Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2011, 05:41   #100
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Trysnęła krew. Dużo krwi. Różnobarwnej.

Najpierw ta czarna, o wyglądzie i konsystencji smoły.
Atakowana z dwóch stron demonica osłaniała się swym biczem, wywijając nim groźne łuki i tym samym blokując ciosy mieczy obu mężczyzn. Wymuszała ten dystans nie pozwalając się do siebie zbliżyć, ale jednocześnie błyskawicznie wyprowadzała ataki najeżoną bronią. Z trywialną łatwością odbijała mknące w jej stronę dwa ostrza, poddając w zwątpienie powodzenie planu ubicia poczwary. Ale pojawiła się też iskierka, choć.. jej źródło pewno byłoby co najmniej niezadowolone z tak miłego przydomku. Sogetsu, bo o nim przecież była mowa, zdołał zręcznie wymanewrować i zmienić tor swego tachi z nietrafionego cięcia w szybkie pchnięcie. Ostrze sięgnęło swego celu i zraniło Mugin Jie w bok, pierwszy raz tej nocy przelewając jej krew.

A potem ta czerwona, jak najbardziej ludzka.
Gniewne syknięcie demonicy zlało się ze świstem bicza wściekle przecinającego powietrze naokoło jej straszliwej postaci. Nie celowała w żadnego z mężczyzn konkretnie, mając w zamiarze tylko zemścić się na ślepo, wyrządzić krzywdę któremuś z tych bezczelnych śmiertelników. Ostra końcówka jej broni zataczała groźnie łuki, aż uderzyła w klatkę piersiową Kazamy. Pod impetem tego ciosu rozerwały się jego szaty i ciało tworząc paskudną ranę, z której niemal trysnęła fontanna krwi. Nie było to trywialne zranienie, a Leiko mogła tylko obserwować jak mężczyzna się chwieje na nogach i ciężko zwala na ziemię bez przytomności.
Ale to nie był koniec siania postrachu przez oni, której wściekłość została tylko podjudzona przez zostanie zranioną. Jej ostrze zdołało także trafić drugiego agresora w udo tuż ponad kolanem, a choć uderzenie nie było tak mocne jak poprzednie, to i tak powaliło Furoku na wypaloną polanę.

Dwóch odpadło. Pozostały dwie. Wiedziała o tym Leiko, z całą pewnością wiedziała też stojąca niedaleko za nią Korogi, a i sama Mugin Jie niewątpliwie była tego świadoma. Pozbywszy się namolnych muszek ją atakujących, zwróciła swe ślepia w stronę łowczyni i przygotowującej się do rzucenia zaklęcia miko. Pech chciał, że akurat tej pierwszej przypadła kolejna, tym razem z góry narzucona przez zwykły przypadek, rola żywej tarczy dla młodej dziewuszki. Nie podobało jej się to, bo czyż w tym polowaniu nie wypełniła już swego jakże niebezpiecznego zadania? Wszak grała przynętę pozostawioną samotnie przeciwko tej oni, już sama pogoń przez las wyczerpała dzienny limit narażania się Japonki w łowach. Według planu miała teraz być zaledwie postacią poboczną w scenie ubijania oni przez łowcę i młodego bushi, acz.. wszystko się posypało. Kazama zadał jeden cios, ale w zamian otrzymał potężniejszy wyłączający go z dalszej walki. Yasuro zaś jeszcze się nie pojawił na polanie. Wprawdzie w ich miejsce wkroczyła ta nieznajoma dwójka, ale.. to ciągłe była nieznajoma dwójka, po której nie wiedziała czego się spodziewać. Póki co jednak sytuacja wymagała odepchnięcia na bok wszelkich nieufności. Oni zaszarżowała, zamaszystymi uderzeniami bicza starając się dosięgnąć obu dziewcząt i rozerwać ich delikatne ciałka..

I gdzież teraz byli samozwańczy obrońcy Leiko?
Gdzież był płonący pasją, pożądaniem i młodzieńczą energią Kirisu? Gdzież ten młody wilczek tak niechętnie opuszczający rozkoszne miejsce u jej boku? Gdzież ten Płomyczek z takim powodzeniem partnerujący jej w Nagoi?
A gdzież podziewał się Yasuro? Gdzież był ten dodatkowy towarzysz ich łowów o dworskich manierach wobec kobiet? Gdzież był ten szlachetny samuraj tak troskliwie dotąd dbający o jej bezpieczeństwo?
A w końcu.. gdzież był jej tajemniczy czempion? Gdzieś jednocześnie urzekający i ironiczny Kojiro mówiący jej prosto w oczy, że będzie ją chronił? Gdzież był najzdolniejszych z tej trójki i jakże niezwykle ją fascynujący „tylko ronin”?

Iye, nie było w pobliżu żadnego z tych mężczyzn mniej lub bardziej ubarwiających jej podróż. Brakowało tej nocy kompetentnych łowców. Nie było nikogo mającego w ostatniej chwili wpaść pomiędzy nią i rozdrażnione obraźliwymi komentarzami ego Matki Głodu. Nie zapomniała jeszcze arogancji jaką odznaczała się Leiko w czasie jej zachęcania do gonitwy za sobą pośród konarów drzew. Pamiętała i domagała się zapłaty za każde słowo, które padło spomiędzy muśniętych fioletem barw. Dlatego ataki swoje skupiła właśnie na niej i już pierwsze przecięcie powietrza biczem trzasnęło tuż przy łowczyni, zmuszając jej ciało do instynktownego odskoczenia. A potem do następnych. Uderzenia padające zbyt blisko kobiecego ciała wprawiały ją całą w podskoki, mające na celu oddalić się jak najbardziej od mogącej ją zmasakrować, rozszarpać i stratować oni. To było prawie jak taniec, w którym piruetami i unikami reagowała na ataki swej „partnerki”. Wirowała i łopotała kimonem, w z góry narzuconej sobie prędkości zlewając się w cudny, kolorowy twór.

Przełomem było syknięcie Leiko przez zęby, jednak nie była to reakcja na poczucie bólu, a na najszczersze zaskoczenie. Ostre krawędzie bicza porwały za sobą skrawki miękkiego materiału stroju kobiety, potem powiewem wiatru pognane ponad polaną. On też załopotał smętnie zwisającym rękawem, a raczej jego poszarpanymi resztkami, efektem bliższego spotkania kobiety z bronią demonicy. Oszołomiona tym uderzeniem opadła na ziemię po kolejnej serii swych uskoków i gwałtownie dłonią sięgnęła do trafionej ręki, z której prawie wypuściła trzymaną parasolkę. Odruchowo zacisnęła palce na ramieniu, uciskając nimi otrzymaną ranę.. ale takiej nie było. Jasna skóra pozostała nieskazitelna, bowiem szczęśliwie długi, szeroki rękaw wziął na siebie to pieszczotliwe muśnięcie najeżonego ostrzami bicza. A nieszczęśliwie, gdyż.. wziął na siebie ten cios rozrywający materiał na strzępy, a przecież Leiko była bardzo przywiązana do swych kreacji. I była w szoku, że pomimo swej zwinności została trafiona i jak niewiele brakowało do stracenia ręki..
Kolejny złowieszczy świat bicza wypełniający jej uszy był jak krzyk przyzywający ją do porządku, jak nagły impuls wyrywający ciało i umysł z bojaźliwego odrętwienia. Zacisnęła dłoń na drewnianej rączce parasolki i rozłożoną prawie podrzuciła do góry, by w ostatniej możliwej sekundzie osłonić się nią przed zabójczym ciosem. Jego siła aż cofnęła odrobinę Leiko, wskutek czego swymi geta zaryła o ziemię pozostawiając nań płytkie ślady po ich wysokich zębach. Pewniej się nimi zaparła, aby nie stracić równowagi co byłoby prawie jednoznaczne z przegraną w tej potyczce i w pochyleniu schowała się za napiętym materiałem.

Zaledwie kwestią kilku chwil było zostanie powaloną pod naporem spadających na parasolkę ciosów, więc nawet nie wchodziło w grę bierne im się poddawanie. Przyszedł czas na zrobienie demonicy niespodzianki.
Leiko zerknęła szybko w bok na mamroczącą, modlącą się dziewczynę, nazbyt zajętą wyszukiwaniem odpowiedniej karteczki. Potem nieznacznie zmieniając położenie parasolki przesunęła spojrzeniem za Mugin Jie, której ciało przesłaniało widok obcego mężczyzny, a tym samym pozostawiało łowczynię dla niego niewidoczną. Koniec końców wzrok piwnych oczu padł na leżącego Kazamę upewniając ją, że w dalszym ciągu jest nieprzytomny. Zatem nie było nikogo mającego jej zawadzać w wykonaniu następnego kroku w walce. Nie miała bowiem zamiaru dzielić się swoim przekleństwem z kimkolwiek z obecnych.
Odetchnęła głęboko. Wsłuchiwała się w odgłosy bicza tańczące w powietrzu i stopniowo zbliżającą się Matkę Głodu. Pośród tych sekund znalazł się ułamek jednej z nich będący wyjątkowym w nieco dłuższej przerwie pomiędzy kolejnymi uderzeniami.
Opuściła parasolkę. Odsłoniła się samowolnie.

I chyba.. chyba serce jej się zatrzymało na moment. A może to cały świat zwolnił tempo?
Widziała dokładnie mięśnie mimiczne maszkary układające się w nienawistną minę. Była w stanie wejrzeć jej w oczy, niczym najbardziej krwiożerczemu drapieżnikowi nieznającemu litości. I wtedy właśnie twarz tegoż drapieżnika wykrzywiła się w dzikim, pełnym zdumienia i boleści grymasie. To było tylko spojrzenie. Tylko skrzyżowanie się tęczówek kobiety i tej istoty kobietopodobnej. Ale jednocześnie było to coś więcej niż tylko zobaczenie w oczach Leiko strachu, który dzięki dawno temu rozbudzonej w niej mocy eksplodował blaskiem dwóch słońc. Oślepiały te ogniste kule jakimi dla Mugin Jie stały się oczy łowczyni. Rażące światło wydawało się prawie wypalać jej własne, sprowadzając nań paraliżujące cierpienie. Rozdzierający ból odwrócił jej uwagę od barwnej ptaszyny. Długi ogon bicza opadł na ziemię i miotał się po niej szaleńczo pod wpływem ruchów ciała demonicy, pragnącej uciec od tej krzywdy jaką jej wyrządziła Leiko. Dociskała dłonie do oczu, ale jaskrawe rozbłyski nie znikały nawet gdy mocno zaciskała powieki w poszukiwaniu kojącej ciemności. Katusze oni dały czas Japonce na umknięcie na bezpieczną odległość. A zaś cały proces unikania przez nią ataków trwał wystarczająco długo, by Kami dali się uprosić przez miko o pomoc dla nich. Uśmiechnęli się łaskawie do tych pozostałych na polu bitwy, po czym dłonią chudego dziewczątka zesłali przeszkodę pod nogi poczwary. Dosłownie. U stóp powracającej do zmysłów Matki Głodu popękała wypalona ziemia, a w następnej chwili wystrzeliła z niej parka kamiennych węży.





Oplotły ciasno jej nogi i w każdą dodatkowo powbijały długie kły. Któraż to już była dla niej niespodzianka tej nocy? Po raz wtóry została nieprzyjemnie zaskoczona, a mieszanina wściekłości oraz prób wydostania się z pułapki, skutecznie zaowocowała utratą przez nią czujności. I właśnie tę chwilę postanowił ktoś wykorzystać, aby przypomnieć swoją obecność w tym boju z oni. Przypomnieć, a także zaznaczyć ją krwawo i dobitnie.
Z raną na udzie przewiązaną na szybko zaimprowizowanym opatrunkiem, za plecami bestii piekielnej pojawił się Furoku. Zamachnął się swym nieporęcznym no-dachi, którym sami Kami tylko mogli wiedzieć dlaczego władał zaledwie jedną ręką, i cisnął olbrzymim ostrzem w plecy przeciwniczki. Weszło pod prawą łopatkę, ale nie było poprowadzone na tyle mocno, by dumnie stać się śmiertelnym ciosem kończącym łowy. Co więcej, wbity zbyt płytko miecz wysunął się z zadanej rany i z głuchym uderzeniem opadł na ziemię. Mimo to z ust Mugin Jie pociekła strużka krwi.




Byłoby zbyt dużo powiedzieć, że stała się bezbronna. Nawet w takim momencie pozostawała niebezpieczna, choć straciła równowagę, a zdumienie czyniło ją podatną na ciosy. Wystarczyło tylko odrąbać jej szkaradną głowę bądź wbić ostrze prosto w serce. I to byłby koniec, nareszcie nastąpiłoby słodkie wytchnienie..
Ale mężczyzna znowu mógłby wyprowadzić nieodpowiedni cios, zaś Leiko w swych unikach znalazła się zbyt daleko do zadania bezpośredniego, ostatecznego pchnięcia. A czas nieubłaganie mijał, zwiększając prawdopodobieństwo na powrót Mugin Jie do wcześniejszego stanu. Jeśli wszystko miało się zakończyć tu i teraz, to łowczyni musiała działać błyskawicznie. I właśnie wizja szybkiego końca tego polowania napędzała ją do dalszego działania.
Uniosła rękę i długimi palcami chwyciła za jedną ze swych szpil. Wyciągnięcie jej z włosów spowodowało poruszenie całej misternej konstrukcji fryzury oraz lekkie rozluźnienie czarnych pasm z ciasnego upięcia. Mierząc, oceniając i przypatrując się demonicy obróciła zręcznie szpilę w dłoni. Rzuciła. Radośnie zatańczyły w powietrzu kolorowe płatki kwiatów zdobiących błyskotkę. A potem ich urok stał się iście groteskowy, gdy zabójczo ostra końcówka szpili wbiła się głęboko w gałkę oczną Mugin Jie. Leiko całą sobą, każdym drobiazgiem ją upiększającym, była niebezpieczną bronią, co po raz kolejny zostało potwierdzone tym atakiem. Połowicznie oślepiona bestia wrzasnęła z bólu, ale zaraz ten przeszywający dreszczami odgłos zmienił się w paskudny charkot. Oto bowiem druga szpila wprowadzona w lot dłonią kobiety zagłębiła się w tym wrażliwym miejscu jakim była szyja Matki Głodu. Z łatwością pokonała barierę skórę, przebiła się przez mięśnie, aż bezlitośnie sięgnęła krtani wywołując nieprzyjemny dla uszu charkot z ust ofiary.

Z pewnością nie tego spodziewała się demonica tej nocy, nie takiego obrotu sytuacji na jej niekorzyść. Czyż nie była potężna? Czyż nie była nienaturalnym stworzeniem na wiele sposób przewyższającym tę grupę śmiertelników? Czyż nie miała się tylko z nimi odrobinę zabawić, dostarczyć sobie trochę rozrywki, a potem każdego rozgnieść jak robaka?
Ale aktualnie nic nie szło po tej myśli. Wszystko było źle, nie tak. Powstałe z ziemi węże oplatały jej nogi nie pozwalając uskakiwać czy choćby ruszyć się gwałtowniej z miejsca, a ciało znaczyły już obficie krwawiące rany.
Zaś dla Leiko to była okazja jedyna w swoim rodzaju. Szerokim łukiem zaczęła obchodzić bestię w taki sposób, aby ta nie mogła jej dostrzec swym sprawnym okiem. Jedną ręką przywiesiła zbędną jej chwilowo parasolkę do pasa obi, a drugą sięgnęła za swe plecy i płynnym ruchem wysunęła wakizashi z saya. Nie biegła, a czaiła się krzyżując ze sobą nogi w cicho następujących po sobie krokach. Atak musiał być perfekcyjny, nie było miejsca na pomyłkę. Dlatego nie rzuciła się od razu na Matkę Głodu, a skradając przyglądała się jej w poszukiwaniu fragmentu jej ciała niezakrytego przez łuski i równocześnie prowadzącego do upatrzonego przez kobietę organu. Przód.. bok.. plecy..
Ukąsiło wakizashi. Błyskawicznie, jak atakujący wąż. Zatopiło głęboko swe smukłe ostrze w ciele demonicy, rozcinając każdy mięsień i organ jaki znalazł się na jego drodze. Wbiło się pod lewą łopatkę tworząc ranę prawie na tej samej wysokości co wcześniej uderzające no-dachi, acz umiejętnie poprowadzone kobiecymi dłońmi sięgnęło serca. Mugin Jie rozszerzyła oczy z tego ostatniego dla niej zaskoczenia. Twarz jej zastygła w tym wyrazie i nawet krzyk bólu nie dobiegł z pobrudzonych krwią ust. Ni jęk, gdy Leiko przekręcała leniwie rękojeść w torturze mającej dać jej pewność, że idealnie trafiła, że bestia zaraz sczeźnie wcześniej przechodząc męczarnie.
Wbijając wakizashi jeszcze głębiej, naparła swym wątpliwym ciężarem na demonicę.
Kamienne węże rozluźniły swe oploty.
Rzucające się w przedśmiertnych konwulsjach ciało Matki Głodu opadło na ziemię.
Uśmiercona przez ptaszynę.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem