Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2011, 16:38   #14
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Przy istotnym udziale Lady


Statek odpłynął. Jeszcze niedawno spacerowali z Tulli po calimporckich nabrzeżach, odwiedzali karczmy, czy namakali wewnątrz publicznej łaźni, gdzie rozebrani do naga odprężali się gorącą wodą obok innych. Ale to było wcześniej. Teraz okręt ciął fale niczym olbrzymi wieloryb, zaś gdzieś hen za nimi znikały resztki lądu.

Wyprawa wydawała się im jedynym wyjściem spod miejskiego rynsztoka. Cudzoziemiec bez znajomości nie ma lekko w mieście kupców oraz łajdaków, co przeważnie na jedno wychodziło. Dlatego lordowska wyprawa do Chultu stanowiła ratunek oraz jakąś rękojmię ratunku. Samym lordowskim magnatem się nie przejmował. Oni posiadali swoje widzimisię oraz mieli kaprysy, na które nie pozwoliłby sobie nikt normalny. Chcieli wyprawy, mogli ją sfinansować, no to działali. Ale dlaczego brał ze sobą córkę, bo ów wojownik oraz czarodziejka Loia, która sprawdzała podczas egzaminu jego umiejętności wydawali się logicznie dobrani.
- Hm właśnie Loia, jest magiem – zastanowił się – może udałoby się nakłonić ją do jakiejś pomocy. Jeśli zaś nie, cóż, trudno, przynajmniej spróbuję – powiedział sobie wyruszając na poszukiwania magini.

- Czarodziejko, wiem, że jesteś znacznie mocniejsza ode mnie stosując arkana magii. Ponieważ jednak od moich umiejętności także może zależeć nasza wspólna wyprawa, czy zgodziłabyś się podzielić ze mną jakimś przydatnym czarem? - spytał współpracowniczkę lorda, gdy samotnie szła korytarzem okrętowej nadbudówki.
Kobieta popatrzyła na niego ciekawie, uśmiechając się lekko.
- Odważne pytanie, choć pewnie związane z twoim wiekiem. Czarodzieje rzadko się dzielą swoją wiedzą, nie sądzisz? Myślę jednak, że jeśli kiedyś zasłużysz... - zamilkła na chwilę, nie wiadomo co do końca mając na myśli -... być może częścią swojej wiedzy się podzielę. Nie widziałam jeszcze wszystkiego, co potrafisz nawet.
- Cóż, każdy czarodziej szuka okazji do nauki magii, szczególnie taki, który wiele nie posiada licząc na to, że ktoś akurat będzie miał wyjątkowo dobry humor
- zauważył nieco cynicznie. - Ale masz rację. Niespecjalnie liczyłem, że się zgodzisz, jednak zdarzyło mi się kiedyś znaleźć kogoś, kogo tak zanudziłem przy piwie, że zdradził mi jedno ze słabszych zaklęć - wyjaśnił lekko ironicznie uśmiechając się.
- Słabe zaklęcia są, cóż, słabe. A przepisanie ich to wciąż jakaś praca. Jeśli miałabym poświęcać ją dla kogoś, do kogo nie mam jeszcze zaufania? Pracowałam już z wieloma ludźmi ... i chciałabym nazywać was przyjaciółmi, a nie tylko wynajętymi ludźmi, ale do tego jeszcze dość długa droga. Uznaj, że ... potrzebuję czasu, aby komuś zaufać.
- Nie jesteśmy przyjaciółmi
- potwierdził. - Po prostu pracujemy dla tej samej osoby. Tylko, że któż wie, pakujemy się na tereny, które obrastają legendami bardziej, niż krasnoludzki górnik kurzem węglowym. Możliwe, że będziemy musieli korzystać ze wszystkiego, czym dysponujemy. Dlatego mam nadzieję, czarodziejko, że nabierzesz do nas jakiego takiego zaufania, zanim wydarzy się taka potrzeba, rzecz jasna, jeśli się wydarzy.
- Ja również mam taką nadzieję, choć raczej nie na to, że przebędziemy całą tę drogę bez problemów. Mam tylko nadzieję, że będzie ich jak najmniej
.
Uśmiechnęła się, co odmłodziło ją o kilka lat. Wprawdzie uśmieszek ów nie ofiarował Tallamirowi tego, co miał nadzieję uzyskać, ale dawał jakąś szansę na przyszłość
- Właściwie powinienem ją spytać, czy wie coś na temat naszej wyprawy – pomyślał, kiedy czarodziejka odeszła – ale cóż, może uda się później porozmawiać, a może sama powie … choć raczej wątpliwe.
Loia stanowiła bowiem klasyczny przykład kobiety pięknej, nie mającej wieku oraz samotnej. To znaczy nie to, że nie miała przyjaciół, ale widać było, że sentencja, iż człowiek to istota stadna, nie pasowało do niej. Potrafiła rozmawiać, albo bawić się przy innych, jednak samotność, czy raczej psychiczna izolacja, nie wydawała się jej przeszkadzać. Niczym bariera działał ton głosu. Przyjazny, ale jednocześnie wyprany emocjonalnie. Być może była to wyłącznie narzucona maska, któż wie, wszak znali się dopiero od wczoraj.

Loia oraz Ellen jawiły się niczym dwie piękne wiśnie rosnące na jednym drzewie. Obydwie miały swój urok oraz piękno, jednocześnie jednak wydawały się kompletnie inne. Loia przypominała lato, piękne swoim dostojeństwem. Była czarodziejką, nie to młodą, ni starą, o jasnej twarzy, łabędziej szyi oraz obfitych piersiach, które nie jednemu mężczyźnie mogły śnić się po nocach. Przy tym zachowywała wiotkość wąskiej talii podkreślającej zmysłowe biodra. Ellen natomiast wybrała czystą wiosnę, porę roku mającą lepsze i gorsze momenty, ale przecież promieniującą świeżością oraz jakąś specjalną energią. Nie była tak klasycznie dojrzałą pięknością, ale miała swój urok i, żeby powiedzieć prawdę, Tallamirowi bardziej podobała się niż czarodziejka.

Mowa o wilku, a wilk tuż, powiada przysłowie. Chłopak ze zdziwieniem dostrzegł córkę lorda czytającą jakąś wielką księgę. Wiatr słonymi podmuchami rozwiewał jej włosy, lecz ona jakby nie zauważała tego pogrążona w interesującej lekturze.
- Witam, pewnie nie pamiętasz mojego imienia, Tallamir jestem - przedstawił się. - Coś ciekawego? - wskazał na księgę.
Uniosła głowę, zaskoczona, ale na jej ustach szybko pojawił się sympatyczny uśmiech.
- Mam pamięć do imion, zwłaszcza gdy je zapisuję. A to co czytam, to przewodnik po dżunglach Chultu. Napisany przez jakiegoś wariata, ale nie znalazłam nic innego - zamknęła księgę, pokazując okładkę, gdzie wygrawerowane był tytuł "Moje Alastamira wędrówki po dżungli"


Mogło być ciekawe.
- Nieco znam geografię tej krainy, to bowiem wchodziło w zakres moich zainteresowań, ale przewodnik ... naprawdę dobra rzecz. Nawet jeśli połowa jest kompletnie zmyślona. Do tej pory czytywałem głównie dzieła napisane przez Volo - wymienił nazwisko słynnego twórcy opisów regionów, którego książki znali wszyscy zainteresowani krainami Faerunu. - Alastamir? Nie słyszałem. Hm, napisał cokolwiek ciekawego? - wykonał ruch, jakby chciał usiąść obok niej, lecz powstrzymał się. - Mogę się dosiąść? - spytał dziewczyny.
- Przecież ci nie zabronię, pokład jest całkiem duży - roześmiała się. - A ten tu ... skupia się głównie na opisywaniu zwierząt i roślin, ale chyba uwielbia dosłowność i krwiożerczość. Wszystko co tu znajduję gryzie, kuje, drapie i wstrzykuje jad. Posłuchaj tego. "Krawos Kwiożerczy jest małym rodzajem gada, żerującym na nic nie spodziewających się ofiarach. Uwielbia wgryzać się w mięso i zmuszając ofiarę do potrząsania nim, aby ułatwić wyrwanie smakowitego kawałka. Lubi też tryskającą na niego krew." To szaleniec! I mam wrażenie, że im dalej tym więcej wymyśla, zwłaszcza jeśli chodzi o nazwy.
Skrzywił się nieco. Przypomniały mu się wersy starego wiersza, którego pochodzenia nikt nie pamiętał pewnie:

Mój synu, Żabrołaka się strzeż,
Co szponem drze, w paszcz chapa!
I dziubdziuba się bój! Zgroźliwego też
Unikaj Bandrochłapa!


Osoba, która napisała te słowa pewnie miała identyczne pojęcie o Żabrołaku, jak Alastamir na temat karwosa.
- Pewnie nazwy sobie sam ponadawał, ale czy znałaś kogoś, kto tam naprawdę był? Mój nauczyciel podobno spędził trochę czasu w Chult. Nauczył mnie nawet języka tego regionu, ale nie chciał opowiadać, co, lub kogo tam spotkał. Widocznie to nie było specjalnie miłe – zagadnął Ellen.
Pokręciła głową energicznie, a włosy zakryły na chwilę jej twarzyczkę.
- Nie, nigdy wcześniej nie byłam nawet poza Amn. Ojciec zawsze podróżował sam, dopiero teraz uznał, że jestem wystarczająco dorosła. Loia pewnie wie bardzo dużo o całej tej puszczy, ale tę księgę czyta się całkiem przyjemnie. Zabija nudę podróży.
- Amn? Cóż, słyszałem, ze to miasto wielkich kupców oraz, hm, osób niechętnych magom
– spytał ciekawy. Amn niewątpliwie należało do najważniejszych portów Faerunu rywalizując z Calimportem oraz nawet Waterdeep. - Podobno czary wewnątrz murów miejskich są zabronione, nie licząc osób, które wykupiły specjalna licencję?
- Tak, choć ja nigdy nie widziałam tych zakapturzonych czarodziei. W stolicy byłam tylko kilka razy, zwykle jako mała dziewczynka. Ale ze słyszenia to całkiem dobry interes, dochodowy dla wszystkich, prócz odwiedzających nas magów
.
Zmieszała się na chwilę.
- To chyba już moje zboczenie. Mój ojciec uczy mnie zarządzania majątkiem i prowadzenia polityki. Ja ... mam wrażenie, że chciałby bym zastąpiła mu brak syna.

Cóż, Tallamir nie powiedział jej, że właściwie wcale nie żałuje, że jest kobietą, a nie mężczyzną, że jest córką lorda, nie zaś jego synem. Zawszeć przyjemnie choćby popatrzeć na ładną dziewczynę. Ale takich rzeczy się nie mówi, no, przynajmniej Tallamir nie potrafił, toteż uśmiechnąwszy się nieco przekształcił temat rozmowy.
- Hm, czy to będzie niedyskretne, jeśli zapytam, dlaczego zdecydowałaś się udać na taką wyprawę? My, wiadomo, pieniądze, ciekawość, chęć przygody, nadzieja na odnalezienie ciekawych rzeczy. Ale ty? Ładna, bogata, jedyna dziedziczka fortuny ... Lubisz podróżować?
- Podróżowanie jest nudne. Ale chciałam się wreszcie wyrwać z majątku mojego ojca! Nawet nie wiesz jakie to nudne. Gdybym z nim nie pojechała, zostałoby mi zarządzanie. Tu chociaż mogę posmakować i poznać coś nowego. I dość łatwo udawać, że nie jest się córką lorda.
- No cóż, skoro tak mówisz
- stwierdził oględnie - pewnie masz rację - Tallamir nie miał majątku, więc raczej trudno było mu stwierdzić cokolwiek sensownego na temat pragnień bogatej arystokratki. - Ale jednak słyszy się, wszyscy słyszeli, ze dżungle Chultu są niebezpieczne. Czy nie lepsze byłoby na wyrwanie się Waterdeep?
- A myślisz, że bym nie wolała? Miasto cudów! Tak przynajmniej słyszałam. Ale mogłam albo jechać z ojcem, albo zostać w domu. Poza tym dżungla to też ciekawie miejsce. Te starożytne ruiny, o których wspominała Loia... Ciekawa jestem co to była za cywilizacja tam! Tylko chyba muszę bardziej polubić gorące i wilgoć. Autor tej książki wspomina, że tego też jest tam pod dostatkiem.
- Owszem, wilgoć, mnóstwo strumieni, ponoć podczas pory deszczowej dzień za dniem leje kilka godzin
- przez chwile wyobrażał ja sobie ubraną w przemoczony strój, ale tylko przez chwilę, bo Tallamir był skromnym chłopakiem. - Hm, wobec tego twój ojciec musi mieć poważne podstawy pewności sukcesu, skoro tak mocno naciska na wyjazd, oraz musi wierzyć, że nie będzie większego niebezpieczeństwa, skoro wziął jedyne dziecko.
- Nie jestem jedynym dzieckiem. Mam jeszcze trzy młodsze siostry
- mrugnęła do niego, chyba troszkę łobuzersko. - Jest jednak ... zdeterminowany. Nie wiem co dokładnie powiedziała mu Loia, aby go przekonać, ale widziałam, jak szybko zaczął przygotowania. To dlatego nie mieliśmy swoich ludzi, tylko prowadziliśmy ogólny nabór.

Spojrzał trochę może zbyt wątpiąco.
- Ryzykant, hm - ocenił - albo ma zdolność oceny innych. Czasem bywają tacy szczęściarze, którzy mają nosa do innych osób. Hm, słyszałem coś, że wkradła się jakaś konkurencja - popatrzył na nią bacznie.
- Wiem tyle, co już powiedziałam - wzruszyła ramionami. - Nie wiemy nawet do końca, czy to konkurencja. Jestem optymistką, mam nadzieję, że ten ktoś zadowoli się błyskotkami, które zrabowali razem z planami.
- Gdyby tak właśnie planował, uderzyłby na jakiegoś calimporckiego kupca. Nie, ta osoba chciała plany. Miejmy nadzieję, ze twój ojciec ma odpowiedniego nosa, bowiem nie chciałbym sie dowiedzieć, ze ktoś od nas jest na usługach konkurencji.
- Liczę na to, że ty jesteś tym dobrym i nas obronisz
- zerknęła na niego pogodnie, jakby nie zdając sobie sprawy z możliwości prawdziwego zagrożenia. - To tylko kwestia szczęścia chyba. Albo czarów, ale wtedy wy byście nigdy nie zaufali nam.
- Dlaczego
? - według niego sprawa była prosta: pracodawca oraz pracobiorca. - Płacicie nam, więc wszystko jasne. To nie kwestia zaufania, ale interesu oraz wiarygodności. Tak przynajmniej mawiał mój nauczyciel. Choć przyznam, że dla mnie to szansa na zobaczenie czegoś ciekawego, zebranie nowych informacji, poznanie zaklęć - ekscytował się. - Oraz tak, jestem tym dobrym, będę także was bronił, jeśli zajdzie potrzeba, ale wolałbym nie mieć wtedy jakiegoś farbowanego lisa za plecami. Kwestia szczęścia, powiadasz, pewnie masz rację.
- Nie nadaję się do wykrywania spisków... więc zwyczajnie liczę, że ich nie ma. Większość z was wydaje się taka podejrzliwa!
- No wiesz, przynajmniej dla mnie to nowość. Taka wyprawa, zaś wcześniej, nie wiem, jak inni, ale los mnie nie rozpieszczał. Toteż nie dziw się, że jeżeli ktoś nawet daje mi prezent, to myślę, ile sobie tak naprawdę każe płacić? Oczywiście także mam nadzieję, ze nie mamy żadnego szpicla, ale na pełen spokój ciężko liczyć.
- Może jak skończymy morską podróż to już nie będzie czasu się nad tym zastanawiać. Teraz też chyba lepiej zająć czymś innym myśli. Na przykład mięsożernymi roślinami
.
Wskazała na księgę i uśmiechnęła się lekko.
 
Kelly jest offline