Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2011, 10:19   #12
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
- Rodu gro Darz! Gdzie jesteś ty mały, śmierdzący szczurze! Niech no ja cie tylko dorwę! Powyrywam ci nogi z tyłka i ugotuję sobie z nich zupę! Obiecuję ci to! Twoja matka powinna przetrzepać ci porządnie skórę! Już ja się do ciebie porządnie dobiorę. Zobaczysz, popamiętasz mnie do końca swojego życia!

Sprawca całego zamieszania uciekał prędko jak wiatr, śmiejąc się donośnie. Ubrany był w zwykłą płócienną koszulę i takież same spodnie, przewiązane grubym pasem. Na nogach miał buty z miękkiej, wyprawionej skóry jakiegoś zwierzęcia, które zapewne wolałoby mieć ją na grzbiecie. Przy pasie zwisał mały, zardzewiały sztylet. Chłopak zajadał się skradzionymi właśnie ze straganu bułkami.
Czerwony ze złości handlarz jeszcze przez chwilę gonił wygrażając za dzieciakiem, ale po chwili machnął reką i powrócił czym prędzej do stoiska. W tym tłumie ludzi przybyłych na dzisiejszy turniej i tak nie miał szans na pochwycenie złodzieja. Zresztą interes szedł świetnie, a spragnieni podróżni szybko wynagrodzą mu tę małą stratę.

Trakty miejskie, prowadzące do zamku, były zastawione przeróżnymi kramami, oferując miejscowym i przyjezdnym uciechy wszelakiej natury. Były tu budki ze smażonym mięsiwem, z przednimi napitkami, również tymi zawierającymi alkohol, były stragany miejscowych rzemieślników oraz przejezdnych handlarzy. Były także stoiska, w których przybyli mogli dowiedzieć się co nieco o swojej przeszłości i przyszłości, a także takie, w których mogli postawić trochę grosza na najlepszych zawodników.
Usa cała przystrojona w sztandary, girlandy, lampiony i kwiaty świeciła swoim blaskiem zwabiając ku dziedzińcowi zamkowemu rzesze ciekawskich.


Anne „Ruda” Morgan i Arivald „Wiewiór” Quinnell




Przebrnęliście z trudem przez zatłoczone ulice i dopiero późnym rankiem udało wam się dotrzeć na dziedziniec. Pogoda dopisywała wyjątkowo tej jesieni i słońce przygrzewało już całkiem mocno, jak na tę porę dnia. Musieliście przyznać, że gospodarze zorganizowali turniej z wielkim rozmachem. Ogromny, drewniany szyld, wystawiony na widok tuż nad bramą główną, informował o odbywających się zawodach w poszczególnych dyscyplinach. Tuż za bramą, przy dębowym stole siedział skryba, który wpisywał zgłaszających się zawodników na specjalna listę, a stojący nieopodal herold wyjaśniał zasady. Zawody miały odbyć się w trzech etapach. Po pierwszych eliminacjach pozostawała najlepsza dwudziestka, po drugich dziesiątka, a do ścisłego finału stawała piątka najlepszych.
Oglądaliście konkurentów z zainteresowaniem.
Wiewiór podziwiał mistrzowskie wykonanie co niektórych łuków, przyglądał się z ciekawością osadom lotek i oceniał w duchu sprawność mięśni łuczników. Anne przyglądała się krytycznie meldującym się szermierzom, uśmiechając się w duchu i licząc na łatwe zwycięstwo.
Nareszcie, po wstępnym zamieszaniu, zabrzmiały fanfary i po raz pierwszy w loży honorowej, zbudowanej w centralnym punkcie dziedzińca, pojawił się król Ezkaton, a za nim dyskretnie podążał książę Kebra. Z tyłu, prowadzona, przez starszą kobietę, kroczyła ciężarna królowa.
Widzieliście parę królewską po raz pierwszy z tak bliska. Ezkaton, barczysty, wysoki i niezwykle przystojny Drenaj, o blond włosach i błękitnych oczach, stanął przy barierce i pozdrawiał wiwatujące tłumy. Król ubrany był w lazurowe, zdobione haftami i drogimi kamieniami szaty. Podobnie do króla ubrana była królewska małżonka. Ta jednak, szybko wycofała się do loży, a na jej twarzy malował się smutek. Ezkaton zdawał się nie zauważać złego humoru żony. Emanował charyzmą, a zgromadzeni ludzie skandowali jego imię. I wam udzieliło się trochę to uniesienie. Książę Kebra, ustawiony nieco z boku uśmiechał się promieniście, chociaż jego wzrok, jak dostrzegł Wiewiór pozostał zimny jak lód.
Po dłuższej chwili, kiedy tłum nieco się uspokoił, Ezkaton dał sygnał do rozpoczęcia turnieju. Wtedy, jakby na rozkaz nadworny mag, który rozstawił w pobliżu loży swój namiot rozpoczął swój pokaz.
Z nieba nadleciały kolorowe smoki, tak realistyczne, że tłumy piszczały z przerażenia i jednocześnie zachwytu, ptaki o niespotykanym magicznym wyglądzie, a na ziemi pojawiły się obrazy dzikich zwierząt, biegające wśród tłumu.
Przedstawienie oszałamiało rozmachem i wykonaniem. Takich sztuczek nigdy w życiu jeszcze nie widzieliście. Nic więc dziwnego, że brawa i zachwyt zgromadzonych były szczere. Wydawało się, że to będzie najpiękniejszy dzień w ich życiu…


MICHAEL KELLHIT

I tobie nie umknęły przygotowania jakie w Usie podjęto, aby turniej odbył się w najbardziej komfortowych warunkach. Doceniałeś smak i gusta dworskie, doceniałeś ogrom pieniędzy włożony w przygotowanie całego święta. Żałowałeś jedynie, że te pieniądze nie znalazły się właśnie w twojej kieszeni.
Na szczęście jak przy każdych zawodach można było, przy odrobinie rozeznania w ludzkich charakterach, trochę zarobić obstawiając zakłady na walczących o laur zwycięstwa. I tobie kilka razy się poszczęściło. Stawiałeś na fuksy, a najwyraźniej Źródło w jakiś tajemniczy sposób ci sprzyjało, albo twoje zdolności matematyczne nagle podwoiły swoją wydajność.
Z sakiewką cięższą o kilkanaście srebrnych monet oraz dużo lepszym humorze niż w nocy, udałeś się na spotkanie z Neptunem do karczmy. Do wieczora ciągle jeszcze pozostawało kilka dobrych godzin, a ty potrzebowałeś odpoczynku po tylu wrażeniach, które zapewnił ci do tej pory pobyt w Usie.


FANRATH TAUN


Mimo, że przez nocny incydent wpakowałeś się w tarapaty, nie żałowałeś, że stanąłeś do pomocy Bizonowi. Wiedziałeś, że postąpiłeś właściwie, a w końcu cały i zdrowy i na razie wolny stałeś ponownie na ulicach Usy.
Droga do koszar, objaśniona dokładnie przez Bizona, była prosta i na szczęście omijała najbardziej zatłoczone dzielnice. Widziałeś co prawda grupki mieszkańców i przybyłych kierujących się w stronę zamku książęcego, ale nie miałeś ochoty, ani czasu na to, aby się im przyglądać.



W koszarach książęcych zdawało się wrzeć jak w ulu. Przypomniałeś sobie słowa Bizona, który powtarzał, że dziś wojsko wyrusza na kolejny podbój króla. Zastanawiałeś się więc jak odnaleźć w tym chaosie dowódcę wojaka, kiedy któryś ze strażników zawołał na ciebie.

- Ej, czego tu szukasz do diaska? Nie widzisz, że to nie czas dla gapiów? Zmykaj, pókim dobry!

Kiedy wymieniłeś cel swojego przybycia, strażnik pokiwał głową i powiedział, że znajdziesz Białego Wilka w jednym z rozstawionych na dziedzińcu namiotów. Dał ci zaraz jednego z młodych żołnierzy jako przewodnika i tylko jakby w przelocie dostrzegłeś na twarzy strażnika lekko kpiący wyraz twarzy. A może tylko ci się zdawało?
Kiedy dotarliście w pobliże namiotu, twoją uwagę przyciągnął tłumek przed nim zgromadzony. Żołnierze tłoczyli się przed siedzibą Białego Wilka wykrzykując coś niezadowolonymi głosami. W tym momencie ktoś odezwał się stanowczym i donośnym głosem:

- Cisza! – jakby na życzenie nagle zrobiło się cicho. Przystanąłeś zaciekawiony patrząc co będzie dalej.
Postawny, choć już niemłody mężczyzna przecisnął się przez grupę żołnierzy i stając na przygotowanym podwyższeniu powiedział:
- Uspokójcie się. Nie godzi się żołnierzom wykłócać się jak baby. Decyzja króla jest nieodwołalna. Legion Zimowych Wojowników zostaje rozwiązany. – znowu kilka głosów podniosło się w proteście, ale Biały Wilk podniósłszy dłoń uciszył ponownie zgromadzonych – Mam dla was propozycję. Ponieważ zostaliście zwolnieni ze służby, możecie w zasadzie swobodnie na własną rękę powrócić do Drenan, albo pozostać tutaj. Jeśli jednak ktoś zdecyduje się na powrót ze mną, otrzyma zapłatę w postaci jednej złotej monety i obietnicę, że w Drenanie znajdzie robotę w armii najemników. Albo, jeśli zechce, osiądzie gdzieś na stałe. Co wy na to?

Tłumek szemrał przez chwilę, jakby ludzie zastanawiali się nad słowami byłego dowódcy. Dopiero teraz zauważyłeś, że wszyscy ci mężczyźni byli dużo od ciebie starsi. Najwyraźniej król pozbywał się starych żołnierzy odsyłając ich na emeryturę. Najbardziej zdziwiła cię jednak nazwa legionu. Słyszałeś o Zimowych Wojownikach i wiedziałeś, że do tej pory był to najbardziej ceniony legion Ezkatona, a wcześniej Skandy. Dlaczego więc teraz, przed ważną bitwą król rezygnuje ze swoich najlepszych ludzi?

Tymczasem żołnierze głośno poparli propozycję Białego Wilka, chociaż kilku wykrzykiwało jeszcze słowa protestu.
- Dobrze więc – odezwał się ponownie Biały Wilk. – Wyruszamy za dwie godziny, jeszcze przed paradą. Chcę, żebyście do tej pory byli gotowi. I jeszcze jedno. Pozostajecie pod moimi rozkazami, tak jakbyście nadal pozostawali w armii. Obowiązują was wszystkie znane do tej pory zasady. Czy to jasne ??
Nie czekając na odpowiedź, Biały Wilk ruszył z powrotem do namiotu, a żołnierze po woli zaczynali rozchodzić się. Zauważyłeś, że kilku przysłuchujących się młodzików i stojący nieopodal legioniści Kebry odwracają głowy lub podśmiewują się z „emerytów”.
Towarzyszący ci wojownik ręką wskazał ci abyś za nim podążał i wkrótce znaleźliście się w namiocie Białego Wilka.
Stary żołnierz stał oparty obiema rękami o stół i zdawał się studiować jakieś mapy.
Kiedy weszliście do środka spojrzał na ciebie pytająco.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline