Edward
-Eh tam nie ważne Ed, opowiem ci po drodze jak to było.
-Dobra. - odpowiedział Edward i zwrócił się w stronę skulonego towarzysza. Spotkanie z tym potworem w domu wariatów wywołało w nim takie reakcje? Spodziewałby się czegoś takiego po każdym, ale nie po zawsze radosnym Leonie. Ashtamill i Mordrin nie sprawiali wrażenia jakby przeżyli coś strasznego, nawet sam grajek nie zachowywał się inaczej niż zwykle. Aż do teraz.
Jego wybuch rozpaczy tylko umocnił Edwarda w przekonaniu że taka ostentacyjna radość, jest znakiem słabości. Że za cieńką fasadą żartów i śmiechu skrywa się mroczna przeszłość i strach.
Uklęknął przy zbolałym mężczyźnie i rzekł:
-Leonie, misja jaką sobie wyznaczyłeś jest szlachetna i wymaga wyrzeczeń. Ale to nie porażki powinieneś się bać, nie śmierci, li demonów. Tak naprawdę, w życiu chodzi by czerpać z niego pełnymi garściami :kroczyć śmiało, niczego nie żałować. Pomóc kilku ludziom, zasadzić kilka drzew, wypić parę piw z Mordrinem. Zostawić ten świat trochę lepszym, niż go zastałeś. A jak cię znam, ty jeden nie powineneś się tego obawiać. Nikt nie czerpie z życia tak jak ty.
Edward powstał z kolan, unikając wzroku krasnoluda i elfa, nieco zażenowany że palnął taką mówkę. Chwycił pośpiesznie Leona pod ramię i pomógł mu wstać.
-Chodźmy już do tej karczmy. Najpierw się napijemy i weźmiemy coś na ząb, a potem zobaczymy czego uda nam się dowiedzieć od tego detektywa. |