Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2011, 17:05   #16
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
= Przy istotnym udziale Kelly'ego =

Operacja "W poszukiwaniu jedzenia i rumu".

Beznadziejna sprawa z pamięcią, która niekiedy bez przyczyny płatała figla Sidhe. Podczas, gdy jej wydawało się, że ta droga prowadziła do pokoju, gdzie znalazła jedzenie, owa droga prowadziła do zupełnie innego pomieszczenia. Po chwili uporządkowania sobie myśli w głowie białowłosa przypomniała sobie właściwą drogę. Karawela nie należała do największych statków, ale Sidhe jeszcze momentami traciła orientację co do pokoi. Szczęśliwie w miarę upływu czasu coraz mniej się gubiła. Od pokoju, gdzie jadło było na wyciągnięcie ręki, dzieliło ich zaledwie kilka kroków.
Po przekroczeniu progu - suchary i woda. I piwo i rum. Co specjalnie Sidhe nie przeszkadzało, choć może ta spodziewała się troszkę czegoś innego, lepszego. Ale w końcu głodnemu chleb na myśli.
- Gdzie to było... - mruczała i szybko rozglądnęła się po pomieszczeniu. - Tallamirze, chciałbyś może trochę rumu?
- Dzięki, ale tylko kapkę - odparł - wiesz, gdybym przesadził, zamiast świetlika mógłbym przywołać wściekłego jeża mającego ochotę jak nic, wteleportować się pod czyjeś majtki. to byłoby zbyt bolesne, żebym mógł ryzykować - wyjaśnił puszczając perskie oko dziewczynie, której długi dekolt wywoływał dziwne uczucie mrowienia tu i ówdzie. Zwłaszcza ówdzie.
- Brzmi groźnie - dziewczyna lekko uśmiechnęła się pod nosem i szybko przetrząsnęła magazyn. Szybko “złapała” butelkę rumu, następnie zdobyła trochę sucharów. Cóż, dobre i to. - A coś chcesz do jedzenia?

- Słowicze języki ze śmietaną, ale w twoim towarzystwie wystarczy jajecznica, albo trochę pieczeni, co ty na to?
- Już ci poszukam - odrzekła pogodnie. - Wiesz, zdaje się, że będzie i jednym, i z drugim, i trzecim problemy. Jeśli trochę szynki i sucharków ci wystarczy, to mogę ci to zaserwować.
- Szynka oraz sucharki - zaburczało mu nieco w brzuchu - mniam mniam, eee, nie słyszałaś nic, co nie? - trochę się zawstydził.
- Słyszałam, jak ci kiszki marsza grają - uśmiechnęła się nieco szerzej. Po chwili dla głodnego Tallamira nastąpiło zbawienie. - Proszę bardzo - zaklinacz otrzymał wkrótce jadło. Sidhe także gwizdnęła dla siebie czegoś na zaspokojenie głodu. To znaczy suchary. I trochę rumu do popicia.
- Niezłe, dziękuję Sithe - przyznał. - Wiesz, Chult oferuje rzeczy, które w Calimporcie właściwie jadają ci zamożniejsi, zaś na północy w ogóle wyłącznie bogaci. Ananasy, banany, kokosy. Palce lizać. Przynajmniej ponoć, bowiem nie miałem okazji ich spróbować.
- Nie byłam nigdy w Chultcie.
- Ja też, ale mój nauczyciel był. Ponadto czytałem co nieco. Tam są góry, dżungle oraz ludzie, których moglibyśmy nazwać dzikimi. Ponadto wielkie hordy jaszczuroludzi. Także gobliny oraz trochę krasnoludów. Wiele spośród nich żyje poza miastami, ot, plemiona wędrowne, lub wioskowe. Za to Mezro, ich stolica, dziwne miasto, teokratyczne, rządzone przez dziwne istoty.

- Mógłbyś więcej opowiedzieć o Mezro? - dziewczynę zaciekawił temat. Może gadulstwem nie mogła się raczej pochwalić, ale umiejętnością słuchania tak.
- To największy ośrodek cywilizacyjny tego kraju. Ponoć kiedyś oddzielone było magiczną barierą, ale po wielkiej wojnie przeciwko goblinom barierę zdjęto. Ponoć nie można tam nosić broni, poza nożami, aczkolwiek czy to obowiązek, czy może zwyczaj, nie mam pojęcia. Miastem rządzi sześciu nieśmiertelnych wybrańców, ale kim są, nie mam pojęcia. Aha, jest tam jeszcze kolegium magiczne, gdzie pobierał nauki mój nauczyciel. Stąd wiem co nieco na ten temat.
- To miałabym problem z mieczem - przegryzła suchar i po chwili kontynuowała. - Za bardzo rzucałby się w oczy. A o kolegium magicznym opowiedziałbyś więcej?
- Niestety, nie wiem zbyt wiele poza tym, że kształci ono magów z okolicznych plemion, bardzo rzadko przyjezdnych. Jest nieznane specjalnie, ponieważ owi wykształceni czarodzieje wracali do swoich plemion oraz nie wyjeżdżali poza Chult, tak jak mają zwyczaj inni magowie poszukując wiedzy oraz potęgi. Naprawdę nie wiem nic więcej - uśmiechnął się przepraszająco.
- W porządku. Nie zadaję za dużo pytań? - zerknęła na Tallamira. - Wybacz, ale jakoś się nie rozlewam z rozmową - ugryzła trochę sucharka i popiła rumem. Butlę podała czarodziejowi. - proszę bardzo. Lubię słuchać ludzi i dowiadywać się nowych rzeczy. Twój przełożony miał szczęście. Przy okazji nieco świata zwiedził.

- Nie, naprawdę, bardzo miło mi się z tobą rozmawia - i nie tylko, mógłby dodać, ale nie dodał, bo jakże tu się przyznać, że odruchowo raz po raz omywał jej smukłe kształty męskim spojrzeniem. - Ale jeśli pozwolisz opowiem ci o czymś innym, co pewnie bardziej zainteresuje wojownika. Otóż interesujące jest, że mieszkańcy Chultu niemal nie używają metalu. Oczywiście, bogatsi nabywają stalową broń oraz zbroje od przyjezdnych kupców, jednak większość preferuje skóry, kości, czy nawet kamienie. Tak, naprawdę można tam spotkać kamienne toporki osadzone na gałęziach. Powodem jest nie tylko brak rud metalu, ale także nieumiejętność obróbki przez prymitywne plemiona. Ponadto Chult to praktycznie wilgoć oraz gorąco. Lepiące się koszule do ciał - odruchowo spojrzał bluzkę dziewczyny, na miejsce, gdzie wyraźnie zaznaczały się dwie krągłe półkule - dlatego metalowe przedmioty kiepsko wytrzymują takie warunki. Jednak, jeśli doszłoby do starcia, będziesz mieć przewagę nad osoba władającą pośledniejszym kordem, czy toporem.
Sidhe wiedziała, że mężczyzna spogląda tu i ówdzie, ale jako że była osobą dość powściągliwą w wielu sprawach, to nie rzekła swoich myśli na głos.
- Tak, ale pozostaje jeszcze pogoda i parę innych rzeczy. Czy wiesz coś o faunie i florze występującej w tych okolicach?
- No właściwie co nieco - opanował się wgapiając na skraj stołu - niewątpliwe dwa największe wyróżniki fauny chultyjskiej to smokożółwie oraz dinozaury. Słyszałaś kiedyś o nich?
- Nie bardzo... - przyznała. - Co prawda wybiłam nieco pokrak, ale o nich nie słyszałam...
- Smokożółwie, hm, wyobraź sobie żółwia wielkości zamku. Żyja na wybrzeżach Chultu, są naprawdę niebezpieczne dla statków, które niekiedy atakują. Przynajmniej tak powiadają żeglarze. Właśnie one stanowią ponoć przyczynę, niejedyną, ale ważną, dlaczego Chult jest tak odizolowana od innych krainą, mimo wielu bogactw. Natomiast dinozaury, cóż, jaszczurki znasz, weź powiększ jaszczurkę do wielkości chałupy. Masz wtedy dinozaura. Aha, kły powiększ mu także. Ponoć dinozaurów owych jest wiele różnych gatunków. Niektóre są łagodne, inne takie bardziej dzikie, ale tak czy siak trzeba na nie uważać. Ponoć niektóre plemiona składają im cześć. Mówi się nawet, że jak nasze opowieści na temat dziewiczych ofiar dla smoków, tak tam składa się młode niewiasty na specjalnych polanach, ofiarując je dinozaurom.

- A to ci dopiero hodowla - zamruczała. Dokończyła suchara i nad czymś się zamyśliła. - I gadziny... Tallamir - coś jej przyszło do głowy. - Rozmawiałeś może z Loią i Ellen po tym, jak od nich odeszłam?
- Zamieniłem kilka słów z obydwoma, ale nie dowiedziałem się wiele. Loia wydaje się nieco tajemniczą kobietą. Oczywiście, gdyby nie była tajemnicza, wygłupiłaby się, jako czarodziejka. Ale odnoszę wrażenie, że Loia należała do drużyn poszukiwaczy, którzy próbowali ją wykiwać. Jest nieufna, co po prostu zrozumiałe. Natomiast córka lorda wydaje się miła dziewczyną, która jednak posiada wiedzę czystko podręcznikową. Przydałby się nam jakiś miejscowy przewodnik, kiedy dotrzemy tam na miejsce. Jak sądzisz?
- Też tak sądzę, Tallamirze. Ja zaś odnoszę wrażenie, że ona coś więcej ukrywa, zaiste - westchnęła. - Bardzo możliwe, że to, co mówisz właśnie, a może coś innego. Co dokładniej innego - nie wiem, ale coś mi w niej nie pasuje. Ale to nie jest kwestia tajemniczości ani tego, że jest czarodziejką. Natomiast odnośnie Ellen, może i jest miła, tylko... tak jak mówisz - pewnie życie spędziła w posiadłości ojca i świata za wiele jeszcze nie widziała. Jak to chyba większość córek jaśniepanów, chronionych na niemalże każdym kroku. Czy jest coś wiadome więcej na temat trasy czy po prostu mamy cel i staramy się do niego szukać drogi? - jej mowa, choć sugerowałaby użycie kpiny w kilku miejscach, pozbawiona była złośliwości i innych złych emocji.
- Ja wiem tyle co nic, ale lord oraz Loia wiedzą więcej, muszą wiedzieć. Zaś Ellen owszem, wspomniała, że chowała się na wiejskiej posiadłości pod stolicą Amn. Jest ekonomem, przynajmniej tak wspomniała, ze zajmuje się rodzinnymi włościami, podczas, kiedy jej ojciec, wygłupia się wałęsając po Faerunie. A propos córek, a ty? Przepraszam - powiedział zakłopotany- jeśli nie chcesz to nie odpowiadaj. Masz w sobie krew elfią, prawda?
- Ja? - zakłopotanie lekkie. - N... nie wiem... - przyznała z pewnym zażenowaniem. - Nie pamiętam...
- Ech, głowa do góry - uśmiechnął się wesoło - wiesz, nikt nie pamięta momentu, kiedy rodzi się na tym świecie. To raczej niemożliwe.
- No, wiadome... ale nie o to... - zacięła się. - Przepraszam, mogłabym trochę rumu?
Nalał jej nieco.
- Nie mówię o twoich rodzicach, ale masz w sobie krew elfią. To widać. Nie tylko kształt uszu, bardzo ładny zresztą, ale smukłość ciała, naturalna giętkość oraz swoboda ruchu. Typowo elfie. Co więcej, jasna, klasyczna uroda srebrnych elfów - powiedział zadumany. - Głowa do góry - powtórzył - twoi elfi przodkowie pozostawili ci niemałe dziedzictwo swojej rasy. Możesz być dumna oraz bardzo zadowolona. Wiele kobiet może ci tylko pozazdrościć.
Wracając do tematu rodziny: Sidhe napiła się porządnie trunku.
- Cóż, rodziców też nie pamiętam... A jak u ciebie, Tallamirze? Jak twoja siostra ma na imię?
- Tulli, czwarta biorąc pod uwagę kolejność dzieciaków. Ja jestem pięć. Poza tym, jeszcze mieszka w moich rodzinnych Dolinach trójka starszych braci. Ot, taka to rodzina. Ale kiedy miałem kilka lat, ojciec oddał mnie na naukę do czarodzieja, którego poznał kiedyś, gdy wędrował przez Cormyr. Toteż także niespecjalnie powiem ci więcej. ot, czasem przychodził jakiś list, że brat się ożenił, że mam siostrzenicę, lub siostrzeńca. To wszystko. Właściwie poza Tulli, która przypadkiem szczęśliwym się odnalazła, nie poznałbym nawet własnego rodzeństwa - powiedział nieco zadumany.
- Skoro tak dawno odeszło od domu, to zapewnie tak. Ja tam nawet nie wiem, czy mam rodzeństwo - wzruszyła ramionami, ponownie pijąc rum. - Jaka jest ta Tulli?
- No wiesz, jest starszą siostrą - powiedział przekonany, ze to wyjaśnia wszystko. Oczywiście nie wyjaśniało, toteż postanowił opisać nieco szerzej. - Jest starszą siostrą - powtórzył - kocham ją. Jest prawdziwą siostrą, czyli taką, której na mnie zależy. Mi zaś na niej. Jest silna, niełatwo zachwiać jej postanowieniem. Czasem może się wydać, że wali na jakiś temat prosto z mostu coś głupiego, ale później przeważnie okazuje się, że ma rację. Nie jest typem myśliciela, jak magowie. To raczej rozsądny praktyk, który wie swoje. Jest naprawdę w porządku, nie wiem, czy mogę właściwie oceniać rodzinę, ale cieszę się, że ją spotkałem. Nie wiem, co ci powiedzieć. Jest dobrym wojownikiem oraz potrafi doradzić, kiedy trzeba. Szkoda, że ojciec jej nie posłuchał kiedyś w przeszłości, ale cóż, dawne dzieje. Hm, zaś ty, powiedz coś o sobie. Nawet bowiem, jeśli nie znasz rodziców, to musiałaś gdzieś dorastać, każdy przecież musiał. Musiała się gdzieś nauczyć owego stylu walki, który pokazałaś podczas egzaminu.
- Masz rację - hardość głosu zostawiła najwyraźniej gdzieś na pokładzie, gdyż z Tallamirem już przez dłuższy czas rozmawiała jak naprawdę równy z równym. Pozostał tylko ten stoicki spokój, z którym Sidhe najwyraźniej nie lubiła się rozstawać oraz względna małomówność. - Tylko że jest pewien problem, Tallamirze. Obawiam się, że na temat mojej przeszłości nie będę ci w stanie za wiele powiedzieć, jeżeli nie nic... - troszkę się zasmuciła, upijając łyk z rumu. Po chwili odstawiła flaszkę, ponieważ powoli zaczynała przesadzać z tym trunkiem, a chciała jeszcze prosto dostać się na pokład, a nie parabolami.
- Spokojnie, ważna jest przyszłość, przeszłość zaś, no cóż, mniej istotna. po prostu byłem ciekaw. Tak naturalnie. Jeśli bowiem elfy oraz ludzie łączą się ze sobą węzłami miłości, to musi być naprawdę budujące uczucie, które pozwala przełamać bariery nieufności rasowej. Hm - zadumał się.
- To nie jest kwestia uprzedzeń rasowych - odrzekła nieco przygaszona. - Nie pamiętam po prostu swojej przeszłości. Tylko to, że pracowałam przeważnie na zlecenia. I żeby znaleźć pracę, to wędrowałam po Faerunie. Niestety, tylko tyle pamiętam...

- Hm, rzeczywiście problem, moment - nagle zawahał się. - Lle anta yulna en alu? - powiedział śpiewnie. - Czy pamiętasz może, co to znaczy?
Pokręciła głową...
- Spytałem elfią mową, czy masz ochoty napić się wody. Przypuszczałem, że może rodzinny język będzie czym, co zapamiętałaś. Ale ale, nie jestem elfem, ale czarodzieje maja naturalne predyspozycje do języków, czy chcesz się pouczyć podczas tej podróży elfiej mowy?
Pokiwała głową.
- Z wielką chęcią. A jakie języki jeszcze znasz? - Sidhe się nieco ożywiła.
- Och kilka, właściwie sześć. władam nawet chultyjskim, którego nauczył mnie mój senior. oprócz rodzinnego, właśnie elfim, smoczym. tak, bowiem większość pism magicznych właśnie jest tworzona smoczym pismem. Wielu magów go zna, przynajmniej tych, którzy maja ochotę się uczyć. Ponadto krasnoludzki, wspólny, rodzinny. Ale chyba najbardziej lubię właśnie elfi. Hm, jak chcesz się uczyć. Powiedz na przykład: cormamin glina tir. to znaczy: moje serce lśni jasnością. Natomiast Amin mela lle - zawahał się - kocham cię. Natomiast to: tinu en atarahe, córka swojej matki.
Serce jej chyba drgnęło. Może pora była przełamać takie lody?
- Cor... - zacięła się. Westchnęła, musiała się uspokoić. - Cormamin glina tir... - wciągnęła powietrze. - Tinu en... - urwała. Znowu te słowa jej uciekły.

- Powoli się przyzwyczaisz. Dla ciebie ten język jest naturalniejszy niż dla mnie. twoje gardło, twoje ciało, najpierw będzie się dziwić, potem zaś samo wyda się pragnąć tej pięknej mowy. To słowa, które ponoć drzemią gdzieś wewnątrz umysłu każdego, kto ma wewnątrz swego ciała krew elfią. Budzą się nagle, niczym dziecko, gdy poranne słońce padnie mu na pucułowate lico. Kiedy będziemy mieli czas oraz ochotę, zawsze możemy zrobić lekcję języka, czy raczej budzenia twojej cząstki elfiej natury. Naprawdę, możesz być szczęśliwa, że ją posiadasz, ile bowiem nałamano na mnie rózg oraz ile samotnego czasu spędziłem wkuwając te frazy - uśmiechnął się przypominając sobie naukę.
Sidhe lekko się uśmiechnęła, a jej policzki, przeważnie blade, trochę poczerwieniały.
- Możemy... dalej się uczyć... - wydukała z siebie. - tego języka?
- Dla ludzi wojna to przemoc, magia to niekiedy rzemiosło. Dla elfów wszystko jest sztuką. Popatrz na siebie. jesteś wojownikiem. Walczysz, ale elf powiedziałby inaczej. Akh'Velahr, tych słów użylby. Sztuka walki. Zaś na użycie magii podczas walki: Akh'Faer. Bhin to dla elfów jestem na przykład ja, młody człowiek. Alu to woda, zaś bardzo podobne aelou spotkanie.

Przysłuchiwała się dokładniej temu, co powiadał Tallamir i się nauczała. Całkiem szybko, choć jeszcze kilka razy pozapominała słów, parę razy przekręciła literki, zaraz po tym to jednak szybko poprawiła. Nauka szła kobiecie całkiem szybko. Na zwieńczenie udanej lekcji... Sidhe napiła się rumu i chciała nim poczęstować jeszcze towarzysza.
- Lle anta yulna en rum? - spytała, uśmiechając się promiennie.

- Świetnie, nie wiem, jak jest rum, jesli jest, ale Elverquisst oznacza dobre, elfie wino. Selve na, proszę bardzo - nalał jej do kubeczka. - Holme, czyli niebiańskie, tak czasem mówią elfy wznosząc trunek, zaś kobiety takie jak ty nazywają etriel, które to słowo zawiera szacunek oraz płeć - oczywiście Tallamir znał jeszcze inne słowo "filiken", oznaczające dziwkę, ale potem tak naprawdę uznał, że na początek będzie ją uczył trochę innego zasobu wyrazów. Inna rzecz, ze elfy, szczególnie złote, nazywały tak wszystkie dzieci mieszańców, ale wiadomo, że złote elfy to banda snobów, która uważała, że najpierw są złote elfy, potem długo, długo nic. Potem inne elfy, potem zaś przepaść, dopiero wtedy idzie cała reszta. Jednak srebrne elfy postępowały inaczej, były życzliwsze ludziom oraz trochę nawet do nich podobne.

- A jak jest w elfiej mowie “Tak, bardzo chcę”?
- Mine are cetece’serra - spojrzał na nia pytająco.
Wtenczas Tallamir otrzymał do swych rąk flaszkę z resztą rumu.
- Selve na - parsknęła śmiechem. - Holme - i wypiła trunek z kubeczka, do dna.
- Smaczny przynajmniej? - zainteresował się Tallamir. - Notabene, smaczny znaczy ulivee, zaś kiedy kogoś pozdrawiamy mówimy Uluvathae, co właściwie oznacza, nich twoje szczęście przyniesie ci radość.
- Hmmm, ujdzie, choć może lepsze się pijało - pokiwała głową.
- Jak wspomniałem, niestety nie mogę sobie popuścić pod tym względem cugli, ale proszę, nie przejmuj się, najwyżej ci pomogę dojść do damskiej kajuty - zażartował. - Notabene, chcesz jeszcze? - zapytał głosem, jakby coś planował.
- Ja też się przypilnuję - mimo swych deklaracji popiła trochę. I trochę się wstawiła, gdyż po zakorkowaniu butli nie postawiła jej prosto i butelka się przewróciła. - Ojej... Przesadziło się...

Przewrócona butelka oraz nagły przechył statku spowodował, że szkło przetoczyło się szybko po ruchomej powierzchni blatu, spadło roztrza … właściwie nie, nie roztrzaskało się na podłodze. Chłopak widząc, ze butelka zjeżdża po stole mruknął coś pod nosem i lecące naczynie zatrzymało się nagle tuż nad podłogą, potem zaś posłuszne niczym psiak wskoczyło na stół stojąc normalnie denkiem.
- Udało nawet się - stwierdził zadowolony Tallamir, który strasznie nie lubił zmywania podłogi.
- Tal... jakby co... nauczysz mnie też kiedyś takich sztuczek, ppprawda?
- Jeśli zostaniesz czarodziejką, jeśli nie, cóż, będziesz musiała polegać na mnie. No chodź, warto się nieco zdrzemnąć. Zaprowadzę cię na koję.
- Aaa tenn tego, Tal... pppopilnujeszzz mi ekpi...ekwipunku i... miej oko na tą Iolitę i Le... e, Ellennę, dobsze?
Upadająca butelka oraz lekko błędny uśmieszek na twarzy dziewczyny oznajmił Tallamirowi, ze ona wypełniła swoją normę ze sporym naddatkiem.
- Chodź, wezmę cię do kajuty - podszedł do niej. - Będę uważał, no spokojnie, naprawdę obiecuję.
- Tu tesz... jest ładnie - bąknęła. - Ale ssskoro nalegaszz... - uśmiechnęła się obłędnie.
- Nalegam, jednocześnie zaś proszę piękna pani - przyznał zastanawiając się chwilę. Dziewczyna bowiem chwiała się na nogach i przy takiej kondycji, prowadzenie jej stanowiło misję niemal niemożliwą. - Chwyć się mnie za szyję - powiedział, a potem podniósł smukłe, kobiece ciało biorąc ją po prostu na ręce. - Trzymaj się.
- Taaal, ja lllessee - wybełkotała, ale na szczęście do żadnego złego incydentu nie doszło.

Potem zaś ostrożnie podszedł do żeńskiej kajuty. Dziewczyna chyba średnio sobie zdawała sprawę, gdzie jest, a jeśli nawet, niespecjalnie robiło to na niej wrażenie. Zapukał butem, potem zaś zapytał, czy może wejść. Po uzyskaniu pozwolenia wzniósł ją ścigany zdziwiony wzrokiem innych pań.
- Trochę walczyła z bólem głowy - wyjaśnił im - gdzie mogę ją ułożyć?
Potem położył ją na wskazanej koi, składając obok jej rzeczy, aby miała je przy sobie.
 

Ostatnio edytowane przez Ryo : 21-06-2011 o 23:06.
Ryo jest offline