Cyrus wszedł na drzewo i o dziwo, przeżył ten manewr. Nie spadł, nie złamał sobie kręgosłupa, nie podrapał sobie nawet dłoni. Z góry zauważył, że wszystko to przypomina szachownicę. Olbrzymi hektar, podzielony na ciemne miejsca oraz te niesamowicie jasne, radosne. Nie mógł wiedzieć, dlaczego Jacek tak to sobie akurat ułożył i czy był to zamierzony efekt, czy tylko pomyłka. Ciekawy był, jak wygląda w takim razie jego jaźń.
Szachownica wyglądała bajecznie, a on sam wisiał na czubku drzewa, niczym idiota. Daleko, na horyzoncie widział wiszący, ale już powoli zmierzający w jego kierunku sterowiec. Dziwnie czuł, że na sterowcu siedzi nie kto inny, jak jego młodszy brat. Cholerny Jacek, on zawsze potrafił się ułożyć. Nawet w śpiączce miał szczęście.
Mężczyzna, będąc nawoływanym przez tych z dołu, szybko zjechał z czubka drzewa, przy końcu spadając ku jego szczęściu, na miękki mech. „Z wejściem problemów nie było, gorzej z wejściem” – zaśmiał się sam do siebie i uśmiechnął.
Równie szybko co uśmiech się pojawił, teraz zeszedł z pyska. On, wraz z rodziną stał nad zwłokami jakiejś kobiety. Cyrus sądził, iż wydawała się znajoma, i nawet rozumiał co to truchło robi w umyśle jego brata.
Każdy chciał kiedykolwiek kogoś zabić. Zabijanie często wchodziło w krew, uzależniało. Skoro jest we śnie, zabójstwo to nie liczyło się, a jednak pozostało fantazją. Nijak pozwalało na krótko dziki instynkt nakarmić na jakiś czas. Taką teorię wysnuł sobie Cyrus, ale nie podzielił się z nią innymi. Natomiast podzielił się informacjami, jakie zgarnął będąc na czubku drzewa.
Mężczyźni pokiwali głowami. - Sądzę że powinniśmy iść w tamtym kierunku, najbliżej do jasnego pola i tam się zatrzymał ten sterowiec. Sądzę że siedzi w nim Jacek – dodał do opowieści i wskazał ręką kierunek.
__________________ Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być. |