Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2011, 16:13   #156
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Wychodząc ze zbrojowni Piotr i Michał spotkali starego znajomego. Damian Zaniewski właśnie schodził po broń. Jak się okazało też bral udział w bitwie, jednak niemal od azu przed nim eksplodował wielki pocisk obcych i prawie umarł. Jednak sanitariuszom udało się go uratować. Do pełni zdrowia wrócił dopiero w trakcie podróży. Cała trójka przespała się w podziemiach tam gdzie im pokazano, rozmawiając i spekulując o dniu jutrzejszym.

Tomek Patrynowski był w trudnej sytuacji. Nie mógł się pogodzić z tym czym się stał. Chciał zabić tych którzy mu to zrobili, ale obawiał się, że zostanie wykorzystany jako maszyna do zabijania. Jednak na razie liczył się tylko następny dzień...

...ten nadszedł szybciej niż niektórzy chcieli. Wszyscy którym dane było odpocząć wstali o szóstej. Szybko wklepano im plan i rozdzielono oddziały. Michał, Piotr i Damian trafili do tej samej grupy liczącej trzydzieści osób.
Mieli najpierw przebić się przez część miasta opanowaną przez wrogów. Szybko i sprawnie jedną linią wyrżnąć sobie drogę. Potem zostanie im droga do statku. Oczywiście pierwszy dojedzie tam konwój który będzie jechać przodem. Ciężarówki z najlepszymi żołnierzami, czołgi, ciężkie wozy artyleryjne, reszta będzie musiała pokonać piętnaście kilometrów na piechotę. O ile wyjdą z Berlina. Ponadto wspierać będą ich samoloty.

Tomek miał iść w pierwszej linii. Michał, Piotr i Damian gdzieś w środku. Jednak nikt, włączając w to osoby idące na końcu nie będzie narzekał na brak zabawy.
Ruszyli w jednym momencie, prawie nie zdążyli się obejrzeć. Oczywiście dano im czas na ostatni posiłek i godzinę czasu na cokolwiek. Większość się modliła, inni po prostu myśleli.

Konwój był naprawdę spory. Dawał sporą nadzieję, dopoki nie wyszli z bezpiecznej części miasta. Damian kurczowo ściskał swoją broń kiedy usłyszał odgłos pierwszego wystrzału. Dostał HK G36 i dwa granaty semtex, które przyczepiały się do celu.

Niebieski kulisty pocisk o średnicy dwoch metrów uderzył uderzył w Strykera jadące na przodzie konwoju. Pojazd wybuchł, na szczęście był w dość dużym odstępie od innych wozów i nikogo za sobą nie pociągnął. Inne Strykery od razu namierzyły skąd strzelano i uruchomiły karabiny maszynowe oraz wyrzutnie rakiet. Dostrzegano jeszcze parę obcych na dachach budynków którzy próbowali wystrzelić potężne pociski, jednak pojazdy wyrabiały z niszczeniem przeciwników. Kiedy zagrożenie z wysokości zniknęło z uliczek, budynków, zewsząd, zaczęli nadbiegać wrogowie.

Pierwsza linia zza konwojem trafiła na najsilniejszych przeciwników.
Wyglądali na bardzo... wszechstronnych. Rzeczywiście tacy byli. Strzelali z dłoni promieniami niczym Iron Man ze sławnego komiksu. Na dodatek gdy dochodziło do walki wręcz, chwytali wroga, podnosili do góry i rozrywali na strzępy.
Tomek zabił już dwóch. Dzięki zbroi celował niewiarygodnie szybko. Trzeci, czwarty. Pociski z RPD w końcu przechodziły przez zbroję. Jeden z wrogów uniósł dłoń, z dłoni zaczęł się formować promienny pocisk. Tomek szybko wystrzelił w źródło i promień wybuchł obcemu prosto w klatkę piersiową, doszczenie ją rozrywając. Tomek odwrócił się. Spotkał kolejnego wroga. Ten jednak w jeden chwili oderwał Patrynowskiemu głowę. Tak po prostu. Wyrwał nawet kawałek kręgosłupa. Potem ruszył dalej, zaś ciało Tomka upadło na ziemię.

Michał, Piotr i Damian zostali otoczeni. Ich przeciwnicy nie wyglądali tak groźnie, ani tacy nie byli, jednak też byli niebezpieczni.
W rękach dzierżyli blastery, podobne do tych z Gwiezdnych Wojen. Jednak padali martwi naprawdę łatwo. Tak jak ludzie.
Cała trójka została nienaruszona, zużyli po jednym magazynku, a zanim zdążyli przeładować, nie było nikogo do zabicia. Przynajmniej przy nich. Wydano rozkazy. Wszyscy którzy wyszli z kolumny wrócili do szeregu i zaczęli truchtem biec na przód. Konwój wciąż był liczny i groźny, czyścił drogę ze snajperów i obcych z wyrzutniami.
Biegnąc żołnierze strzelali do obcych którzy wybiegali z różnych uliczek. Ani się spostrzegli a zostawili Berlin za sobą. Dzięki adrenalinie nie czuli zmęczenia. Zapewne zaraz im odpuści, jednak do tej pory wciąż biegli truchtem w stronę statku.

Droga była zniszczona, wokół było pustkowie. Zapewne to jeszcze kiedyś był Berlin. Teraz wyglądało jak obecna Warszawa. Strzępy bloków, sklepów, gdzieś tam były nawet resztki willi.
Konwój przyspieszył, zostawiając piechotę z tyłu. Nad głowami żołnierzy ze świstem przeleciały F16 oraz wszelkiej maści bombowce. Może nawet mieli na pokładzie bombę atomową, lub jądrową? Oby nie. To by oznaczało śmierć każdego w promieniu wielu, wielu kilometrów, w tym Niemców i Polaków, którzy ramię w ramię starali się oszczędzić jak najwięcej ludzkich istnień. Jednak mogła być to bronią ostateczną, gdyby jasne już było, że nie zostały żadne szanse.

Konwój był już daleko. Wroga piechota została daleko w tyle, nie ścigali ich. Statek był coraz bliżej. Kiedy Piotr obawiał się, że zaraz opadnie adrenalina i dopadnie go ogromne zmęczenie, coś wyleciało ze statku. Była czerwone i bardzo duże. Przemknęło nad konwojem i wyraźnie zbliżało się do żołnierzy. Dowódcy zaczęli coś wczeszczeć, jednak to coś już było nad nimi i ziało ogniem.
Ci którzy stali z przodu od razu zaczęli się smarzyć. Konwój dostrzegł co się dzieje i raptownie zawrócił. Musieli wytrzymać dobrą minutę. Łatwo powiedzieć. Wydano rozkaz do rozproszenia. Oczywiście wszyscy już się rozbiegali i strzelali do stwora. Nie wyglądało to optymistycznie.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline