Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2011, 14:12   #465
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sabrie nie powiedziała o karczmie, czując w tym “szczęśliwym zbiegu okoliczności” rękę Zenthów.
Tym bardziej, że burza nie była zjawiskiem naturalnym.
I nawet nie sądziła jak bardzo ma rację. Zawróciła ku swoim. Mimo, że jej przyjaciółka nie bała się najsilniejszych wiatrów, to jednak silne wyładowania atmosferyczne były dla niej niebezpieczne.
Zawróciła do swoich zachowując istnienie karczmy... w sekrecie.

Tymczasem drużyna rozmówiła się z krasnoludem. Kastus chciał go na nawet załadować na wóz, a Drucilli było to obojętne. Zostali jednak ubiegnięci przez najemników.
Dyplomatyczne zabiegi Revaliona i Rogera, tajemniczy krasnal przyjął z... obojętnością?
Niestety cień rzucany na twarz, przez olbrzymi kaptur utrudniał rozróżnienie emocji “nowego”, tak jak i bezbarwny ton głosu.- Na tym świecie nie ma już nic co mogłoby być dla mnie... niebezpieczne.
-Chcesz się założyć?-
spytał retorycznie Hralm zaciskając dłonie na toporze. Pobratymiec pobratymcem, ale misja misją.
Na te słowa zakapturzony nie zareagował jednakże.
Teu wykorzystał swą moc i przekazał swą opinię w wyjątkowo złowróżbny sposób. Trudno było powiedzieć, jaka była reakcja krasnoluda, bowiem po chwili wtrąciła się Sylphia, wykazując (o dziwo) odrobinę życzliwości.
-Dziękuję za te słowa, pani.- odparł krasnolud.-I życzliwość.Bo ona zawsze zostaje wynagrodzona.
Potem zaś zakapturzony spojrzał w kierunku Teu.- A ty młodziku... zważaj na słowa. Zważaj na to, co wypowiadasz i komu i gdzie. Nie wiesz chłopcze co to śmierć, nie wiesz co to los gorszy od śmierci... nie masz na ten temat żadnego pojęcia. Więc nie prorokuj, bo twa przepowiednia może się sprawdzić.

Błysnęła błyskawica...Bardzo blisko. Zapowiedź nachodzącej burzy.
W jej blasku elfowi udało się zobaczyć twarz krasnoluda skrytą przedtem mroku kaptura. Twarz gnijącą, skóra odchodziła płatami, lewy oczodół był pusty, a połowa dolnej szczęki, była już tylko pożółkłą żuchwą.
W drużynę uderzył podmuch wiatru, podmuch który rozwiał zakapturzonego krasnoluda, niczym mgiełkę.
Teu zacisnął wargi w irytacji, tym razem źle ocenił sytuację. No cóż... pocieszał się tym, że do Harveka dotarły jego informacje o zabójstwach karawan. I obiecał, że zawiadomi o tym wpływową osobę w Waterdeep.
A póki co....Burza.

Sabrie wylądowała przy pozostałych i zaczęła popędzać do zabezpieczenia ładunku i przygotowania się na ulewę. Tym razem szczęście nie było po ich stronie. Tym razem, nie znalazła się jaskinia, w której można się było ukryć.
Tym razem trzeba było stawić czoło burzy w polu.
A szykowała się nawałnica.
W drużynę uderzyły strugi deszczu, niemalże ściana wody mocząca wszystko i wszystkich.
O ile to była woda.


W podróżników uderzyły bowiem kropelki niemalże lodowatego fioletowego deszczu.
Ta niezwykła ciecz, szybko przemoczyła ich ubrania, sprawiając że przemarzali niemal do szpiku kości.
To zimno wydawało się być obce, nienaturalne... zupełnie, jakby przemarzało nie ciało, a dusza.
Konie... wpadły w panikę. Nawet Miie’le wierzgała , by wreszcie wyrwać się do panicznej ucieczki, podobnie jak reszta koni i Sara. Także Vraidem popiskując i wyjąc potępieńczo uciekał na ślepo stając się po chwili niewyraźnym punktem w zapadającym zmroku. Teu i Sabrie próbowali się telepatycznie skontaktować ze swymi zwierzęcymi druhami, ale w umysłach czuli pustkę. Kontakt telepatyczny się urwał.
Co gorsza zapadał coraz większy zmrok, którego nawet wyostrzone zmysły Teu nie mogły przebić.
A głośny wicher zagłuszał słowa, podobnie jak gromy fioletowych błyskawic przecinających purpurowe chmury. Których blask, jednak nie potrafił rozproszyć mroku.
Wkrótce...próbujący opanować rosnący chaos podróżnicy zorientowali się, że są... sami.

Mrok którego nawet błyskawice nie potrafiły rozświetlić, sprawił że nie widzieli nikogo z reszty drużyny.
Świat wiatru zagłuszał słowa.
Prawie...
Cichy szept .-“W ciemności nikt nie usłyszy twego krzyku. W ciemności nikt, nie odnajdzie cię na czas, by cię ocalić. Jesteś nasz, jesteś nasz. Jesteś złożoną nam ofiarą.
Szept tak cichy, ale mimo to przenikający przez huk burzy. Szept tak wyraźny, bo docierający bezpośrednio do umysłu.
Krople fioletowego deszczu sprawiły, że niczym rośliny wyrastające wiosną z gleby.


Z ziemi wyłaniały się przeźroczyste mgliste sylwetki, wzrostu krasnoluda. Trudno jednak było ustalić, kim kiedyś były. Teraz.. były to widma spragnione życia. I by zaspokoić swój głód zbliżały się do źródeł życia.
Bijących serc awanturników.
Ofiara, ofiara z życia, dla umarłych.”- szeptały zbliżając się do osamotnionych postaci. Bowiem w ciemności jest się samemu, bowiem w ciemności nikt nie usłyszy ich krzyku.
W blasku błyskawic, żaden z bohaterów nie mógł dostrzec swych towarzyszy. Nie wiedział, czy jeszcze żyją, czy już zginęli. W blasku błyskawic, niczym ziemia obiecana pojawiała się solidna karczma.
W blasku błyskawic budynek dawał złudzenie bezpieczeństwa. Ale...
Czyż nadzieja też nie jest złudzeniem?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline