielce, która zdaje się z drobnymi szczegółami starała się przybliżyć plany rozbudowy Domu dla Sierot.

"Co to w ogóle za nazwa? Coś, co robi się dla najmłodszych powinno mieć jakąś miłą uchu nazwę. Jak najmniej praktyczną. Jak najmniej suchą, bezpostaciową."


Tamta zamarła na moment z ustami wygiętymi w równy okrąg. Jej oczy powiększyły się z zaskoczenia.

"Dlatego, że Ci przerwałam? Czy że zupełnie mnie nie obchodzi plan rozbudowy? Przecież zajmuje się nim Alweron, a w pełni wierzę w jego umiejętności. Zresztą widzę, że Ty też masz niczego sobie łeb, skoro jeszcze nikt nie wszedł ci na głowę. Uczysz je. Dajesz namiastkę domu. Znajomość planu jest mi równie potrzebna jak wczorajszy deszcz."


Uśmiechnęła się pobłażliwie do Tavarti, jakby przebiła się przez uroczą minkę dziewczyny i czytała w jej myślach.
- Naturalnie. Choć myślę, że do tego czasu same już będą mogły je przeczytać jedynie z naszą małą pomocą. - zza przymkniętych powiek posłała cieplejsze spojrzenie dziewczynie. - Jeśli pani chce, może się pożegnać.
- Tak zrobię.
- Tavi kiwnęła głową w podziękowaniu starszej kobiecie.
Wstała od stolika, na którym z prostej porcelanowej zastawy nadal unosił się dym parującej herbaty. Oparła swój kostur o ścianę. Zrzuciła wierzchnią szatę i wbiegła w tłum dzieci, dołączając do gry. Musiała przyznać przed sobą, była beznadziejna jeśli chodzi o kopanie i trafianie do celu piłką zrobioną z nadmuchanego pęcherza jakiegoś nieszczęsnego zwierzęcia. Szybko zaczęli za nią wołać, że to sport, a nie taniec. Jej gibkie, delikatne ruchy zupełnie nie pasowały do gry polegającej na bieganiu z jednego końca boiska na drugi, aby strącić z długiego słupa glinianą skorupę.

**

- Zostawiasz m... nas. - obrażony głos pełen wyrzutu. Zaplecione ramiona na piersi. Usta wygięte w podkówkę. Choć w oczach czaiło się raczej zrezygnowanie niż gniew.
- Tylko na trochę. - pochyliła się w jego stronę.
- Lecisz na drugą stronę świata!! Kajmon krzyknął gniewnie chowając się bardziej w cieniu arkady i przywierając do ściany plecami.
- Stamtąd też przyszłam. - zrobiła krok i kucnęła przy chłopcu, nie dotykając go jednak.
- Ale teraz należysz do nas. Do tutaj! - złapał ją mocno za ramię, wbijając nieświadomie palce jak szpony w jej skórę.
- Tak, wiem. Dlatego też wrócę, bo należę do was i do tutaj. - uśmiechnęła się, aby dodać mu otuchy – Najpierw jednak muszę zamknąć pewne sprawy tam, żeby mnie nie goniły. - przyciągnęła go do siebie, narażając się na pogryzienie. Przytuliła go mocno.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.


Dom Tavarti, Tarvar


Jeszcze ostatni spacer po mieście. Kupienie czegoś, z czego można zrobić obiad. Weszła do willi od tyłu, przez ogród. W kuchni Damarri omawiała z Acelonem, Grolmakiem i Ghertonem ostatnie szczegóły planu „pakowanie”. Widać, że dotarli do jakiejś zgody. Z pewnością już na siebie nie krzyczeli. Odsunęła pergaminy sprzed ich nosów, kładąc w tym miejscu dwie miski pełne najróżniejszych owoców.
- Zasłużyliście na porządny posiłek. - wzruszyła ramionami – Niestety ja gotuję średnio. Ale zakupy robię wybornie. - przytaknęła swoim słowom ruchem głowy.

Na korytarzu pojawił się jeszcze jeden cień. Maloniel wróciła do kuchni wycierając dłonie z wody. Przywitała się z Wróżbitką i wyłożyła informacje o każdym ze zwojów z osobna, które nadal w stosie zajmowały pół stołu odkąd porzuciła je tam udając się do łazienki.

Tavarti nie odezwała się ani razu, słuchając uważnie słów elfki. Dotykała i przyglądała się każdemu dokumentowi z osobna, jakby starała się je wyryć w pamięci. Chociaż jej napięte ciało wskazywało raczej na to, że podejrzewa jakiegoś ukrywającego się w nich stwora o próbę ataku przy sprzyjającej okazji. Jej czoło zrosił pot, błyszczało nawet w odbitym świetle słońca chowającego się za dachami najbliższych budynków widocznych przez drzwi na taras.
Usiadła na krześle, jakby od niechcenia przysuwając sobie pusty pergamin. W trakcie słuchania opowieści o poprzednim namiestniku Vivane zaczęła robić notatki.

Cytat:
„Wymyślić nazwisko. Namiestnik nie przedstawia się imieniem.”
„Skrzynka z podwójnym dnem na dokumenty.”
„Kim był/jest Haughrald z Domu Thaloss?”
„Ściągnąć Darantima. Poprosić o opis wszystkich ostatnich akcji RO (ruchu oporu) /na miejscu.”
„Zdrajcy? Podejrzenia. Wersja wydarzeń. Wuj wie o RO? Członkowie RO. Jak jest zorganizowane RO.”
„Zobaczyć miejsce śmierci. Poszukać papierów.”
„Potrzebna uliczna siatka informacyjna. Dzieciaki? Aljarina.”
„Ostatnie sprawy, goście, interesy Dasarika.”
„Plotki o Dasariku. Plotki o RO.”
„Zorganizować przyjęcie dla dobrze sytuowanych współpracowników. Rodzinny obiad dla pracowników.”
„Kupić ozdobny płaszcz z obszernym kapturem. Nie ujawniać od razu powrotu.”
„Zebrać informacje o Laetici el’Kharim albo Lorraine Silversong."

Część niepewności rozwiała Maloniel. Pergamin z pytaniami powędrował do woreczka z Sercem. Potem, gdy już ustalono ekipę wyjazdową – zbyt duża zgodność członków wskazywała na to, że ten temat został już przedyskutowany podczas nieobecności Tavarti – dziewczyna wystawiła na stół dwie butelki przedniego wina w wiadomym celu. Krwisty płyn niestety szybko się skończył. Ruszyli więc w miasto, aby dokonać potrzebnych zakupów na wyprawę. W chwili przerwy między ostrzeniem broni i zakupami stricte technicznymi, gremialnie (choć zdanie orczycy liczyło się najbardziej) wybrali dla Tavi płaszcz. Jednak najwięcej wydali na szkatułkę przeznaczoną na dokumenty. Dziewczyna zaczynała żałować, że oddała Omasu nie tylko "odzyskaną" figurkę, ale i drewniane „opakowanie”. Eleganckie i poręczne było. Ale to nowe też niczego sobie.
W końcu wylądowali w Ognistym Jaszczurze napić się porządnego piwa wśród przyjaciół.

Karczma "Pod Ognistym Jaszczurem", Travar


Pojawienie się dwójki dziewcząt, wywołało uśmiech na twarzy wielkiego trolla zarządzającego tym przybytkiem. Grax uśmiechnął się rzekł gromko. – Chodźcie tu do mnie.
Spojrzał na Tavarti i Damarri, i posadził je przy jednym stoliku. Po czym usiadł obok, na skrzypiącym głośno krześle.
Dami mówiła, że wyruszacie w podróż. Szkoda. Myślałem, że będzie na odwrót. Że ściągnie tutaj ciebie. Dobrze sobie radziłaś z tańcem. A tak...
Pokiwał palcem na boki.- Nie robi się takich numerów Graxowi. Zamiast zyskać tancerkę, straciłem dwie...eeech...-troll nachylił się i szepnął cicho.- Dbaj o Dami Tavarti, nie chciałbym żeby coś się stało tej pyskatej orczycy. A nie każdy jest adeptem jak ty.
-Ja nie jestem dzieckiem trollu. I umiem o siebie zadbać.
- burknęła cicho Damarri.
- Będę bronić jej do ostatniej kropli krwi!- uśmiechnęła się klepiąc Graxa po włochatej dłoni wielkości talerza. - Nie wyjeżdżamy na zawsze, wrócimy i z radością pokażemy nowe tańce, których się nauczyłyśmy.

Potem rozmowa zeszła na powietrzne okręty. Bo jeśli chodzi o nie to troll był prawdziwym ekspertem. Opowiedział o behemotach, prawdziwych władcach przestworzy. Behemoty były potężnymi latającymi miastami, o burtach mających setki długości najeżonych ognistymi działami.
Grax żadnego z nich nie widział, ale przysięgał, że istnieją. Damarri przyjmowała te opowieści z niedowierzaniem, ale Tavi była innego zdania.
- Największe co zobaczysz nad Barsawią to kile. Statki mające kształt pięciokątnych lub czterokątnych fortec z wieżyczkami na krańcach burt, czy też murów. I centralną wieżę w środku.
Jeśli zobaczysz taką fortecę nad Vivane, to możesz być pewna, że gubernator jest w mieście. Bo mimo że Kypros ma pałac w Vivane, to głównie przesiaduje w Panującym, swej kili.
- opowiadał troll. - Ale kile to ciężkie, powolne i kosztowne statki. Popularniejsze są baty. Są to kamienne łodzie, dość długie i masywne. Pomijając materiał kadłuba, baty są podobne normalnym statkom. Tyle że my, Barsawianie bardziej cenimy drewno i stępki, niż dłubanie w kamieniu. U nas popularne są galery... drewniane okręty napędzane wiatrem dmuchającym w żagle i magią. Bowiem to nie wiosła odpychają okręt w powietrzu do przodu, a wola wioślarzy i magia podobieństw. Zbudowany powietrzny okręt unosi się w górze dzięki wplecionej w powietrze esencji powietrza i jest popychany do przodu wiosłami, bowiem tak samo czynią okręty w wodzie.- wzruszył ramionami. - O bardziej dokładne wyjaśnienia musiałabyś uprosić czarodzieja. W każdym razie, wiosłowanie jest używane przede wszystkim w przypadku bitwy i dokowania. Zwykły lot opiera się na żaglach. Na galerach wioślarze są zwykle wynajęci tylko do tej roboty, bo na drakkarach to...- Grax klepnął się w czoło. - Zapomniałem ci powiedzieć o drakkarach. Nie ma wspanialszego okrętu niż drakkar. Gdy inne statki są jak kuropatwy drakkar jest jaskółką, szybki zwinny, wąski, mały...
-I nic dziwnego, drakkary nie są statkami kupieckimi. To statki łupieżców powietrznych. Służą do napadów i rozbojów.-
wytłumaczyła zwięźle Damarri wcinając się w słowa trolla. A on dodał.- Drakkary są także szybkie dzięki temu, że żeglarze są wioślarzami jednocześnie.
Troll opowiedział jeszcze o galeonach. Statkach powietrznych z legend. O dużych okrętach ze skomplikowanym ożaglowaniem i kilkoma pokładami najeżonymi ognistymi działami. O ”Śmigłym” , „Srebrnoskrzydłym”, „Czarnym Gryfie”... I innych galeonach po których pozostała legenda ich czynów i tajemnica ich losów.

Dom Tavarti, Tarvar


- Nie jestem przekonana, czy powinniśmy brać ze sobą Aljarinę... - orczyca zamknęła cicho drzwi.
Tavarti zmęczona opadła na zydelek przed toaletką. Odłożyła szkatułkę, kostur już leżał na ziemi chwilę temu niechcący przez nią potrącony, narobił nieco hałasu. Spojrzała w swoje odbicie w lustrze. Jej twarz znaczyły głębokie ciemne cienie pod oczami. Skóra miała odcień srebra. Zapewne przez światło księżyca wpadające przez otwarte okno na ogród. Biała muślinowa zasłonka falowała pod wpływem delikatnego zefirku, który przynosił zapach wilgotnej trawy i duszący aromat kwiatów.
- Będzie naszym słuchem na ulicy. - jej głos zdawał się zmiętym brzdękiem. - Jest stamtąd.
- A jeśli nas zdradzi?
- Damarri posuwistym krokiem zbliżyła się do partnerki, jej ciepłe dłonie wylądowały na karku dziewczyny. Palce powoli zaczęły masować sztywne mięśnie.
- To się będziemy wtedy martwić. - westchnęła cicho, zdejmując z szyi Serce.
Przymknęła oczy, jej ręce odpoczywały bezruchu na blacie mebla.
- Martwisz się. - stwierdziła orczyca, wbijając mocniej palce u nasady obojczyków Tavi.
Odpowiedź nie, jawnie kłamliwa, zapewne miałaby jakieś złe konsekwencje. Dziewczyna otworzyła oczy patrząc w odbicie partnerki.
- Niepokoję, tak. - westchnęła ugodowo. - Tutaj byłam duchem. Tam będziemy oficjalnie... - przez chwilę szukała odpowiedniego słowa – na widelcu.
- Nie dość, że oficjalnie zastępujemy trupa,
- dłonią założyła włosy za ucho - który został zamordowany, to jeszcze nie wiem przed kim właściwie mam się chować. - Palcami powoli przejechało po linii swojej brwi. - I czy powinnam się chować przed przeszłością.
Damarri nie skomentowała, tylko przytuliła kochankę mocno do siebie. Jej piersi zostawiały rozgrzane ślady na plecach dziewczyny.
- To jak już sobie pomarudziłam, to możemy iść spać.

Choć sen nie trwał za długo.

Orczyca chrapała. Przez sen szukała ciała kochanki, a kiedy go nie znalazła zadowoliła się przytuleniem się do poduszki. Na razie. W tym czasie Tavi postawiła stopy na ziemi. Ciało ją zawodziło. Miała wrażenie, że wyrzeźbiono je z drewna. Jak kukiełka.

"Bujda! Po prostu jestem zmęczona po całym dniu."

Westchnęła, podeszła do toaletki, zakryła lustro szalem, żeby jej nie irytowało, po czym z Sercem podeszła do okna. Księżyc stał w pełni. Dawał na szczęście wystarczająco światła, aby bez zapalania świec, mogła uzupełnić listę pytań.

Cytat:
„Domy w Vivian. Ich herby.”

Zrobiła schematyczny rysunek tatuażu ze snu.

Cytat:
„Kim jesteś Tavarti?”
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline