-No słyszeliście gamonie! Wartko mi tu liny dawać!- Roland klasnął w dłoń ponaglając swoich ludzi. Bruss i Alof na prędce ściągnęli z ramion swe plecaki, do których poza masą dodatkowych i nie koniecznie potrzebnych przedmiotów, mieli przymocowane, zwinięte liny.
-Mam nadzieję, że wystarczy. No co się gapicie? Już kurwa brać się za wiązanie gadziny, bo dołączycie do niego!- krzyknął niemal. Bruss i Alof niechętnie zabrali się za robotę, chcąc wykonać zadanie ale jednocześnie przy tym zachować jak największy dystans do bestii.
-Potem rzucicie na niego to...- dodał po chwili spoglądając na swoją sieć.
-Obawiasz się, że będzie ranny?...- spytał nieco zdziwiony Roland -Przecież przed chwilą krasnoludy spuściły mu taki łomot, jakiego jeszcze nigdy nie widział. Poza tym na arenie i tak zdechnie. Ale masz rację. W lepszej kondycji będzie więcej wart. A kto wie. Może przetrwa pierwszą walkę...- zastanawiał się na głos.
-Przejście...- mężczyzna zawiesił głos na chwilę jakby doszło do niego, że może jeszcze nie czas by wyjawić tamtym gdzie ono się znajduje.
-Nie, nie. Nie taka była umowa. Wybacz, ale pokażemy je wam dopiero, kiedy stwór trafi w ręce naszego szefa, czyli jak będziemy przez nie przechodzić.- odrzekł stanowczym tonem.
-Ale ludzi i płachtę będzie się dało załatwić... Ty!- wskazał Lucasa ręką -Biegiem! Pędź po posiłki, dodatkowe liny, sieć, i zawołaj no tu Burgrensona, to stary khazad. Może coś wymyśli...- rzekł Roland. Lucas ruszył biegiem w stronę wyjścia.
-Dobra. Idźcie z nim. W trójkę zawsze raźniej.- syknął do bliźniaków, którzy również od razu posłuchali rozkazu.
-Pozostaje nam rozbić obóz i poczekać.- wzruszył ramionami.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |