Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2011, 17:07   #159
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Wieczór w Neverendarze, kilkadziesiąt lat temu.

Gwiazdy świeciły jasno na niebie, rozświetlając uliczki oraz napawając poetów weną jak i natchnieniem. Niebo było niemal bezchmurne, czasem jedynie mały obłoczek przemknął szybko po nieboskłonie, nieśmiało, jak gdyby wstydził się przysłaniać na chwile tak piękne niebo. Miasto układało się powoli do snu, jednak jedna uliczka wciąż głośna była od śmiechu jak i rozmów. Grupka kilku Nieskńczonych szła ramię w ramię dyskutując się i śmiejąc. Na czele ugrupowania szedł blond włosy chłopak – Revo Himer, rozmawiał wesoło z osobnikiem o ogromnych skrzydłach które sięgały niemal ziemi. Po lewej stronie blondyna spacerował powoli osobnik którego każde skrzydło miało inną barwę. Lekko zaś na uboczu, jednak wciąż z grupą, szedł nieskończony o różowych skrzydłach jak i włosach- Szajel Gentz. Tancerz uśmiechał się nieśmiało słuchając rozmowy chłopaków, co jakiś czas wtrącał się (nie zawsze na temat) co często wprawiało całą grupę w śmiech. Szajel lubił z nimi przebywać, nie wyśmiewali go, traktowali jak równego sobie, byli to jego przyjaciele, on przynajmniej tak uważał. Grupka zbliżyła się właśnie do skrzyżowania z jakąś ciasną uliczką, kiedy to z góry opadła na nich zdyszana Nieskończona krzycząc miękkim lekko zirytowanym głosem.
- Szajel wszędzie Cię szukałam! Wiesz która jest godzina!? Ariel wylądowała obok chłopaków, spoglądając na wszystkich surowym wzrokiem. Tancerz opuścił wzrok, i szurając butami po ziemi bąknął tylko. – Zagadaliśmy się...- po czym spojrzał potulnie na swoją przyjaciółkę. Kobieta westchnęła tylko po czym pogroziła całej grupce palcem. – Następnym razem odstawcie go do amfiteatru wcześniej, bo inaczej sobie porozmawiamy! – po tych słowach podeszła i uśmiechając się do tancerza wzięła go pod ramię. Ten pomachał wszystkim na pożegnanie i ruszył w stronę wskazaną przez Ariel. Dziewczyna pociągnęła go w stronę ciasnej uliczki, która to była skrótem do amfiteatru. Mocno trzymała się ramienia tancerza w o wiele lepszym humorze, niż gdy przyleciała do całej grupki. Gdy przeszli już kawałek zagadnęła wesoło swego towarzysza.
- Dobrze się bawiłeś Szajel?
- Tak- odparł nieskończony kiwając głową i uśmiechając się rozmarzony. – Lubię ich... –dodał swym dźwięcznym głosem.
- A mnie to nie lubisz? –zaśmiała się dziewczyna delikatnie szczypiąc Gentza w bok.
- Tez Cię lubię, naprawdę!- odparł Szajel przerażonym głosem, nie zawsze wiedział gdy ktoś żartuje. Ariel uśmiechnęła się do niego ciepło i pogłaskała po różowych włosach całując w policzek.
- Wiem Szajel, wiem... – po tych słowach oparła głowę o jego ramię i zwolniła kroku- chciała cieszyć się obecnością swego ukochanego (który z posiadania tego statusu nie zdawał sobie sprawy) jak najdłużej. Wtedy też cos poruszyło się w ciemności obok jednego z koszów na śmieci. Dziewczyna odruchowo zatrzymała się, zaś tancerz razem z nią. Ariel spojrzała w miejsce z którego dochodził dźwięk. Z ciemności wyłoniła się postać. Wysoki nieskończony o brązowych skrzydłach, ubrany w czarną kamizelkę i rękawice tego samego koloru. Lekkie buty wykonane z miękkiego materiału również pomagały ukryć się w mroku. Jednak spojrzenie tego osobnika było niepokojące. Jego oczy były niewyraźne, przysłaniała je dziwna mgiełka, mężczyzna wyglądał jak ledwo żywy, lub jak gdyby przed chwilą zażył jakiś narkotyk.
- Nic Panu nie jest? –zapytała ariel dłonią wędrując do swej szpady przypiętej przy boku.
- Szajel Gentz...-wymamrotała postać niewyraźnie a z kącika jej ust pociekła ślina.- Szajel Gentz musi umrzeć... –dodał jeszcze osobnik i wybił się na nogach przed siebie mówiąc pod nosem. – Litość...- po tych słowach jedna z jego rękawiczek przemieniła się w potężny metalowy szpon.
Ariel zareagowała błyskawicznie, odepchnęła rózowowłosego i krzyknęła – Gracja!- a jej szpada zajaśniała złocistym blaskiem. Kobieta skoczyła do przodu z niezwykła prędkością, poruszała się niczym kot, szybko i zwinnie. Dystans między nią a mężczyzną szybko się zmniejszył, zaś ostrze szpady wycelowało w gardło osobnika. Ten jednak miał kilka sztuczek w zanadrzu, bowiem przemienił się w czarną mgłę omijając atak kobiety, a pojawiwszy się za nią mocno uderzył w jej ramię metalową rękawicą. Dziewczyna syknęła z bólu, lecz odwróciła się z nadludzką prędkością wyprowadzając szereg pchnięć. Jednak żadne nie dotknęło celu, bowiem z broni przeciwnika wystrzeliły serpertyny mroku blokujące ciosy. Mężczyzna kopnął Ariel w brzuch odpychając ją do tyłu i skoczył na Szajela.

Rózowowłosy który nie do końca wiedział co się dzieje, zareagował dopiero gdy Ariel została uderzona.
- Zostaw moją przyjaciółkę! –krzyknął głośno po czym dobył swych sztyletów. Metalowa rękawica została zablokowana przez jedno z ostrzy, drugie zaś zostało skierowane w bok przeciwnika. Tym razem jednak znowu uratowało go przemienienie się w mgłę, zaś tancerz otrzymał mocarne kopnięcie w kostkę. Jęknął cicho, tracąc równowagę. Dłoń pokryta rękawica uniosła się, zaś na końcu broni pojawił się kolec stworzony z cienia. Gdyby nie Ariel która zajęła przeciwnika walką, zapewne kolec przeszyłby Szajela na wylot. Przyjaciółka jednak sprawnie zaczęła parować ataki wroga, jak i wyprowadzać liczne pchnięcia. Jedno nawet drasnęło nieskończonego, ten jednak w ogóle nie zwrócił uwagi na ból ponownie odpychając kobietę. W tym momencie Szajel uderzył na niego z góry zaplatając łańcuch wokoło szyi przeciwnika, by poddusić oponenta. Ten jednak wytworzył na rękawicy spirale ciemności, która wystrzeliła w stronę różowowłosego zmuszając go do uniku. Szajel wylądował koło Ariel, przyklękając na jedno kolano – kostka wciąż mu doskwierała.

Osobnik o zamglonym spojrzeniu ponownie spojrzał na dwójkę arlekinów i wydukał słabym głosem. – Szajel Gentz... musi umrzeć. – po tych słowach wystawił przed siebie rękawice na której końcu pojawiło się wiele czarny serpertyn zakończonych ostrzem. – Giń –jęknął mężczyzna a pociski mroku wystrzeliły w stronę Gentza.


Szajel chciał poderwać się do uniku, jednak przeszywający niemal paraliżujący ból, który promieniował z kostki mu to uniemożliwił. Zielone oczy spojrzały na nadlatujące strzały.
Coś błysnęło.
Trysnęła krew.
Oczy Szajela rozszerzyły się szeroko. Ariel stała przed nim z rozłożonymi rękoma zaś czarne strzały powbijane były w jej ciało. Krew ciekła z licznych ran a kobieta osunęła się na ziemię koło Szajela. Żyła, ale jej stan był ciężki, dyszała ciężko. Spojrzała na swego towarzysza i uśmiechnęła się od niego.
- Szajel... jesteś najszybszy, nikt Cię nie dogoni w przestworzach... uciekaj stąd. –mówiąc to pogładziła dłoń swego przyjaciela, który drżał na całym ciele.

Gentz spojrzał na ranną przyjaciółkę, a kącik jego ust drgnął raz a potem drugi. Powieka zaczęła delikatnie drgać, zaś twarz wykrzywiła się w dziwnym grymasie. Mimo bólu kostki Szajel dźwignął się na nogi i spojrzał na przeciwnika, a następnie na Ariel.
- Harl zawsze mówił że przyjaciele są najważniejsi. Nie zostawię Cię tu.- odparł i mocniej chwycił broń z nienawiścią patrząc na swego oponenta. – Za to co zrobiłeś... Nie ma wybaczenia. –mówiąc to jedną ręką zaczął delikatnie ciągnąc swoje włosy, powieka drgała miotana tikami nerwowymi, zaś broń zalśniła na różowo.
- Zaraz wrócę Ariel, wytrzymaj, dobrze?
Dziewczyna nie zrozumiała o co chodzi jej partnerowi ale kiwnęła głową, ręką powoli odpinając buteleczkę z mikstura leczniczą. Nie była to mikstura tak silna by przywrócić ją do walki, ale na pewno ustabilizuje jej stan.

Szajel zaś przestąpił krok do przodu na drżącej od bólu nodze i wypowiedział głośno.
- Nasienie Szaleństwa!

Potem w uliczce było już tylko złote światło i Ariel oczekująca powrotu przyjaciela. Zaś gdy on wrócił bez słowa chwycił towarzyszkę pod ramię, i zaczął prowadzić w stronę amfiteatru. Ariel nie odwróciła się ani na chwilę, wolała nie patrzeć na to co zostało za nimi. Uliczka zaś brudna była od krwi oraz, narządów. Wyglądało to jak by coś rozsadziło napastnika od środka, na drobne kawałeczki.

Czas obecny.


Szajel rozejrzał się dookoła pobrzękując kajdanami.
- Gdzie jeste...-szepnął do świata jako takiego.- Czemu tu jestem? Co się dzieje!?-krzyknął podrywając się do góry, lecz nagle osłabiony opadł na kolana, zdawało się że nie widział starca który wraz z nim był w celi.
- Spokojnie... spokojnie... - znów zachrypiał głos starca. Będziesz miał mnóstwo czasu, aby samemu odpowiedzieć sobie na te pytania... Ale się nie martw... Chyba nie będą cię tu trzymać dłużej, niż mnie. - mówiąc to, wykonał znaczący gest, przejeżdżając palcem po swej zmarszczonej szyi.
Szajel spojrzał na współwięźnia okiem w którym błyszczał stach, niepewność i typowe dlań szaleństwo. Na czworakach zbliżył się do staruszka, na tyle na ile pozwoliły mu łańcuchy. Zbliżył swoją twarz do jego lica, zaglądając głęboko w oczy.
- Ty nie jesteś, tym różowym demonem... -stwierdził po chwili, cicho sam do siebie. - Czemu jestem tu, a nie tam, bo powinienem być tam, gdzie powinienem, a nie tu, bo tu nie powinienem być, chyba? -stwierdził zawzięcie machając rękoma, oczekując wyjaśnienia od nowego “towarzysza”.
Starzec zamrugał zamglonymi oczyma. Wzruszył ramionami.
- Ja też nie powinienem tu być. Ani ty, ani ja. A jednak jesteśmy tu i gnijemy. Oh, biada! - zawył.
- Kim jesteś? -zapytał Szajel nieoczekiwanie, normalnym tonem, po czym spróbował zmaterializować swe skrzydła.
Niestety, skrzydła pozostały zneutralizowane, co bardzo zdziwiło tancerza, a człowiek zadrżał na samo brzmienie tego pytania.
- Kim... kim jestem? Oooh... - jęknął umęczonym głosem. Już saam nie wiem... Jestem nikim... Nikt to ja... Ale kiedyś, byłem kimś... chyba.
- A ja jestem nikim...- powiedział Szael który żył w tym przekonaniu od wielu lat. -Czemu nie mogę zmaterializowac skrzydeł? Gdzie jestem?- powtórzył pytanie.
- Skrzydeł... - człowiek uniósł ożywione spojrzenie na twarz tancerza.
Starzec poruszył się niespokojnie, brzęcząc łańcuchami, które połączone z kajdanami na rękach i obręczami na nogach, nie pozwalały mu oddalić się od ściany.
- Czy ty jesteś... - w głosie człowieka pojawiło się nagłe podekscytowanie. Czy jesteś Wiecznym? - dokończył pytanie.
-Jestem Szajel.- odpowiedział rzeczowo tancerz. - To wiesz, czemu nie mogę zmaterializowac skrzydeł?- zapytał bardzo spokojnym wręcz dziecinnie miłym głosem.
- Nie... nie wiem... Być może to przez te... kajdany. - wskazał na żelastwo zaciśnięte zarówno na jego, jak i na nadgarstkach Szajela.
- A gdzie jesteśmy? -zapytał tym samym tonem rózowowłosy, a jedna powieka drgnęła mu na wskutek tiku nerwowego.
Człowiek, który w międzyczasie zwiesił bezradnie głowę, znów ją uniósł i odparł od niechcenia.
- Gdzie...? Gdzie moglibyśmy być, jeśli nie w celi? - spod jego zarostu wydobyły się słowa
przesączone brakiem rozumu.
- Czemu tu jesteśmy. CZEMU. -powtórzył głośno Szajel, i zbliżył twarz, do facjaty starca, na tyle na ile pozwalały mu łańcuchy, niemal dotykając jego czoła swoim.- Czemu...?-wyjęczął strapionym głosem, rozbieganymi oczyma błądząc po pomieszczeniu i twarzy rozmówcy.
- Bo widocznie na to zasłużyliśmy. - odparł brudny więzień, a jego cuchnący oddech doszedł do nozdrzy Nieskończonego.
Szajel wzdrygnął sie od tego zapachu, odsuwając twarz. - Długo już tu jestem? - Zapytał po czym powtórzył po raz kolejny. - Gdzie jestem?
- Więzienie... Blackwinter... ale wątpię, żeby ci to coś mówiło, skoroś nie tutejszy i używasz Wspólnego. - stwierdził starzec.
Mimo iż szalony, jego umysł zachował bystrość.
- Nie bój się... jesteś tu zaledwie od kilku godzin... przyciągnęli cię tu po zachodzie.
- Kto... i gdzie mój worek?! Gdzie jest mój worek!!- wykrzyknął tancerz zdając sobie sprawę, że jego rzeczy nie są przy nim. Do tego zaś co było w tobołku był niezwykle przywiązany.
Człowiek drgnął gwałtownie.
-Jak to kto!! Rębajła tego przeklętego Legionu! - splunął na bok. Cokolwiek miałeś przy sobie, stało się pewnie ich zabawką!
Szajel zamrugał gwałtownie. Zabawką? Jego rzeczy... błyskotki, paciorki farbki, rysunki.. pieniądze które dostał od Chichi, wszystko to miało stać się zabawką. Tancerz spojrzał na łańcuchy, poczym odsunął się od starca pod ścianę, zaczął się z całych sił koncentrować. Skupił cała uwagę swego umysłu na tej czynności, nie było to łatwe, ale za wszelką cenę próbował zmaterializować skrzydła, czy też przywołać chociaż trochę mocy źródła. Wysiłek tancerza spełzł na niczym. Gdy czuł, że zaczyna czerpać odrobinę siły źródła, więź była brutalnie przerywana. Kiedy spróbował przywołać swe skrzydła, kamienie w jego kajdanach zaczęły jarzyć się magicznym światłem, a Szajel odczuwał dotkliwy ból. W końcu poddał się, wyczerpany tą torturą.
- Cokolwiek próbujesz zrobić, te kajdany to udaremnią. Zdaje się, że pochłaniają każdą cząstkę magicznej energii. Gdyby nie one... już dawno by mnie tu nie było.
-Nie da się tego jakoś przełamać? Wszystko da się jakoś zmienić...- wydyszął zmęczony tancerz.
Człowiek otworzył usta, lecz nim cokolwiek powiedział, zamknął je i wpatrywał się w coś stojącego przed celą. Otóż stała tam dwójka mężczyzn trzymających płonące pochodnie. Ich światło boleśnie ukłuło Szajela, gdy na nich spojrzał. Ludzie coś powiedzieli i jeden ze strażników sięgnąl po swój klucz. Otworzył celę, a drugi mężczyzna wszedł do jej środka. Chwycił Szajela za ramię i podniósł go.
- Idziesz z nami. - powiedział w języku Wspólnoty.
- Gdzie są moje rzeczy?- wypalił od razu tancerz w stronę jednego z gwardzistów, w języku wspólnym.
Strażnik trzymający Szajela za ramię, zdzielił go po twarzy. Osłabiony Nieskończony zatoczył się i upadł. Człowiek znów chwycił młodzieńca, tym razem za szaty. Podniósł tancerza na nogi i wypchnął go z celi. Tam drugi mężczyzna złapał różowowłosego za kark i czekał aż jego towarzysz wyjdzie. Tamten miał zamiar opuścić już celę, ale nagłe słowa więźnia, w języku Ludończyków, wywołały w nim wybuch gniewu. Strażnik rzucił się na skrępowanego mężczyzna i zaczął go brutalnie kopać, aż więzień skulił się na ziemi i w pokorze przyjmował kolejne ciosy. Po tym incydencie natychmiast opuścił celę, zamykając ją na klucz.

Ludzie w milczeniu prowadzili ze sobą Szajela, poprzez sieć ciemnych korytarzy, zdobionych podobnymi kratami. Po pewnym czasie, eskorta dotarła do zakratowanych wrót, za którymi znajdował się kolejny człowiek, siedzący na niewygodnym stołku przy drewnianym biurku zapełnionym stertami papieru. Korytarz przed nimi oświetlony był wieloma pochodniami, umożliwiającymi człowiekowi pracę nad papierami. Strażnik, na widok swych kompanów, wstał z miejsca i ruszył, aby otworzyć im przejście. Ludzie kontynuowali podróż przez kolejne korytarze, tym razem jasno oświetlone. W ścianach, zamiast cel, znajdowało się teraz wiele drewnianych drzwi. Ludzie jednak nie wybrali żadnych, szli dopóki nie dotarli do schodów. Gdy dotarli do ich końca, przeszli przez kolejną serię korytarzy, dopóki nie dotarli do końca ich wędrówki. Po drodze Szajel mógł zobaczyć bardzo wielu, podobnie wyglądających ludzi. Ich celem była komnata znajdująca się za niepozornymi, wzmacnianymi stalą, drewnianymi drzwiami. Strażnicy wprowadzili przez nie Szajela i znaleźli się w rogu sali o wysokim sklepieniu.


Ludzie i Nieskończony mimowolnie stali się świadkami egzekucji. Stojąca przed pustym, kamiennym tronem ciemnowłosa kobieta wykonała gest, po którym lód pokrył usiłującego uciec w przerażeniu wieśniaka. Kryształ, pochłonąwszy ciało człowieka rozbił się na kawałki, zawierające w sobie części jego ciała. Po tym wszystkim kobieta cofnęła się i usiadła na swym tronie. Nawet nie patrząc na Strażników i Więźnia, powiedziała:
- Postawcie go przede mną.
Ludzie zdawali się podświadomie wiedzieć, iż ta mówi do nich. Posłusznie wypełnili jej rozkaz, z dodając od siebie odrobinę brutalności. Kolejne uderzenie o mały włos nie zwaliło Szajela z nóg. Strażnicy doprowadzili skrzydlatego przed oblicze kobiety i zmusili go do opadnięcia na kolana. Z bliska, Szajel mógł dokładniej przyjżeć się kobiecie. Miała ona subtelny urok, kryjący się w jej pozornie łagodnych rysach twarzy i delikatnej sylwetce. Odziana była w ciemne szaty, a na głowie miała pierzastą koronę z trzema parami skrzydeł, odchodzących od jej obręczy. Przenikliwe spojrzenie jej srebrnych oczu padło na twarz Nieskończonego.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline