Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2011, 15:40   #11
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Co Mi Zrobisz dostrzegła dziwne spojrzenie Ellen, ale ta bez zbędnych komentarzy wpisała jej dane osobowe do traktatu.
- Naprawdę tak się nazywam - rzekła to wtedy białowłosa niezwykle spokojnie, lecz i poważnie, jakby słońce ani obecne warunki, wbrew pozorom, nie zrobiły jej głowie większej krzywdy. - Ale by uniknąć pewnych kłopotów... panienka może się do mnie zwracać per Sidhe.

Pojedynek z Ion’em nie był tym wszystkim, na co byłoby stać Sidhe, ale nie przeczyła temu, że Ion w większej ilości bojów się zaprawiał i stąd m.in. przechytrzył panią z sejmitarem, czy Co Mi Zrobisz, której to po ostatnich kilkunastu, błyskawicznych, zdecydowanych chrzęstach stali i małym wykiwankom z obu stron wytrącił sprytnie miecz. Długa podróż też zrobiła swoje, kondycję będzie musiała polepszyć.
Po małej klęsce z doświadczonym wojownikiem białowłosej pozostało jedynie powrócić na ławkę i poobserwować poczyniania towarzystwa. Duchota i parność nie przeszkadzały Sidhe ani trochę - wszak do takich warunków się zdołała prędko przyzwyczaić.
Większość rekrutantów była zbieraniną zwyczajnych nieudaczników, którzy z pewnością nie wytrzymaliby nawet kilku dni na statku, nie wspominając już o przedzieraniu się przez ogromną dżunglę - świat, który się rządził przecież prawami odmiennymi, zdecydowanie bezlitosnymi dla słabeuszy. Lord nie mógł sobie pozwolić na zatrudnienie niedorajd i marnotrawienie na nich swego budżetu. Tylko szóstka osób, w tym Sidhe, wytrzymała do końca nabór do misji.

Kobieta o kasztanowych włosach, sprawnie posługująca się sejmitarem. W walce z Ion’em posługiwała się przeważnie sprytem i gracją niż swoistą techniką i siłą. Według Sidhe walczyła całkiem nieźle, z tym, że kobiecie zdecydowanie brakowało zgrania technicznego. Do takowego jednak tamta potrzebowałaby więcej treningu i już by było znacznie lepiej. I tak kondycję miała całkiem dobrą, jak na przedstawicielkę płci pięknej, oraz zwinność bardzo pomagającą w walce.

Mężczyzna zaklinacz. Po pewnych cechach wspólnych w wyglądzie oraz z rozmów pomiędzy nim a tamtą panią, Sidhe wywnioskowała, że on jest bratem niewiasty-szermierki, przy czym to ona była dominującą częścią rodzeństwa. Całkiem sympatycznie wyglądający pan, w dodatku potrafił coś przywołać; Sidhe, która przez większość czasu obserwowała istoty, które testował Ion i te, które kręciły się w pobliżu białowłosej, wyczuła, jak ciemnowłosy czarodziej przywołał z innego świata istotę, która mogła kogoś dotkliwie... użądlić.

I znalazł się też barbarzyńca, który to odznaczał się siłą oraz wysokim wzrostem i potężną budową ciała. Sidhe wiedziała, że samym intelektem w tak niebezpiecznej wyprawie się nie zaradzi, jeżeli uczestnik miałby paść z wyczerpania, jeśli przyszłoby mu pokonać choćby kilkaset stóp w samym sercu dziczy. Oczywistym był dla Sidhe fakt, że najlepszą kombinacją jest inteligencja, kondycja, siła i przedsiębiorczość oraz dobre zdrowie - taka mieszanka pozwalała wybrnąć z niemalże każdej sytuacji.
Jegomość charakteryzował się nie tylko siłą, ale i determinacją w pokonaniu przeciwnika - choć był to tylko sprawdzian, a nie krwawa bitwa. I tego Ion pokonał, dzięki jednak szybkości i zwinności. Acz taka potężna maszyna do zabijania, którą mężczyzna był niewątpliwie, potrafiąca za pewnie walczyć kolczastym łańcuchem, z pewnością w podróży dopomoże.

Miejsce w drużynie odnalazł też starszy, też bardzo wysoki pan. Jak się okazało, potrafiący zarówno dzierżyć rapier, jak i władać magią. Szlacheckiego pochodzenia jegomość (bogato odziany) prezentował niezwykłe opanowanie i chłodny umysł - Sidhe czuła, że z tym człowiekiem będzie mogła odnaleźć wspólny język, pomimo różnic klasowych. Zaskakiwał również sporą wytrzymałością jak na swój wiek, bowiem pan miał za sobą solidny bagaż życia; i posiadał także magiczny plecak - Sidhe wywnioskowała to stąd, że miecza do plecaka się przecież nie chowało, a po drugie sama długość miecza nie pozwoliłaby na zupełne ukrycie go w plecaku. No i kwestia ostrza, rzecz jasna...

Pozostał także brązowowłosy młodzian - nie wiedząc czemu, do tego Sidhe nie poczuła ani krztyny sympatii, a niechęć. Kapłan, który w tym momencie nie miał się czym popisać, i bard z pewnością, bo po cóż wówczas miałby przy sobie lutnię? Jeżeli nie będzie natarczywie i zbyt często na niej fałszował, to może [niewiasta] jeszcze jakoś podoła tolerować jego obecność. Mimo tych niezbyt pozytywnych wrażeń w stosunku co do pierwszego wrażenia, Sidhe nie dała po sobie niczego niepokojącego poznać. Miała nadzieję, że to tylko kwestia odczuć i że może młodzieniec nie będzie tak nieznośny w obyciu.
Bo to był przynajmniej kapłan, który mógłby się na coś przydać, na przykład do leczenia rannych. Mógłby...

Ion pokonał wszystkich kandydatów do podróży. Sidhe pragnęła się doskonalić w walce u tego mistrza falchiona, była pod wrażeniem jego fechtunku. Loia i Ellen nie zainteresowały Sidhe do tego stopnia, by ta starała się zabiegać o jakąś przyjaźń z nimi. Nie mówiąc o reszcie towarzystwa. Jak to powiadają, na wszystko przyjdzie czas.

Po powołaniu drużyny Sidhe przysłuchała się jedynie temu, co ma do powiedzenia lord. Pięćdziesiąt procent dla gospodarza, który to i tak opływał w bogactwo, i jeszcze będzie miał za zadanie dopilnować tego, by chętni na wyprawę wykonali zadanie tak jak trzeba, i strofować pewnie za małoznaczące przewinienia. Wojowniczka stwierdziła, że to jest przesada, bo samemu jaśniepanu równie łatwo wystarczyłoby trzydzieści procent; pięćdziesiąt procent dla sześcioosobowej załogi skończyłoby się na grupowym zawodzie albo konflikcie bądź i bijatyce - chyba, że znalezione bogactwa okazałyby się na tyle ogromne, że z podziałem problem byłby mniejszy. Białowłosa może wyraziłaby sprzeciw wobec takiej umowy, ale ta nie należała do osób, które z marszu śmiałyby sprzeciwić się warunkom przełożonym; była zbyt rozsądna na to i nieco... zbyt zdeterminowana na zarobek. Zatem umowę podpisała, co jej nieco dłużej zajęło z racji na długie... imię i nazwisko.
Cóż, co wolno wojewodzie, to nie tobie, parobie. Nikt inny nie stawiał wszak tutaj warunków, jak tylko lord Ashar, który był w siebie zbyt zapatrzony.

Po spotkaniu w śmierdzącym rybami porcie Sidhe poszukała na tyle dobrej karczmy, by ją było stać na nocleg i jedzenie, a jednocześnie oferującej w miarę przyzwoite standardy. I znalazła się takowa, jedną milę położona od miejsca spotkania. Nazywała się “Kompas”.
Niespodzianką okazało się, że nie ona jedyna szła w kierunku tamtego miejsca. Jej wzrok odnalazł w tłumie ludzi postać Ebberka. Zresztą bez problemu, bo ten pruł przez tłum małych ludzi jak ludołamacz. Kiedy tylko jego spojrzenie napotkało postać białowłosej wojowniczki, ta skinęła na niego głową.
Razem poszli do karczmy, by się trochę wspólnie zabawić i odpocząć na daleką, ryzykowną podróż...


Następny dzień, ranek.
Karawela “Bumerang”, Nabrzeże piąte.


- Przepraszam pana, ja przychodzę z polecenia lorda Ashar'a. - zawiadomiła kapitana, kiedy nie zamierzał jej jeszcze puszczać na statek. Spokojnie czekała na jego odpowiedź.
Machnął jej ręką, aby weszła, jednocześnie nadzorując robotników portowych wnoszących worki z mąką.
- Dobrze dobrze, tylko nie przeszkadzaj w załadunku!

Wcześniej spotykając pracodawcę i jego obstawę, skinęła im lekko głową na powitanie.

Sidhe przybyła nieco wcześniej niż drużyna do wyznaczonego portu, by właśnie dopomóc w wynoszeniu skrzyń na pokład. Nie zamierzała też czekać, aż ktoś z ekipy zajmie jej najwygodniejszą pryczę, a sama przy okazji troszkę mięśnie i stawy rozrusza. Bowiem kawał czasu przed wschodem słońca Sidhe obudziła się i zasnąć już więcej nie mogła - więc wyruszyła w dalszą drogę. Robota mogła ją wybawić od nudy i wyczekiwania na grupę najemników.
Już podczas, gdy praca na statku dobiegała końca, reszta “wybrańców” dotarła na miejsce odpływu.

- Panie kapitanie, które kajuty są jeszcze wolne? - spytała poważnym tonem pana Abdula Hadiego.
- Według ustaleń z panem Asharem, jakże hojnym lordem, on i jego przyboczny dostaną moją kapitańską, pozostali zaś dwie kolejne, każda po sześć miejsc.

Nie czekając na resztę drużyny białowłosa zajęła sobie dolną pryczę, w drugiej kabinie. Okazało się, że wszystkie prycze były podobnie wygodne. Na niej się rozlokowała Sidhe i ucięła sobie krótką drzemkę. Półtoraręczny miecz oraz reszta wyjątkowo skromnego ekwipunku wraz z białym, podróżnym płaszczem wylądowała na “legowisku”, koło ściany.
Nie przypuszczała jednak, że ktoś tak prędko przeszkodzi jej w odpoczynku. Ktoś, to znaczy towarzysze podróży wraz z dwoma paniami: Loią i Ellen. Sidhe obudziła się i powstała jedynie po to, żeby posłuchać, o czym grupa rozmawiała.
Zabezpieczyła wtedy dokładnie swoje eliksiry i miecz, owijając to wszystko w swój płaszcz, i jednocześnie słuchała.

Białowłosa nie miała na razie żadnych dodatkowych pytań, a bynajmniej jej takie do głowy na razie nie przyszły. Może poza jednym. W tym celu ruszyła swoje nogi w kierunku lordowskiej córeczki.
Porozmawiała chwilę z paniami, ale wkrótce urwała rozmowę. Iola coś ukrywała i nie zamierzała się z tą wiedzą z nią podzielić. To o czym z nią i Ellen pogada? Zresztą i tak się jej odechciało rozmowy do niczego nie prowadzącej. Nie otrzymała ani jednej dokładnej odpowiedzi, same mgliste półsłówka. Szkoda czasu na nie, zamiast tracić czas na pierdoły pójdzie się przespać - przynajmniej jej dobrze zrobi chwila odpoczynku w samotności.

Coś jej nie dawało w zupełności spokoju. Nie ufała paniom, w dodatku coś niezbyt spodobało się w spojrzeniu Loii i jej głosie. Sidhe nie dała po sobie poznać tych odczuć. Postanowiła sobie, że obstawę lorda oraz samego jaśniepana i jego córkę będzie mieć od teraz na oku.
"Kogo się mogli spodziewać? ~Konkurencji", powiało gorzką ironią. Sidhe będzie musiała sama dowiedzieć się tego na własną rękę albo posłużyć się ewentualnymi talentami dyplomatycznymi towarzyszy. Bo istniała opcja, że ta może szczególnie zagrozić samej CMZ i pracodawcy.
Pani rozładowała się na prycze i odpoczywała.

W międzyczasie do kajuty wszedł sam Ebberk. Zauważył Sidhe drzemiącą na swym legowisko. Jednak pani nie spała na tyle głęboko, by nie mogła dosłyszeć kroków kogoś tak mocno zbudowanego jak sam barbarzyńca.
- Idziesz trenować? - wyburczała podczas "drzemki" do Ebberka. Drzemki, która wkrótce się skończyła, bo pani się na dobre obudziła.
- Chodź zobaczymy co potrafisz. - Białowłosa jako chyba jedyna w tym towarzystwie budziła jakieś zaufanie. Skoro z nim już piła i do tego podobnie traktowała takie rozmowy. - Weź swój scyzoryk.
- To bierz swoją giwerę, już idę. Tylko przydałoby się, żeby ten statek w jednym kawałku dopłynął do celu - wymruczała powstając z “legowiska”. - I żeby mi nikt niczego nie buchnął.
Po solidnym przeciągnięciu się Sidhe wstała, owinęła szczelniej eliksiry w płaszcz podróżny, po czym wzięła ze sobą swojego “pieszczocha” i opuściła kajutę wraz z Ebberkiem.
Wyszli na środek pokładu. Ebberk krzyknął na majtków by się odsunęli. Obrócił dużym mieczem w jednej dłoni. Później obrócił głową w bok tak by strzeliły lekko kręgi i był gotowy.
- Mamy kapłana, który leczy - uśmiechnął się - jednak to trening.
Po drodze kobieta swobodnie robiła młynki mieczem, wcześniej rozgrzewając dłonie i ramiona.
- No tak. Nie pozabijajmy się tylko. Panowie przodem - i lekko kiwnęła palcami, będąc gotowa do treningu. Najwyraźniej tym razem jegomość przystąpił do innej taktyki niżli tej, którą zastosował w walce z Ion’em. Powoli rozpoczął od ataku na prawe ramię przeciwniczki. Nie chodziło już o dostanie się na wyprawę. To był trening.
Ale oponentka wyczuła po mowie ciała, że barbarzyńca zaszarżuje na prawą stronę jej ciała. Podcięła szybko barbarzyńcę z lewej strony. Kiedy tylko mężczyzna lekko się potknął wykonała szybkie cięcie w jego korpus. Nie było ono na tyle silne, by przebić płytowy napierśnik.
- To tak się bawimy. - stanął już pewniej na nogach. Zmienił taktykę, wysunął prawą nogę opierając się bardziej na lewej. Czekał na ruch białowłosej. Załoga mimo prac przyglądała się z zaciekawieniem osobliwej parze. Olbrzymi mężczyzna z niemniejszym mieczem przegrywa z niezwykle zwinną i szybką niewiastą.
Ale Sidhe najwyraźniej się wcale nie spieszyła z atakiem. Podeszła powoli do barbarzyńcy, kiedy ta znalazła się w zasięgu jego miecza, nagle i gwałtownie przyspieszyła atak, celując ostrze swojego miecza najpierw w jelec, a później parę szybkich ciosów. Jeden krok, dwa, cofnęła się do tyłu, przechodząc do defensywy. Nie pierwszy raz próbowano rozbroić barbarzyńcę, sam robił tak wiele razy. Szybko cofnął lewą nogę i później sparował chociaż nie bez problemu ciosy wojowniczki. Kiedy cofnęła się od razu rozpoczął ataki, bok, góra, bok, bok i na koniec od dołu. Jednakże wojowniczka bez problemu nadrabiała za Ebberkiem. Ciosy te nie były jakoś finezyjne, a mowa ciała zdradzała po części następny ruch. To co męczyło to siła z jaką były zadawane. Kolejne zastawy były tym, co mogło chronić przed ciosami. Barbarzyńca był bardzo silny - jego parę ataków mogło spowodować wytrącenie miecza Sidhe. W pewnym jednak momencie, kiedy mężczyzna przystąpił do kolejnego ataku, z lekkim opóźnieniem kobieta odparła silnie atak oponenta. Finta wycelowala w lewy bok mężczyzny i bardzo szybkie cięcie w... miecz. Błyskawiczny zwód i atak od dołu. W międzyczasie marynarze chyba zakładali się, kto wygra to starcie, choć przecież był to tylko trening.
Ebberk zaczął mieć problemy z utrzymaniem miecza i atakowaniem, bo kobieta odbijała jego ofensywę do góry. Jeśli nie wymyśli jakiegoś sposobu na odparowanie tego ataku, to wyglądało na to, że wkrótce zaliczy drugą przegraną.Jedyny pomysł jaki wpadł mu do głowy, aby rozbroić tą kobietę to cofnięcie się i na tyle silna kontra by nie mogła utrzymać miecza. Następnie finta w lewy bark by skoczyć na nią i obezwładnić.

Kiedy mężczyzna się cofnął, wtedy Sidhe także to samo uczyniła. Ebberk przystąpił do ataku i zwodził bardzo sprytnie zresztą, wykorzystując swój atut - siłę. Tu już szala zwycięstwa powoli przechylała się w kierunku mocarza. Oczywiście, na co wojowniczka nie zamierzała zezwolić. Teraz tylko się broniła, ze względu na powoli wyczerpujące się jej siły. Walczyli już dobre kilkanaście minut, albo i dłużej. Wówczas Sidhe ograniczyła swoje działania tylko do obrony, po czym zamierzała wykorzystać dobry moment i obalić oponenta. Ten jednak nie nadchodził. Ebberk nieźle się rozkręcił z ofensywą, ciął z lewej góry, z prawej góry, z boków...To jednak nie wystarczyło, by pokonać wojowniczkę. Sam już zaczął się męczyć. Krople potu zaczęły mu spływać po twarzy. Walka w upalnym słońcu na morzach wokół Calimshanu nie należała do najprzyjemniejszych. Skończył z ofensywą, kobieta teraz jedynie się broniła. Walka była niezwykle udana. Uniósł swój miecz jednak nie zaatakował. oparł go o pokład.
- Chyba na dziś starczy. - rzekł ścierając kropelki potu z czoła.- Zyskałaś uznanie Ebberka Gromskina co jest nielada wyczynem dla kobiety.
Sidhe też się w sumie poddała. Widać, że zmęczyła ją ta walka. Ale przy okazji po raz pierwszy od ich spotkania na jej twarzy pojawił się widoczny uśmiech.
- Dziękuję za walkę, Ebberku - wojownicy uścisnęli sobie dłonie. Po chwili spytała Ebberga. - Byłeś w wojsku kilka lat?
- Przesłużyłem swoje w kompanii karnej pod dowództwem grafa Gromskina - wspomniał z pewnym rozrzewnieniem - Brakuje mi szczególnie szturmów na miasta, ta walka, śmierć i ryzyko. Tylko najtwardsi dochodzili do murów i mogli liczyć na łupy. A co z tobą ?
- Hmm, musiałeś być w tej najcięższej kawalerii? - spytała zainteresowana. - Ja tylko na zlecenie pracowałam. Powiedzmy, taki łowca nagród. Ale przeważnie to były zlecenia dotyczące walki z potworami albo ochrona osób. Tyle w sumie.
- Hahahaha - usłyszała głośny śmiech - Widzę, że nie znasz zwyczajów walki na północy. Kawaleria to szlachta. Ja byłem w piechocie, którą wysyłano na najgorsze misje. Przeżyłem i jestem z tego dumy. Zarobiłem swoje, jednak brakuje mi tego. To jest chyba główny powód zaciągu na misję tego lorda. Czas chyba coś zjeść.
- Z pewnością jedzenie - odparła pogodnym głosem. - Tak myślałam. Ciekawe, co mają dobrego do zjedzenia.

Bo sęk to dobrze się pożywić po treningu.
 

Ostatnio edytowane przez Ryo : 20-06-2011 o 19:40.
Ryo jest offline