Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2011, 22:03   #10
MatrixTheGreat
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
Maximilien, Robin:

Droga do kościoła była bezpieczna i krótka. Niestety, nadal przeszkadzała Wam okropnie gęsta, poranna mgła. Poruszaliście się cicho, ponieważ łatwiej było Was teraz usłyszeć, niż zobaczyć. W kilka minut dotarliście do podwyższenia, na którym stał kościółek, miało ono około dwa metry. Weszliście po stromych, kamiennych schodach, a Waszym oczom ukazały się wielkie, zdobione płaskorzeźbami, drewniane drzwi. Były lekko uchylone. Może ktoś jest w środku? Otworzyliście i zobaczyliście zdewastowane wnętrze. Okropnie też czymś śmierdziało. W słabym świetle ujrzeliście na środku kościoła martwą kobietę. Wyglądała na młodą, ubrana była tylko w nocną koszulę. Jej twarz była zmasakrowana, a na szyi miała wyraźne ślady zębów. W głębi pomieszczenia słychać było złowrogie jęki. Weszliście trochę głębiej by lepiej się przyjrzeć. Wasze oczy zaczęły się przyzwyczajać do półmroku. Zza ołtarza wyszedł jeden z tych stworów, prawdopodobnie właśnie urządzał tam sobie ucztę. To także była kobieta. A bardziej dziewczyna, wyglądała na jeszcze młodszą od tej… bardziej martwej.




Opuściła szczękę i wyciągnęła ręce w Waszą stronę, zataczając się powoli ruszyła wydając z siebie przerażające jęki.

Fenster, Franco:

Zastawione drzwi nie wiele by pomogły, gdyby nie to, że wiele z żywych trupów wyleciało w powietrze. Teraz było ich tylko z… dziesięć? Piętnaście? Coś koło tego. W każdym razie jeszcze nie zdążyły nawet dojść, bo poruszały się okropnie powoli. Korzystając z tego czasu Niemcy zrobili krótką „naradę”. Wyglądało to tak, że Mike darł się po wszystkich próbując wymyślić co dalej robić.

- Mamy jeszcze trochę czasu, nasi na pewno nie zaczną „oczyszczania” miasteczka do jutra – chciał w końcu przerwać Bader.
- Do tego czasu to gówno zeżre nam dupy razem z całą resztą! Musimy się stąd wynosić! Najlepiej na północ, tylko że za daleko nie dotrzemy bez pojazdu…
- A w tym hangarze? Może tam coś zostało?
- Wątpię i nie mam zamiaru sprawdzać! Założę się, że będzie tam czekać całe stado tego bez przerwy głodnego cholerstwa! Mam plan, idziemy do kościoła, tam przeczekamy, aż mgła opadnie. Łatwiej się tam bronić, z wieży będziemy widzieć najbliższą okolicę, przez co będziemy wiedzieli którędy się udać, a do tego…
Tu urwał, ponieważ rozległ się odgłos walenia do drzwi. W całym tym zgiełku zapomnieliście o zmierzających w stronę domku żywych trupach.
- Kurwa mać! Z czego są te ściany!?
- Z drewna, przynajmniej tak mi się wydaje! - krzyknął Kristian, wyglądał raczej jakby się dobrze bawił niż się bał.
- To lepiej, żeby ci się dobrze wydawało, bo inaczej twoja dupa na tym ucierpi! Feuer frei!!!

Wywalił cały magazynek w drzwi w miejsce, w którym prawdopodobnie znajdowały się głowy nieumarłych.
- Za mną! Francuza zostawiamy!
- Nie możemy tak postąpić! - zaprotestował Kristian.
- Ach tak? Dobra, ale sam go będziesz niańczył, a na mnie nie licz! - powiedział przy przeładowywaniu sierżant.
- Chodź stary - powiedział Bader po francusku.

Mike kopnął drzwi, wyrywając je przy okazji z zawiasów i przygniatając nie proszonych gości. Wybiegł i… coś złapało go za ramię. Odwrócił się i przy okazji wyrwał się ręce która go chwyciła. Wystrzelił krótką serię w twarz trupa, który od razu padł. Wtedy dwie inne ręce chwyciły go od tyłu jeszcze mocniej ciągnąc do siebie. Zęby już miały zatopić się w szyi, gdy padł strzał. Krew rozbryznęła się na hełmie Mauera, a zombie padł na ziemię martwy, teraz już na zawsze. Z przerażeniem spojrzeliście za siebie. No któż by inny, jak nie Markus. Celnym strzałem z karabinu posłał napastnika do piachu. Sierżant nawet nie podziękował, otrząsnął się tylko i krzyknął znowu:
- Za mną!

Truchtem (szybciej nie trzeba było) dotarliście przed drzwi kościoła. W środku chyba się coś działo…

Gambio:

- Zaczekasz na nas w kościele, wrócimy po ciebie - powiedział łamanym niemieckim jeden z Amerykanów. No pięknie, oni sami się wynoszą, a tobie kazali czekać. Ale jednak ma to swoje dobre strony. Teraz mogłeś dobrać się do kryjówki. Gdy tylko zniknęli za rogiem zacząłeś przetrząsać ruiny. Znalazłeś klapę do piwnicy, ale przytrzaśniętą wielkim kamieniem. Sam nie dałbyś rady tego podnieść, potrzeba by było co najmniej trzech silnych ludzi. Szlag by to… Nie pozostało Ci więc nic innego jak udać się do kościoła.
Bez przeszkód doszedłeś do wzniesienia, zatrzymałeś się przed schodami, usłyszałeś kogoś na górze, przed drzwiami. Wyjrzałeś z ukrycia. Niemcy! Czterech, do tego jeszcze jakiś cywil.

Christopher, Zac, Cody, Jim:

Szliście czujni, po cichu, nie napotykając nikogo, aż doszliście do większego budynku, obok którego stała najzwyklejsza drewniana szopa. Przechodziliście po kolei obok niej, gdy nagle dobiegł Was czyjś szept:
- Stop! - przykucnęliście i spojrzeliście za siebie. To Campbell, który chyba coś zauważył. Wskazał palcem na drzwiczki od szopy, za nimi widniał jakiś cień. Matt kiwnął na Cody’ego by ten otworzył. Wszyscy nerwowo wycelowaliście w drzwi, oprócz Kevina, który pilnował tyłów, na wypadek pułapki. Cody podszedł z boku do drzwi i jednym zdecydowanym ruchem otworzył je, ciągle w nie celując. Wszystkim mocniej zabiły serca, gdy na ziemię upadł opierający się o drzwiczki człowiek w niemieckim mundurze. Cud, że nikomu nie puściły nerwy i nie wystrzelił w niego serii, co z pewnością ściągnęłoby kolejnych.
Cody odwrócił go na plecy i ujrzeliście, że gość ma poderżnięte gardło i wbity w serce nóż.




Był to nóż używany przez spadochroniarzy, co od razu zauważył Raul, który podszedł bliżej i wyciągnął nóż z klatki piersiowej Niemca.
- To musi być nóż Gary’ego. On jeszcze żyje! - powiedział z nadzieją Shepardson.
- Ciszej! - syknęli równocześnie na niego jeden i drugi sierżant.
- On musi gdzieś tu być…
- Trzymamy się planu, jasne? - odpowiedział mu Matt. Plan nie był jego autorstwa, ale to akurat mało go obchodziło - Nie tylko ty chcesz go znaleźć Raul…

Ruszyliście dalej, musieliście przejść uliczką między dwiema kamienicami, tak wąską, że ledwo mieściliście się gęsiego. Następnie minęliście kolejną kamienicę od południa i doszliście do kawiarni. Była cała zdemolowana, ale nie było w niej nikogo.
- Campbell - powiedział Matt - Przejdź jeszcze zobaczyć czy nie ma ich w tym sklepie naprzeciwko.

Szeregowy pobiegł co sił w nogach, Matt poprosił Delucę, by rozłożył mapę na ladzie. Kapral i dwoje sierżantów rozpoczęło naradę „co dalej”.

***
Po kilku minutach wrócił Campbell:
- Davis’a i Robin ani śladu. Sklep całkowicie opustoszony… W okolicy żadnego śladu życia.
 
MatrixTheGreat jest offline