Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2011, 20:20   #21
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
- No, to co tam robiliście? – zapytał się tęgi facet, który właśnie ściągał kominiarkę.

Dorian westchnął cicho, zdejmując kapelusz z głowy. Mógł zełgać. I zostaliby wtedy na lodzie, bo ci po prostu by ich puścili ale ich dotychczasowy pracodawca na pewno miałby jakieś ale do rozwalonego warsztatu.

-Cóż... Mieliśmy dostarczyć samochód do tego warsztatu, więc go dostarczyliśmy. Panowie wparowali chwilę po odebraniu przez nas zapłaty, więc formalnie znów jesteśmy wolnymi strzelcami. Dorian Zibowski, walka wręcz i gry hazardowe.

Zareklamował się z uśmiechem, podając dłoń rozmówcy. Głową wskazał na dziewczynę.

-Królik, przedstawisz się?- zapytał lekkim tonem.

Zamrugała. Porwali ich. Zrobili dym ich pracodawcy. Więc u tego kolesia byli już spaleni i nie dostaną drugiej roboty. Zajebiście. Polacy są naprawdę wspaniałą nacją.

-Dean.-

Krótko się przedstawiła. Ale czego się spodziewać po kimś, kto w gronie rodziny odzywał się co najwyżej kilkoma zdaniami dziennie? A teraz była porwana przez bandę Polaków, których nie znała. Amerykański Sen pełną gębą.

Facet trzymający na kolanach AK, podobnie jak i jego "kumple" wyciągnął rękę i uścisnął dłonie:

- Grzegorz Malczewski, architekt i inżynier, obecnie w trakcie zdobywania miasta. To jest Alan Bryzeczewski, Patryk Malinowski, Michał Maleński, a to Gruby - kumple wybuchli śmiechem, Gruby spochmurniał - No dobra, to jest Łukasz Badylski. A kierownicą Michał Pilarski. Pracujemy dla Jana Zaworowskiego. Szukacie roboty?

Przez cały czas gość nazwany Patrykiem Malinowskim, patrzy się rubasznie na Dean.

Miała ochotę przywalić temu co się na nią gapił. Idiota. Szpetny, jakby go ktoś kosiarką po twarzy łaskotał. Gdyby to był jakiś film animowany to bez problemu można by zobaczyć taki krzyżyk na jej czole, a ciemna aura otaczałaby jej osobą. Nawet bez bycia w filmie animowanym, to, że miała mu ochotę przywalić było aż nazbyt oczywiste. Ale spojrzała na Doriana. On był wygadany, on niech mówi. Ona chciała mieć względny spokój. No i odstrzelić mordę tego spod kosiarki.

Dorian uśmiechnął się lekko i oparł wygodniej o siedzenie obok Dean. Zauważył nie tyle zmianę na jej buzi, co błyski w oczach. I to te z kategorii "Zaraz będzie źle". Spojrzał w stronę macacza wzrokiem.

-Tak, robota się przyda, ale jeśli pan Patryk nie przestanie wgapiać się w Dean to od naszej wypłaty odjąć będzie trzeba drutowanie jego szczęki. W sensie jeśli to ja będę musiał pana Patryka do tego przekonywać. Ona sama zaś pewnie strzeli mu w twarz jak nie przestanie. Wiecie, hiszpańska krew.

Powiedział to lekkim tonem, uśmiechając się do zebranych. Lekko obrócił twarz i szybko puścił dziewczynie oko. Potem wrócił do reszty ludzi.

-Nie żeby to była jakaś oznaka braku szacunku, panowie. Po prostu ostrzegam. I co to za praca?

Grzegorz spojrzał jednoznacznie na Patryka:

- No co? - powiedział ten - Mam patrzeć na wasze szpetne gęby?

Niektórzy się zaśmiali, ale wzrok Grzegorza był... Nieustępliwy i straszny. Po chwili Patryk spuścił głowę i zaczął się przyglądać swojemu obuwiu, tylko raz kiedyś przyglądać Dean.

- Robota łatwa, prosta i przyjemna. Byliście u włochów, więc co nieco o nich wiecie.

- Dojeżdżamy - padło z szoferki.

- Możesz mi podać ten kartonik, który jest pod twoim krzesłem?

Faktycznie, siedziałeś nad kartonikiem. Podałeś go facetowi, a on otworzył pudełko po butach i wyjął z niego dwa granaty.

- Alan i Patryk, wy kasujecie ochronę, ja rzucam.

- Okej szefie.

Po chwili bus zahamował z piskiem, drzwi odsunęły się. Alan i Patryk wyskoczyli, kasując dwojga ludzi przed wejściem do jakiegoś budynku, potem wycelowali w szyby i szybko zaczęli tępić jakiś klientów restauracji. Po chwili sobie uświadomiliście, że jesteście pod "Sokołem Maltańskim". Kwintesencją rozróby były dwa ciśnięte w głab lokalu granaty, które skutecznie go przemeblowały.

- Viva la Polonia! - krzyknął Alan i zrobił z palców gest "V".

Po chwili znowu jechaliście, teraz już do Grey Pointu.

- Co do roboty, oczywiście nękanie tych cholernych makaroniarzy.

W tył busa uderzyły jakieś pociski, na szczęście nie udało im się przebić karoserii.

Zamrugała. Już miała ochotę sięgnąć po rewolwer. Dorian by ją zatrzymał. Chyba. Miała nadzieję, że nie. Bo jak już sięgnie po broń to naprawdę ma ochotę strzelić. Ale ten Patryk przestał się gapić. A co do komentarza... zawsze może zmienić orientację na facetów i już nie będą szpetne gęby. W zasadzie to nie miała nic do Włochów. Zarobiła właśnie 2,5 kawałka, za prostą robotę. I Dorian też zarobił. Zresztą, czy wiązanie się na stałe z jakąś grupką było rozsądne? To oznacza zobowiązania i powiązania. A jeśli dorobi się własnego warsztatu to, cholera, nie chciała go stracić w ataku konkurencji.

Zibi westchnął cicho, masując skronie. Lekko podskoczył gdy seria przeszłą po tyłku pojazdy w którym siedzieli. Ze zblazowaną miną spojrzał na Dean a potem na resztę.

-Panie kierowco, weź nas stąd.- rzucił, po czym spojrzał na rozmówcę.- Cudownie. Ale co dokładnie? Podwędzić ich samochód, obić twarz czy też... BARDZO FINEZYJNIE WRZUCIĆ IM GRANATY DO LOKALU I WRZASNĄĆ ŻE TO ROBOTA POLAKÓW?!

Prawie krzyknął, patrząc z niedowierzaniem na tych idiotów. Właśnie rozkurwili restaurację przeciwników i krzyknęli kto to zrobił. Cholernie mu brakowało Francji. Tam był świadkiem kilku ataków, ale nigdy nie było wiadomo kto atakuje. Dlatego gangi nie zagryzały się wzajemnie.

-No dobra... Nie skomentuje waszych metod. Jaka to robota?

Jednocześnie włożył swój kapelusz na głowę Dean i lekko naciągnął jej na oczy.

-Jeśli już mają kogoś poznać, niech to będę ja. Wtedy pewnie o tobie zapomną.- mruknął do towarzyszki.

- Szef nam daje tylko adresy, od nas zależy jak załatwimy sprawę. Na przykład adres tamtego warsztatu sprzedał nam jakiś Czech, podobno to ich jakaś świeża baza. A Sokoła Maltańskiego nękamy tak co miesiąc, a jeszcze musimy odwiedzić Bar Selluciego, ale to wieczorem... O już jesteśmy u nas.

I faktycznie, przez okno kierowcy zobaczyli jak dwóch mężczyzn otwiera szybko bramę do jakiś zabudować, później szybko ją zamyka. Bus zatrzymał się. Wylądowali na podwórzu jakiejś kamienicy.

Na dachu i w oknach stało kilku uzbrojonych polaków. Wyglądało to groteskowo, ale chyba byli skuteczni.

- Chodźcie - powiedział Grzegorz - Poznacie Zawora.

I poszli.

Zawór był przeciętnym mężczyzną, średniego wzrostu. Na głowie miał już pierwsze siwe włosy oraz charakterystyczny, Polski wąs. Nos zdobiły okulary w drogich oprawkach, sama jego "kancelaria" mieściła się na drugim piętrze kamienicy. W oknie stał uzbrojony w karabin Onyks bandzior w długim prochowcu.

- Witam, Jan Zaworski. Znajomi mówią do mnie Zawór. Co Pana oraz Panią tu sprowadziło, oprócz moich ludzi?

-Najprawdopodobniej praca, ale z góry informuję że my jesteśmy od takiej trochę bardziej finezyjnej roboty.- uśmiechnął się, podając mężczyźnie dłoń.- Dorian Zibowski. A ta panna za mną to moja współpracowniczka.

Przedstawił się i spojrzał na Deany. Zwykle to z kobietą powinni się przywitać w pierwszej kolejności, ale Dean należała do tych cichych ewenementów. Uśmiechnął się do dziewczyny.

Nie podawała ręki. A zwłaszcza facetom. Kto wie gdzie przed chwilą trzymali łapę? No, może jedynie Dorianowi na tyle ufała by uścisnąć ją. Ale innym nie.

-Dean.-

Drugie słowo. Cholera, psuła sobie statystykę odzywania się. Ale trudno, była w gnieździe Polaków i musiała jakoś to przetrwać. Dorian był chyba Polakiem. Nie pytała go o to, ale jakoś nie miała zamiaru. Najlepiej uznać, że Dorian to po prostu Dorian i nie myśleć o nim w kryteriach narodowościowych.

- Dorian "Zibi" Zibowski? A więc przyjechał Pan do Ameryki? Takiemu szulerowi pewnie nieźle się powodzi... Pan mnie pewnie nie pamięta, ale miałem okazję zobaczyć Pana w akcji w Monako. A co do pracy. Cóż jak finezja, to finezja. Mam tutaj takie coś... - wyciągnął z szafy gabinetu pudełko niewielkich rozmiarów i otworzył - Semtex. Podłożyło by go Państwo kilku Włochom do mieszkań? Najlepiej pod łóżka - zaśmiał się szyderczo - Oczywiście nie jestem bogatym burżujem z Włoskimi korzeniami, ale... Sądzę że samo wrzucenie tego pod materace kafel baksów wystarczy... Zainteresowani?

Dean zastanowiła się. Ten polak był najwyraźniej dosyć wredną osobą. I nieprzyjemną. Szyderczy śmiech nie był dobry. Niezależnie od tego, kto się śmiał. Cóż... nie była specjalistką od materiałów wybuchowych, ale nie wątpiła w to, że dałaby sobie radę. Ostatecznie, dużo roboty nie było. A jeśli była do nich jakaś elektronika to na pewno sobie poradzi. To była dla niej kaszka-manna.

Dorian westchnął po raz kolejny. Finezja? W dupę sobie mogą włożyć taką finezję. Mimo spotkania kilku rodaków, powoli zaczął tracić humor. Finezja jak przy użyciu młota pneumatycznego do kastracji. Spojrzał jeszcze na Dean, a ta ostrożnie skinęła głową.

-Dobra, ale będzie nam potrzebny środek transportu, mniej więcej wiedza kto może pilnować domów, sprzęt do włamania. Jakieś wytrychy itp.

- Na dnie pudełka jest koperta z danymi. Czego tam nie ma, tego nie wiemy. Są też zdalne zapalniki. A środek transportu się znajdzie. Poczekajcie na podwórzu, zadzwonię do kogo trzeba i samochód się pojawi - uśmiechnął się przyjaźnie, wręczając pudełko

Odebrała pudełko. Szybko wyciągnęła kopertę, którą podała Dorianowi. Sama natomiast ruszyła na podwórze, przy okazji sprawdzając materiał oraz zapalniki. Nie chciała trafić na jakiś felerny, który, miejmy nadzieję, że nie, zdetonuje ładunek zaraz po podłączeniu. Tego stanowczo nie chciała.

W kopercie były cztery adresy, tyle ile ładunków i zapalników. Dwa w Małej Italii praktycznie koło siebie, dwa w Downtown. Jeden na Maribor Street, drugi na Long Ave.

Zibi poszedł za dziewczyną, wcześniej skinąwszy głową pracodawcy. Nie lubił takich robót. Wieczorem miał zamiar odwiedzić jakieś kasyno i pograć trochę. Wygrać stówę albo dwie. Wrócić do swojego świata. Stanął obok oglądającej sprzęt Deany. Sam otworzył kopertę i przejrzał dane. Adresy... Milutko, trochę tego było. Nigdy nie musiał zajmować się czymś brutalniejszym od zwykłej bijatyki.

Spojrzał pod światło na rozkłady domów i te takie śmieszne krzyżyki. Miejsca gdzie podłożyć semtex.

-Nie podoba mi się ta robota, Dean.- mruknął, podając jej plany domów.- Możliwe wpadnięcie na domowników, ochroniarza, sąsiadów. Kurwa. Jakby nie mogli nająć faceta z karabinem snajperskim.

Skinęła głową. Jej też nie, ale lepiej wykonać jedną robotę dla polaków niż zarobić kulkę w łeb. Nawet Dean wiedziała, że nie ma co liczyć na litość. Zwłaszcza u takich... Polaków. I przypomniała sobie o podziale kasy. Oczywiście była uczciwa. Nie kantowała znajomych.

-50/50-

Oczywiście chodziło o pieniądze z poprzedniej roboty.

Po chwili na podwórzu podjechał czarny Cadillac Fletwood. Wysiadł z niego jakiś facet i rozejrzał się pytająco.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline