Wątek: [Autorski]Smoki
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-06-2011, 20:55   #7
JanPolak
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Huk przetoczył się przez jaskinię, wzburzając powierzchnie sadzawek, strząsając krople ze skał, odbił echem od ścian, wybrzmiał i… przeminął. Powierzchnia wody wygładziła się, szmer podziemnego strumyka i zdławiony szum wodospadu na powrót stały się jedynymi słyszalnymi dźwiękami. Nocną ciemność wypełniała zielonkawa poświata bijąca od porastających pieczarę grzybów. Grota trwała w uśpieniu…

~*~

Jakiś czas później dwóch Azjatów wkroczyło do jaskini. Śpieszyli się. W półmroku poznać można było, że starszy z nich ma długą szatę i długie wąsy, zaś młodszy niesie przedziwny instrument podobny do cytry.

- …i dlatego należy go obudzić. – Zakończył swą wypowiedź starzec.
- Ależ, Mistrzu! – zripostował jego towarzysz, sapiąc ciężko pod ciężarem instrumentu – Poczekaj! Powtarzasz przecież, że jak mówi przysłowie, ten który jest niecierpliwy, będzie pił herbatę widelcem.
- A ten który zawiedzie smoka, będzie zjedzony. Graj, natychmiast!
- Chwilę, daj mi odsapnąć. Uff. Guzheng wymaga nastrojenia…
- Dość wymówek! Budź smoka!

- NIE ŚPIĘ – zabrzmiał głos.

Obaj Azjaci padli na kolana, gdy z głębi jaskini buchnęła fontanna drobnych kropel wody. Zaraz za gejzerem pojawił się on. Gigantyczne cielsko węża wyprysnęło z ciemności i ukazało się mężczyznom w całej okazałości. Długie wężowe sploty pokryte wilgotną łuską lśniły barwą nefrytu i żadu. Z cielska wyrastały jedynie dwie pary niewielkich łap, a wieńczyła ją głowa. Głowa, ozdobiona skórzaną grzywą, różkami i sumiastymi wąsami zwróciła na przybyszów swą twarz. Tak – twarz – nie pysk, gdyż mimika gada była całkiem ludzka, a każdy grymas czytelny i klarowny.

- Mów, Li. – Powiedział zielony smok, spokojnie moszcząc się w płynącym przez jaskinię strumieniu.

Tamci nadal klęczeli w pełnym pokory pokłonie, wartym cesarza, ba! wartym boga. Po wymaganej etykietą chwili podnieśli się.

- Dostojny Wężu. – Zaczął starzec. – Niedawny huk zdał się wstrząsnąć całą krainą. Mój sejsmograf zarejestrował aktywność tektoniczną z kierunku i o natężeniu, które umieszczają epicentrum w pobliżu wioski zwanej przez miejscowych Czarną Wodą.

Stary nawet w rozmowie ze smokiem nie potrafił opanować dumy, gdy mówił o swym urządzeniu. Gad przyjął nowinę i na jego twarzy lekki uśmiech aprobaty.

- Czy mamy stamtąd jakieś wieści? - zapytał.

- Nie, Dostojny Wężu. Wszyscy chłopi byli dziś w nocy w wiosce i nie mamy nikogo w tamtej okolicy.

~*~

Gad ze zwinnością zaskakującą w tak ogromny ciele wypełzł z jaskini. Przez zagradzający wejście wodospad wprost w uśpioną górską okolicę. Wciągnął w płuca nocne powietrze pełne mnogich zapachów. Przeciągnął się, napinając mięśnie od ogona po łeb, rozciągając dwie pary niewielkich łap sterczących z wężowego ciała. Otrzeźwiony chłodną wodą pokrywającą łuskowane ciało, rozbudzał się coraz bardziej.

Przespał wszak ostatnie osiem tygodni. Tyle czasu minęło, odkąd jego poddani, wyznawcy, żołnierze, słudzy i podopieczni zbudzili go ostatni raz. Złożyli mu wtedy dary i odebrali błogosławieństwo nawodnienia pól. Była to uczciwa wymiana i po jej wykonaniu gad mógł ponownie ułożyć się do snu. Lubił spać. Powszedni dzień nie nakładał wszak na smoka wielu obowiązków (a właściwie nie nakładał żadnych), zaś sen pozwalał smoczemu umysłowi przemyśleć tak wiele…

Dziś jednak został gwałtownie obudzony. Coś przykuło jego uwagę, coś ciągnęło go do siebie. Jakaś moc, odległa, jednocześnie tak dobrze znana. Niczym człowiek, który zgubił monetę i wabi go każdy błysk w kącie, tak smok podążał za wezwaniem.

Gad poderwał się z ziemi. Napiął mięśnie i otoczony wirującymi kroplami wody wystrzelił w niebo. Nie posiadając skrzydeł, leciał tylko dzięki potędze magii. Jego długa, ogromna sylwetka wiła się na nocnym nieboskłonie, jak zaskroniec płynący przez toń stawu. Trzeba przyznać, że nie lubił nocy. Zupełnie nie podobało mu się, że tak doniosłe wydarzenia nie dzieją się w świetle dnia. Noc była ciemna, bezbarwna, nie pozwalała dostrzec pięknej zieleni górskich kotlinek, gdzie zroszone liście błyszczały jak drogocenne kamienie. Brzydka jak noc. Smok wleciał w chmury i zamknął oczy. Postanowił w ogóle nie patrzeć. Kierował się zmysłem orientacji i wyczulonym gadzim węchem. A ten, zamiast znajomego smrodu wioski zwanej Czarną Wodą, raczył go zapachem nowego jeziora. Jadeitowy Wąż nie mógł się doczekać, gdy łagodnie osiądzie na jego powierzchni, całym ciałem zapozna się z nowym akwenem, poczuje jego lepkość, temperaturę, zamulenie, zbada strukturę dna. Nowe jezioro było optymistycznym akcentem dzisiejszej nocy. Ono i ten tajemniczy zew… Gad był coraz bliżej celu. Lecz cóż to?! Czyżby wyczuł obecność innych smoków?

~*~

Przed wodospadem i pieczarą dwóch Azjatów patrzyło niepewnie w nocne niebo. Mędrzec gładził długie wąsy, bard podtrzymywał swój ciężki instrument. Spojrzeli na siebie, jakby chcieli zapytać „I co teraz zrobimy?”. Lecz muzyk już wiedział – nadchodzące dni opisze w swej największej balladzie.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.

Ostatnio edytowane przez JanPolak : 20-06-2011 o 21:00.
JanPolak jest offline