Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2011, 09:10   #15
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Odwiedzany coraz częściej przez łowcę burdel wydawał mu się lepszą stroną posiadania większej ilości gotówki. Ta gorsza strona to przymus do zakupienia nowego osprzętu, naprawy starego i opłacania informatorów - co było w dzisiejszych czasach w kolebce ludzkiej kultury normalne i zrozumiałe. Czując swój nie ciążący prawie wcale mieszek Rudiger zastanawiał się nad kolejnym ruchem mogącym mu zapewnić godny byt na kolejne tygodnie życia.

Nagle wszystko przyśpieszyło. Wychodząc na zewnątrz budowli łowca na kogoś wpadł. Pęd napotkanego młodzika był na tyle duży, że przewrócił łowcę - całkowicie nie przygotowanego na taki rozwój wydarzeń. Jednak, jak to wśród dzieciaków się zdarza, młodzieniec miał szczęście. Śpiesząc z wytłumaczeniem uratował, będące zapewne źródłem jego dochodu, nogi... Mało kto o tym wiedział, ale Rudiger był bardzo dobry w walce w parterze. Jeden, dwa ciosy wystarczyły aby załatwić kulasy napotkanego - a wiadomo co złamania otwarte robią z psychiką ludzką...

- Przepraszam panie. Moja wina, powinienem patrzeć gdzie biegnę... Najmocniej przepraszam. - wydukał udając przejęcie losem łowcy młodzik. - Masz pozdrowienia od naszych wspólnych przyjaciół. Chcą Cię zobaczyć za godzinę pod statuą Wee Jas na cmentarzu. Lepiej się zjaw. - dodał już szeptem do ucha Rudigera.

Młodzik był niezły. Miał to coś co w przyszłości mogło zaowocować. Większość ludzi pewnie nawet dałaby się nabrać na sztuczne przeprosiny. Jednak on nie był jednym z tej większości - w mgnieniu oka przejrzał zasłonę mającą na celu ukryć prawdziwą treść wiadomości. W zatłoczonej Athkatli młodzik rozpłynął się jak mgła w promieniach słońca - aż miło było popatrzeć. Ciekawą była sama wiadomość. Możliwość spotkania wspólnych przyjaciół usatysfakcjonowała Rudigera. Wynagrodziła nawet chwilę, gdy otrzepywał z brudu tutejszych uliczek swój płaszcz.

***

- To jak Jacob? Poniosło się echem to co niedawno zrobiłem? - zapytał ukryty w mroku pomieszczenia łowca.

- Zawsze jesteś taki bezpośredni? - zapytał z westchnieniem człowiek siedzący przy biurku, na którym leżała cała masa różnych pergaminów. - Tak. Cieniści trochę się zdziwili, ale muszę przyznać Ci, że trzeba mieć jaja aby coś takiego odwalić.

- Czy ty też uważasz, że zaczyna się nowa era w podświecie tego miasta? - zapytał z ekscytacją ukryty w cieniu mężczyzna.

- Nowa? Bez wątpienia. Jednak czy wśród rozdających karty będziesz ty? To się okaże już niedługo... - dodał uczony pochylając się nad kolejnymi zapiskami.

***

Determinacja z jaką łowca przygotowywał się do spotkania była godna podziwu. Mimo iż bez wątpienia był niezły w tym co robi to nie mógł sobie pozwolić na możliwe potknięcia. Możliwe, że już dziś przyjdzie mu zdobyć znaczących i równie zdeterminowanych sprzymierzeńców. Jak chce oczyścić się z zarzutów przy okazji zdobywając nieco rozgłosu i złota musi się skupić. Od dzisiejszego dnia zależało zbyt wiele aby to spartaczyć.

Na spotkanie łowca zabrał zarówno broń fizyczną jak i tę psychiczną - spokój. Nie chciał nikogo urazić, ale też lubił konkrety z czym wiązało się niebezpieczeństwo. Po przygotowaniu jedynym co mu zostało do zrobienia to ruszać na cmentarz - pod statuę Wee Jas…

***

Słońce już wesoło świeciło na niebie, gdy rosły mężczyzna przekroczył bramy cmentarne. Wszechobecne nagrobki i krypty nie dodawały otuchy nawet tak dzielnemu mężowi jak Rudiger. Gdyby nie światło dnia, okolica wyglądała by tak ponuro, że aż ciarki przechodziły by po plecach. Nie mówiąc o strachu w oczach przed zwykłymi cieniami. A może i tymi “nie zwykłymi”. Statua bogini śmierci i magii stała w samym centrum niewielkiego placu, który chyba miał nadać estetyczny wygląd i przyjemny dla oka obraz tego obszaru. Niestety mimo dzielnej walki rzeźbiarza, cmentarz nadal był odpychający.

Łowca bacznie obserwując teren zauważył dwójkę osób. Mężczyznę który zdawał się być grabarzem, oraz rozmawiającego z nim blondyna odzianego w zielone szaty. Żaden nie przypominał mu kogoś kogo mógł by nazwać “przyjacielem”. Mając ich na oku ruszył pod umówione spotkanie. Dopiero będąc jakieś pięć metrów od pomnika zauważył człowieka, o nie wielkich gabarytach opierającego się o cokół i zasłaniającego się szarym płaszczem. Czemu wcześniej go nie zauważył?

Podchodząc bliżej jegomościa Rudiger był gotów na różne obroty wydarzeń. Niemniej jednak dobrze byłoby poznać nowych “przyjaciół” - szczególnie skorych do pomocy w sprawie Gildii Cienia. Niepozorny człowiek zdawał się nie zwracać uwagi na samego łowcę aż ten nie podszedł pod sam pomnik.

- Piękną mamy dziś pogodę nieprawdaż, przyjacielu? - rzekł łowca stojąc już na wyciągnięcie ręki.

Samo rzucone przez niego zagadnienie miało mu pomóc określić czy to ta osoba z jaką miał się tu spotkać. Nawet po dyskretnym rozejrzeniu się po okolicy łowca nie dostrzegł niczego co mogłoby mu bezpośrednio zagrażać - istnieje wielka szansa, że to nie pułapka zastawiona przez Cienistych. Czekając na odpowiedź Rudiger skupił się na obliczu mężczyzny - ważnym było zapamiętać jak najwięcej szczegółów.

Kaptur zasłaniał oczy nieznajomego, a cień pokrywał mu usta. Z bliskiej odległości łowca mógł dopiero zauważyć niewielki emblemat, czarnej maski nabitej na sztylet, wyszyty na piersi mężczyzny.

- Cienie w taki dzień są niezwykle długie. - odrzekł rozmówca. Lewą ręką zatoczył niewielki łuk po czym założył obie kończyny na piersi. - Jeden pochopny ruch, a będziesz musiał w dwie sekundy wyhodować oczy dookoła głowy. Rozumiemy się?

- Tak sobie nie pogadamy koleżko. - odpowiedział z szerokim uśmiechem Rudiger. - Jak masz do mnie jakąś sprawę to źle się za to zabierasz. To, że przyszedłem na to spotkanie o czymś świadczy. Jak nie masz mi nic do zaoferowania to ja już pójdę... Chyba, że jednak coś wymyślisz. - dodał nie wykonując żadnego pochopnego ruchu łowca. - Aha, aby było jasne. Nawet z bełtem w bebechach będę w stanie zmiażdżyć takiemu cherlakowi jak ty czaszkę. Jeżeli chciałeś wydać się groźny nie udało się. Zdejmijmy całą tę otoczkę, bo szczerze sram na nią. Do rzeczy jaśniepanie…

- Kto tu mówił o jednym bełcie? Zresztą kto mówił o bełcie? Zresztą nieważne. - złodziej cienia wydawał się nie zbity z tropu wystąpieniem łowcy. Może właśnie takiego się spodziewał? - Dobra, bo szkoda mi na Ciebie czasu. Totalnie tego nie rozumiem, ale mistrzowie gildii chcą ci dać jeszcze jedną szansę. Ja bym Cię po prostu sprzątnął tu i teraz, no ale nie ja tu rządzę. Masz w ciągu tygodnia wykonać jedno zlecenie. Jeśli się spiszesz, gildia zacznie z tobą współpracować. Godzisz się na to? - brew uniosła mu się lekko do góry, jednak kaptur skutecznie to zasłaniał.

- Powiedzmy, że jestem w stanie wykonać owe zlecenie. Musisz jednak mi wyjawić kto ma być celem. Nie chce przecież skończyć jak wy tutaj grożąc komu popadnie całym kołczanem bełtów w głowie. - powiedział z niekrytym uśmiechem Rudiger. - Tydzień to dużo czasu. Będę mógł się na spokojnie zastanowić i ewentualnie załatwić sprawę. Po mojemu…

- Znajdź i zabij barda imieniem Giocchio. To będzie początek... Jak się postarasz uzyskasz nie tylko przebaczenie. - rzekł mężczyzna po czym się odwrócił i odszedł.

***

Po spotkaniu Rudiger zastanawiał się nad propozycją Cienistego na poważnie. Chciał zostać oczyszczony z zarzutów i mieć możliwość współpracy z różnymi osobistościami przestępczego świata Athkatli. Może nawet współpraca pomiędzy nim a Rainerem Bene będzie solidnie koegzystować z pomocą ze strony Gildii Cienia. Im więcej sojuszników tym lepiej. I nie będzie już musiał się ukrywać... Musi udać się do Jacoba aby dowiedzieć się więcej na temat wymienionego barda. Musi wiedzieć kim jest, skąd pochodzi, jakie ma nawyki, gdzie bywa i czy ma jakąś ochronę…
 
Lechu jest offline