Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2011, 23:37   #462
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Mniejsza o to, że deszcz. Że wiatr i zimno. Zdołała się do tego przyzwyczaić. Lot na gryfie był z pewnością czymś innym niż lot z pomocą magicznego płaszcza, a to dlatego, że z mężczyzną na pokładzie. A dokładniej z jednym z członków drużyny, do której przyłączyła się ostatecznie Daphne.
W końcu poznała ekipę. Tak w trybie pierwszego wrażenia, więc ciężko oczekiwać w tym przypadku, że ci ludzie są tacy, jacy naprawdę są. Wszyscy, jak na najemników do takiego rodzaju misji przystało, byli opanowani i cisi. Cóż, z małymi wyjątkami.

Jasnowłosa gnomka, wedle informacji, które do Missy dotarły, rozpaczliwie potrzebowała czegoś mocnego do wypicia. Preferowała zdecydowanie głośny i wesoły oraz mechaniczny (jak chodziło o profesję) tryb życia. Missy chyba domyśliła się, na czym polega to niebezpieczeństwo, jakie towarzyszy obecności Dru – tak bowiem miała na imię owa… niekonwencjonalna osoba. Taka chodząca, tykająca bomba z rozregulowanym zapłonem.
W drużynie trafiła się też osoba preferująca bardzo rozrywkowo-różowy styl życia i bycia. Sylvia van der Mikaal, bo tak się nazywała lśniąca czarodziejka, specjalizowała się najwyraźniej w oczarowywaniu mężczyzn wyjątkowo obfitym biustem i ekstrawaganckim strojem. Pani najwyraźniej pomyliła zadanie zabawiania panów z dostarczeniem enigmatycznej przesyłki – ale jedno nie wykluczało drugiego, bo w ferajnie znalazło się przecież kilku nawet przystojnych panów. Z doświadczenia Missy wiedziała, że lepiej magów było nie drażnić, bo jeszcze jakie cholerstwo wyczarują, żeby ją to zeżarło, albo sprawią, że złodziejka wyłysieje i zbrzydnie dnia następnego.
W końcu mag zawsze się w drużynie przydaje. Wracając zaś do tematu magów…
NantarNantarMissy nie preferowała pociągu seksualnego do przedstawicieli płci obojnaczej. Co prawda elf to elf, osobnik z pięknej rasy, miód dla oczu, jeśli chodziło o urodę tych istot, ale nie uratowało go to od zdegradowania do mruka. W dodatku niezdrowo wychudzony z ciężkim do zapamiętania pełnym imieniem. Więc nazywać go będzie Teu bądź... Nantar...
Kim innym był Revalion, który teraz poczuł do niej miętę, bądź też kocimiętkę. Po małej igraszce, o nieco ograniczonej zapalności z powodu tłumu, zabrali się za następną.
Temat ich rozmowy przeszedł na towarzyszy podróży. Missy, która miała pierwszą styczność z tymi najemnikami zręcznie przeszła do sedna sprawy.

- Rev, Nantar jest ciągle taki mrukliwy? - spytała półelfa.
- Owszem. Ostatnio nawet jakby bardziej. Znaczy od kiedy opuściliśmy Triboar.
- Co zdarzyło się w Triboar?

- Przepraszam, za dużo zadaję kłopotliwych pytań - dodała po chwili i się zaczerwieniła.
- Nie szkodzi. W Triboarze, a raczej już po naszym odejściu stamtąd, straciliśmy kontakt z jednym naszym towarzyszem, Lilawanderem. Był elfim magiem, podobnie jak Teu. Może dlatego elf tak to przeżywa? - po chwili patrzenia na Missy uśmiechnął się. - Wiesz, ślicznie wyglądasz kiedy się rumienisz.
- Och, nie wiedziałam - zachichotała i nadal na jej policzkach widniał rumieniec. - Zatem było was więcej? Był chyba aasimar, Cormyrczyk...? - Missy bardzo zaciekawił temat i taką ciekawością "atakowała" Revialiona. Bard nie mógł jednak zaspokoić ciekawości Missy, więc wzruszył tylko ramionami.
- Nie wiem. Kiedy dołączyłem do "wyprawy", byliśmy już w obecnym składzie. Plus Lilawander oczywiście. Możliwe, że wcześniej byli jeszcze inni, ale zupełnie mnie to nie interesowało.
- A… aha – pokiwała głową. – Nie wiedziałam, naprawdę. Myślałam, że wiesz… – uśmiechnęła się do Revaliona. – No nic, przepraszam…
- Nic się nie stało. Jak dla mnie za dużo razy przepraszasz. - półelf zaśmiał się z wyszczerzonymi zębami. - To... kiedy mi pokażesz jak to szyjesz z kuszy?
- Och, jak będą atakować oczywiście, ale myślę, że możemy tu zrobić drużynie parę psikusów. Dru znajdziemy coś mocnego - Missy puściła oczko do barda.
- Na przykład zestrzelić jej butelkę kiedy będzie piła? - bard znów nie mógł opanować śmiechu. - Obawiam się, że mógłby to być wyrok śmierci.
- Powiem, że to przypadek ty zestrzeliłeś? - zachichotała.
- A zatem żegnaj okrutny świecie! - zaczął gestykulować dramatyzując przy okazji. - Odejdę z tego ziemskiego padołu zdeptany przez gnomkę, która sięga mi do pasa!
- W sumie chyba nawet mniej niż do pasa. - dodał po chwili.
- O nie, podepta ci stopy.
- No dokładnie! - półelf przytaknął, po czym zaczął machać nogami w siodle. - Wiesz co to by była za strata dla tego świata?
Missy pokiwała mu głową.
- Trzeba będzie napisać sztukę, pt: "Poskromienie Dru".
- To będzie raczej epopeja. I to taka z której nic nie wynika.
- Nieee, ja proponuję dramat, Revalionie - droczyła się z Revalionem i zachichotała.
- I tak pewnie wyszła by z tego satyra w której niejaki półelf umiera na końcu. - nadąsał się bard.
- Oj nie, możesz odwrócić role. W końcu jesteś artystą i możesz kreować swój świat przedstawiony - Missy pogładziła długie włosy półelfa. - Możesz napisać sztukę pt. "Poskromienie złośnicy". Bohaterką będzie Dru, jak nie dostała swego ukochanego, mocnego trunku - puściła do niego oczko, a następnie dała całusa w policzek.
- Och, chyba rozumiem. Główny bohater zmaga się ze złośnicą, dopóki dobra wróżka Missy mu nie powie, że musi ją najpierw spić i wtedy zdoła ją pokonać? - bard chciał odwzajemnić Missy pocałunek, jednak jego koń stwierdził że teraz jest najlepszy moment na nagłe zerwanie się, wskutek czego półelf prawie spadł.
- Głupia kobyła. - warknął. - Do rzeźni cię oddam, jak się nie uspokoisz, gadzino jedna! No, spokój!.
Missy także się zlękła tego nagłego zerwania się konia.
- I będzie konina.
- Ano będzie. I będziesz występować jako wierzchowiec złośnicy, ot co! - skwintował bard.
Missy roześmiała się i zaklaskała.
- I masz drugą postać do swej sztuki, Revalionie
- A co, ty nie chcesz brać w niej udziału? Moglibyśmy z tego zrobić teatrzyk jako wędrowna trupa aktorska!
- Ja nie mam talentu aktorskiego - przyznała wstydliwie. - Nie wiem, czy umiem grać.
- Kto umie się całować, ten i ma talent aktorski. - puścił oczko do Missy. - Więc powiadam ci, masz wielki talent.
- Dokładnie tak. Ale, jeśli wolisz, możemy jeszcze zweryfikować twoje zdolności...
To brzmiało w pewnym stopniu dość… niepokojąco…
- Odnośnie aktorstwa, to w porządku.
- Ale do tego potrzeba czasu, którego przecież tutaj nie mamy, czyż nie? No, ale skoro tak bardzo nie chcesz to przecież nie będę cię zmuszał... - odparł Revalion zawiedzionym głosem.

- Ależ nic z tych rzeczy. Chcę.
- Hmm... nie jestem pewien czy wciąż mówimy o tym samym. No ale nic, nie ma co drążyć pustego tematu, prawda? - dodał na koniec półelf nieco znużony.
- Więc, wspomniałaś wczoraj o jakichś strasznych okolicznościach, które cię zmusiły do wzięcia udziału w tej wyprawie... - zaczął po chwili.
- Tak, birbant i hulaka mieniący się bardem - zacytowała fragmenty dokumentu. - I że podobno stałeś za pomocą w ucieczce komuś tam od luskańczyków.
- Birbant... i... - Revaliona po prostu zatkało. Wyglądało na to, że miał dodatkowy powód, by nienawidzieć Zhentów. I Luskańczyków. I cholera wie kogo jeszcze!
- Ucieczce? A tak... uśmiejesz się, ale tym kimś był Teu. - zachichotał na wspomnienie tamtej sytuacji. - Był cały skuty łańcuchami i w ogólnej gotowości bojowej do bycia przepytywanym i torturowanym.
- O widzisz.
- Ano widzę. Gdyby nie ja to możliwe, że nie byłoby z nami już Teu. Cholera, możliwe że nie byłoby i mnie, bo elf mógłby mnie wydać!
- I nie tylko Ciebie...
- Tak więc możemy chyba bezpiecznie założyć, że bohatersko tamtego dnia uratowałem wyprawę. Myślisz, że bohaterowi należy się jakaś nagroda od pięknej kobiety? - uśmiechnął się dwu, jeśli nie trójznacznie do Missy.
- Nie ma żadnych wątpliwości, że tak, Rev – Missy puściła oczko do barda. – Reszta nagrody przyjdzie później, jeśli wykażesz się odrobiną… cierpliwości…
* * *
W następnych dniach drużyna odnalazła pewnych denatów. Co oznaczało także źródło skarbów. I Daphne nie pomyliła się. Ekipa ogołociła zmarłych z przedmiotów, które drużynie mogły się przydać. Missy musiała od kogoś zdobyć trochę bełtów i eliksirów charyzmy oraz przyspieszenia i niewidzialności.

Przyszedł też taki dzień [drugi], iż mogła poznać dogłębniej część załogi.
Drugiego dnia wieczorem wracając z miejsca, gdzie król chodzi piechotą Missy natknęła się na kapłana zbierającego chrust na ognisko. Kastus był sporym chłopiskiem, przypominającym posturą niedźwiedzia. Wyróżniał się więc w grupie. I dzięki temu kobieta go rozpoznała mimo zapadającego zmroku.
-Witaj panienko Missy, co porabiasz tak dalego od obozowiska o tej porze?- spytał kapłan niosąc naręcze drewna.
- Ja? Em, wyszłam rozprostować nogi. - odparła z uśmiechem.
-No tak...takie śliczne nóżki wymagają rozprostowania.- odparł przyjacielsko kapłan, który akurat gapił się na biust rywalizujący z piersiami Magini, pod względem rozmiaru.
- I odetchnąć świeżym powietrzem - dodała.
-Oddychanie ważna rzecz.... eeee... to już wracasz.... do obozu... bo, jak nie... to byśmy mogli...eee... poznać się bliżej... pogadać.-zaczął mówić nieskładnie kapłan.
- Możemy - odpowiedziała Missy, zdziwiona zdenerwowaniem kapłana.
Ruszyli więc razem, a kapłan spytał ją, gdy szli.- Tooo skąd pochodzisz panienko?
- Z Cormyru.
-Co za zbieg okoliczności, ja... z Sembii! - chwila niezręcznej ciszy.- No tak...Sembia i Cormyr nie przepadają za sobą.- mruknął nieco speszony kapłan. Po czym spytał zmieniając temat.-Jakie rozrywki lubisz Missy?
Zabijanie Sembijczyków, odparła z ironią w myślach, w bardzo przyjemny sposób. Kastus niepotrzebnie wspomniał o tym, że pochodzi z kraju, za którym jej rodacy nie przepadali, w ogóle to niepotrzebnie pytał się, skąd ona pochodzi, bo pewnie przez to jeszcze bardziej się podenerwował.
- Cóż, lubię różne. Na przykład praca. Kusza. Śpiewy. Lubię sztukę.-
-Aaaaa...artystka! Ja też lubię śpiewać.- rzekł z entuzjazmem kapłan. Inna sprawa że nie umiał. Jego poranny hymn chwały do Gonda był torturowaniem pieśni religijnej. Jak to mówią “Śpiewać każdy może... ale nie każdy powinien.”
A ponoć nie o to chodziło, jak co komu wychodziło. Na przykład Missy nie umiała malować żadnych obrazów. Dobrze, że jeszcze pędzel umiała trzymać w dłoni.
- Taaak - pokiwała głową. - A, jeszcze taniec. Lubię tańczyć.
-Ja też...i wypić. zagrzmiał gromko kapłan.- I grać w karty. Raz zagrałem z... eee... zostałem oszukany.
- O, wypić dobry trunek, taaak. Ale nie umiem zbyt dobrze grać w karty. Przydałoby się, by mnie ktoś nauczył w to grać.
-Jak będzie okazja, to nauczę.- zaoferował się kapłan.
- Och, dobrze, dobrze - Missy się ucieszyła niczym dziecko. Które lubiło mimochodem lekko pogłębić dekolt.
-Miło słyszeć... być może kiedyś, zagramy na ubrania.- zażartował kapłan, zerkając na ten dekolcik tak intensywnie, że niemal się potknął.
- A, w rozbieraną rozgrywkę? - zachichotała Missy, pomagając Kastusowi wstać. Miał dobrą perspektywę na podziwianie dwóch sporych, jędrnych półkul.
-Eeee... tak tak.- Kastus jakoś się kwapił do wstawania mając przed oczami, takie widoki. I wzbierające pożądanie w gaciach. Pokusił i … chwyciwszy ją za dłoń pociągnął do tyłu. Dziewczyna wylądowała na leżącym kapłanie. A jego dłonie “przypadkiem” dotykały jej jędrnych piersi.
- Kastus! - zawołał Revalion zanim zdołał cokolwiek wymyślić. Ale to nie było problemem. - Zdawało mi się, że Dru cię szuka. I nie wyglądała na zadowoloną!
- Dru? - spytała ze zdziwieniem Missy kapłana Gonda.
-Dru?!- to słowo wystarczyło by Kastus, zapomniał o Veravarri, zsunął ją z siebie i pognał w kierunku obozowiska.
- Ach, chciał na dwa fronty sobie pograć... - mruknęła Missy, otrzepując się z paprochów.
- Ano Dru... - skwintował Revalion pomagając Missy wstać.
I Missy powstała z leżących.
- Och, pogrywamy sobie jednak na dwa fronty. Ale zobaczymy, kto jeszcze będzie górą, Kastusie!
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 18-06-2011 o 12:37.
Ryo jest offline