-
Do zobaczenia na pokładzie - powiedział Murion, żegnając pozostałych członków drużyny. Po odejściu Loii w magazynie ponownie zrobiło się potwornie gorąco i lepiej było iść na zewnątrz, choćby po to, by wejść do pierwszej z brzegu knajpki by napić się czegoś chłodnego.
Najpierw były to "Kraby i raki", potem "Meduza" a następnie "Ośmiorniczka",. Mimo typowo 'morskich' nazw serwowano tam nie tylko ryby i owoce morza, a przed dość długą morską podróżą Murion wolał częstować się zwykłym chlebem czy owocami. Pewną niewygodę stanowiły dodatkowe ‘atrakcje’ w postaci bądź domorosłych bardów (jeden z nich, fałszując okropnie, śpiewał w “Krabach” jakieś morskie pieśni), bądź miejscowych muzykantów, którzy (na przykład w “Meduzie”) grali na zbyt piskliwych jak na gust Muriona instrumentach. Dopiero w “Ośmiorniczce” panowała cisza i spokój.
-
U nas dopiero wieczorem - wyjaśniła kelnerka -
schodzi się więcej osób i jest nieco rozrywek.
- A noclegi? - spytał Murion.
-
Zawsze coś się znajdzie - padła odpowiedź. -
Mamy parę pokojów, a w razie czego można nawet tu, na dole, przesiedzieć do rana.
Siedzenie do rana, przy stole, niezbyt mu odpowiadało.
-
I towarzystwo też się znajdzie, na życzenie - w ramach zachęty dorzuciła kelnerka. Poprawiła sukienkę, całkiem jakby chciała zwrócić uwagę gościa na swe kształty.
-
W takim razie pokój zamówię już teraz - powiedział, kładąc na stół monety.
-
Pokój będzie czekać - kelnerka skinęła głową, zgarniając srebro.
***
Siedzenie w jednym miejscu i czekanie, aż nadejdzie wieczór i noc, niezbyt odpowiadało Murionowi. Stołek nie był aż tak wygodny, by na nim siedzieć i siedzieć, i siedzieć... Lepiej było, mimo upału, powłóczyć się nieco po mieście, pokręcić po targu, ewentualnie coś kupić.
***
Wieczór w “Ośmiorniczce” zaczął się ciekawie. Od występów.
Trudno było powiedzieć, co bardziej należało podziwiać - urodę tancerki, czy też jej kunszt. Murionowi podobało się i jedno, i drugie. Podobnie jak i pozostałej części widowni, chociaż i wśród widzów znaleźli się tacy, co pomylili taniec brzucha z powolnym zrzucaniem z siebie szatek. Paru wyraziło swój zawód na głos, ale szybko zostali uciszeni przez niezadowolonych widzów.
Najwyraźniej i ta moda dotarła w te strony, skoro znaleźli się tacy, co chcieli zobaczyć panienkę rozbierającą się publicznie. No i, ku zdziwieniu Muriona, doczekali się.
Panienka z pewnością przybyła z daleka, a jej rude włosy wzbudziły dodatkowe zainteresowanie.
I wszystko rozwijało się wspaniale do chwili, gdy tuż finałowym momentem paru dowcipnisiów, z pewnością jakaś zgrana kompania, pogasiło wszystkie światła. Rozróba, jaka wybuchła parę sekund później, była zdecydowanie bardziej efektowna, niż poprzednie występy.
Na szczęście Murion zdążył się wymknąć z izby zanim w taki czy inny sposób został wmieszany w bójkę.
***
Jakimś dziwnym trafem nikt nie zamienił “Ośmiorniczki” w stos drewna. Awantura skończyła się w miarę szybko i w sumie noc minęła spokojnie. A rankiem można było nawet dostać małe śniadanie, chociaż godzina była bardzo wczesna.
Droga do portu nie była zbyt długa, a znalezienie “Bumeranga” łatwe. Podobnie jak trafienie pod pokład
-
Tam są państwa kabiny. - Marynarz wskazał Murionowi odpowiednie drzwi.
Murion skinął głową i ruszył pod pokład.
W pierwszej kabinie, na jednej z koi, rozłożyła się blondwłosa wojowniczka. To była zapewne kajuta przeznaczona dla pań. Jak się wnet okazało w drugiej przebywała Ellen i Loia.
-
Dzień dobry. - Murion skinął głową. -
Która z kabin jest przeznaczona dla panów? Ta czy tamta? - spytał. -
Bo w tamtej rozlokowała się ‘Co mi zrobisz...’ - To miano wypowiedział z pewnym przekąsem.
Loia wzruszyła ramionami.
-
Nie mam nic przeciwko mężczyznom, ale raczej nie widzę ich w swojej kajucie. Panna “mam śmieszne imię” może woli spać razem z wami.
Murion uśmiechnął się lekko.
-
Dzięki. - Ponownie skinął głową.
Drzwi do ‘męskiej’ kabiny stale stały otworem. I stale przebywała tam panna o wielowyrazowym imieniu.
-
Witam - powiedział Murion, rzucając plecak na dolną koję po przeciwnej stronie. Rozejrzał się po kabinie. Dla sześciu osób było tu dość ciasno. Dla czterech - mniej więcej w sam raz... Chociaż uwzględniając rozmiary Ebberka... W takiej sytuacji panna o imieniu zdecydowanie zbyt długim była, można by rzec, piątym kołem u wozu.
Usiadł na koi, sprawdzając jakość materaca. A w ogóle to był ciekawy, czy koje wytrzymają ciężar drużynowego wielkoluda.
-
Witajcie - panna o długim imieniu ze spokojnym głosem powitała brązowowłosego towarzysza podróży.
Murion, spojrzał w bok, szukając owej drugiej osoby. Może blondyneczka widziała podwójnie? A może miała taką manierę.
-
Tak, widzę cię, kapłanie. Nie widzę cię podwójnie, a słońce nie zrobiło mi takiej szkody, wbrew pozorom. Alkohol zresztą też nie - odparła do barda, ignorując jego gesty złośliwości. -
Wiem, że się ze mnie naigrywasz. Jeśli masz się po tym poczuć lepiej, proszę bardzo, rób tak dalej.
-
Skoro cię bawi taka forma zwracania się do ludzi, to się nie krępuj - odparł spokojnie Murion. -
Różne dziwactwa widziałem w życiu.
-
Obawiam się, że nie mam poczucia humoru, Murionie. Pewnie nie dowierzasz, że mam tak długie imię. Ale i na to się przygotowałam. Wolisz się zapewne do mnie zwracać nieco... normalniej.
To było widać, że z jej poczuciem humoru jest coś nie tak. Ale niekiedy zgadzanie się z rozmówcą (bez względu na jego płeć) mogło być dla tamtej osoby mało przyjemne.
-
Ależ mogę się zwracać do ciebie pełnym imieniem - odparł. -
Nie skrócę go nawet o jedną literkę.
-
Nie musisz się ani ty ani ja mordować z tym imieniem i nazwiskiem. Możesz się do mnie zwracać per Sidhe. Myślę, że będzie dużo wygodniej niż cytowanie ksiąg pod moim adresem.
-
Z pewnością będzie to wygodniejsze w sytuacjach kryzysowych - zgodził się z nią. - Z
anim ktokolwiek zdążyłby wypowiedzieć twoje imię już by zapewne nie było przed czym ostrzegać. Sidhe będzie zdecydowanie lepsze.
-
Miło, że ty też się z tym zgadzasz.
-
Ja w ogóle jestem zgodnym człowiekiem - odparł Murion. -
Bardzo zgodnym. Byłaś kiedyś w dżungli? - zmienił temat..
-
W samej dżungli nie byłam, ale słyszałam, że problemy są szczególne, jak chodzi o przedzieranie się. Nie wiadomo też, jakie tam bestie są, ale podobno, że groźniejsze niż te w lasach i że bardziej jadowite. Ja przedzierałam się tylko przez te zwykłe lasy, stepy, ale przez dżunglę - nie, niestety.
-
To tak jak ja - odparł Murion. -
Lasy znam i to takie z tych bardziej gęstych, ale o dżungli wiem niewiele. Ponoć jest piękna jak się wchodzi, a potem jesteś zachwycona, że masz to już za sobą i udaje się z niej wydostać. Bardzo mnie ciekawi, jak tam jest. A jeśli potwory są takie wielkie, to nawet nas nie zauważą - uśmiechnął się.
-
Oj, oby oby - odrzekła. -
Ale mnie przychodziło zabijanie potworów, tylko nie taaakich dużych...
-
Mamy magów, nich się męczą... Dla nich duży potwór to małe piwo - zażartował.
-
A jaki dla nich jest dużym piwem?
-
Widziałaś kiedyś maga, który przyzna się do tego, że nie da sobie rady? - spytał. -
Musiałabyś zapytać Tallamira.
-
Nie... raczej nie... - mruknęła z pewnym zawahaniem w głosie. Spoglądnęła uważniej na Muriona. Ten zauważył, że dziewczyna miała nienaturalnie ciemny kolor oczu. -
Znasz dobrze Tallamira?
-
Tak jak ty - odparł. -
Wczoraj zobaczyłem go po raz pierwszy. Nie wiem, co potrafi prócz tego, co pokazał.
-
Tak jak ja wszystkich. Też nie wiem, na co wszystkich stać, choć słyszałam, że jesteś kapłanem. I chyba też bardem.
-
Bardem zdecydowanie nie - odparł -
chociaż śpiewać umiem. I grać również. Dla ozdoby lutni nie noszę. Potrafię uleczyć rany, ale wskrzesić nikogo raczej nie zdołam.
Jejmość najwyraźniej miała się o coś spytać. Przez moment wahała się, czy się o to spytać, ale w końcu się zdecydowała, że zapyta.
-
A z... amnezji... też potrafiłbyś uleczyć?
Murion pokręcił głową.
- Nie próbowałem nigdy, ale... nie sądzę. Słyszałem, że niekiedy to się udaje. Czasami w wyniku jakiegoś urazu, czasami osoba odzyskuje pamięć po powrocie do domu lub po spotkaniu kogoś znajomego. Ale nie chciałbym leczyć nikogo waląc go maczugą w głowę. Jeśli to zanik pamięci spowodowany czarami, to już niestety nie moja domena.
Sidhe zamyśliła się nad czymś.
-
Na tym miejscu też wolałabym nie został trafiona maczugą - po chwili dodała. -
Nic dziwnego, że nie miałeś się czym wczoraj popisać - westchnęła. -
Myślę jednak, że sprawdzian nie równa się temu, co nas spotka w tej dżungli.
W tym samym czasie słychać ciężkie buty. Ktoś kto idzie klnie sążniście i co jakiś czas obija się o ściany.
-
Jak ja do cholery mam tutaj przeżyć przez dwa dekadni.
-
Albo na pokładzie - odparł Murion -
albo na podłodze. - Porównał rozmiary Ebberka z długością koi. -
To nie jest statek dla ciebie.
-
Chyba podłoga będzie dobra. Ech, gdzie mam swój bukłak. - grzebie w bagażu. -
Mam cię. - wypija dwa łyki, kiedy przełknął odetchnął i zapytał nowego kompana. -
Kim jesteś ? Nie usłyszałem jak cię zwą w magazynie.
-
Murion - przedstawił się. -
Jestem kapłanem.
-
Ebberk - odpowiedział podając rękę kapłanowi -
zajmuje się zabijaniem. Idę poszukać zbrojowni lub ładowni w której znajdę coś do wyczyszczenia miecza.
-
O, Ebberk! Poszukaj coś, co by dobrze wypolerowało i zaostrzyło miecze. I beczułkę rumu, ładnie bym cię prosiła.
-
W sumie wezmę dwie. Jak towarzystwo się zejdzie to szybko się skończy. - wyszedł przez drzwi do koi bokiem -
A ty czegoś potrzebujesz z kuchni lub zbrojowni ? - odwracając się w stronę kapłana.
-
Nie, dzięki. Mam wszystko, czego mi potrzeba - odparł Murion. -
I jestem po śniadaniu.
-
Dobrze - Ebberk zaczął się znowu przeciskać przez wąski korytarz.