Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2011, 17:01   #102
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nie tak powinien wyglądać zwycięski powrót.
Gdzież się podziała radość? Gdzież duma z triumfu nad tak potężnym oni?
Wszak pokonano Matkę Głodu, straszliwego demona, którego esencja została wchłonięta przez dwójkę łowców. Leiko czuła jak jej ciało pochłania piekielną duszę umierającej bestii, jak się zmienia pod jej wpływem rozwija, staje się potężniejsze.
To uczucia można było porównać do palenia opium i doznań jakie wtedy się odczuwa. Ale...
Łowczyni dobrze wiedziała jak zwodniczą przyjemnością jest palenie opium. I że w ostatecznym rachunku, cena korzystania z przyjemności opium przekracza zyski. Opium było zdradliwe.
Z pożeraniem dusz oni, mogło być tak samo.
Leiko szła milcząco obok wierzchowca, na którym leżał nieprzytomny Sogetsu. Zaciskał odruchowo dłoń na swym tachi, jakby było ono dla niego czymś najważniejszym. I być może było. Korogi odradziła bowiem młodemu bushi odbieranie mu broni, czy też dotykanie jej.
Dla pewności młoda miko, przyczepiła podczas uzdrawiania jedną ze swych białą jak śnieg karteczkę z wypisaną na niej magiczną pieczęcią do oręża nieprzytomnego jounina.
Biała karteczka już zdołała pożółknąć i poczernieć na brzegach jakby spalał ją niewidzialny ogień.
Przestrzegła też przyglądającemu się praktykom Yasuro, wspominając o tym, że w orężu gnieździ się zły duch. I tylko Kazama ma go pod kontrolą.

Młody samuraj szedł z drugiej wierzchowca, zerkając od czasu na dziewczynę. Wiedział, czemu jest na niego zła. I wiedział, że ją zawiódł. Nie bardzo jednak wiedział jak ją udobruchać, lub podejść.
Dlatego zamknął się w zbroi milczącej uprzejmości.

A sama milcząca Maruiken miała nad czym myśleć. Oni którego zniszczyła został uwolniony przez kogoś. Czarownika podobnego Kohenowi. Czemu został uwolniony? W jakim celu?
Na pewno nie chodziło o coś tak trywialnego jak wymordowanie kilku wiosek.
Kim była mała Korogi i jej yojimbo, Furoku? Co wiedzieli, czemu się zjawili?
Na pewno nie był to przypadek.
Więc jaki był powód ich pojawienia się i pomocy? Nastoletnia miko, kolejna zagadkowa postać.
Jedna z wielu zagadek jaką kryły te ziemie.
Póki co jednak... docierali do wioski.

Bitwa w wiosce już się zakończyła. Ogniste czary były wyjątkowo skuteczne przeciw wodnym oni, a z małymi dziećmi Matki Głodu rozprawiły się katany Kumy i Yasuro.
Nie obyło się bez ofiar. Kilku ludzi leżało na matach w środku wioski, przygotowani przez eta do dalszej drogi. Także eta zajęli się uprzątnięciem małych ciałek, potwornych dzieci Matki Głodu, które leżały wszędzie, szybko ulegając rozkładowi.
Najbliżsi zmarłych płakali, ale pozostali radowali się tym, że wioska przeżyła kolejny napad gniewu rzeki.
Gdy poległy wodne oni, gdy poległy małe bestie, wieśniacy mogli odetchnąć z ulgą. I szykować się na kolejny dzień. Kolejny dzień oblężenia.

Kuma siedział przed swoim domkiem racząc się sake. Był w wyraźnie dobrym humorze.
-Hej...- rzekł radośnie na widok wracającej trójki.- To była dopiero walka czyż nie? Dzisiaj pokazaliśmy tym pokracznym oni, potęgę naszych mieczy.
-Raczej youjutsusha pokazał swoją potęga.
- wtrąciła Samisu, krzątająca się tuż za nim. I westchnęła teatralnie- Ech... czemu ty nie jesteś tak potężny Kuma-san.
Po czym zaczęła marudzić.- Może gdybyś mniej spał, więcej trenował i zdecydowanie mniej pił... Może byłbyś tak gibki i zwinny jak młody samuraj-sama.
-Eeeej,eeeej... Czyż nie ratowałem wiele razy wioski?-
na twarzy Marasakiego pojawiła się wyraz lekkiej irytacji, podczas gdy dziewczę nie przejmując się tym marudziło nadal.- Z tym wielkim brzuszyskiem, coraz trudniej wychodzi ci ratowanie Kuma-san.
Łowca wstał i niemalże ryknął.- Nie mam wielkiego brzuszyska, to mięśnie wykute w ogniu wielu walk.
- Wielu bojów z zupą miso i z sake.
- odgryzła się Samisu, kpiąc w żywe oczy samurajowi.
-Wdzięczność wieśniaków.- prychnął Marasaki i zwrócił się do nadjeżdżającej trójki.- No i jak wam poszło. Wracacie żywymi, więc zapewne udało wam się ubić tą poczwarę.
Spojrzał na Yasuro mówiąc. -Popisałeś i tam młodziku? Masz bowiem talent, trzeba ci to przyznać. Pod dobrym nauczycielem...takim jak ja...
- Nauczysz się pić sake całymi dniami i obijać się.-
wtrąciła znów Samisu. A Kuma...


...wściekł się.
-Zamilcz kobieto! Myślisz, że te wszystkie obrazy ujdą ci płazem?! Następnym razem nie obronię tej wioski i pozwolę oni ją zniszczyć. Eeeeech...żadnej wdzięczności.- krzykami rozładował swą frustrację, która spłynęła po Samisu, jak woda po kaczce. Widać było, że zna dobrze charakter łowcy, dobroduszną naturę skrytą po obliczem obiboka i zabijaki.
Spojrzenie Kunashi spoczęło na nieprzytomnym Sogetsu.- A temu co się stało? Żyw jeszcze?

Po załatwieniu wszelkich pilnych spraw, resztę nocy należało poświęcić na odpoczynek. Jak się okazało, łowcy i samuraj dostali dla siebie całą chatkę. Co nie było aż takim luksusem, bo w małym budynku musieli się gnieździć we czwórkę. Natomiast Leiko trafiła do chatki Samisu. Skromnej, ale wygodnej.
Od Samisu dowiedziała się też szczegółów na temat wydarzeń, które działy się w wiosce podczas jej nieobecności. O walczących wspólnie Dasate i Kunashi, i o tym jak na nich praktycznie spadł ciężar walki z licznym i niebezpiecznym wrogiem, jakim były dzieci Mugin Jie. Stworki bowiem bardziej od walki z dwoma szermierzami, wolały łatwiejsze cele, jakim byli bezbronni wieśniacy. I obaj musieli włożyć wiele wysiłku w dopadnięcie ropuch, zanim one dopadły bezbronnych mężczyzn kobiet i dzieci.
Wieczorem dziewczyna rozgadała chwaląc wielokrotnie Kunashiego. Jak widać, docinki zostawiała sobie na czas, gdy była w obecności Kumy. Można było niemal odnieść wrażenie, że młoda wieśniaczka próbuje łowcę wychować... albo przynajmniej uczynić lepszym.
Opowiedziała też o Kohenie i o jego tytanicznym niemal starciu z wodnymi oni. I o spustoszeniu, jakie robiły je zaklęcia ognia wśród nich. A także o omdleniu czarownika tuż po walce. Widać owo starcie było dla niego bardzo wyczerpujące.

Kolejny dzień, zaczął się od wspólnej narady nad dymiącymi miskami owej zupy miso.


Kunashi podczas niej opowiedział, o tym jak wiele wiosek jest napadanych i jak niewiele z nich chronią łowcy.
-Hachisuka obiecali podesłać kolejnych łowców, ale to krótkowzroczne rozwiązanie. Trzeba zwalczyć źródło choroby, a nie tylko objawy.- stwierdził Marasaki, a Kohen dodał.- To oznacza wyprawę w górę rzeki, do źródła prawdopodobnie.
-Niebezpieczna wyprawa.-
odparł Kunashi, popijając sake.- W górze rzeki Kisu roi się od nieumarłych, głównie bushi zabitych na polach bitew wojny Onin. Powiadają, że wielu z nich nie pogrzebano, albo z braku czasu, albo z braku ludzi...albo z pogardy dla zmarłych. Teraz te duchy ponownie zasiedliły swe ciała i mszczą się na żywych.
Potarł policzek.- Sagi będzie wiedział więcej na ten temat, broni jednej z najbliżej położonych źródła rzeki wiosek.
Czarownik zaś dodał.- Sogetsu powinien pod wieczór odzyskać siły. Na razie odpoczywa.
A Marasaki się uśmiechnął.- To czeka nas najspokojniejszy wieczór. Z tyloma łowcami, walka z wodnymi oni, nie powinna stanowić problemu.

Skwarne popołudnie. Wyjątkowo ciepłe jak na wiosnę.
W takie popołudnia, ciało się rozleniwia, a myśli zaczynają krążyć wieloma torami.
Jeszcze nie ustalono, kto wyruszy na wyprawę w górę rzeki. Ale było niemal pewne, że zgłosi się ku temu Sogetsu. Kohen się wahał. A Kunashi miał wioskę do obronienia. Yasuro zaś zaoferował się jako przewodnik. Niewątpliwie ci z łowców, którzy nie ruszą na tą wyprawę... będą musieli zająć się mało satysfakcjonującą, ale bezpieczną robotą w postaci ochranianiem wioski przed gniewem rzeki.
Leiko jeszcze nie zdecydowała co wybierze. Ale czyż przebywanie w jednym miejscu leżało w jej naturze?
Tak... o ile tym miejscem było miasteczko dookoła zamku Miyaushiro. Zamku pełnego tajemnic i politycznych intryg, których odkrywanie i manipulowanie nimi było nie tylko talentem Leiko, ale też i pasją.
Ale... wioska nad brzegiem rzeki Kisu?

Gdy tak rozmyślała, zauważyła że do wioski ktoś się zbliża, znajoma sylwetka i twarz.
Szczupły jak trzcina młodzieniec, który był nie tylko jej osobistym yojimbo ale i rozrywką w Nagoi.
Kirisu.


Kogucik szedł z poważną miną w kierunku wioski, ale na sam widok rozpromienił się. I ruszył energicznie, by po dojściu do niej rzec drżącym głosem.- Tak bardzo się stęskniłem za tobą Leiko-chan.
Uśmiech wykwitł na twarzy Leiko. Wszak przybycie Kirisu, było dla niej uśmiechem Fortun. Czyż ten łatwowierny młodzik nie był jej oddany? Czyż nie był gotów na wszystko, by zyskać jej uśmiech? Czyż żar jego lędźwi nie okazał się tak przyjemny tamtej nocy w Nagoi?
Wreszcie, czy przy tak licznej grupce łowców w tej wiosce, ona musiała być obecna przy wieczornym pojawieniu się wodnych oni? Czyż wypadało jej, słabej kobiecie, odbierać innym łowcom okazji do popisania się siłą i męskością?
O tak, pojawienie się Kirisu otwierało nowe możliwości przed łowczynią. Możliwości, z których można było skorzystać.
Nic więc dziwnego, że na widok Płomienia na twarzy Leiko pojawił się wesoły uśmiech.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 29-09-2011 o 13:21.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem