Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2011, 17:51   #22
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Na wysokie niebiosa Faerunu... Czy on się uskarżał na panującą na statku nudę? Czy twierdził, że nie ma co robić? Czy oznajmił że leżenie brzuchem do góry i obserwowanie, jak marynarze uwijają się po pokładzie czy łażą po masztach? Czy powiedział, choćby w myślach, że ma ochotę na jakąś przygodę? Na coś co sprawi, że krew szybciej zacznie krążyć w żyłach? Nie narzekał przecież na to, że siedzi pod płóciennym daszkiem, rozciągniętym łaskawie przez kapitana Abdula. A dokładniej - przez jego ludzi, za jego łaskawym pozwoleniem.
A jak już... to czy bogowie nie mogli zesłać statku pełnego chętnych panienek o kształtach i obliczach hurys? To by wystarczyło, by zmęczone upałem serca zaczęły bić żywiej. No może nie u wszystkich, ale to już drobiazg niewart wzmianki.

Wezwania do stanięcia do walki z bronią w ręku w żadnym wypadku się nie spodziewał. Prawdę mówiąc nie wiedział, z jakiego rodzaju niebezpieczeństwem będą mieli do czynienia, ale na wszelki wypadek wolał stawić mu czoła uzbrojony po zęby, niż walczyć gołymi rękami. Po to bogowie dali człowiekowi zbroje i oręż...
Zbiegając pod pokład rzucił okiem na Ebberka. Czyżby to jego sprawka? Drużynowy wielkolud najwyraźniej się nudził. Widać było, że nie starcza mu picie rumu, machanie mieczem dla treningu i wodzenie oczami za Loią. Pewnie za często powtarzał ‘nudno mi’ i bogowie spełnili jego prośbę. Jeśli tak, to zdecydowanie zasługiwał na to, by wyrzucić go za burtę jak tylko całe zamieszanie się skończy.

Omal nie zderzył się z Tallamirem i Sidhe. Ta para świetnie się ze sobą dogadywała i dziwnie dużo czasu spędzała razem, pod pokładem. Mag, w stroju zdecydowanie nie bitewnym, wcale nie wyglądał na chorego.
Mądry chłopak... I całkiem bystry, jak się okazuje. Siedzenie nad księgami nie spowodowało zaniku niektórych zainteresowań...
Okrzyk “Harpie!” odsunął na bok myśli o postępach i podstępach w relacjach między osobami różnej płci. Zakładając kolczą koszulkę rozglądał się po kajucie w poszukiwaniu jakiejś świeczki. Co prawda Nikomu nie były potrzebne świece, a za zapalenie ognia kapitan pewnie pozbyłby się pasażera w najprostszy z dostępnych sposobów, ale świece były. W dodatku, pod wpływem temperatury, uroczo miękkie i plastyczne. Idealnie nadające się do zatkania uszu.

Któż nie słyszał o harpiach.... I o ich oddziaływaniu na ludzi. To nie gołe piersi tak działały, tylko śpiew. Nie trzeba było zamykać oczu, tylko zatykać uszy.
Na szczęście nie zdążył tego zrobić, bo dzięki temu usłyszał, jak do sąsiedniej kajuty ktoś wbiega. Muron wyszedł na korytarz, trzymając w ręce kuszę, a w drugiej - kawałki wosku.
- Masz! - Wręczył Tulli dwa kawałki.
Nie czekając na podziękowania ruszył na pokład, zatykając po drodze uszy i naciągając kuszę.


Ta harpia z pewnością nie spodziewała się ataku. A nawet gdyby, to i tak nie byłaby szybsza od bełtu... Murion uniósł broń i strzelił. Jak na treningu, nie zważając na to, że tym razem ‘tarcza’ może mu odpłacić. Nie odpłaciła. Co prawda strzał nie był śmiertelny, ale sam impet uderzenia wystarczył, by zmieść za burtę trafionego w skrzydło stwora.
Nie przejmując się jej losem ponownie naciągnął kuszę. Harpii było dosyć, by każdy z członków drużyny znalazł sobie jakiegoś przeciwnika...

Kolejny bełt był nieco chybiony. Zamiast wbić się w serce potwora trafił niżej... Ze sterczącą z żołądka końcówką bełtu harpia zwaliła się na pokład. Jednak bestia była silna i uparta. Podpierając się maczugą uklęknęła, a potem, niemal na czworakach, ruszyła w stronę człowieka, który sprawił ej tyle bólu. Człowiek nie zamierzał czekać na podziękowania. W dłoni Muriona błysnął rapier.
- Senjata ajaib - powiedział, dotykając medalionu.
Ledwo widoczny w słońcu błysk spłynął na ostrze rapiera.

Poruszająca się jak mucha w smole harpia nie miała zbyt wielkich szans w walce z szybszym od niej przeciwnikiem. Brudne pazury o dobrą dłoń minęły twarz Muriona, za to rapier trafił. Pechowo jednak. Ponownie jakiś traf spowodował, że kolejna rana, chociaż bolesna, nie była śmiertelna. Murion kopniakiem odepchnął przeciwniczkę i wyszarpnął rapier. Struga krwi spłynęła z rany na brzuch. Harpia usiłowała jeszcze machnąć maczugą, lecz wystarczył jeden krok w lewo, by uniknąć uderzenia.
Kolejne pchnięcie rapiera było po prostu ciosem łaski.

Murion rozejrzał się by się zorientować, czy ktoś czasem nie potrzebuje pomocy. W jakimś tam stopniu wszyscy potrzebowali. On sam również...
Hapia, większa od swej poprzedniczki, najwyraźniej zapałała do niego ogromną sympatią i ruszyła w jego stronę z szerokim uśmiechem na twarzy. Po zrobieniu dwóch szybkich kroków skoczyła ku niemu w niskim locie.
Prawie uniknął zderzenia, ale i to, przed czym uchylić się nie zdołał wystarczyło, by wylądował plecami na ścianie nadbudówki. Na szczęście nie wypuścił rapiera. Potrząsnął głową i uniósł broń, by stanąć do walki.
Z pewnością by nie zdążył, gdyby nie młody marynarz, który (zamiast uciec pod pokład) chwycił bosak i wpakował jego ostrze pod żebra harpii. Niespodziewany atak przyniósł równie niespodziewany skutek - potworzyca zapomniała nagle o Murionie i obróciła się w stronę nowego przeciwnika. Zbrodnią by było nie skorzystać z okazji.
Cios rapierem, unik, uderzenie bosakiem, pchnięcie rapiera, kolejne pchnięcie, cios bosakiem... Wszystko to było za mało. Bestia była nad wyraz twarda, a kolejne rany zdawały się tylko zachęcać ją do ataku. Ponownie rzuciła się na Muriona, ten jednak tym razem zdążył się uchylić. Rozpęd poniósł potwora dwa kroki do przodu, co wykorzystał marynarz, wbijając z całej siły bosak w plecy harpii.
To wystarczyło.
Murion, niczym na pokazie, wykonał w stronę marynarza salut bronią, a potem ruszył, by dołączyć do reszty drużyny.
 
Kerm jest offline