Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2011, 08:46   #122
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Trzask płonącej strzechy w jedno zlał się z rykiem napastników. Rykiem wściekłości, bólu i cierpienia. I gniewu. Mieli prawo być wkurwieni bo przecież czwórka wybiegających z płonącego budynku zbrojnych miast stać się łatwym łupem pokazywała zęby. I to jak pokazywała! Tego ludzie w służbie imć Pana Barona Gregora Auerbacha z całą pewnością spodziewać się nie mogli. Miast wypłoszonego stada bażantów dostali czwórkę wściekłych wilków. Która doskonale potrafi robić użytek z wszystkiego co ma pod ręką. Aż nazbyt doskonale…

Pomimo chwilowej utraty przewagi w wąskim gardle drzwi z oberży czwórka uciekinierów skryta za stołami wyrwała się z karczmy bez strat własnych. Kusze ich przeciwników milczały. Milczały również kiedy w kierunku płotka gdzie kryć się mieli kusznicy pokoziołkowała flasza ciśnięta ręką Martina. Polał się przy tym okowitą z nieszczelnie zakorkowanej flaszy, ale szczęście w nieszczęściu było takie, że nie dokonał samozapłonu. Flasza trzasnęła o płot, i wnet okolica płotku stała się jaśniejsza. Z boków nadbiegali przeciwnicy. Wnet i ich spotkała niemiła niespodzianka…

***

Rupert gnał co sił słysząc z tyłu, zza siebie, jakieś krzyki i trzaski. Nawet huk ognia. W łunie, która zawisła nad osadą wszystko było skąpane w krwawym, karmazynowym blasku. Pewnie dla tego gdy ujrzał zza węgła wychylającą się ku niemu, wściekłą twarz czerwonego diabła aż krzyknął w przestrachu. Więcej zrobić nie zdążył, bo dostał w pysk czymś twardym. Już siedząc na ziemi uzmysłowił sobie, że to nie było nic groźnego. Tylko kułak. Kułak chudego Slynta, zwanego „Małmają”. Tego, który w Zajeździe Toma wszczął awanturę. To zaś znaczyło, że znalazł ludzi Hrabiego!

- Zostaw karła! To ten nasz! – głos dochodzący z tyłu powstrzymał Slynta, który wciąż unosił nad Rupertem ciężki kułak. Miał ochotę mu poprawić.

- Widzę, ale przecież gadane było…

- Ryj Slynt!
– Vogel nie stał się milszy ani odrobinę a jego głos nadal przypominał zgrzyt żelaza po szkle. – Co się tam dzieje?! - Fritz podszedł bliżej do Ruperta, którego teraz przyparli do murku. Radość ze znalezienia ludzie hrabiego powoli z Niziołka ulatywała…

***

Jak czwórka uciekinierów niosła naładowane kusze, flasze z okowitą i stoły pozostało na zawsze tajemnicą. Faktem jednak było, że wnet poleciała kolejna flasza okowity, pechowo mijając napastników a zaraz po niej szczęknęły zwalniane spusty kusz. A wraz ze szczękiem pomknęły bełty. Dwaj zaskoczeni napastnicy, jeden z lewej drugi z prawej, zwalili się na ziemię śmiesznie fikając koziołki w tył. Pozostali jednak dopadli Alexa, Martina, Jotunna i Draguga. I tu spotkała ich kolejna niemiła niespodzianka. Tym razem w osobie krasnoluda, który będąc niespotykanej siły włożył w uderzenie całą nagromadzoną w sobie złość. Korbacz przeszedł przez rant tarczy, złamał się na łańcuchu i wyrżnął przeciwnika krasnoluda w bok twarzy. Która eksplodowała niczym dojrzały arbuz. Krzyk towarzyszy nieszczęśnika porażonych owym obrazem straszliwej wręcz siły zlał się w jedno z krzykiem atakujących Alexa, Martina i Drauga. Tyle, że było ich trzech na dwóch napastników. Ci zaczęli się cofać. Stracili cały animusz. Tyle, że teraz kto inny był już ofiarą a ktoś inny drapieżnikiem. Drapieżnikiem, który nie miał zamiaru dać się wyrwać ofierze…

W huku ognia, który blaskiem zalał plac przed karczmą, nie było słychać strzałów z kusz. Można je było dopiero poczuć. Draug i Jotunn dostali. Trzeci bełt przemknął pomiędzy Alexem i Draugiem. Ktoś miał szczęście. Draug zachwiał się, ale ustał. Krasnolud miał się też nie tak źle. Obaj dostali w bok. Skurwiele celowali w tułów. Kilka palców w bok i obaj mieli by drugi pępek. I pewną, bolesną śmierć. Trójka kuszników biegła wspomóc swoich towarzyszy. Wciąż było czterech na pięciu. Sześciu. Raniony przez Niziołka człowiek barona też już dobiegał na plac boju. Znów było źle…

„Gdzie się podziali ci skurwiele z oberży?” – przemknęło przez głowę Martina. Ale myśli tej poświęcił ledwie chwilkę. Miał inne problemy na głowie…

***

- Jak się kurwa biją, jak mieli się wstrzymać? – Fritz był wściekły. Nagi miecz był blisko, zbyt blisko twarzy Niziołka.

- No my się nie bili z tymi w oberży, tylko z ludźmi barona, którzy naszli nas i otoczyli oberżę. – głos Ruperta drżał. Otaczali go wszyscy ludzie hrabiego. Sam hrabia stał z boku. W krwawej łunie rosnącej nad osadą jego oblicze wyglądało jak wykute z kamienia.

- Z kim? Kto był w oberży? – Fritz raz jeszcze wyciął Niziołka w pysk aż ten pokocił się na ziemię. Tam już nikt go nie ścigał. Zaległ pod ścianą czując w ustach krew i wybity ząb. Odczołgał się ledwie kawałek.

- Jebać to! Zarżnijcie go a potem wchodzimy. Trzeba kurwa tam zaprowadzić jakiś ład! – głos hrabiego zabrzmiał jak wyrok. Rupert jednak nie czekał. Rzucił się w tył z żwawością, której nie sposób było mu odmówić.

Znów jego życie pokładało najwięcej nadziei w jego nogach. Musiał zdążyć…


.
 
Bielon jest offline