Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2011, 15:57   #51
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
cz. 1

Vicky siedziała na krześle obok łóżka, na którym spała tajemnicza kobieta. Opierała nogi o łózko kołysząc się na dwóch nóżkach krzesła w tą i spowrotem. Miała pilnować więźnia jednak jej wzrok błądził po suficie w rytm bujania i widać było, że dziewczyna albo coś wspomina, albo o czymś marzy uśmiechając się przy tym.
Kocica rozejrzała się dookoła, spod przymrużonych oczu, ziewając leniwie i prezentując przy okazji, bardzo ostre kły. Próbowała się przeciągnąć, zatrzeszczały kajdany, a kocica wydała z siebie pomruk zdziwienia. Oblizała wargi i uspokoiła się, zerkając jedynie od czasu do czasu na swego “aniołka stróża”.
Odgłos trzeszczących kajdan sprowadził Vicky na ziemię i to w dosłownym sensie. Dziewczyna nieświadomie odepchnęła się za mocno i razem z krzesłem wylądowała na podłodze. Poderwała się szybko masując stłuczoną pupę.
A “Kocica” zachichotała na ten widok, po czym przyglądała się Vicky, wędrując językiem po kiełkach w sposób zdecydowanie lubieżny. Coś dziwnego było w spojrzeniu więźniarki, gdy patrzyła na pannę von Strom.
- Nie ma się z czego śmiać, mogłam sobie coś uszkodzić - obruszyła się Vicky masując pupę dalej.
-Dam buziaka, to przestanie... boleć.-odparła “kocica” z podstępnym uśmieszkiem na twarzy.
- Pamiętając jak wczoraj mnie zaatakowałaś, to sądzę że szybciej ugryziesz. Wolę więc z dala trzymać się od twych ust i zębisk - odrzekła jej na to Vicky pochylając się aby podnieść krzesło z podłogi, wypinając przy tym obolała pupę.
-Jak chcesz...to nie mnie pupa boli.-odparła kocica z szerokim uśmieszkiem, wędrując spojrzeniem po owych pośladkach.
- Nie pierwszy raz boli i nie ostatni. - stwierdziła Vicky prostując się i siadając na krześle. Spojrzała na kocicę i spytała - Jak masz na imię?
-A jakie imię lubisz?- spytała z ciekawością kocica.
Vicky zmarszczyła brwi jakby się nad tym zastanawiała po czym odparła z niewinnym uśmieszkiem - Najbardziej Brunchilda... mogę cię tak zwać?
- Brunchilda...może być.- Kocica jakoś nie przejęła się nowym imieniem.
- - To jak Brunchildziu.. nie chce ci się pić czasami? - spytała Vicky lustrując wzrokiem rudowłosą kocicę.
-Marzę o kąpieli.. wykąpiesz się ze mną?- odparła z podejrzanym uśmieszkiem na twarzy kocica.
- Wanna u nas za ciasna, jak Doug się ze mną kąpał to ledwo mu się udało do mnie dopasować. A i tak musiał się biedak przy tym nagimnastykować. - odparła jej na to Vicki uśmiechając się pod nosem na wspomnienie kąpieli.
-Jestem pewien, że razem we dwie sobie jakoś poradzimy...- mruknęła Brunchilda wędrując wzrokiem po biuście Vicky i uśmiechając się lubieżnie. Ta rozmowa nie bardzo układała się po myśli Vicky. Wszak miała ją przesłuchać, a miała wrażenie, że jest... podrywana?!
- Nie włażę do wanny z nieznajomymi, nie wiadomo czym mogą mnie zarazić. Musisz mi coś o sobie opowiedzieć. Skąd mogę wiedzieć ile tych kąpieli już zażywałaś i z kim. - rzekła jej na to Vicky uśmiechając się promiennie.
-Och, ale jestem czysta. Baaardzo się lubię. Poza tym... lubię tatary, słodkie wino, biały kolor, myszki.- odparła Brunchilda i potrząsnęła łańcuchami.-A kajdany...to przy innych okazjach. A ty co lubisz?
- A jakie to okazje sprawiają, że lubisz kajdany? - spytała ją Vicky zerkając z ciekawością.
-Powiem ci na uszko.-odparła Brunchilda.
- Taaaaaaaaaaa... i przy okazji mi je odgryziesz. -mruknęła na to Vicky.
-Niby czemu? Jaki miałabym zysk z odgryzienia ci ucha?-zdziwiła się kocica.
- A kto cię tam wie. Może tak dla zemsty, że cię jednak upolowałam... kotko - odrzekła jej na to Vicky uśmiechając się.
-Po prostu przyznaj się, że boisz się ryzyka.- odparła kocica chichocząc. To przesłuchanie, jakoś szło w dziwnym kierunku.
- Jak nic... dlatego wczoraj nawiałam zamiast cię złapać. - roześmiała się panna von Strom.
-Właśnie...- mruknęła kocica i zerknęła na piersi Victorii.- A ja nie zrobiłam ci wczoraj nic strasznego... a ty się boisz. Wiesz... czasami gryzienie bywa przyjemne. Jak wiesz, kiedy i jak.- głos kobiety stał się bardziej zmysłowy. A tematyka przesłuchania... nietypowa.
- Zapewne masz w tym doświadczenie. Nie mam nic przeciwko abyś się pogryzła. -odrzekła jej na to Vicky. - Po co ci moja pozytywka?
-Bez powodu. Taki kaprys.-odparła Brunchilda. I zerkając na usta Victorii, rzekła.-Gdybyś wiedziała kiedy i jak ich użyć... to zapewne nic bym przeciw twoim ząbkom nie miała.
- Wczoraj jakoś inaczej śpiewałaś Brunchildo. Kaprysy zaś nie zawsze są spełniane. Myślę, że jak cię odstawimy na posterunek, to zapewne dużo ciekawych ust tam odkryjesz. - rzekła Vicky i zaczęła się zastanawiać czy iść po Douglasa.
-To czemu nie jestem na posterunku? - zdziwiła się kocica. I uśmiechnęła się ironicznie mówiąc.-Czyżby był powód, dla którego nie chcesz powiedzieć oooo... pozytywce. I powodzie dla którego jedziesz do Londynu, panno von Strom?
Przybliżyła twarz w jej kierunku.-Nie lubisz się dzielić sekretami, czyż nie?
- Woleliśmy cię przewieźć na inny, by twoi przyjaciele za szybko cię na nim nie znaleźli. A tajemnice najlepiej dzielić z kimś bliskim. Nie przypominam sobie byśmy były ze sobą blisko. Ty jakoś tajemnicą się również nie zamierzasz dzielić. Bowiem skąd wiesz o niej? Skąd wiesz gdzie zmierzam. Przyganiał kocioł garnkowi - zakończyła Vicky.
-Ooooo... skoro nie jesteśmy blisko, toooo czemu ja mam ci zdradzić swoje sekrety? Możemy poczekać na konstabla, prawda?-kocica przeciągnęła się leniwie, na tyle na ile pozwalały jej na to łańcuchy.
- A wiesz, że nie wiem... może poczekajmy. -odparła jej na to Vicky i zaczęła ponownie bujać się na krześle pogwizdując sobie przy tym i przesuwając wzrokiem po więźniu.
-Tooo na co masz ochotę... dla zabicia, czasu mogłybyśmy poplotkować.- mruknęła Brunchilda, siadając tak by Vicky, mogła sobie popatrzeć na jej krągłości.
- Taaaaak? A o czym? - spytała z zainteresowaniem Vicky.
-Oooo tym Dougu, to twój.... mąż, kochanek?- spytała leniwym tonem głosu Brunchilda.
- Jestem zdziwiona, że tego nie wiesz... - odparła jej na to dziewczyna i podniosła się wyciągnęła jakąś torbę spod łóżka i zaczęła w niej grzebać.
-Nie powiedziałam, że wiem o tobie wszystko. Tylko to, co ważne dla misji.-odparła kocica i przy hałasie spinającym ją łańcuchów, z trudem wstała.
- A jakie to misji? - odparła na to Vicky nie przerywając swoich poszukiwań.
-Zgadnij... a jak ci się uda... dostaniesz nagrodę.-odparła kocica podskakując w kierunku Vicky. Spinające ją łańcuchy, utrudniały jej poruszanie. Musiała podskakiwać na niewielkie odległości.

- Ooooooooooo i jest! - wykrzyknęła radośnie Vicki wyjmując rękę ze strzykawką w której widać było ciecz o dziwnym różowym kolorku i odwracając się do Brunchildy. - Mam dla ciebie prezent.
-Marnujesz czas...-odparła Brunchilda i położyła się na brzuchu na łóżku, wypinając pupę w kierunku Victorii.-Ale to twój czas...
- Zobaczymy... długo nad nim pracowałam. To takie ulepszone skondensowane serum. Zobaczymy jak bardzo tracę czas. - odrzekła jej Vicky i wbiła igłę w pośladek kocicy. Nacisnęła tłok strzykawki i patrzyła jak płyn znika w mięśniu leżącej kobiety. Skończyła i usiadła na krześle czekając na efekt.
-Oczywiście że marnujesz. Myślisz, że mi poowwiedziaaaano, coookolwiek waaaażneeego....- nie dokończyła słów, bo zamknęła i zaczęła chrapać.
- To... zaczniemy od... kto cię wysłał po pozytywkę? - wyszeptała jej jej w ucho Vicky.
-Pan.-odparła cicho Brunchilda.
- Opisz go dokładnie, jak wyglądał i jak mówił, jak się poruszał. - kolejne polecenie opuściło usta Vicky.
-Niski i chudy, ciemne włosy krótko obcięte ulizane, gładko ogolony. Monokl w prawym oku, modnie się ubiera w czarne garnitury. Melonik na głowie. Śmiesznie mówi.- odparła kocica.
- Jak miałaś się z nimi skontaktować, jak już zdobyłabyś moją pozytywkę? - spytała Vicky zerkając na kocice i zastanawiając się jak długo jeszcze podziała specyfik i ile jej się uda z niej wyciągnąć.
-Miałam wrócić do domu.-wymruczała kocica.
- To opowiedz mi dokładnie o swoim domu, podając również gdzie on jest, w jakim mieście i na jakiej ulicy i numer, abym mogła cię w nim odwiedzić jak tam będę- odrzekła jej na to Vicky.
-Dom na szynach, porusza się... pancerny. Ukryty na bocznicy, w lesie tuż na południe od miasta. W małym gaiku.- mruczała Brunchilda.
- Dużo ci zapłacili za to byś ukradła moją pozytywkę, może jestem w stanie przebić ich ofertę? - spytała Vicky w zamyśleniu pocierając czoło.
-Nie zapłacili. Nic a nic.-odparła kocica.
- To czemu dla nich to robisz? - wyrwało się Vicky kolejne pytanie.
-Po to zostałam...stworzona.-mruknęła Brunchilda i... zamiauczała cicho?
Vicky przysiadła na brzegu łóżka i pogłaskała kocicę po głowie, zastanawiając się o co ją jeszcze zapytać. Zastanawiała się również do czego jeszcze została stworzona Brunchilda.
A kobieta zaczęła się łasić przez sen do Vicky, jakby była dużą kotką i mruczeć.
- Kto cię taką stworzył i do czego jeszcze może cię popchnąć swoimi nakazami? - spytała Vicki przesuwając palcami po płomiennych włosach kocicy.
-Tatko... Co on każe Bastet robić, Bastet robi.-mruknęła Brunchilda, ocierając się głową o udo Vicky przez sen i domagając więcej pieszczot.
- Opowiedz mi o nim, kim jest, jak się zwie, gdzie mogę go spotkać. - szepnęła jej do ucha Vicky nie przerywając pieszczotliwego głaskania “śpiącej” kotki.
-Mrrrrrr....on w domku na torach. Mówią na niego, Urlich Jungingen. On bardzo surowy i zły... gdy Bastet zrobi coś źle.-mruczała kocica.
- Co mogę zrobić, byś nie musiała do niego wracać? Tylko nie mów, że mam ci oddać pozytywkę, bo tego nie zrobię! - Vicky coraz bardziej żal było pięknej kocicy uzależnionej od swojego stwórcy.
-Hmmm...oswój.... mnie.- mruknęła Brunchilda.-Lubię pieszczoty... mizianie... mleko... ładne kobiety.
- Oooooooooo... Bella jest ładna, mleko pewnie w kuchni ma, miziać cię może bo ta podróż ją nudzi i czuje się samotna, to i oswojenie może nam pójdzie. - wymieniała pod nosem Vicky.
Brunchilda pomrukiwała ocierając się głową, o udo Victorii, nic nie mówiąc więcej. Czasem jednak pomiaukiwała.
- Powiedz mi co byś zrobiła na moim miejscu, aby ochronić pozytywkę?- spytała Vicky czochrając grzywę kocicy.
-Zjadła ją?- pomysł Bastet nie był zbyt konstruktywny. A po chwili głowa kobiety osunęła się niżej i Brunchilda zaczęła...chrapać. Serum rozłożyło się na podstawowe składniki we krwi kocicy, wywołując długi i mocny sen.
Vicky zaś siedziała i jeszcze chwilę głaskała śpiącą kobietę po głowie. Wiedziała już co jej powie, gdy ta się obudzi i spyta o pozytywkę. Popatrzyła na śpiącą kobietę i podniosła się z zamiarem odnalezienia Douglasa i podzielenia się z nim tym czego się dowiedziała.
Douglas oczywiście był w sterówce i pogwizdując cichutko, prowadził pojazd. Skupiony na drodze nie zwracał uwagi na nic innego. A może nie na drodze, wydawał się być zamyślony.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline