Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2011, 16:26   #20
Maura
 
Maura's Avatar
 
Reputacja: 1 Maura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodze
Nie lubiła obciążać sobie żołądka - zjadłszy co nie co postanowiła znowu wyjść na pokład. Południe złociło żagle karaweli, a bezkres horyzontu dawał miłe poczucie, że nie jest uwięziona, choć faktycznie pod stopami był pokład, okruch stałości, złudzenie lądu. Tulli źle się czuła w czterech ścianach kabiny i wiedziała, że tak, jak przy poprzednich morskich podróżach, większość czasu spędzi na pokładzie, w pogodę czy bez niej. Postanowiła poćwiczyć nieco, jej silne, sprawne ciało domagało się porcji ruchu, dławiła ją bezczynność. Przechodząc obok kajuty załogi, dostrzegła w hamaku Ebberka - pamiętała, jak się nazywa, ale nie mieli jeszcze okazji porozmawiać. Rzuciła spokojnie i pogodnie, wskazując na sejmitar u swego pasa:
- Może mały trening? Źle jest gnuśnieć jak dziewka w haremie, kiedy niedługo od sprawności ostrza zależeć może nie tylko nasze życie...
Nie ma nic przyjemniejszego od drzemki po jedzeniu. Szczególnie kiedy jest skwar na zewnątrz i trochę się wypiło przed spaniem. Ebberk zajął hamak jednego z członków załogi. Nie miał nic przeciwko, gdyż miał swoją wartę, a wolał nie stawać na drodze olbrzyma. Hamaki chyba jako jedyne mieściły wielkoluda. Miał nadzieję przespać upał. Nic ciekawego i tak się nie działo. Ledwo się jednak położył i zamknął oczy, usłyszał miło brzmiący w uszach głos, który proponował walkę. Obrócił głowę w stronę z której nadchodził dźwięk i otworzył oczy. Ujrzał proporcjonalnie ukształtowaną brunetkę. Ebberk nie odmawia walki i picia.
- Założę napierśnik - resztę elementów zbroi pozostawił w kajucie. Na statku nie warto mieć więcej. Miecz leżał przy hamaku. Na tyle blisko, żeby mógł go złapać bardzo szybko w razie zagrożenia.
- Chodź. - rzekł mocnym basem i ruszył schylając głowę na pokład. Dwuręczny miecz miał przy sobie.

Stanęli na śródokręciu, pod głównym masztem, na którym wydymał się gładko i silnie duży żagiel rejowy. Tulli zmrużyła oczy z rozkoszą, gdy wiatr smagnął jej śniade policzki. To było to, żadnych dusznych więzień, klitek, otwarta przestrzeń, w której człowiek czuje, że żyje...Pomodliła się w myślach do Gwaerona, tak, jak lubiła - lekki krok, wyraźny trop, pewna ręka, dobra zdobycz, panie. Krok Tulli rzeczywiście miała lekki, choć do drobinek nie należała, przeciwnie, ciało miała silne i krągłe, z wyraźnie zarysowaną talią i mocnymi, długimi nogami. Trop...trop chwytała, może niewyraźny jeszcze, ale już czuła, że wstąpiła na ścieżkę przeznaczenia. Pewna ręka - zacisnęła palce na rękojeści sejmitara, czując, jak wyważony jest i jak dobrze pasuje do jej dłoni. A zdobycz? Spojrzała na Ebberka i nieoczekiwanie uśmiechnęła się do niego - zobaczymy, kto tu będzie czyją zdobyczą...
- Mam na imię Tulli, jakbyś nie pamiętał - powiedziała uprzejmie, cofając się o krok i wskazując brodą na jego dwuręczny miecz- Chcę poćwiczyć tylko pewność ramion, mięśnie ud i obroty, uprzejmie proszę nie traktować mnie jak wieprzka do rozrąbania swoją gilotyną. Postaraj się zatrzymać w momencie, gdyby ostrze dotknęło ciała, mam nadzieję, że panujesz nad swoim orężem....
Z półobrotu wyprowadziła zwinnie poziome cięcie, celując pod pachę mężczyzny, jednocześnie układając lewą dłoń za plecami i czując, jak podeszwy jej butów miękko wyczuwają deski pokładu. Zaśmiała się wesoło.
Murion, do tej pory przyglądający się działaniom marynarzy i usiłujący pochwycić coś z tajników kierowania statkiem, przeniósł się nieco bliżej pary, która - jak się zdawało - zamierzała stoczyć małą potyczkę na pokładzie. Zajął takie miejsce, by nie przeszkadzać. I, przypadkiem, nie oberwać.
Bez wątpienia Tulli nie traktowała walki z taką śmiertelną powagą, jak Ebberk. I pytanie, czy dzięki temu nie była bardziej finezyjna, elastyczna, groźna.
- Mnie zwą Ebberk. Jak sobie życzysz pani. - odrzekł spokojnie. - O ostrze się nie bój.
Dwuręczny miecz, który dzierżył Ebberk był nadzwyczaj dobrze wykonany. Nie tępił, nie miał żadnej rysy ani skazy. Nie był jakoś pięknie ozdobiony, jednak prostota i jakość wykonania tego śmiertelnego narzędzia mogła wzbudzać podziw.
Ebberk trzymając miecz skośnie, zablokował cięcie niewiasty. Już od walki z Ionem stwierdził, że walka zdecydowanie się różni od tej jaką prowadził w dzikiej, mroźnej północy. Tutaj nie potrzeba było olbrzymiej siły, by przebić pancerz przeciwnika. Liczyła się szybkość wyprowadzanych ciosów. Tego jednak nie sposób nauczyć się w kilka godzin. Spokojnie kontrując uderzenie, cofnął się o krok. Złapał rękoma trochę niżej miecz niż zazwyczaj. Łatwiej i sprawiej nim będzie operował. Dłuższy niż sejmitar dwuręczny miecz spadł z góry na Tulli. Zaczynał spokojnie.
Zwinęła się pod ostrzem, unosząc sejmitar ukosem i blokując nim uderzenie, kocim ruchem obróciła się, wyskakując z prawej strony; już była za plecami Ebberka, oczy jej się śmiały, gdy wyrzuciła rękę w przód, tnąc z góry, celując w zgięcie ramienia, jakby chciała odciąć w połowie trzymającą miecz dłoń.
- Nie boję się o ostrze...- sapnęła - Ale o własne ręce...gdybyś chciał, możesz tym rozrąbać człowieka na połowę! Musisz być silny, skoro dźwigasz takiego kolosa...Ile ten miecz waży, Ebberku?- zagadywała go, równocześnie próbując poziomymi ciosami trafić pod kolana, nim obróci się z mieczem. Liczyła na swoją lekkość- zauważyła poza tym Muriona i zdopingowana jego obecnością postanowiła zabawić się z olbrzymem, zwiększając szybkość.
- Nie wiem. Jest idealny jak dla mnie. - odpowiedział szybko. Ciężko mu było reagować na szybkość ciosu partnerki. Dwurak nie nadawał się do kontrowania, raczej do natarcia. Każdy jednak cios próbował nie tyle blokować co odbijać, przekazując dużą siłę. Ciągle starał się zachować dystans, jednak szybkie zmiany pozycji Tulli, blokowały jego działania. Kiedy tylko nadarzyła się okazja wykonał tak zwany podlew, czyli atak od dołu w górę. Ciężki do wykoniania dwuręcznym mieczem z powodu jego wagi dla niektórych.
Nie zdążyła uskoczyć, ratując własną skórę, uklękła na jedno kolano, wychylając się w tył tak mocno, że niemal czuła, jak trzeszczą jej żebra i wyginając ciało, by uniknąć uderzenia. Czysta akrobacja. Teraz, gdyby chciał, mógłby ją dobić kopnięciem w odsłoniętą szyję i pierś, tak to się robiło w brutalnych bijatykach. Ale to był tylko trening, więc zaśmiała się, zadyszana, wstając i potrząsając głową.
- Dobry jesteś!
- Nie tak jak ty. - Gdyby nie to, że walczy z kobietą i do tego prosiła go o brak rozlewu krwii, zapewne nie skończyłoby się na samym kopnięciu. - Kontynuujmy.
Rozpoczął sekwencję ciosów lewy bok, prawy bark, uda. Ciosy były silne, jednakże nieprzemyślanie. Łatwo było zauważyć, że odsłania podczas ciosów klatkę piersiową odpowiednio przeciwnie do kierunków ataku.

Nie mógł być szybszy od niej - potrzebował zamachnąć się, by uderzyć, do tego musiał użyć ramion, a ona tymczasem ze szczękiem zderzającego się żelaza osłoniła się trzykrotnie, po czym, zanurkowawszy w dół i mocno wspierając się palcami lewej reki o pokład, by nieco wyhamować impet, cięła mocno, ukośnie, celując w odsłoniętą pierś mężczyzny.
Cios był silny, jednak nie przebił napierśnika. Siła ciosu dosięgła ciała. Mężczyzna skrzywił się, nie pozwalając sobie na nic więcej. Na pewno pojawi się duży siniak na prawym barku. Za wolno zareagował. Szybkość nie była jego mocną stroną. Potrafił jednak wytrzymać dużą ilość bólu co było jego atutem. Tulli nie okazała się jakąś tam dziewczynką uczącą się na dworach. Tak przynajmniej myślał, kiedy powiedziała o rozlewie krwi. Dobrze, że nie boi się atakować. On jakoś to przetrzyma.
Tulli opuściła rękę z bronią, w jej oczach, ciemnobrązowych, ciepłych, coś mignęło- niepokój? Współczucie?
- Przepraszam! Świetne to było, naprawdę..nigdy nie walczyłam przeciw dwuręcznemu mieczowi, choć zdarzylo mi się z toporem... technika podobna. Dziękuje, Ebberku! Musimy to opić przy najbliższej okazji! - klepnęła go po ramieniu, wesoło, zadzierając nieco głowę i mrugnęła, zmęczona trochę. A potem usiadła, by wyczyścić sejmitar do połysku i odsapnąć trochę, opierając plecy o drewnianą skrzynię pod masztem.
- Dzięki za walkę. - odparł krzywiąc się lekko kiedy go klepnęła po ramieniu. Przysiadł obok ponętnej kasztanowłosej tropicielki. - Masz jeszcze sprzęt do czyszczenia broni? Toporami dobrze się rzuca. - rzekł uśmiechając się, co w jego wypadku wyglądało dość szkaradnie.
Podała mu miękką skórkę, nasączoną olejem z orzechów, wydobytą z sakiewki u paska, gdzie nosiła też zapasowe, nawoskowane cięciwy.W milczeniu patrzyła, jak czyści ostrze - sama uwielbiała to robić, nawet bez potrzeby, to ją uspokajało. Lubiła dbać o broń.
Olbrzym podziękował skinieniem głowy. Kiedy dotarł do jego nozdrzy zapach olejków orzechowych przypomniał mu się graf.
- U nas takiego oleju używali wyżsi dowódcy. My braliśmy cokolwiek, byle smarowało - powoli i starannie zaczął czyścić ostrze. - Od broni zależy twoje życie. Tak nas uczono w wojsku.
Żadnej czynności nie wykonywał w takim skupieniu jak pięlegnowania broni i zbroi. Powoli, z groteskową starannością jak na takiego wielkoluda z wyglądem zbója polerował ostrze. To był dla niego rytuał.

Obserwowała go, a potem uniosła głowę, żeby zobaczyć, co robi Murion. Wiedziała, że przyglądał się walce i ciekawa była jego opinii.
- Jak na mój gust - całkiem dobrze - powiedział. - Ale - ściszył głos, by go nie słyszał Ebberk - nigdy nie przepadałem za osiłkami, co w sile widzą wszystko.
- A ty jak walczysz, Murionie? - wstała, prostując silną, ale proporcjonalną sylwetkę. Była nieco zadyszana, ale oddech wracał już do spokojnego rytmu, tylko włosy rozplotły się z uwięzi i opadły na plecy ciemną falą. Zmrużyła oczy, jakby rzucając mu wyzwanie. - Jeśli nie siła, to co? Finezja?
- Jak powiadał mój mentor - to nie ma być ładnie, to ma być skutecznie. Rapier oczywiście wiele ma z finezją wspólnego
- mówił dalej Murion - ale w prawdziwej walce chodzi tylko o to, by być wśród tych, co zostaną na placu boju żywi. A najlepiej jeśli zdołają z tego placu boju zejść o własnych siłach, w przeciwieństwie do przeciwnika.
- Oczywiście - kiwnęła głową, była “cholerną realistką”, jak ją nazywał Tallamir. - Zgadzam się z każdym twym słowem... a teraz pokaż mi, jak schodzisz z pokładu o własnych siłach. Masz przewagę, już jestem po walce. - Jej palce dotknęły rękojeści broni, uśmiechnęła się, jak dzieciak, szykujący psotę.
- Twoja wola. - Skłonił się uprzejmie. Ostrze rapiera zalśniło w słońcu. - W końcu w walce nie można liczyć na to, że będzie się miało tylko jednego przeciwnika - powiedział. - Przy jakiejś okazji powinniśmy potrenować walkę w parach.
Rozejrzał się dokoła i wziął do ręki kawał płótna, leżący przy zejściu pod pokład. Owinął lewą dłoń.
- Spróbujemy coś nowego... Płaszcz zamiast tarczy - powiedział. - Widziałem coś takiego w pewnym traktacie... nie pamiętam dokładnie czyim... Agrippy chyba. Gotowa?
- Widziałam kiedyś walkę z lewakiem... z płaszczem nigdy. Gotowa. - Zajęła pozycję naprzeciw niego, czując, jak wiatr od morza porywa jej włosy i zarzuca na twarz. Dmuchnęła. No tak... włosy, płaszcz...znużenie. Trzy przeszkadzajki. Uśmiechnęła się do Muriona. - Zaczynaj.
Proste pchnięcie na korpus było tylko i wyłącznie zapoczątkowaniem starcia. Wszak trudno było sądzić, że coś tak prymitywnego dotrze do celu... na początku walki.
Wiedziała, że musi się skupić, że będzie rozpraszał jej uwagę płaszczem, próbując zyskać ułamki sekund w razie czego uwięzieniem sejmitara w materii...W dodatku rapier był bardziej niebezpieczną bronią, a ona nie miała na sobie ani cienia pancerza, tylko delikatną koszulę, rozchełstaną u szyi i swoje ulubione portki....Sparowała pchnięcie, odsuwając się nieco i próbując ataku na rękę, trzymającą broń... cięcie... odskok... Oczy Tulli śmiały się. Lubiła walkę, a w dodatku nie miała teraz świadomości ryzyka, bo wiedziała, że jedynie trenują.
Nie parując zszedł z linii ciosu.
- Finezja nie przydaje się jeśli chodzi o przeżycie. Walka jest brutalna, a pole bitwy zaściełane wieloma ciałami. Ważne, by przetrwać - rzekł Ebberk, nawet nie spoglądając na walczących. - Bitwy nie są zabawą dwóch szermierzy.
- Jak na bitwę to jest nas za mało
- odparł Murion, nie spuszczając z oczu Tulli.
Półwykrok i finta.
Skok. Obejście z wypadem, aż boli w kolanach, gdy stopy uderzają o pokład, kolejny skok.
Półobrót. Płaszcz sparował ostrze sejmitara.
- Nigdy tak... nie czuję życia, jak wtedy... gdy ktoś usiłuje mnie zabić - zaśmiała się, czując znużenie. Płaszcz! Cholerny płaszcz! Uniosła wyżej ramię, chcąc wyprowadzić cios w głowę, jak gdyby chciała ściąć mu czubek głowy jak jajko na miękko.
Pół kroku w tył starczyło, by cios nie doszedł celu. Powstrzymał rękę, rwącą się do pchnięcia w korpus.
Potknęła się, wyprowadzając kolejne uderzenie. Minimalnie, o włos, byli na pokładzie i grzbiet jakiejś fali zrobił swoje.
Sparował uderzenie, zbijając ostrze w lewo.
- Powinniśmy spróbować na bosaka - powiedział.
Krótki sztych w kierunku pachwiny. Zasłona. Kucnięcie. Noga w tył, złapać oddech.
- Zawsze... jesteś... tak cholernie... uprzejmy?
Ebberk skończył czyszczenie i konserwowanie broni. Włożył ją do pochwy i stanął obserwując już taniec jaki odprawiali ci dwoje. Komentarz Tulli na temat radości życia podczas walki nie był mu obcy. Kiedy człowiek walczy ze śmiercią przekracza granice swojego ciała. Radość jaką sprawia przeżycie jest jeszcze lepsze. Uczucie to przekracza wszelkie doznania, przyjemności przeciętnego, żyjącego w bezpiecznym miejscu człowieka.
- Zwłaszcza w stosunku do kobiet - odparł Murion. - A wiesz, jak to denerwuje przeciwnika?
Wyprowadził szybkie pchnięcie w stronę głowy... w ostatniej chwili zmieniając kierunek. Wprost na ramię ręki trzymającej sejmitar.
Dała się oszukać, zasłuchana w swoje myśli - słowa Ebberka coś jej przypomniały.... Odskoczyła, z impetem siadając na stojącej za nią skrzyni, pod którą wcześniej siedziała. Wybuchnęła śmiechem, unosząc ramiona w górę.
- Poddaję się!
- Uwierzę, jak odłożysz broń
- uśmiechnął się Murion. Cofnął się o krok.
Delikatnie odłożyła sejmitar, po czym, nadal siedząc na skrzyni, zajrzała kapłanowi w oczy.
- W porządku?
Murion schował rapier.
- Przepraszam - powiedział. - To było nie w porządku w stosunku do ciebie.
Wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać.
- Nic sobie nie potłukłaś? - spytał.
- Nic poza zadkiem - prychnęła, po czym przyjęła jego uścisk... tylko po to, by go pociągnąć mocno do przodu, a gdyby stracił równowagę, podstawić mu nogę i przewrócić na pokład.
Może by się i udało, gdyby nie to, że Murion, pociągnięty do przodu, objął ją w pół.
- Oszukujesz! - zaprotestowała z niewinnością osoby, która wypierałaby się w żywe oczy tego samego, o co oskarżała przeciwnika.
- Ważne, żeby było skuteczne - powtórzył własne słowa, przytykając jej do boku ostrze sztyletu.
Trening był skończony. Tulli westchnęła, odsunęła dłonią sztylet, zamierzając uwolnić się z uścisku i podnieść sejmitar. Czuła w kościach ten trening, oj, czuła....
- Dziękuję - rzuciła Murionowi, po czym usiadła spokojnie na deskach pokładu i ujęła szmatkę, którą wcześniej dawała Ebberkowi.
- Również dziękuję - odparł. - Jeśli faktycznie boli cię siedzenie, to mogę ci pomóc.
Zignorowała tę uprzejmą propozycję.
- To może się napijemy ? - odrzekł Ebberk jakby mówił o czymś o czym wszyscy zapomnieli. - Rum mają nienajgorszy. A po walce zawsze wszystko lepiej smakuje.
Ale Tulli już uniosła głowę, widząc nadchodzącą białowłosą.
 
__________________
Nie ma zmartwienia.
Maura jest offline