Ekipa, jak to miała w zwyczaju, od czasu do czasu siedziała w knajpie i obgadywała najbliższe plany. Każdy pił co lubił lub co miał pod ręką. Ktoś piwo, inny (czyt. chlebusie) wino, jeszcze ktoś zalewał się w trupa tanią wódką, która poniewierała niczym szarża stada bawołów.
Eee... zaraz!
Uthgor (bo to o niego chodziło, jak się wszyscy domyślali) wcale nie wlewał w siebie wódy! Co więcej - on nawet nie żłopał hektolitrami piwska z Misiowej piwniczki!
Nawet mniej uważny obserwator zauważyłby, że dzielny wojownik z Klanu Złamanych Kłów nie ściskał w łapsku ucha glinianego kufla, tylko... włochatą skorupę orzecha kokosowego, oberżniętą u góry i ozdobioną winogronami, mandarynkami i bananem, z którego - o zgrozo! - wystawała kolorowa palemka!
Natomiast właściciel ściskającej kokosa łapki z dziwnie rozanieloną miną co chwila sączył tajemniczą zawartość skorupy przez trójkolorową słomkę, siorbiąc przy tym donośnie i wzdychając.
Cóż, przynajmniej to się nie zmieniło...
Kiedy ten śmieszny gość, którego Uthgor zabrał na stopa, zaczął swoje wywody - dzielny zielonoskóry wojownik skupił się na wsysaniu cieczy z orzecha (aż mu oczy wyszły z orbit), natomiast gdy zaproponował ratowanie goblina, Uthgorowa grdyka zatrzymała się w miejscu, równocześnie z wysoko podniesionymi brwiami (a właściwie tym, co z nich zostało) by po chwili przełknąć nagromadzony w ustach napój. Ork przetarł gębę wierzchem dłoni i beknął (właśnie tak orkowie proszą o głos w czasie wojennych narad). - To nie po orkowemu - powiedział. - To nie być zielone - dodał. - Chopaki nie... tfu! - splunął - ... ratować inna. Chopaki cieszyć, że to nie one, tylko inna. - Goblin być po to żeby ork miała dobrze. Miała jeść, miała zabawa i goblin iść do przoda i wpadać w pułapki i walczyć z pokurczami, żeby ork siem nie zmenczył. Bo ork to jest wodza dla goblina. - Uthgor nie chcieć iść po goblin. - Zakończył wreszcie. - Uthgor chcieć tera iść na emerykature! - powiedział z wyszczerzonym ze szczęścia pyskiem. - Karykature? - mina mu zrzedła. - O! Już wiedzieć - EMERYTURE! - znowu wyszczerz niczym księżyc w pełni. - Albo urlop chocia... - dodał ciszej. Już było widadomo, skąd kokos i palemka... - Uthgor wracać do domu i zostać wielka wodza. Uthgor mieć bronia, mieć pamiontki - wskazał na trofea wiszące na hakach przy pasie - tera Uthgor chcieć dużo samica. Prawdziwa samica... - rozmarzył się, a wszyscy zdawali sobie sprawę, że termin "prawdziwa samica" oznacza tę wcale nie piękniejszą część zielonoskórego plemienia. - Uthgor wysłać wam widokówka! - zarechotał i usiadł, wracając do sączenia kokosowej zawartości.
Do uszu obecnych dochodziły od czasu do czasu zadowolone pomruki i westchnięcia dzielnego wojownika. - Szerzej nogi... chłecheche - Kłać siem... harharhar
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |