Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-06-2011, 12:14   #121
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Najemnik wybiegł jako ostatni. Dach gospody już się zajął ogniem.
Ustawił się między krasnoludem a Martinem z mieczem gotowym do użycia.

To, że automatycznie nie zostali trafieni strzałami dawało im pewną szansę, że może wyjdą z tego i będą w stanie udowodnić swoją wartość bojową.
Rozejrzał się dookoła, ale pobieżna obserwacja nie dała mu pełnej oceny sytuacji. Trzeba było działać, bo stanie tu niczego nie rozwiązywało.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 18-06-2011, 08:46   #122
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Trzask płonącej strzechy w jedno zlał się z rykiem napastników. Rykiem wściekłości, bólu i cierpienia. I gniewu. Mieli prawo być wkurwieni bo przecież czwórka wybiegających z płonącego budynku zbrojnych miast stać się łatwym łupem pokazywała zęby. I to jak pokazywała! Tego ludzie w służbie imć Pana Barona Gregora Auerbacha z całą pewnością spodziewać się nie mogli. Miast wypłoszonego stada bażantów dostali czwórkę wściekłych wilków. Która doskonale potrafi robić użytek z wszystkiego co ma pod ręką. Aż nazbyt doskonale…

Pomimo chwilowej utraty przewagi w wąskim gardle drzwi z oberży czwórka uciekinierów skryta za stołami wyrwała się z karczmy bez strat własnych. Kusze ich przeciwników milczały. Milczały również kiedy w kierunku płotka gdzie kryć się mieli kusznicy pokoziołkowała flasza ciśnięta ręką Martina. Polał się przy tym okowitą z nieszczelnie zakorkowanej flaszy, ale szczęście w nieszczęściu było takie, że nie dokonał samozapłonu. Flasza trzasnęła o płot, i wnet okolica płotku stała się jaśniejsza. Z boków nadbiegali przeciwnicy. Wnet i ich spotkała niemiła niespodzianka…

***

Rupert gnał co sił słysząc z tyłu, zza siebie, jakieś krzyki i trzaski. Nawet huk ognia. W łunie, która zawisła nad osadą wszystko było skąpane w krwawym, karmazynowym blasku. Pewnie dla tego gdy ujrzał zza węgła wychylającą się ku niemu, wściekłą twarz czerwonego diabła aż krzyknął w przestrachu. Więcej zrobić nie zdążył, bo dostał w pysk czymś twardym. Już siedząc na ziemi uzmysłowił sobie, że to nie było nic groźnego. Tylko kułak. Kułak chudego Slynta, zwanego „Małmają”. Tego, który w Zajeździe Toma wszczął awanturę. To zaś znaczyło, że znalazł ludzi Hrabiego!

- Zostaw karła! To ten nasz! – głos dochodzący z tyłu powstrzymał Slynta, który wciąż unosił nad Rupertem ciężki kułak. Miał ochotę mu poprawić.

- Widzę, ale przecież gadane było…

- Ryj Slynt!
– Vogel nie stał się milszy ani odrobinę a jego głos nadal przypominał zgrzyt żelaza po szkle. – Co się tam dzieje?! - Fritz podszedł bliżej do Ruperta, którego teraz przyparli do murku. Radość ze znalezienia ludzie hrabiego powoli z Niziołka ulatywała…

***

Jak czwórka uciekinierów niosła naładowane kusze, flasze z okowitą i stoły pozostało na zawsze tajemnicą. Faktem jednak było, że wnet poleciała kolejna flasza okowity, pechowo mijając napastników a zaraz po niej szczęknęły zwalniane spusty kusz. A wraz ze szczękiem pomknęły bełty. Dwaj zaskoczeni napastnicy, jeden z lewej drugi z prawej, zwalili się na ziemię śmiesznie fikając koziołki w tył. Pozostali jednak dopadli Alexa, Martina, Jotunna i Draguga. I tu spotkała ich kolejna niemiła niespodzianka. Tym razem w osobie krasnoluda, który będąc niespotykanej siły włożył w uderzenie całą nagromadzoną w sobie złość. Korbacz przeszedł przez rant tarczy, złamał się na łańcuchu i wyrżnął przeciwnika krasnoluda w bok twarzy. Która eksplodowała niczym dojrzały arbuz. Krzyk towarzyszy nieszczęśnika porażonych owym obrazem straszliwej wręcz siły zlał się w jedno z krzykiem atakujących Alexa, Martina i Drauga. Tyle, że było ich trzech na dwóch napastników. Ci zaczęli się cofać. Stracili cały animusz. Tyle, że teraz kto inny był już ofiarą a ktoś inny drapieżnikiem. Drapieżnikiem, który nie miał zamiaru dać się wyrwać ofierze…

W huku ognia, który blaskiem zalał plac przed karczmą, nie było słychać strzałów z kusz. Można je było dopiero poczuć. Draug i Jotunn dostali. Trzeci bełt przemknął pomiędzy Alexem i Draugiem. Ktoś miał szczęście. Draug zachwiał się, ale ustał. Krasnolud miał się też nie tak źle. Obaj dostali w bok. Skurwiele celowali w tułów. Kilka palców w bok i obaj mieli by drugi pępek. I pewną, bolesną śmierć. Trójka kuszników biegła wspomóc swoich towarzyszy. Wciąż było czterech na pięciu. Sześciu. Raniony przez Niziołka człowiek barona też już dobiegał na plac boju. Znów było źle…

„Gdzie się podziali ci skurwiele z oberży?” – przemknęło przez głowę Martina. Ale myśli tej poświęcił ledwie chwilkę. Miał inne problemy na głowie…

***

- Jak się kurwa biją, jak mieli się wstrzymać? – Fritz był wściekły. Nagi miecz był blisko, zbyt blisko twarzy Niziołka.

- No my się nie bili z tymi w oberży, tylko z ludźmi barona, którzy naszli nas i otoczyli oberżę. – głos Ruperta drżał. Otaczali go wszyscy ludzie hrabiego. Sam hrabia stał z boku. W krwawej łunie rosnącej nad osadą jego oblicze wyglądało jak wykute z kamienia.

- Z kim? Kto był w oberży? – Fritz raz jeszcze wyciął Niziołka w pysk aż ten pokocił się na ziemię. Tam już nikt go nie ścigał. Zaległ pod ścianą czując w ustach krew i wybity ząb. Odczołgał się ledwie kawałek.

- Jebać to! Zarżnijcie go a potem wchodzimy. Trzeba kurwa tam zaprowadzić jakiś ład! – głos hrabiego zabrzmiał jak wyrok. Rupert jednak nie czekał. Rzucił się w tył z żwawością, której nie sposób było mu odmówić.

Znów jego życie pokładało najwięcej nadziei w jego nogach. Musiał zdążyć…


.
 
Bielon jest offline  
Stary 18-06-2011, 12:14   #123
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak nie urok, to sraczka... Przeciwnicy, eliminowani w taki czy inny sposób, mnożyli się jak króliki, wyskakując z różnych kątów i zakamarków. Co gorsza odgryzali się (ze średnią jak na razie skutecznością, co nie musiało trwać wiecznie) i, mimo strat, stale mieli przewagę liczebną.
Zwiałby stąd natychmiast, ale za plecami miał płonącą gospodę, a wojacy barona Gregora Auerbacha nadbiegali z różnych kierunków. W sumie na każdym z mini-frontów bohaterscy obrońcy gospody mieli przewagę, ale w sumie tamtych było więcej. Czyżby pomylił się w rachubach i ci, co uciekali tylnym wyjściem mieli więcej szczęścia a mniej przeciwników? To by było przykre. W dodatku najpewniej trudno by było liczyć na pomoc, bowiem Jan i reszta tamtej kompanii wyglądali na takich, którym wystarczy ratowanie własnej życi, o cudzym życiu nie myśląc.
Idea, w zasadzie, jak najbardziej słuszna, przynajmniej tak długo, jak długo nie jest się w grupce, która potrzebuje pomocy.

Pozostawało najprostsze rozwiązanie - przebić się przez linię wroga, kładąc trupem jak najwięcej osób, a potem oddalić się ‘w nieznanym kierunku’, czyli wymknąć się tym, którym starczyło sił, zdrowia i chęci na kontynuowanie pościgu.
Pewnym plusem było to, że niektórzy wrogowie dopiero nabiegali, a przed Martinem i Draugiem był tylko jeden wojak. Zbrojny co prawda w miecz, ale ich dwójka też nie była bezbronna. Martin, chociaż nieco się spóźnił, wymijając stojący mu na drodze stół, zaatakował pierwszy, zadając cios mieczem.

________
58, 93, 23
 
Kerm jest offline  
Stary 18-06-2011, 22:41   #124
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Alexander Tregardt

O obecności kuszników dowiedzieli się z bolesnej autopsji. Szczęśliwie, jego bełty ominęły. Widząc nadbiegających strzelców jak i resztę przeciwników, zdecydował się na ucieczkę, póki jeszcze nie doszło do walki w zwarciu. I póki kusznicy nie zarepetują broni.
Widząc, że Martin poleciał pierwszy, ruszył za nim, a gdy ten ściął się z nadbiegającym żołdakiem barona, wyminął obu i pomknął dalej, skręcając za płonącą karczmę, by budynek, choć walący się, osłonił go przed bełtami.
Wyczuł ruch z boku, odskoczył, unikając cięcia tasakiem. Odwinął się i sieknął zmaszyście napastnika, nie patrząc nawet, kto to i pobiegł dalej.

__________
68, 4, 14
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 22-06-2011, 07:41   #125
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Martin i Alex wpadli na podobny pomysł. Każdy jednak realizował go na swą własną rękę. Może to właśnie zaowocowało sukcesem? Trudno było ocenić czemu im się udało a innym nie. Tylko jednak ci, którzy pozostali przed oberżą, gdzie ścięła się zbrojna kupa, poznało odpowiedź na to pytanie…

***

Rupert rzucił się do ucieczki nie pragnąć niczego więcej jak tylko wyrwać się z rąk swoich „przyjaciół”, których przecież ledwie przed chwilą szukał na wyścigi. Teraz znów się ścigał i znów stawką tego wyścigu było życie. Tym razem jego własne...

Odbiegł może z cztery kroki, kiedy nagle grunt poderwał mu się spod nóg. Upadł uderzając głową o ziemię, nie bardzo wiedząc co się stało. Usłyszał kroki, spieszne i ciężkie. Chciał się odturlać, usunąć w bok, skryć. Uwolnić…

- Litości, błagam! – jęknął czując na karku ciężki bucior oprawcy wduszający go w ziemię. Spętane czymś nogi nie pozwalały mu wydobyć się z matni. Pozostało błagać o litość. W tym Niziołek też był niezgorszy. Nie raz mu się udało, więc…

Ból eksplodował w karku. Ból, który jasnością eksplodował mu w czaszce. Ból, który sprawił, że wszystko inne straciło już na znaczeniu. Tego, jak przygniatający go butem do ziemi Fritz wyciera okrwawiony miecz w jego ubranie, już nie widział. Podobnie jak koszmarnej rany na karku. Choć w zasadzie i ona była już dlań bez znaczenia…

***

Jotunn i Draug nie mieli w zwyczaju uciekać. Draug, bo był na to zbyt dumny. Jotunn, bo był krasnoludem, który Drauga o dumie mógłby wiele jeszcze nauczyć. Duma nie pozwoliła krasnoludowi uciekać. Duma i krótsze od ludzi nogi. W ucieczce nie miał szans. Pozostało mu pozabijać skurwysynów. I zabrał się do tego aż nazbyt metodycznie.

Draug nie był ułomkiem. Wespół z Jotunnem stanęli do się plecami by chronić nawzajem swe tyły. Wypadająca spomiędzy zabudowań grupa zbrojnych w jednolitych, choć poszarpanych tunikach, ujrzała dwójkę walczących ścinającą się z czwórką ich kamratów. Kilku innych leżało już na ziemi jęcząc z bólu po odniesionych ranach. Albo też nie wydając dźwięku wcale. Pewnym było tylko to, że za żywot swój krasnolud i jego towarzysz człek, kazali sobie zapłacić wielce wysoką cenę…

***

Alex wpadł pomiędzy gęstwinę słysząc za sobą biegnącego Martina. We wsi jaśniała łuna, słychać też było krzyki walczących. Zbrojnych przybywało. Los kompanów zdawał się przesądzony. Jeśli mieli szczęście mogli liczyć tylko na to, że oszczędzi się ich dla późniejszej kaźni. Każdy w dupie miał takie objawy szczęścia. Dwójka zbrojnych na skraju lasu nie miała po co do osady wracać. Może warto było jeszcze poszukać Hrabiego, ale póki co i ten plan zdawał się strzałem kulą w płot.

Żyli i póki co chcieli się tym nacieszyć. Nie wszystkim tej nocy było to dane…


[Koniec odc.1]


[Nie udało się wyjaśnić większości wątków oraz zakończyć sesji planowanymi scenami finałowymi, ale co się odwlecze to nie uciecze. Czas wakacji to czas spoczynku. Do zobaczenia w przyszłości. Zainteresowanych dalszymi losami swoich postaci zaprawszam na GG.]
 
Bielon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172