Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2011, 23:22   #16
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Współpraca MG, Kizuna, Kelly i Radagast


Ta ciemność powitała ją ciszą i błogim spokojem. Na jej obrzeżach nie czaiły się koszmary, które zazwyczaj dręczyły Sumire. Po prostu była i dawała ukojenie. Niestety, to co dobre w końcu się kończy i dziewczyna jęknęła cicho otwierając powoli oczy. Wydarzenia sprzed jej omdlenia ukazywały się w pamięci dość ślamazarnie, dopóki spojrzenie błądzące po sali nie trafiło na siedzącego przy niej węża. Czy węże siedzą czy stoją? - przeleciało jej przez głowę i nagle wszystkie wspomnienia ułożyły się grzecznie na swoim miejscu.
- Oj... - tylko tyle była w stanie z siebie wydusić, patrząc zafascynowana na stworzenie czuwające przy niej.
Wąż szeroko się uśmiechnął, skinął główką.
- Witam, w końcu się przebudziłaś, Sumire-chan.
Podpełzł bliżej dziewczyny i trącił ją głową.
- Wstawaj, nie możemy tu spędzić całego dnia!
Wzdrygnęła się lekko.
- Ale... ty... mówisz. - wydukała w końcu.
- Mhm... - westchnął - A ty możesz transformować się w wojowniczkę, która ma za zadanie bronić ludzkość przed złem. Co jest bardziej dziwne?
Na to pytanie nie znalazła odpowiedzi. Podniosła się więc tylko i spojrzała na zegarek - do przyjazdu szofera zostało dziesięć minut.
- Rzeczywiście... niewiele czasu mi zostało... - próbowała jakoś odzyskać kontrolę nad całą tą dziwną sytuacją. - Za chwilę przyjedzie mój kierowca. - zwróciła się już spokojnym tonem do węża.
Wąż syknął wesoło.
- Świetnie! Już się nie mogę doczekać, żeby obejrzeć twój dom. Więc ruszajmy! - wspiął się na Sumire, aby ostatecznie zawinąć się wokół jej ręki i przybrać rozmiary bransoletki.
Przerażona Sumire z piskiem zaczęła machać ręką.
- Co ty wyprawiasz?
Wąż nic nie odpowiedział, nawet się nie poruszył. Zesztywniał i w tej pozycji pozostał.
- O nie... nie... nie... Czemu ty w ogóle chcesz iść do mojego domu? Nie możesz sobie wrócić do Shiro? Dlaczego ja?
Sumire usłyszała ciche westchnięcie.
- Możesz przestać paplać i ruszyć się stąd? Nie mam zamiaru spędzić całego dnia owinięty wokół twojego nadgarstka.
Widząc, że nie ma innego wyjścia ruszyła z ponurą miną w kierunku bramy wjazdowej do szkoły. Ledwo zdołała zrobić parę kroków za ogrodzenie, gdy usłyszała boleśnie znajomy odgłos otwieranych drzwi od limuzyny i kroków szofera.
- Dzień dobry, panieno Sumire. - przywitał ją Houri.
- Dzień dobry, Houri-san. - tym razem nie zdołała ukryć zniechęcenia w głosie i kierowca aż spojrzał na nią zdziwiony.
Spuściła głowę i weszła do samochodu.
- Sumire-chan, czuję się zawiedziony. - usłyszała zamiast powitania. Podniosła niepewnie wzrok na Tetsuyę.
- Dlaczego, Tetsuya-san?
- Nie poinformowałaś mnie, że dziś zaczyna się hanami.
- Dopiero dziś pojawiły się plakaty i nie zamierzałam się tam w ogóle udawać... Przecież obiecałam Tetsuya-san wspólne oglądanie sakury. - zaczęła się zaraz tłumaczyć.
Przez chwilę Sengawa patrzył na nią uważnie, aż w końcu na jego twarzy zagościł łagodny uśmiech.
- No tak.. Ale skoro twoja szkoła zaczyna akurat dzisiaj, to przecież nie mogę pozwolić, byś ich nie olśniła swoją obecnością. - odpowiedział spokojnie i pogłaskał ją po policzku.
Pokiwała lekko głową uspokojona.
- Jak, Tetsuyi-san, minął dzisiejszy dzień? - zapytała po chwili.
- Mam dla ciebie prezent. Będzie idealny na hanami. - powiedział zupełnie ignorując jej pytanie. - Pojedziemy teraz do mnie i tam się przebierzesz.
- Tetsuya-san, jest dla mnie zbyt łaskawy... - pochyliła głowę w wyrazie wdzięczności.
Nie odpowiedział, pogłaskał tylko jej dłoń i skierował spojrzenie na okno. W ciszy dojechali do jednej z kilku rezydencji rodu Sengawa.

***

Podarunkiem okazało się być przepiękne kimono fioletowej barwy z jasnymi kwiatami. Sumire przyglądała się mu kompletnie zdumiona.
- Tetsuya-san, ale ja nie mogę przyjąć takiego prezentu... - zaprotestowała cicho.
- A czy możesz odmówić mi przyjemności zobaczenia Cie w nim? - spojrzał na nią z lekkim rozbawieniem. Dziewczyna spuściła wzrok zmieszana.
- Tak myślałem... Takiko, pomóż proszę mojej narzeczonej się ubrać. - zwrócił się do stojącej obok pokojówki i wyszedł z pokoju.
Panna Kanagawa westchnęła cicho.
- Rozebrać umiem się sama... - powiedziała do służącej i ostrożnie podała jej kimono. - Ale z jego ubraniem - tu wskazała na strój. - mogę mieć problem. - dodała jakby chcąc zetrzeć nieprzyjemne wrażenie, które mogły wywołać jej pierwsze słowa.
Pokojówka uśmiechnęła się lekko.
- Po to tu jestem. - odpowiedziała i poczekała aż Sumire zdejmie mundurek, po czym rozpoczęła cały rytuał związany z ubieraniem kimona. Panienka znosiła go ze stoickim spokojem, choć trwało to wszystko z dobre pół godziny. Potem nastąpiło czesanie i wplatanie wstążek we włosy, ale za to na koniec uradowana Takiko klasnęła dłońmi.
- Wygląda panienka cudownie! - powiedziała i postawiła dziewczynę przed lustrem.



Efekty starań pokojówki przekroczyły oczekiwania Sumire i zdumiona wpatrywała się w swoje odbicie przez dłuższą chwilę, którą Takiko wykorzystała na otwarcie drzwi. W pokoju zaraz pojawił się Tetsuya. Spłoszona panna Kanagawa spojrzała w jego stronę.
Mężczyzna pokiwał głową z uznaniem.
- Przyćmisz dziś wszystkich swoim blaskiem. - powiedział przywołując ją gestem do siebie.

***



Park tętnił życiem, śmiechem i radością, tylko Sumire zdawało się, że jest oddzielona od wszystkich grubą szybą. Niby uśmiechała się leciutko, rozmawiała z narzeczonym i podziwiała kwitnące wiśnie, ale uważny obserwator dostrzegłby puste spojrzenie jej oczu. Jedynie w momencie gdy usłyszała głos Takashiego, przez zaledwie sekundy chłopak mógł ujrzeć rozpacz wymieszaną z nadzieją na jego widok. Niestety to wszystko zgasło, gdy Tetsuya zagrodził mu drogę.

***

Niespodziewanie do Grahama podszedł młody chłopak. Graham go nie znał, widocznie nie uczęszczał do jego szkoły, nie był też zbyt elegancko ubrany, lecz był schludny i sprawiał dobre wrażenie. Na jego twarzy malował się nieśmiały uśmiech. W dłoniach trzymał obraz, wręczył go Grahamowi, ten mógł na nim rozpoznać sytuację, która miała tu miejsce przed chwilą. On znudzony, popijający napój, kłócąca się para, na stole dwa kubki z Nektarem Sakury, w tle drzewa kwitnącej wiśni a na scenie... na scenie nie było rozgadanego blondyna, tylko rozmazana, czarna farba.
- Proszę... to dla Ciebie.
Spojrzał na młodego artystę, który widocznie usiłował sobie dorobić tworząc obrazy oraz wciskając je przygodnym gościom knajpek, czy restauracji. Każdy orze, jak może, mawiał sentencjonalnie Graham. Skoro ktoś otrzymał nieco iskry talentu, nic dziwnego, że pragnie ją wykorzystać do zrobienia. “Let’s make lots of money” jak śpiewał pewien męski duet, dosyć średnio znany zresztą w Kraju Kwitnącej Wiśni. Normalnie Reser podziękowałby twórcy, ale nie wziął. Po prostu powiedziałby, że nie stać go, ale ten obrazek oraz wydał mu się naprawdę ładny, zaś dziwnie melancholijny nastrój hanami skłaniał do zrobienia czegoś innego niż zwykle.
- Dziękuję, jest bardzo ładny. Ile ci się należy? - spytał wyciągając portfel.
Chłopiec pokiwał przecząco głową.
- Nie... nic, to dla ciebie. - uśmiechnął się smutno raz jeszcze i odszedł. Usiadł na trawę i samotnie wpatrywał się wciąż w jeden, stały punkt.
Jeżeli jakakolwiek osoba chciała mu cokolwiek sprzedać, Graham odpowiadał: Nie stać mnie. Kiedy jednak usiłowano mu coś ofiarować, wtedy odpowiedź brzmiała: Jeśli tak, to już absolutnie mnie nie stać. Chłopak miał konkretne wyrobione zdanie na temat ludzkiej moralności oraz wiedział, że prezenty zazwyczaj oznaczają koszty, czasem większe niżeli podczas normalnego kupna, chociaż trochę odroczone. Wyjątki owszem zdarzały się, ale najpierw trzeba poznać takiego kogoś. Dlatego nie chciał niczego przyjąć od tego młodego artysty, ale tamten oddalił się tak szybko, że po prostu nie zdążył niczego powiedzieć. Szczęśliwie usiadł niedaleko, toteż Reser nie miał problemu odnajdując go wśród tłumu odwiedzających Ueno. Podszedł do niego odnosząc obraz.
- Dziękuję, jak powiedziałem, jest śliczny, ale nie mogę tego przyjąć ot tak sobie. Jeśli nie chcesz zapłaty, po prostu zapraszam cię na lody i kawę, albo sok. Naprawdę jest całkiem niezły oraz miło chłodzi.
Chłopak zachowywał się, jakby był całkiem zdezorientowany.
- Naprawdę nie chcę nic w zamian, jeśli swoim obrazem sprawię, że komuś będzie chociaż odrobinę lepiej, będę szczęśliwy, wtedy mogę być pewien, że mój wysiłek nie poszedł na marne.
Wiatr zawiał mocniej wzbijając w górę płatki kwiatów wiśni wraz z liśćmi.

- Wobec tego jesteś dziwny - ocenił Graham. - Może dziwny w dobry sposób, ale dziwny. Nie mniej wiedz, że obraz podoba mi się. Dziękuję. Mam nadzieję, że moi spierający się przyjaciele kiedyś, kiedy spoglądną na niego, uśmiechną się wspominając swoje swary. Twoje zdrowie. - wzniósł toast kubkiem soku. Skoro nie mógł mu płacić, mógł odwdzięczyć się chociaż dobrym słowem.
Po czym podszedł do stolika.
- Jest wasz/ - wskazał na obraz. - Znajdźcie sobie miejsce na niego w waszych pokojach. Bądzie wisiał raz u ciebie - wskazał na Hikaru - raz u ciebie. - pokazał na Lidię.
- Spójrz Lidio, będziesz mogła napawać się moim widokiem, kiedy mnie nie będzie w pobliżu. - uśmiechnął się pewny siebie. Dziewczyna wstała z ławki, była wściekła, chciała przyłożyć chłopakowi, ale kiedy uniosła rękę opadła jak szmaciana lalka wprost w jego ramiona. Ten nawet nie zdążył się zdziwić, bo sam stracił przytomność upadając na ziemię. Chwilę potem rozległy się liczne odgłosy upadających ciał. Mężczyzny na scenie już nie było, za to w powietrzu lewitowała jakaś dziwna postać. Mężczyzna w stroju przypominającym kwitnącego żonkila.

***

W tym czasie...

Sumire czuła się dziwnie bez “uścisku” węża na ręce. Dopóki nie skorzystał z jej propozycji, nie wiedziała, że jego obecność pozwala jej jakoś wytrzymać to hanami.
Zamyślona podeszła do koca, na którym siedział Tetsuya-san i nagle zorientowała się, że coś jest zdecydowanie nie tak jak powinno.
Wszyscy ludzie dookoła leżeli nieprzytomni na ziemi, poza jej narzeczonym, który wpatrywał się przestraszony w lewitującą nad nim postać. Unoszący się nad ziemią osobnik miał postawione na sztorc włosy w barwie fioletu i tegoż samego koloru szatę przylegającą do ciała.
Dziewczyna cofnęła się cicho rozglądając za jakimiś innymi przytomnymi ludźmi.
Zobaczyła chłopaka ze swojej klasy, Grahama Resera. Był niezwykle opanowany jak na zaistniałą sytuację. W oddali też zobaczyła idącą kobietę, na dłoniach założone miała groźnie wyglądające kastety. Przytomne były również dwie, piękne kobiety, które roznosiły Nektar Sakury, w pewnej chwili zrzuciły z siebie swoje stroje i z uroczych dziewcząt zamieniły się w dziwne, przerażające stwory. Jeden był koloru błękitnego a drugi różowego. Ich ciała były stworzone z płatków kwiatów. Wyraźnie się chwiały, jakby czymś osłabione. Postać lewitująca nad sceną spojrzała na nie zdziwiona, a potem na osoby, które nie padły na ziemię tak jak reszta.
- Co jest? Co się tu dzieje? Aoi, Pinku co z wami? Ja zbiorę energię dla królowej Orchis a wy zajmijcie się niepokornymi ludźmi. No cóż za uparta rasa! - uniósł ręce do góry i z każdego człowieka znajdującego się na terenie parku zaczęła ubywać energia i kierować się wprost do rąk owej postaci. Anna, Sumie oraz Graham również zaczęli odczuwać osłabienie. Błękitny stwór rzucił się w stronę Anny Salvadore, a różowy wprost na Grahama.
Fioletowowłowy mężczyzna obrzucił groźnym wzrokiem leżącego Tetsuyę.
-Teraz walcz o swoją miłość! Nie potrafisz? Widzisz... miłość można zdobyć tylko w jeden sposób... poprzez siłę! Tobie widocznie jej brakuje, a więc Sumire-chan będzie należeć do mnie! - z jego ust wydobył się głośny, przeraźliwy śmiech. Wyciągnął przed siebie dłoń i zacisnął ją z całych sił. Z ziemi wybiły się na powierzchnię grube pnącza, które oplątały mężczyznę i zaczęły go dusić.
Zza drzewa wypełzł wąż.
- Sumire-chan! Przemień się!
Dziewczyna rozejrzała się zdezorientowana, ale nikt na całe szczęście nie zwracał na nią uwagi. Schowała się za jednym z drzewek i wyciągnęła z torebeczki biały długopis.
- Potęgo Isis, wzywam Cię! - wyszeptała.
Z długopisu wypłynęło białe światło otulając ją niczym kokon. Dodawało sił i otuchy. Sprawiało, że Sumire czuła się cudownie. Gdy promienie ubrały ją w strój wojowniczki i jasny błysk ją kryjący zniknął, stała już jako Czarodziejka z Isis.
- Ej, Ty czupiradło! - wrzasnęła w stronę fioletowego chłopaka. - Miłość, to nie coś, co można zdobyć siłą, pieniędzmi czy pozycją! - przy ostatnich słowach nie mogła się powstrzymać, by nie spojrzeć na Tetsuyę. - W ten sposób na pewno nie zdobędziesz dziewczyny, której pragniesz. Puść go! - wskazała na mężczyznę, a w duchu rozpaczliwie zastanawiała się co dalej.
Nie ma żadnego panelu sterowania, spisu skilli, nic? I co ja mogę zrobić? - zerknęła rozpaczliwie w kierunku, gdzie poprzednio pokazał się wąż.
- Możesz jedynie zaufać swej intuicji! To jedyne co teraz możesz zrobić!
Lewitująca postać spojrzała na krzyczącą wojowniczkę i węża obok niej.
- Niewiarygodne! Wojowniczka! Oj dziecino, wpadłaś prosto w paszczę mięsożernej rośliny! Jestem Veratrum i mam za zadanie zgładzić ciebie i twoich sprzymierzeńców! - wybuchł wręcz histerycznym śmiechem.

c.d.n.
 
Blaithinn jest offline