Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2011, 23:49   #103
Wroblowaty
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
W końcu się zatrzymali, ubłoceni z przemoczonymi butami i spodniami. Wszystkie pochodnie dawno wygaszone ułatwiały dostrzerzenie przebijającej się między konarami poświaty, od płomieni zdobytego miasta. Przejście przez mokradła nie było łatwe, przynajmniej dla krasnoluda, który tam gdzie ludzie zapadali się po kolana, brodził z wodą sięgającą prawie połowy ud. Kilka razy o mało co nie wpadł twarzą w mętne błocko, zawsze znajdując na czas czyjąś pomocną dłoń. Mimo, że drogę pokonali w milczeniu, Kh'aadz dobrze czuł silną więź między towarzyszącymi mu ludźmi. Mieli wspólnego wroga i teraz szli mu odpłacić za krzywdy i upokorzenia któych doznali. Będą walczyć za poległych lub torturowanych kompanów i rodziny, oni dadzą z siebie wszystko, bo nie mają nic do stracenia. Tylko dla tego ten wypad miał szanse na powodzenie.

Endymion, którego sam Król mianował dowódcą tego liczącego blisko trzy setki ludzi oddziału, kazał rozstawić wartowników w okolicy i posłać zwiadowców, żeby wybadali jak wygląda sytuacja bezpośrednio przy bramie. Część ludzi wykorzystała chwilę przerwy, żeby wylać wodę z butów, lub raz jeszcze sprawdzić swój ekwipunek. Kh'aadz nie był tu wyjątkiem, gdy Andaras wraz z Endymionem zaczęli układać plany, krasnolud przysłuchiwał się im uważnie, jednocześnie woskując cięciwę swojej kuszy i wtrącając co jakiś czas luźne uwagi. Jednak gdy Elf wymyślił otwieranie bramy samojeden z tym całym Perłą, do Kh'aadza doszło, że żaden z nich nie ma bladego pojęcia o inżynierii wojskowej i fortyfikacjach. Endymion słusznie zwrócił im na to uwagę. Krasnolud jednak postanowił dokładniej wytłumaczyć nieświadomym towarzyszom w czym rzecz.

- Wolałbym nie spuszczać Cię z oka elfie... Jeśli zarzucicie linę na mur, poradzę sobie z wejściem na górę i zrobię to ciszej niż na to wyglądam. A w baszcie mogą pojawić się niespodzianki. - Kh'aadz zaczął swój wywód.

- Standardowym mechanizmem do unoszenia krat w twierdzach, jest zębatkowy kołowrót z zapadką blokującą. Opuścić kratę można bardzo szybko, wystarczy zwolnić blokadę, a masa kraty zrobi resztę, z podnoszeniem, może zejść znacznie dłużej, bo jeśli ta krata jest przystosowana do unoszenia przez jednego człowieka, to przekładnia na mechaniźmie ma bardzo małe przełożenie, uniesienie całości nawet na metr może zająć, dwie, trzy minuty, a wierz mi, nie odbywa się to bezgłośnie.. - Kh’aadz uśmiechnął się krzywo i mrugnął okiem, podkreślając ironię sytuacji... Wszak to nie oni są szpiegami i zdrajcami, a całkiem możliwe, że wypracowywane przez stulecia praktyki zabezpieczania twierdz, zwrócą się przeciwko nim. Ucieszył go zasępiony wzrok przyjaciela, znaczy się, że dotarło i zrozumiał.

-Kilka minut mówisz. Endymionie jak to wygląda tu? Bo jeśli tak to tu cicho trzeba jedynie wejść a potem to już bez znaczenia. Bramy będzie trzeba bronić przez kilka minut może być ciężko i trzeba dużo ludzi. Chyba że da się to szybciej zrobić wtedy mała grupa jest aktualna. - Andaraz odpowiedział po krótkim namyśle.

Krasnolud pokręcił lekko głową. Wejście do bramy i podniesienie kraty we dwóch - czterech ludzi? Mało, jak dwóch zacznie kręcić korbą, to Dunlandczycy oblezą ich jak muchy świerzy krowi placek. W wieży będzie trzeba się utrzymać. Na szczęście Endymion potwierdził słowa krasnoluda.

- Obawiam się że Kh`aadz ma rację, zresztą to bez znaczenia i tak na taki rozwój wypadków lepiej się przygotować, nie chcę zostać zaskoczony - Słowa strażnika brzmiały rozsądnie. Wyglądało na to, że szybko wyklarował im się wstępny plan działania, uzgodnienie szczegółów zajęło jeszcze chwilę...

---

Godzinę później, z twarzami wysmarowanymi błotem, podkradli się wraz z niewielkim oddziałem pod same mury. Z ciemności osłaniali ich łucznicy Endymiona. Cała piątka czekała aż Andaras przy pomocy swoich magicznych sztuczek zahaczy linę o krenelaż. Chodź Kh'aadz magii nie cierpiał prawie równie jak orków, musiał przyznać, że upadająca z impetem żelazna kotiwczka mogła by narobić dużo hałasu... Kh’aadz przyklejony plecami do muru wyczekał, aż Andaras wyjdzie na górę i w umówiony wcześniej sposób szarpnie trzy razy liną, po czym sam zaczął się wspinać. Krasnolud w swoim życiu zwiedził nie jedną jaskinię i pokonywanie zalanych syfonów, czy pionowych kominów nie było mu obce. Wspięcie się po linie na mur przy tym to był łatwy spacerek. Wcześniej krasnolud obwiązał buty kawałkiem płótna, żeby wytłumić bicie podeszw i dokładnie sprawdził każdy element swojego ekwipunku,tak, aby nic się nie obijało i nie hałasowało podczas wspinaczki. Wspomagając się nogami, którymi szedł po murze, podciągał się płynnie rękami. Bez zbędnego pośpiechu, acz sprawnie i cicho.

- Ciekawe czy by się Perełka teraz też tak wymądrzał. - pomyślał Kh’aadz, jednak szybko odegnał od siebie zgryźliwe przemyślenia i całkowicie skoncentrował na zadaniu. Gdy tylko przekroczył krawędź krenelrzu, zsunął się ostrożnie na podest murów, przykucnął na jedno kolano w cieniu blank robiąc miejsce kolejnym żołnierzom i ściągnął z pleców Matyldę, którą sprawnie naciągnął i załadował bełtem o masywnym graniastym grocie. Z odległości jaka dzieliła ich od baszty, taki pocisk bez problemów radził sobie z kolczugą, jak dobrze trafić to nawet ze zbroją płytową, a kusza ma w takich wypadkach tą zaletę, że w przeciwieństwie do łuku, może długo pozostawać w gotowości do natychmiasowtego oddania strzału. Wymierzył w stronę dwóch stojących przy wejściu do baszty Dunlandczyków podpierając broń na kolanie, żeby się nie męczyć i osłaniał resztę nadchodzących towarzyszy.

Gdy już wszyscy znaleźli się na murach, Kh'aadz poczekał na lekkie klepnięcie w ramię, oznaczające, że z tyłu wszystko w porządku i można iść. Zaczęli się powoli skradać wzdłóż murów w kierunku niczego nie spodziewających się podpitych najeźdźców. Kh'aadz stąpając cicho cały czas celował do nich ze swojej potężnej kuszy. Pierwsza niespodzianka miała miejsce w połowie drogi, gdy ostrożnie wyminęli kilka ustawionych przy blankach beczek, okazało się, iż za nimi leżał nieco wstawiony, choć zdecydowanie przytomny młody Dunlandczyk. Trudno powiedzieć, kto był bardziej zaskoczony, jednak krasnolud szybko zdecydował, że nie ma na co czekać, trzeba uciszyć klienta, zanim zawoła kumpli, szybko przesunął swoją kuszę ustawiając twarz chłopaka bezpośrednio na przedłużeniu graniastego grotu spoczywającego w leżu kuszy i czekającego na lekkie naciśnięcie dźwigni spustowej. Chłopak okazał się nad wyraz rozsądny i to, że powoli odwrócił głowę na bok nie wydając żadnego dźwięku i odsunął się od opartej o mur kuszy, co prawda nie załadowanej, ale zawsze, uratowało m życie.
Kh'aadz nic nie mówiąc kiwnął lekko głową z aprobatą, po czym zdzielił młokosa w potylicę, ogłuszając go na jakiś czas. Na migi pokazał Vincentowi, niskiemu, choć dobrze zbudowanemu i przede wszystkim doświadczonemu żołnierzowi, żeby go zakneblował i związał. Weteran skinął krótko głową i wziął się do roboty, gdy Kh'aadz w międzyczasie wraz z Andarasem przybliżyli się jeszcze nieco do stojących nadal przy drzwiach do baszty żołnierzy.

Marcus z Pereirą i Centinarim dołączyli niemal natychmiast, Vincent kilka sekund później, komunikując się znakami dłoni, ustalili prosty plan działania. Kh'aadz poświęcił chwilę, żeby porządnie wycelować w swój cel. Charakterystyczny trójkąt tworzony przez kąciki oczu i podstawę nosa na ludzkiej twarzy, gdy umieścić tam pocisk, człowiek pada ścięty z nóg jak szmaciana lalka, bez szans na jakąkolwiek reakcję. Tam właśnie wycelował krasnolud. Andaras cmoknął na tyle głośno, żeby Dunlandczycy to usłyszeli. To był sygnał, zaskoczeni mężczyźni obrócili się w ich stronę, i zanim ich mętny od wina i miodu wzrok wypatrzył ich w ciemnościach, cztery pociski pomknęły ku nim z ogromną prędkością. Tuż po sygnale Andarasa, Kh'aadz nacisnął lekko na dźwignię spustową Matyldy. Zwolniony orzech obrócił się szybko uwalniając cięciwę, która w akompaniamencie charakterystycznego dla kuszy klaśnięcia wyrzuciła ciężki bełt prosto do celu. Pocisk bez najmniejszego problemu przebił się przez chrząstki nosa i niemal wyszedł z drugiej strony czaszki. Siła udeżenia gwałtownie odchyliła głowę już martwego Dunlandczyka do tyłu, w tej samej chwili strzała wypuszczona przez Vincenta zagłębiła się w okolicach tchawicy nieszczęśnika. Ciało opadło bezwładnie na posadzkę muru. Gdy Kh'aadz odjął oko od kuszy, dostrzegł jak drugi żołnież ze sterczącymi z jego szyji i klatki piersiowej strzałami harkocząc niewyraźnie osuwa się poza krawędź muru. Spadające zwłoki, obijające się o kamienne stopnie narobiły nie lada hałasu, krasnolud naprędce przeładował swoją kuszę, zakładając na leże, kolejny ciężki bełt o solidnym graniastym grocie. Przeklął w duchu nieżywego Dunlandczyka, który swoim efektownym, niemal cyrkowym zgonem, mógł im teraz ściągnąć na głowę całe zastępy tej hołoty... Cała szóstka odczekała w napięciu i bezruchu kilka bardzo dłużących się sekund... Jednak o dziwo, nic się nie stało... Jednak jak się miało okazać, to nie był koniec niespodzianek na ten wieczór...
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."
Wroblowaty jest offline