Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2011, 01:05   #461
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Poranek z cyklu „dajcie mi pospać jeszcze pięć minut” Revalion tolerował tylko jeśli przydarzał się komuś innemu. A ponieważ ten warunek nijak nie był spełniony, półelf był marudny przez cały poranek. Zdarzyło mu się nawet prawie zasnąć w czasie pakowania.

I… deszcz.
Oczywiście że deszcz! Bo przecież taki promienny, słoneczny dzień byłby po prostu zbyt nudny! Tyle, że bard mógłby żyć z taką nudą.
I na nic zdały się jego spotęgowane marudzenia, żeby zostać w karczmie jeszcze jeden dzień. Albo chociaż pół dnia. Albo chociaż dopóki przestanie lać jak z cebra…
…proszę?

Ależ oczywiście, że nie. Bo całe Silverymoon zostanie wybite do nogi, jeśli dostarczą przesyłkę o jeden dzień później.
Rzeczywistość na szczęście przedstawiała się nieco lepiej niż oczekiwał. Do deszczu szło się przyzwyczaić po paru minutach moknięcia. Gdyby nie ten wiatr to mogłoby być całkiem przyjemnie… na swój sposób.

A potem cała ocena tegoż dnia w oczach półelfa została wywrócona do góry nogami, bowiem Roger przywiódł ze sobą Missy. I Revalion już doskonale wiedział, co będzie robił tego dnia. Tak więc, kiedy pożegnali się już z cyrkowcami i sytuacja się z grubsza ustabilizowała…

- Paskudna sprawa, o piękności moja. - podszedł do nowej towarzyszki, by się przywitać przy okazji odgarniając co chwila mokre włosy z twarzy. I wycierając irytujące krople deszczu, które próbowały mu nalecieć do oczu.
- Czymże to cię zmusili do tej wyprawy? Szantażem może? - zaśmiał się półelf. - Ale wybacz, gdzie moje maniery. Revalion Autermit, do usług. Bard, śpiewak i artysta. - ukłonił się.
- Sytuacja mnie zmusiła - panienka spoglądała uważnie w oczy bardowi. Przechyliła lekko w bok głowę. - Nie, nie szantażem. Ależ proszę. Missy - przedstawiła się, odpowiedziawszy wcześniej na sugestie Revalliona. W kąciku ust zaczaił się lekki uśmiech.

- Missy... - powtórzył. - Co za piękne, melodyjne imię... Hmm... Musisz być bardzo zmęczona po podróży. Usiądź sobie wygodnie i pozwól, że ci... zaśpiewam.
To powiedziawszy bard znów się zaśmiał, po czym faktycznie zaśpiewał. W jego słowach jednak była ukryta magia prostego, relaksującego zaklęcia.
Usiadła sobie wygodnie i posłuchała. W międzyczasie chyba stwierdziła, że jest jej ciepło, bo rozpięła nieco płaszcz. Piersi w oczach Revaliona jakby magicznie się powiększyły.
- Bis, Revalionie.

Półelf zachichotał i zaśpiewał jeszcze raz tą samą, magiczną melodię. Jednak tym razem nieco ją przeciągnął doszedłszy do wniosku, że jego nowej towarzyszce podoba się to. Niestety wiedział, że owy "bis" nie będzie miał żadnego dodatkowego efektu magicznego, mimo iż to było dokładnie to samo zaklęcie.
Po drugim śpiewie Revalion usiadł obok Missy patrząc jej prosto w oczy. A w każdym razie usilnie starając się. No... w sumie nie aż tak usilnie.
- A ty, droga Missy, czym się zajmujesz?
- Podróżowaniem i strzelaniem z kuszy - odparła wesoło enigmatycznym głosem. - A reszta drużyny tutaj? - wskazała skinięciem głowy na poszczególne osoby.

- Hmm, Rogera i Sabrie już chyba znasz. Ale jest jeszcze... - półelf rozglądnął się dookoła, zaś jego wzrok pierw spoczął na... - [i]... Kastus, kapłan Gonda. Wraz z Niekwestionowaną Królową Wina i Bimbru Drucillą są chyba głównym powodem tej wyprawy. Uwierz mi, nie chcesz być obok Dru jeśli nie masz przy sobie flaszki czegoś mocniejszego.
- Jest też Teuivae'Vaelahr Nantar. - westchnął. - Ale on jest... ponury. Taki ponury, że rozumiesz. Ponury. Nie widziałem jeszcze, żeby się uśmiechnął, a ostatnio stał się jeszcze bardziej... "Teuowaty". Czysty mrok i rozpacz po prostu.
- No i jest jeszcze panna Sylphia van der Mikaal. Magini, zaklinaczka. Szlachcianka. W sumie nie do końca wiem czemu tu jest... - powiedział pobieżnie, nie chcąc ujawniać przed Missy choćby cienia swojego zainteresowania inną kobietą.
- Dobrze, zapamiętam - zachichotała na wzmiankę o Dru. - A jak to coś ma być mocne?

Revalion również zachichotał, po czym odchrząknął i zaczął tłumaczyć gestykulując przy okazji:
- Wyobraź sobie coś wystarczająco mocnego, by powalić konia. Następnie, gdy zwierzę już padnie, opary alkoholu będą wciąż wystarczająco silne, by spić całą okoliczną wioskę na tyle by spowodować porządną burdę, kilka dzieciaków, jakieś oświadczyny... a z kolei opary pozostałe z tego będą wciąż wystarczające, by opaść, skroplić się w pobliskiej rzece tak, żeby ktoś nazwał ją "Źródełkiem Wódki" to będziesz wiedziała, że jest to wystarczająco mocne.
- Aha - coś się jej przypomniało. Potrzebowała naczynia, wrzątku; resztę składników do tego triku miała przy sobie. Wybuchnęła śmiechem na wzmiankę o mocy alkoholu. To oznaczało, że to musiałby być czysty alkohol. Jeszcze momencik kwiczała śmiechem, a po chwili rozglądała się za: - Masz może kociołek i wodę?

- Woda się znajdzie, z pewnością... - odparł ironicznie półelf strzepując z siebie kolejne strużki deszczu. - A kociołek... nie wiem, może jest gdzieś na wozie. A co, herbaty ci się zachciało? Wątpię by dało się w taką pogodę zagotować wodę.
- No... tak - odpowiedziała nieśmiale. - Tak mnie naszła ochota na ciepłą herbatę. Na taką pogodę to dobre vademecum.

- Hmm... tak, oczywiście. - półelf zmrużył oczy na chwilę. - No cóż, chyba będziesz musiała poczekać aż pogoda się poprawi. Bo żadnego zajazdu chyba nie mamy po drodze.
- Poza tym, wiesz co jeszcze jest dobrym vademecum na taką pogodę? - dodał po chwili Revalion dotykając ramienia Missy. - Masaż. Delikatny, relaksujący masaż pozwalający zapomnieć o całym świecie. Między innymi o deszczu. - to powiedziawszy dodał drugą dłoń na drugie ramię Missy.
Domyślała się wielu postaci tego masażu.
- Taaak, dobry masaż nie jest zły - wcale nie wyrwała się z jego ramion; wręcz przeciwnie. - Poproszę - wyszeptała, spoglądając mu prosto w oczy. Dodatkowo dekolt się pogłebił.

Półelf uśmiechnął się promiennie, zaś w jego oczach zalśnił blask czegoś... czegoś... niedobrego. Przez chwilę rozważał niekonwencjonalne masowanie Missy z przodu, by nie tracić widoku na jej, jakby magicznie, powiększające się piersi, jednak w końcu doszedł do wniosku że na dłuższą metę dobry masaż bardziej mu się opłaci.
Usiadł więc tuż za kobietą i zaczął na początku delikatnie muskać dłońmi jej ramiona, jakby rozeznając się w sytuacji, by szybko przejść do agresywniejszego naciskania na jej barki. Była spięta... ale nie aż tak bardzo, dzięki jego wcześniejszemu zaklęciu. Ponadto dzięki jego dotykowi jej ramiona i szyja szybko się rozluźniły, a ona sama jakby lekko oparła się na nim, będącym tuż za nią.
Przysunął dodatkowo twarz do jej ucha nucąc spokojną pieśń dla niej. I tylko dla niej.
Oparła się specjalnie. Dobrze przewidziała. Z drugiej strony z niezwykle przyjemnym skutkiem. Dodatkowo przechyliła głowę na bok, jej prawa ręka wędrowała po nodze barda.

Półelf kontynuował masowanie. Dotyk Missy na jego nodze wywołał u niego wyjątkowo frustrującą myśl - gdzie są zajazdy z zacisznymi, prywatnymi pokojami kiedy je potrzeba?!
Przysunął się jeszcze troszeczkę do kobiety. Do standardowego masażu zaczął dodawać pocałunki w ciepłą, rozluźnioną szyję Missy.
Druga ręka Missy dotykała delikatnie podbródka artysty; nie pozostała bierna wobec zalotów mężczyzny. Lekko przechyliła się w jego kierunku i ustami pieściła jego wargi, kiedy zakończył śpiewy.
- Pięknie śpiewasz. Mógłbyś zarabiać na swojej sztuce - wyszeptała do niego Missy. - Lecz widzę, że opanowujesz jeszcze jedną sztukę - i pocałowała go namiętnie. Dłonie kobiety przedarły się subtelnie pod koszulę barda i masowały jego ciało.

- Mógłbym, ale nie każdy ma w sobie tyle wrażliwości dla sztuki co ty. - odparł możliwie krótko, lecz nie na odlew, gdyż usta były mu potrzebne do czego innego. Pora masowania ciała kobiety się skończyła, więc i rąk użył do czego innego. Jedną rozczesał mokre włosy Missy ujmując ją za tył głowy, drugą zaś chwycił ją w talii i przycisnął lekko do siebie by odwzajemnić namiętny pocałunek.
Missy nie pozostała obojętna na ten ruch Revaliona. Półelf czuł na sobie piersi kobiety, palce wędrowały po karku i szyi mężczyzny. Lekko rozpięła mu koszulę, a sobie płaszcz i koszulę. Lubieżność zaczęła łączyć się z drapieżnością; gdyby oboje znajdowali się w alkowie, rozpalona Missy pozbawiłaby barda ubrania.

Odsłonięta szyja i barki kobiety stały się obiektem ataku ust Revaliona. Przeklinał jednocześnie w myślach fakt, iż nie mogą sobie pozwolić na nic więcej niż tylko pocałunki. Jedną ręką półelf nadal podążał wzdłuż pleców Missy, schodząc nią niechybnie w dół, zaś jego usta wyjątkowo agresywnie zaatakowały jej szyję, tak że prawie ją ugryzł.
Po chwili owego relaksu tylko dla dwojga, Missy szeptem rzekła do Revaliona:
- Ja też ci coś ciekawego przygotuję. Potrzebuję kociołka i wrzątku...

- To musi być bardzo niezwykła herbatka. - odparł bard, po czym raz jeszcze pocałował Missy i zabrał się za "robienie co w jego mocy" w kwestii wrzątku i kociołka.
Niestety wszelkie jego wysiłki w tej kwestii były daremne, bowiem nie wynaleziono jeszcze wodoodpornego ognia, na którym by można zagotować wodę w taką ulewę.
A magowie nie potrafili wyczarować wrzątku… tylko lodowato zimną wodę. Na co komu czar który imituje deszcz?!
Revalion musiał więc wrócić do Missy z pustymi rękami.
- Ale jutro z pewnością będzie słonecznie. – obiecał. – I będziesz mogła mi pokazać swoją niespodziankę.

Niedługo potem ruszyli w dalszą drogę, zaś półelf towarzyszył Missy przez cały czas.

* * *

Na wisielca Revalion zareagował wyraźnym zniesmaczeniem. Próbował przekonać towarzyszy, żeby poszukali jakiegoś innego miejsca, ale wszyscy pozostawali głusi na jego słowa. Osły…
Do martwego paladyna ani myślał podchodzić, zbyt wielu się nasłuchał opowieści o tych, którzy próbują zakłócać spokój zmarłym, nawet wisielcom.

Chowaniu paladyna przez Rogera i Halma bard przyglądał się z dystansu. Nie chciał mieć z tym nic wspólnego.

Trupa zaklinaczki znalezionego na następny dzień Revalion potraktował tak samo – na dystans i proszę mnie w to nie mieszać.

* * *

Natarczywego krasnoluda Revalion odsyłał raz za razem wyrażając swoją pogardę do tak przyziemnych i prymitywnych rzeczy, jak fizyczna walka.
Jednak Kastus drażnił barda nie na żarty, kiedy zaczął zalatywać do Missy. Miał wielką ochotę coś zrobić kapłanowi Gonda, byle by mu przeszkodzić w tym co robił.

Właściwie to był już w trakcie wyciągania liny z plecaka, żeby ją ożywić za pomocą czaru, jednak opamiętał się w trakcie. Chyba Missy nie będzie z nimi pogrywać na „dwa fronty”?

W kwestii spotkanego krasnoluda pierwszy wypowiedział się Roger, zaś Revalion w pełni się z nim zgadzał. To znaczy z jego niewypowiedzianym „zostaw nas w spokoju”.
- Jest dokładnie tak jak mówi mój towarzysz. – wtrącił się z przekonującym głosem. – Nie możemy ci zagwarantować bezpieczeństwa, a tam dokąd zmierzamy byłoby ci naprawdę potrzebne. Lepiej więc będzie, jeśli nasze ścieżki nie będą się stykać.
 
Gettor jest offline