Yavandir - Także - potwierdził Lutzow -
o ile dostarczycie kawaleryjskie konie i kopie, bo nie będziemy szarżować na mułach i z zaostrzonymi kijkami. Ciężką jazdę każdy by, kurwa, chciał mieć, ale jak przychodzi do płacenia to co drugi ma akurat pogrzeb ojca albo wizytę poborcy.
I jeszcze jedno, kontrakt minimum na pół roku, to też nie podlega negocjacji. Mamy umowę? - Mamy.
Friedrich patrzył jeszcze przez chwilę na elfa. W końcu demonstracyjnie schował sztylet, który musiał wcześniej ukradkiem wyciągnąć i zagwizdał na palcach.
- Uwaga, kompania! - huknął
- Wymarsz o świtaniu! Ryży, Kogut, Zmarzlak, Cesare i Łapiduch do mnie. Muszę pogadać ze swoimi podoficerami - mruknął do elfa
- Jeśli nie wracasz od razu, możesz kimnąć w obozie, ale nie kręć się i nie przeszkadzaj moim ludziom. Jeden z nich cię gdzieś posadzi albo odprowadzi. - rozejrzał się
Orzech! - na jego okrzyk zbliżył się Tileańczyk o twarzy tak pociętej bliznami, że z jego karnacją faktycznie przypomniała nieco orzech.
- Zajmij się panem.
To powiedziawszy, Lutzow wszedł do namiotu, gdzie przed momentem weszli wezwani przez niego najemnicy.
Po chwili z wewnątrz dobiegły podniesione głosy, a Yavandir usłyszał fragment rozmowy.
- ... a co z tymi całymi Du'Ponte? Im przecież też obiecałeś...
- Zamknij ryj! Zastanówcie się czy...
- Zostajesz, czy znikasz? - przerwał mu podsłuchiwanie "adiutant".
Zamek Wywal go! Wypierdol go natychmiast!
Głos rozdarł się ni z tego ni z owego tym paskudnym, metalicznym tonem, który zawsze powodował ból.
Nim Peter zdążył zareagować, Inwkizytor, który już miał odpowiedzieć, zesztywniał, potoczył zdezorientowanym spojrzeniem po komnacie, po czym wykonał szybki gest dłonią, szepcząc coś pod nosem.
Głowa Petera eksplodowała bólem. Był tak silny, że nagle zapomniał, gdzie jest i co robi, czy to jego wrzask, czy Głosu, czy tylko omamy.
Gdy wrócił do zmysłów, znalazł samego siebie leżącego na podłodze, a przy nim klęczał Jean-Pierre.
Zza biurka wychylał się Inkwizytor, którego mina nie zwiastowała absolutnie, ale to absolutnie nic dobrego.
- Zdaje mi się, młody panie - rzekł Teodozy z paskudnym grymasem na twarzy
- że właśnie dokonała się mała rewolucja w naszych stosunkach. Może zaczniemy od tego, że polecisz wpuścić moich ludzi. Koniec części III