Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2011, 21:47   #6
TwoHandedSword
 
TwoHandedSword's Avatar
 
Reputacja: 1 TwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodze
Woń strawionego alkoholu zaczęła się już rozprzestrzeniać poza ciasny pokoik. Do klitki docierało za to słabe, rozedrgane światło. Przez tą samą szparę pod drzwiami, przez którą na zewnątrz pokoju przedostawał się mało zachęcający aromat, do jego wnętrza wdzierały się poranne promienie. Pozornie przerwa między dwoma kawałkami drewna. Złudzenie nieświadomych… Mistyczna brama, w której miała miejsce tajemna wymiana. Portal, być może trwający tam od wieków, utrzymujący wszystkie plany w równowadze, pozwalając prastarym siłom na swobodny, niczym nie hamowany obieg. Z jednej strony wspomnienie trunków i refleksy twarzy zeszłej nocy, z drugiej echo słońca, świadectwo nadejścia nowego dnia, zwiastun kolejnych zdarzeń. Dwa rodzaje energii. Stare i nowe. Przeszłość i przyszłość. Nierozerwalne, współistniały ze sobą, z biegiem czasu mieszając się coraz bardziej. Gdyby jednak trwało to dłużej, delikatna nić rzeczywistości pękłaby. Kruche pęta nałożone chaosowi zostałyby zerwane i nic już nie poskromiłoby jego gwałtownej ekspansji. Nic już nie wyglądałoby wtedy tak samo. Być może nawet nic by już nie wyglądało. Posiadanie określonego wyglądu jak i samo pojęcie percepcji zatraciłyby się w bezkresie znaczeń, plątaninie treści. Na szczęście dla kosmosu, zarówno źródło jednej z przedwiecznych mocy jak i cel wędrówki drugiej, stanowił jeden byt. I byt się przebudził.

Leoden odgonił resztki snu siadając na łóżku i trąc oczy nadgarstkami, nieświadomy, że tym samym wybawił materię od pogrążenia się w gmatwaninie nierozróżnialnych kontekstów. Chłopak nie dostrzegł tego zapewne z powodu własnego, niezmienionego wyglądu. Tej samej młodej, pociągłej twarzy, teraz przyprószonej porannym zarostem, tych samych długich, sięgających ramion czarnych włosów, tych samych czarnych oczu. Tego, że ocalił wszystko, co zna, mógł też, jak głosi legenda, nie zauważyć z powodu kaca, ale ostatni badacz, który potwierdzał tą hipotezę, leży teraz otoczony pustymi butelkami i od dawna nikt go nie słucha.

Wstając z łóżka, Leoden zauważył, że przed snem nie zdjął nawet ciężkich butów. „Więcej z nimi nie piję” – przemknęło mu przez myśl. Postępowa postawa. Wspomniani „oni” bowiem nie byli kompanią umożliwiającą podróże, poznawanie nowych ludzi, samorozwój, a już na pewno nie zarobek. Oni w ogóle mało umożliwiali oprócz wydawania garści monet w celu schlania się do upadłego. Chłopak w zasadzie nawet nie pamiętał kim oni byli. I bardzo dobrze, dłuższa znajomość z nimi nie prowadziłaby do niczego konstruktywnego. Leoden gapiąc się na światło przedostające się przez szparę pod drzwiami doszedł do wniosku, że musi jak najszybciej gdzieś się ruszyć, bo zwariuje. Przy małym okienku z zaciągniętymi zasłonami leżał wypchany plecak, koszulka kolcza i spory, dwuręczny miecz. Chłopak pokręcił głową. To do czego się teraz najmował było jak pogrywanie do kotleta dla królewskiego harfisty. On nie miał harfy, ale porządnie wykonaną broń. Nie marzyła mu się służba na królewskim dworze, ale, cholera, coś choć odrobinę ambitniejszego od pilnowania jakiejś bimbrowni przed okolicznymi pijaczkami! Kiedy przypominał sobie inne, wymagające ogromnego wysiłku i umiejętności zadania, którym ostatnio podołał, miał wrażenie że do jego pokoju wdarł się przez szparę pod drzwiami stłumiony, ledwie słyszalny szyderczy śmiech. To bezlitosny śmiech samokrytyki. Nie dość, że imał się jakichś podrzędnych robót i wynajmował taką ciupę, to jeszcze coraz więcej pieniędzy wydawał na picie. „Jak tak dalej pójdzie, będę musiał zamieszkać w tamtej bimbrowni.” Budżet coraz mniejszy, zlecenia coraz gorsze, rozrywki coraz bardziej prymitywne. „Rany, a jakie w tej dziurze mają brzydki kelnerki” – pomyślał, nie pamiętając, jaką miał minę wczoraj, kiedy je poklepywał. Westchnął i sięgnął po swoje rzeczy, kiedy nagle zauważył na małym stoliku zwinięty i zapieczętowany rulonik. Bez namysłu rozwinął go i zaczął czytać. Im bliżej był końca, tym szerzej się uśmiechał. Wreszcie zarechotał uradowany i pstryknął palcem w złotą monetę z dziurką w środku, przez którą przewleczony był rzemień zawieszony na jego szyi. Uśmiechnięta twarz kobiety otoczona koniczyną, która widniała na obu stronach wisiorka, trzęsła się niewzruszona. Leoden schował pergamin do kieszeni, zarzucił plecak na ramię i chwycił miecz. Wreszcie szykowało się coś ciekawego i do tego pachnącego sporym zyskiem. Chłopakowi kompletnie nie przeszkadzało, że nie zna tajemniczego nadawcy listu ani sposobu, w jaki ów list mu dostarczono. Postanowił od razu ruszyć do Miedzianego Diademu, pod drodze jednak zahaczając o jakąś kapliczkę Tymory i wrzucając kilka monet. Obojętnie, czy zwrot „po drodze” miałby oznaczać podwojenie, czy potrojenie drogi bezpośredniej. Wyszczerzony przekroczył próg swojego pokoju i zdziwił się, jak orzeźwiający może być zapach na korytarzu w tak kiepskiej karczmie. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, że opary przyswojonego alkoholu nagromadzone wokół niego przez całą noc nie mogły się wymieszać zbytnio z powietrzem na korytarzu. W końcu, jak miałyby się przedostać na zewnątrz jego pokoiku, jak nie przez szparę pod drzwiami, a ta była cienka i nie pozwalała na dobrą cyrkulację.
 
__________________
"Podróż się przeciąga, lecz ty panuj nad sobą
Sprawdź, czy działa miecz, wracamy inną drogą"

Ostatnio edytowane przez TwoHandedSword : 16-06-2011 o 21:52.
TwoHandedSword jest offline