Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2011, 11:45   #46
Rudzielec
 
Rudzielec's Avatar
 
Reputacja: 1 Rudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodze
Czuła się zagubiona, wstała z godzinę przed świtem, może nie tyle wstała co zbudziła się z kolejnego snu. Był o tej Drugiej, znowu o niej, bała się jej mimo, że wyglądała jak ona sama to były właściwie jedyne sny jakie pamiętała, inne po prostu blakły i znikały nim wstawała z łóżka. Sny o Drugiej nie, były takie prawdziwe… Byłoby jej łatwiej gdyby miała jakieś inne wspomnienia poza snami Drugiej, gdyby wiedziała kim jest…

Szepty jeszcze się nie pojawiły, nie lubiła Szeptów namawiały ją do różnych rzeczy, czasem trwały chwilę, czasem cały dzień. Opowiadały jej nieprawdopodobne historie ale tak, że nie wiedziała co jest prawdą. Bolała ją głowa, najpierw myślała, że to znowu mdłości ale one pojawiały się dopiero po lekach, spędzała wtedy w wychodku ładnych parę minut. Miała wrażenie, że Opiekunom nie spodobałoby się, że wymiotuje, więc nic nie mówiła. I tak byli kochani, że się nią opiekowali, nie chciała ich martwić, wystarczy, że była chora i musieli się nią zajmować, nie będzie im dokładać trosk. Tak przynajmniej myślała kiwając się pod ścianą gdy zmęczona i spocona czekała na kolejną falę torsji nim znowu potoczy się do toalety by zwrócić posiłek. Po jakimś czasie uznała, że to tabletki sprawiają, że jest jej niedobrze, ale Pan Doktor powiedział jej, że mogą się pojawić różne skutki uboczne i, że i tak lepsze one niż nie przyjmowanie leków. Uwierzyła mu, przecież to był Pan Doktor! On na pewno nie pozwoliłby żeby działa jej się krzywda. Ale myśl uparcie krążyła jej po głowie, może Opiekunowie nie zrozumieli jego poleceń? Przecież oni nie byli tacy mądrzy jak Pan Doktor, byli cudowni i wspaniali przecież też chcieli jej pomóc, ale każdemu może się zdarzyć jakaś pomyłka. W końcu tacy są zapracowani może dawali jej nie te tabletki albo za dużo? Najpierw chciała zapytać o to Pana Doktora ale nie chciała żeby się zezłościł na Opiekunów przecież tu wszyscy byli jak jej rodzina, nie mogłaby im tego zrobić. Postanowiła więc sama trochę o siebie zadbać, w końcu nie może ciągle wymagać pomocy od Opiekunów i Pana Doktora. Jeśli chce wyzdrowieć (a niczego tak bardzo nie chciała) musi się zabrać za siebie, wtedy opiekunowie będą mieli lżej i będzie im łatwiej i będą szczęśliwi. Tak, tak zrobi, pokaże, że jest odpowiedzialna i pomoże tym kochającym ludziom. Najpierw zatrzyma jedną tabletkę a jeśli to nie ta to zamiast niej inną, pamiętała jak robiła to w snach Druga, na pewno jej się uda.

Ćwiczyła palce obracając w nich łyżkę obiadową którą kiedyś zabrała żeby Szepty przestały ją tak dręczyć, dotrzymały słowa miała spokój cały dzień ale było jej tak wstyd, że schowała ją za jedną z desek sufitowych. Kiedyś w nocy gdy nie mogła spać przez sny o Drugiej i Szepty zauważyła, że jedna z deseczek jest źle dopasowana i nie wiedzieć czemu postanowiła ją przesunąć. Była tam niewielka przestrzeń między belkami brudna i ciemna, pachniało jakoś tak dziwnie, to wtedy śniły jej się lochy i choroba. Była taka chora… I chcieli ją powiesić ale gdy byli na szafocie… ~STOP! Nie, nie, nie, nie to nie moje wspomnienia to ta Druga tam była. Nie, nie było jej tam, to tylko dziwny sen, jestem chora i śni mi się tylko. Dlatego tu jestem, żebym nie była taka jak we śnie, przecież Druga to morderczyni, zła i bezwzględna. Nie jestem taka, nie chcę być.~
-Ależ, ależ tak, jesteś-po skórze przebiegł jej dreszcz, zimny pot wystąpił jej na ciele.
–Szepty.- powiedziała na poły płaczliwie przerażona jakby do pokoju wpełzł jadowity wąż.
-Nie chcesz, ona/ty też nie chciała, chciała. Ale była a wy/ona jesteście nią/ty i nie uciekniecie od tego, tego. –Szepty zawsze brzmiały tak samo, kilka, może pięć głosów szepczących jednocześnie nie zawsze gramatycznie, czasem nie synchronizowały się ze sobą i powstawał pogłos jakby echo. Mogła je usłyszeć wszędzie, jedząc, śpiąc a nawet gdy rozmawiała z Panem Doktorem. Nie mogły zagłuszyć innych dźwięków ale rozpraszały ją, same też nie mogły być zagłuszone. Przychodziły i odchodziły najwyraźniej kiedy tylko chciały, czasem tylko ją dręczyły czasem czegoś chciały.
–Czemu tu jesteście? Chcę mieć spokój!- powiedziała głośniej niż zamierzała i aż zakryła usta ręką. Nie chciała żeby Opiekunowie przyszli, przecież już mieli tyle pracy przy innych.
–Bo, bo kocham cię/ją-ten głos ją przerażał, był tak zimy- i nie jesteśmy bez was/ciebie. Ale nie myślcie, że ta łyżka wystarczy bym cię zostawiło. Ty/ona są dla moja najważniejsza. Więc on wrócił, wy chcecie zabrać leki? Pomóc białym fartuchom, to źle/niedobrze ona/ty nie pomaga białym fartuchom.
-Nie, zostaw mnie, oni są dobrzy nie zatrzymasz mnie, pomogę im jak tylko będę umiała.
-On nie pozwalamy, zatrzyma cię, wiedzą że umieć, umieć.
-Jeśli natychmiast nie zostawisz mnie w spokoju, to się zabiję…-ton jej głosu, ta pewność, ten chłód równie dobrze mogłaby to powiedzieć Druga. Ale ona była pewna tego co powiedziała, nie pozwoli temu… czemuś zmienić ją w potwora jakim była Druga. Wyjęła łyżkę z kryjówki, to był prosty metalowy przyrząd, zdjęła drewnianą rączkę i zaczęła szlifować metal o brzeg parapetu.
-Chcecie podciąć sobie żyły, żyły?-spytały Szepty.-Ten o Białych zębach i Białe fartuchy nie będą, będą szczęśliwi…
-Nie ważne, jeśli mnie nie będzie, nie będziesz miał swojej Drugiej. Nie pozwolę jej wrócić, już wolę się zabić.
-Ty/ona są nią, nie uda ci się, się. Nie macie siły, krew, ból, strach oni was zatrzyma.-Ton był rzeczowy, stwierdzający fakty.
-Dam radę, wiesz, że tak. Pamiętam jak Druga zabijała.-zemdliło ją ale dalej szlifowała metalowy trzonek łyżki, kiedyś mieli drewniane ale jakaś dziewczyna zrobiła krzywdę Opiekunowi ułamanym ostrym końcem. Przypomniała sobie ten wysoki krzyk kiedy wbijała w krocze swemu niedoszłemu gwałcicielowi ostry kawałek drewna, wizg powietrza ze złamanego noc wcześniej nosa. Z wrażenia aż usiadła na podłodze, nie mogłaby przecież… Nie to pewnie Druga, na pewno gdzieś w snach jest coś takiego tylko pewnie nie pamięta…

Popatrzyła na łyżkę w dłoni, ostrze nie będzie długie najwyżej dziesięć centymetrów ale jeśli zrobi z tego normalny szpiczasty majcher będzie mogła wbić go głębiej gdy złapie za główkę. ~Jaka ironia losu.~ pomyślała. To co wiedziała Druga o broni i zabijaniu teraz pozwoli jej się przed nią obronić. Ne zauważyła kiedy Szepty zniknęły, ale kiedy to do niej dotarło poczuła się silna. Ochroni przed Drugą Opiekunów i Pana Doktora nawet jeśli będzie musiała się rozstać ze światem.

***

Tak myślała miesiąc temu, teraz miała już cały stosik tabletek, zaostrzonym trzonkiem łyżki mogła golić włoski na przedramieniu, miała też w „schowku” dwa gwoździe wyjęte z ramy łóżka. Wprawdzie był to solidny mebel zbity z grubych dębowych desek ale teraz rozleciałoby się gdyby zaczęła się rzucać albo szarpnęła za wezgłowie, dlatego zawsze kładła się na nim ostrożnie. Nie chciała niszczyć pięknego mebla, daru od Opiekunów i Pana Doktora ale była już pewna, że otworzy drzwi jeśli będzie chciała. A nie ufała, reszcie pacjentów, jacy tu z nią byli, więc ciągle miała przy sobie ukrytą łyżkę. Ćwiczyła też aby nie stracić kondycji, co niestety spowodowało, że wychudła gdyż nie jadła całych porcji zasłaniając się problemami z żołądkiem. Musiała to robić bo w jedzeniu były jakieś otępiające leki a musiała być skupiona jeśli miała się na coś przydać swoim dobroczyńcom. Jakiś czas temu udało jej się obluzować jeden z kamieni z zewnętrznej części parapetu. Jeśli wrzuci go do poszwy na poduszkę albo urwanego rękawa bluzki będzie miała paskudną broń która da jej przewagę gdyby musiała walczyć z tymi szaleńcami. Była przekonana, że gdyby mogli skrzywdziliby jej dobroczyńców, pocięliby ich, połamali, skopali aż krew kapałaby na podłogę, znęcałaby się nad nimi aż... Nie! Ona tego by nie zrobiła, nie ona ich obroni, Druga robi się coraz silniejsza, szepty jej pomagają, ona musi czuwać, pilnować. Nie może brać leków, żeby być silna, musi ćwiczyć, żeby bronić… kogo? Jej rozmyślania przerwali Opiekunowie

-Ranny ptaszku! Już nie śpisz?- powiedział jeden ~I kto by pomyślał że taka dobra dusza może przyodziewać tak niepasującą powierzchowność ~ pomyślała. A przecież oni wszyscy byli tacy dobrzy… Mogą na niej polegać, ona o nich zadba, dobrym ludziom jak oni nie powinna się dziać krzywda, prawda? Więc czemu zacisnęła pięści i spięła się w sobie słysząc jego głos, przecież to przyjaciel. Przyszedł zabrać ją na spacerniak żeby nie gniła tu w tej celi… Nie, nie celi to przecież pokój, gdzie może odpocząć, a zamki są po to by nie przyszedł jej skrzywdzić jakiś szaleniec…

Wstała, ciągle zamyślona nad swoją reakcją, czas na posiłek, potem rozmowa z Panem Doktorem, trzeba ubrać szlafrok bo później może być spacer… Wyszła ciągle nieobecna, nie chciała oszukiwać Opiekunów ale inni nie mogli zauważyć, że ich podejrzewa, tak będzie mogła lepiej ochronić dobrych ludzi… Z zamyślenia wyrwały ją dopiero słowa mężczyzny o wulkanie i lawie, pamiętała to samo! Jak to możliwe żeby miała tak podobne sny jak on albo Elletar czy Alrauna? Przecież to niemożliwe, chyba, że rzeczywiście coś takiego się zdarzyło, albo może ona naprawdę oszalała? A może to jakiś podstęp? Chyba, że ona naprawdę… Nie rozumiała, objęła się ramionami i zaczęła nerwowo kiwać w przód i w tył, w przód i w tył podczas gdy inni coś opowiadali. Gdy nastała cisza zaczęła cicho mówić.
-Wulkan, i takie stwory, nie ludzie, łuski, tak i olbrzymy nie lękające się ognia, też to śniłam ale to niemożliwe skoro obudziłam się tutaj… Więc czemu nie pamiętam nic innego?! Kim ja jestem, kim są moi rodzice skąd się tu wzięłam czemu nic nie pamiętam?!-w przód i w tył miarowo i rytmicznie.-To przecież nie jestem ja prawda? Ona… Ja…- W przód i w tył, w przód i w tył…
 
Rudzielec jest offline