Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2011, 22:41   #12
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Podała zdobyte zapasy, skromne, ale jednak, i ruszyła za nim. Szła spokojnie, trzymając obiema rekami swój karabin. Jakoś... nie miała ochoty się go pozbywać. W końcu nie byłoby fajnie zostać zaskoczonym z pustymi rękoma. W ogóle bycie zaskoczonym nie byłoby fajne. I wręcz z wdzięcznością przyjęła rękę mężczyzny, gdy ten pomagał jej wejść. Niby nie odczuwała przesadnie ciężaru plecaka, ale po drabinie, z takim obciążeniem, to lekki wysiłek już jednak jest. Usiadła na podłodze, potarła prawe oko. Ciężki dzień, nie powie.

Maximilien usiadł przy oknie po przeciwnej stronie dziewczyny i wyjrzał na zewnątrz.

-Jak długo już jesteś we Francji?- zapytał, widząc że milczenie doprowadzi tylko do nerwowe atmosfery.

Zastanowiła się. Ile dokładnie minęło od zrzutu?

-Dokładnie nie wiem, nie liczyłam. Ale z dobry dzień na pewno, jak nie więcej. Właściwie... to czas przestaje się liczyć w tym mieście, nawet nie zwracałam uwagi na jego upływ, zajęta wypatrywaniem przez tą cholerną mgłę.-

Zamrugała.

-Ilu przyszło tu za tobą?- odruchowo wyjął z kieszeni fajkę. Spojrzał na dość skromny zasób tytoniu w woreczku.- I to prawda że dawali wam kartony papierosów w czasie lądowania?

-Jest nas paru tutaj. Nie wiem ilu teraz, jak mnie znalazłeś to właśnie okazało się, że Davis zniknął.-

Nie była to wesoła perspektywa. Jednak, by nie było, jeśli natknie się na jego chodzącego trupa to wystrzeli ten jeden nabój. By ta cholerna karykatura nie zmieniała tego jak zapamiętała znajomego z oddziału. Poszukała w kieszeniach. Gdzie to, gdzie to, gdzie to...

-Ja nie palę więc od razu wymieniłam swoje fajki na inne rzeczy czy przywileje. Wiesz, za jedzenie, w bazie za przejęcie warty.-

Rzuciła Maximilianowi nienapoczętą jeszcze paczkę fajek. Jedyną, jaką miała.

-Dzięki.- mężczyzna szybko otworzył ją i włożył jednego szluga do ust. Na wszelki wypadek osłonił zapałkę dłonią i szybko zgasił, zaraz po odpaleniu fajanka. Zaciągnął się z przyjemnością dymem.- Cholera... Od kiedy weszli Niemcy nie pamiętam kiedy paliłem tak dobry tytoń. Chociaż po tym wszystkim każdy tytoń by mi smakował.

Uśmiechnął się lekko do dziewczyny.

-Jeśli przyjdzie nam się przebijać przez te truchła i jakoś to przeżyjemy, sama zobaczysz że odruchowo sięgniesz po papierosa... Jesteś z korpusu Kanadyjskiego?

Nie sięgnie. Ciężko było jej wyrobić sobie kondycję pozwalającą utrzymać tyle sprzętu co mężczyźni, nie chciała sobie tego popsuć czymś takim, jak tytoń. Zresztą, nie chciała by śmierdziało jej z ust czy żeby jej pożółkły zęby. Zaprzeczyła.

-Korpus amerykański.-

-Taaak... Zbawiciele całego świata.- uśmiechnął się dość ponuro. Ale już nie docinał na ten temat. Cieszył się że w ogóle są. Chociaż sama ich reakcja na nazi-zarazę była nieco opieszała. Podał jej swoją piersiówkę.- Wypij łyk. Nie upijesz się a złagodzi nerwy.

Nie wspomniał że sam nie raz musiał się nią ratować w czasie łapanek członków ruchu oporu.

Wzięła mały łyk. Mały, nie chciała sobie zamroczyć myśli. I oddała piersiówkę, kiwnięciem głowy dziękując.

-A tam zbawiciele...-

Mruknęła pod nosem, ale po chwili kontynuowała już normalnie.

-Jeśli wy przegracie to Hitler najpewniej zacznie dobierać się do krajów za oceanami, a nie chcemy waszej plagi u nas. Więc wam pomagamy. Poświęcenie i chęć niesienia pomocy to nie przymiotniki określające naszego prezydenta.-

Max po raz pierwszy uśmiechnął się do niej szczerze, wyciągając dłoń.

-No. W końcu jankes któremu mogę podać rękę za samokrytykę. Max.- w jego słowach nie było cienia ironii. Potrafił doceniać ludzi zdystansowanych do swojego kraju.- Znałem przed wojną kilku Amerykańców. Jeden bardziej zapatrzony w waszą idyllę od drugiego.

Uścisnęła ją.

-Robin. I idylla to to nie jest. Uwierz mi, rasizm, nietolerancja, głupota i debilizm to cztery powszechne cechy w naszym kraju. Pomijając fakt, że nawet wewnątrz wojska trwa niezdrowa rywalizacja między marynarką, a piechotą.-
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline