Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-06-2011, 16:54   #21
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Przeklęta łajba. W międzyczasie ta chciała Sidhe zrobić na złość i w pewnym momencie przechyli ła się niebezpiecznie. Ale to akurat nie stanowiło większej przeszkody dla jasnowłosej, chociaż ból głowy jeszcze jej dokuczał. Wyszła na pokład i rozejrzała się za ciemnowłosą, dobrze zbudowaną kobietą, siostrą Tallimira.
Tulli uniosła głowę znad sejmitara, który czyściła szmatką. Czerwona koszula była przepocona, a ciemne włosy kobiety opadały jej na twarz, gdy oddychała ze zmęczeniem. Trening był intensywny, czuła go w kościach. Ujrzała jasnowłosą Sidhe, z która ostatnio Tallamir spędzał więcej czasu niż z własną siostrą, nie widzianą latami. Ale Tulli nie komentowała tego- rzadko cokolwiek komentowała, o ile nie dotknęło jej do żywego...jeszcze.
- Tulli? - spytała ciemnowłosą kobietę Sidhe. - Twój brat leży w damskiej kabinie. Nie czuje się najlepiej. Chciał, żebyś do niego przyszła.
W mgnieniu oka przerwała dopieszczanie ostrza i z niepokojem w ciemnych oczach spojrzała na dziewczynę.
- Jest chory? Zatrucie? Zjadł coś, wpakował się gdzieś? A może..może znowu eksperymentował z tą swoją magią i coś spadło mu na głowę z jakiegoś zakichanego wymiaru?
- Nie. Nie. Nie. Nie - odpowiadała po kolei na pytania Tulli. Tak krótko i klarownie jednocześnie. - Choroba morska.

Tulli wybuchnęła śmiechem - była w nim ulga, że to nic poważnego, a zarazem autentyczna troska o brata i coś w rodzaju...zadowolenia, że będzie mogła być pomocna. Przez ten rejs i nagłe zagęszczenie towarzystwa czuła się odsunięta nieco na drugi plan i brakowało jej zwykłych, częstych rozmów z Tallamirem. Spojrzała z sympatią na dziewczynę i wstała, chowając broń.
- Już idę... mam ziółka i apteczkę, zaraz sie nim zajmę. Biedak... Dziękuje, Sidhe.
- Pamiętasz...? - nagle urwała to zdanie. Może zapomniało się jej, co zamierzała powiedzieć, chyba uciekły jej słowa. Skinęła głową Tulli i szybko dodała. - Proszę bardzo, drobiazg - dziewczyna najwyraźniej nie lubiła się komuś narzucać, a może nie chciała przeszkadzać kobiecie w zajęciach, więc powoli się oddalała swoją drogą.
- Chodź ze mna, Sidhe - Tulli zawołała za nią pogodnie. - Zobaczymy jak bardzo jest zielony na twarzy..i powiedz mi, czy już zwymiotował wszystko, co można było?
- Wszystko i więcej - mówiła to z jakimś jeszcze skrępowaniem, ale poszła w ślady Tulli.
Leżał na koi, półprzytomny, przybrawszy kolor lekko nieświeżego wodorostu, spocony i dyszący, jak ryba wyrzucona na brzeg. Tulli przeszedł śmiech - sama bardzo rzadko chorowała, ale widok brata podziałał na nią przygnębiająco.
- No wiesz, Tal... pierwszy raz płyniesz statkiem, że nie wiesz, co robić, jak czujesz burzę w żołądku? Sidhe - zwróciła sie do dziewczyny z prośbą. - Przynieś trochę gorącej wody z �-pokładowej kuchni czy skądkolwiek... umyjemy go, nie będzie cuchnął jak wielbłąd z biegunką. Ja przygotuję ziółka.

Sidhe jedynie skinęła głową. Z wiadrami gorącej, jeszcze parującej wody wróciła dopiero po parunastu minutach.
- Był problem z wodą - wyjaśniła na ponownie “dzień dobry” i postawiła naczynia z parującą cieczą na podłodze, mając na nie oko, żeby się nie rozlały. - Z gorącą tym bardziej, trzeba było nagrzać...
Tymczasem Tulli małej, ale mocno upakowanej miksturkami apteczki wyciągnęła niezastąpioną mieszaninę: krwawnik, mięta, kozłek i żyworódka, doskonałe na zatrucia czy niestrawność, w postaci silnego wyciągu. Rozrobiła to z gorącą wodą, przyniesioną przez Sidhe i w cynowym kubku podsunęła Talowi do ust, podtrzymując zdecydowanie jego głowę i pojąc go niemal przymusem.
- Pij - powiedziała z czułością, ale surowo. Poczekała, aż przełknie wszystko, a potem, nie zważając na obecność dziewczyny, ściągnęła z niego koszulę i wyciągniętym z własnych bagaży płótnem zaczęła obmywać tors, szyję i twarz cierpiącego. Zmywała każdy, najmniejszy ślad wymiocin, wyciskając płótno, a potem obróciła głowę do młodej dziewczyny z uśmiechem.
- Wytrzyj go do sucha, okryjemy go kocem, a ja upiorę mu ubranie w reszcie tej wody...dobrze, że udało ci się zdobyć jej tak dużo. Przepiorę też własną koszulę..Posiedź przy nim, a gdyby wymiotował znowu, to do pustego cebrzyka - wskazała wiadro i wyszła, zabierając wodę i brudne ubrania.

Przez ten czas, kiedy Tulli zajmowała się bratem, Sidhe siedziała na innej pryczy i nie wtrącała się w nic, nie przeszkadzała w zabiegach pielęgnacyjnych. Dopiero, kiedy kobieta się odezwała do białowłosej, ta zareagowała. Oczywiście wytarła Tallamira do sucha, nie odzywając się przez ten czas, i okryła go kocem. I strzegła go oczywiście. Nawet parę razy pogłaskała go po głowie, pobawiła się jednym niesfornym kędziorem.
Tak przyglądając się i mężczyźnie, i kobiecie, przekonała się, że ta dwójka ludzi naprawdę jest rodzeństwem.
- Dziękujęeeeee - jęcząco wybełkotał chłopak poddawany owym niezwykle miłym czynnościom. - Niech to pegaaaaaz kołpnie. Ale narobiłem kłopotuuuuu - chyba średnio sobie zdawał sprawę, co dokładnie się z nim dzieje.
- Odpoczywaj, Tallamirze. Już ci lepiej?
- Głowa - wyszeptał - trochę mi zimno, brrrr. Bez sensu, przecież wiem, że jest lato. Ale durne - próbował się wkurzać, ale jego osłabiony głos brzmiał nieprzekonująco. Nie mniej, na pewno fakt, że leżał na łóżku wspomagany przez dwie dziewczyny zdecydowanie polepszał jego zdrowie oraz nastrój. - Bowiem po chwili sie odezwał. - Chyba powoli jakoś lepiej. nie mam już nic w żołądku, toteż nawet nie ssie mnie tak mocno. Dziękuję - uśmiechnął się do nich, no, przynajmniej spróbował.
- Chyba ma dreszcze, Tulli. Ale dobrze, że ci dobrze - lekki uśmiech pojawił się na twarzy Sidhe.
- Tak, naprawdę dobrze - uznał, że owa głaszcząca go dłoń sprawia dużą ulgę oraz prawdziwą przyjemność. - Czy nie jesteście zmęczone?
- Nie, ja ani trochę.

Ech, morska choroba.
- Tal? - Tulli usiadła obok niego, na łóżku, kładąc mu dłoń na czole. Miał takie młode rysy - przypominał bardziej matkę, a ona była podobna z postawy do ojca, tylko włosy mieli takie same i coś w spojrzeniu- czujność? Teraz jednak oczy brata były zamglone i ewidentnie maślane.- Możesz tu spać, łóżek jest dosyć, będę spoglądać na ciebie w nocy. Dam ci jeszcze ziółek, żeby nie było tak fajnie. Pamiętam, że zawsze był z tobą problem, nie chciałeś pić syropów ani lekarstw... - zaśmiała się cicho, z pewną nostalgią.
- Nieeeeprawda, pamięć cie zawiodła siostrzyczkoo. Zawsze wszystko jadłem, nawet to niedobre, zielone coś, które chciałaś mi wmusić twierdząc, że to lek na pryszcze. Tymczasem to było jakieś gorzkie świństwo, whłeeeeeee. Ale dziękuję, wiem, że także musisz odpocząć, nie opiekować się takim padniętym chłopakiem, jak twój młodszy braciszek. Trochę już lepiej, naprawdę - faktycznie, może wydawało się, że trochę mniej jest zielony na licu, niżeli poprzednio.
Porozmawiali jeszcze chwilę, po czym Tulli odeszła dziękując także serdecznie Sidhe.

Białowłosa skinęła głową w kierunku Tulli. To znaczyło coś w rodzaju “Drobiazg”.
- Bardzo fajną masz siostrę.
- Taaak, jaaak mówiłem, ona jest fajna, kochana i w ogóle. Naprawdę jest dla mnie kimś niezwykle ważnym. Poza nią, nie mam właściwie rodziny, którą mógłbym poznać - odparł nieco drżącym, ale mimo to, silniejszym głosem.
- Ja myślałam, że będzie gromami sypała z oczu. Ale nie, powiem ci, że bardzo dobra osoba. Raczej bardziej kompetentna niż ja, jak chodzi o pomoc lekarską.
Nastał moment niezręcznej ciszy.
- W ogóle to jak to jest mieć rodzinę? Chcesz może sobie coś zjeść?
- Zjeść - powtórzył pełen zgrozy. - Nawet nie próbuj mi dawać, bo uciekając pobiegnę szybciej niż koń wyścigowy - zażartował, co było najlepszym dowodem, ze w istocie czuje się nieco lepiej. - Rodzina, rodzina to coś wspaniałego, jeśli naprawdę się kochacie. Moja rodzina niespecjalnie należała do takich. Ot, ojciec decydował o wszystkim. Właściwie wszyscy byli mu posłuszni, poza Tulli, ale reszta nie miała takiej siły. Nie miała … Wiesz, jednak to miłe wiedzieć, że ma się gdzieś jakichś krewnych, ale kiedy nie widzisz ich długo, ta miła myśl powoli obojętnieje.
- Ojciec? - spytała się. - Znaczy się... twoja rodzina się nie kochała?
- Może kochała na swój sposób, trudno powiedzieć. Tak czy siak ojciec był niczym wódz wobec pozostałych.
- No to ja nie wiem... - poczuła się wyraźnie niezręcznie.
- Także nie wiem, po prostu może był takim człowiekiem. Małemu dziecku niełatwo zrozumieć zachowania dorosłego ojca. Tymczasem miałem niewiele lat, kiedy wysłano mnie na naukę do owego czarodzieja.
Lekko wzruszyła ramionami. Na język jakoś nie chciały jej przyjść żadne słowa. Siedziała na innej pryczy w milczeniu, spoglądając uważnie na Tallamira.
- I do tego czasu przynajmniej coś się nauczyłeś... I coś pamiętasz... A ja... - ponownie wzruszyła ramionami. - Prawie nic... Tylko ładne machanie mieczem i tyle - i klapła na spanie.
Pewnie powiedziałaby coś jeszcze, ale chłopak już udał się w objęcia słodkiej drzemki lekko pochrapując.
 
Kelly jest offline  
Stary 23-06-2011, 17:51   #22
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Na wysokie niebiosa Faerunu... Czy on się uskarżał na panującą na statku nudę? Czy twierdził, że nie ma co robić? Czy oznajmił że leżenie brzuchem do góry i obserwowanie, jak marynarze uwijają się po pokładzie czy łażą po masztach? Czy powiedział, choćby w myślach, że ma ochotę na jakąś przygodę? Na coś co sprawi, że krew szybciej zacznie krążyć w żyłach? Nie narzekał przecież na to, że siedzi pod płóciennym daszkiem, rozciągniętym łaskawie przez kapitana Abdula. A dokładniej - przez jego ludzi, za jego łaskawym pozwoleniem.
A jak już... to czy bogowie nie mogli zesłać statku pełnego chętnych panienek o kształtach i obliczach hurys? To by wystarczyło, by zmęczone upałem serca zaczęły bić żywiej. No może nie u wszystkich, ale to już drobiazg niewart wzmianki.

Wezwania do stanięcia do walki z bronią w ręku w żadnym wypadku się nie spodziewał. Prawdę mówiąc nie wiedział, z jakiego rodzaju niebezpieczeństwem będą mieli do czynienia, ale na wszelki wypadek wolał stawić mu czoła uzbrojony po zęby, niż walczyć gołymi rękami. Po to bogowie dali człowiekowi zbroje i oręż...
Zbiegając pod pokład rzucił okiem na Ebberka. Czyżby to jego sprawka? Drużynowy wielkolud najwyraźniej się nudził. Widać było, że nie starcza mu picie rumu, machanie mieczem dla treningu i wodzenie oczami za Loią. Pewnie za często powtarzał ‘nudno mi’ i bogowie spełnili jego prośbę. Jeśli tak, to zdecydowanie zasługiwał na to, by wyrzucić go za burtę jak tylko całe zamieszanie się skończy.

Omal nie zderzył się z Tallamirem i Sidhe. Ta para świetnie się ze sobą dogadywała i dziwnie dużo czasu spędzała razem, pod pokładem. Mag, w stroju zdecydowanie nie bitewnym, wcale nie wyglądał na chorego.
Mądry chłopak... I całkiem bystry, jak się okazuje. Siedzenie nad księgami nie spowodowało zaniku niektórych zainteresowań...
Okrzyk “Harpie!” odsunął na bok myśli o postępach i podstępach w relacjach między osobami różnej płci. Zakładając kolczą koszulkę rozglądał się po kajucie w poszukiwaniu jakiejś świeczki. Co prawda Nikomu nie były potrzebne świece, a za zapalenie ognia kapitan pewnie pozbyłby się pasażera w najprostszy z dostępnych sposobów, ale świece były. W dodatku, pod wpływem temperatury, uroczo miękkie i plastyczne. Idealnie nadające się do zatkania uszu.

Któż nie słyszał o harpiach.... I o ich oddziaływaniu na ludzi. To nie gołe piersi tak działały, tylko śpiew. Nie trzeba było zamykać oczu, tylko zatykać uszy.
Na szczęście nie zdążył tego zrobić, bo dzięki temu usłyszał, jak do sąsiedniej kajuty ktoś wbiega. Muron wyszedł na korytarz, trzymając w ręce kuszę, a w drugiej - kawałki wosku.
- Masz! - Wręczył Tulli dwa kawałki.
Nie czekając na podziękowania ruszył na pokład, zatykając po drodze uszy i naciągając kuszę.


Ta harpia z pewnością nie spodziewała się ataku. A nawet gdyby, to i tak nie byłaby szybsza od bełtu... Murion uniósł broń i strzelił. Jak na treningu, nie zważając na to, że tym razem ‘tarcza’ może mu odpłacić. Nie odpłaciła. Co prawda strzał nie był śmiertelny, ale sam impet uderzenia wystarczył, by zmieść za burtę trafionego w skrzydło stwora.
Nie przejmując się jej losem ponownie naciągnął kuszę. Harpii było dosyć, by każdy z członków drużyny znalazł sobie jakiegoś przeciwnika...

Kolejny bełt był nieco chybiony. Zamiast wbić się w serce potwora trafił niżej... Ze sterczącą z żołądka końcówką bełtu harpia zwaliła się na pokład. Jednak bestia była silna i uparta. Podpierając się maczugą uklęknęła, a potem, niemal na czworakach, ruszyła w stronę człowieka, który sprawił ej tyle bólu. Człowiek nie zamierzał czekać na podziękowania. W dłoni Muriona błysnął rapier.
- Senjata ajaib - powiedział, dotykając medalionu.
Ledwo widoczny w słońcu błysk spłynął na ostrze rapiera.

Poruszająca się jak mucha w smole harpia nie miała zbyt wielkich szans w walce z szybszym od niej przeciwnikiem. Brudne pazury o dobrą dłoń minęły twarz Muriona, za to rapier trafił. Pechowo jednak. Ponownie jakiś traf spowodował, że kolejna rana, chociaż bolesna, nie była śmiertelna. Murion kopniakiem odepchnął przeciwniczkę i wyszarpnął rapier. Struga krwi spłynęła z rany na brzuch. Harpia usiłowała jeszcze machnąć maczugą, lecz wystarczył jeden krok w lewo, by uniknąć uderzenia.
Kolejne pchnięcie rapiera było po prostu ciosem łaski.

Murion rozejrzał się by się zorientować, czy ktoś czasem nie potrzebuje pomocy. W jakimś tam stopniu wszyscy potrzebowali. On sam również...
Hapia, większa od swej poprzedniczki, najwyraźniej zapałała do niego ogromną sympatią i ruszyła w jego stronę z szerokim uśmiechem na twarzy. Po zrobieniu dwóch szybkich kroków skoczyła ku niemu w niskim locie.
Prawie uniknął zderzenia, ale i to, przed czym uchylić się nie zdołał wystarczyło, by wylądował plecami na ścianie nadbudówki. Na szczęście nie wypuścił rapiera. Potrząsnął głową i uniósł broń, by stanąć do walki.
Z pewnością by nie zdążył, gdyby nie młody marynarz, który (zamiast uciec pod pokład) chwycił bosak i wpakował jego ostrze pod żebra harpii. Niespodziewany atak przyniósł równie niespodziewany skutek - potworzyca zapomniała nagle o Murionie i obróciła się w stronę nowego przeciwnika. Zbrodnią by było nie skorzystać z okazji.
Cios rapierem, unik, uderzenie bosakiem, pchnięcie rapiera, kolejne pchnięcie, cios bosakiem... Wszystko to było za mało. Bestia była nad wyraz twarda, a kolejne rany zdawały się tylko zachęcać ją do ataku. Ponownie rzuciła się na Muriona, ten jednak tym razem zdążył się uchylić. Rozpęd poniósł potwora dwa kroki do przodu, co wykorzystał marynarz, wbijając z całej siły bosak w plecy harpii.
To wystarczyło.
Murion, niczym na pokazie, wykonał w stronę marynarza salut bronią, a potem ruszył, by dołączyć do reszty drużyny.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-06-2011, 18:15   #23
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Sidhe nie spodziewała się ataku harpii. Nie tego dnia, nie w tym momencie. Rejs zapowiadał się raczej na spokojny. Ale - pomyliła się. I to srodze.
Toteż, kiedy potwory zaatakowały statek, pierwsze, co zrobiła Sidhe, to nie było rzucanie się z długim mieczem na maszkarony. Nie preferowała stosowania ataków typu “na żywioł”. Wtenczas jeszcze przebywała w kabinie i doglądała Tallamira.

Właściwie czarodziej czuł się całkiem dobrze, ale szczerze mówiąc, jaki mężczyzna zrezygnowałby z tak słodkiej opieki? Dlatego jeszcze przebywał znaczna część czasu w łóżku pod opieką Sid. Często rozmawiał także z Tulli oraz niekiedy wychodził na pokład.

Harpie, czym są harpie? Doskonale wiedział, gdyż rozmaite pozycje bestiariusza Faerunu stanowiły choć niezbędnego dla każdego maga. Przecież trzeba czasem odnaleźć składniki do swoich czarów. Na przykład jajo harpii moze oczywiscie służyć do zrobienia jajecznicy, ale można stworzyć z niego wspanialy płyn na porost wlosów oraz maść na potencję taką, że potem przez kilka dni nie mozna sie powstrzymać. Chlopak widział takiego delikwenta, który nieco przesadzil i przez dwa tygodnie wstydził się ruszyć ze swojego domu. Niewątpliwie, harpie były niebezpieczne. Te ptakokobiety wprawdzie nie były jakoś bardzo silne, ale ich pazury potrafiły kaleczyć. Najgroźniejsze zdawały sie atakujac całymi stadami. Wtedy rzeczywiście groziło niebezpieczeństwo, szczególnie kiedy uzywały potwornej broni ofiarowanej im przez naturę, czyli głosu. To nie była magia, ale naturalna zdolność stworów. Ich pieśń potrafila tumanić. Ludzie przestawali walczyć, ewentualnie jedynie bronili się przed ich atakami, ale nie potrafili zaatakować. Niekiedy zresztą, po prostu stali ogłupiali, lub co najwyżej szli bezwiednie w kierunku śpiewającego stwora. Wredne, wredne.


Wypadli z Sid z korytarza na pokład. Wprawdzie Tallamir miał na sobie jedynie pantalony oraz trzymaną laskę, ale na okrzyk: “Atakują!” zerwał się krzycząc:
- Chodź!
Po drodze minął się z biegnącym pod pokład Murionem.
Wystarczyło spojrzenie.
- Harpieeee. Brać łuki i zatkać sobie uszy. Tulli, po łuk! - krzyknął wiedząc, ze siostra taki posiadała oraz zdając sobie sprawę, jak solidne miała umiejętności w tym właśnie zakresie. Bronie strzeleckie stanowiły najlepszy oręż przeciwko tym latającym istotom, które uwielbiały pikować na niespodziewającego się napaści przeciwnika.

Olbrzymi barbarzyńca wykonał jak najszybciej rozkaz. Wziął w łapy szmatę i podawszy ją na mniejsze części włożył do uszu. To powinno wystarczyć. Słyszał jedynie szum w uszach. Dobył łańcucha, który miał zawsze przypięty przy nogawce. Czas się zabawić. Zasięg spokojnie wystarczył, by sięgnąć pikującego potwora lub uratować kogoś. Stanął przy czarodzieju. W sumie dobrze się złożyło, że trenowali na pokładzie. Olbrzym miałby problem z szybkim dojściem.

- Tallamir, Murion, zna ktoś z was jakieś zaklęcie powodujące głuchotę? - spytała Sid.
Tyle, ze Tallamir nie słuchał, skoncentrowany na tym, co potrafił najlepiej. Krzyknął, co należy zrobić zaś na dyskusje nie było specjalnie czasu. rozejrzał się, złapał jakiś zwitek szmaciany pakując sobie do uszu i rzucając po kawałku tym, którzy byli w pobliżu. Potem zaś zaczął snuć zaklęcie.

Prowizoryczność musiała w tym momencie wystarczyć. Sidhe nie narzekała, kiedy zamiast czarem musiała zatkać sobie uszy znalezioną przez Tallamira szmatką. Ciekawe, gdzie podziewała się Loia, bo jej pomoc mogła w tym momencie się przydać. Albo ten starszy pan, Hess.

Kusiło przywołanie. Jednak te kilka harpii siedzących na rei fokmasztu złośliwie uśmiechających się na piękno - wrednych pyskach. Pewnie przygotowujących pieśń. Och, gdyby znał jakiś czar bojowy, który załatwiłby latające hieny. Jednak nie znał, ale potrafił przysporzyć im sporo kłopotu, przynajmniej na jakiś czas wyłączając z ataku na załogę. Nie wątpił bowiem, ze to właśnie lekko przyodziani marynarze, praktycznie nieuzbrojeni, siedzący na wantach, czy bocianim gnieździe, staną się ich pierwszymi ofiarami. Tak zresztą było.
- Fennetise, keyep ene emofhep - wyszeptał unosząc dłoń. Przez chwilę nic się nie działo, kiedy nagle harpia z rei, która chciała się poderwać do lotu pikując na jakiegoś nieszczęśnika, który pełen przerażenia opuszczał się po linie, nagle opadła. Coś ją wiązało, coś krępowało, zresztą nie tylko ją. Jej towarzyszki także za zdziwieniem odkryły, ze oplotło je setki, tysiące, miliony niewidzialnych pajęczych niteczek krępując wielką ilością więzów. Pojedynczo były słabe, ale wspólnie trzymały niczym mocne sznury uniemożliwiając stworom poruszenie. Próbowały ruszać skrzydłami, ale nie dawało się. Nawet skrzeczenie nie wychodziło, skoro nici wpadały także do ust. Czar trwał dosyć długo, toteż Tallami miał nadzieję, że unieruchomione stwory zostaną wystrzelane, zaś co najmniej, że atak stada harpii będzie znacząco osłabiony.
 
Kelly jest offline  
Stary 23-06-2011, 18:36   #24
 
Gothomog's Avatar
 
Reputacja: 1 Gothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skał
Ebberk natychmiastowo rzucił się do harpii, która opadła na pokład. Nie czuł strachu przed tymi potworami. O to, to nie. To było wyzwanie. Bitwa. Wreszcie. Podszedł i z całej siły wbił stopę w jej piękną kobiecą twarz, miażdżąc ją swoją siłą. Ciężki, podbity skórzany but ociekał krwią i pozostałością mózgu. Krwista papka. Niech czarodzieje i kleruchy obgadują sobie działania. On jest od zabijania. Dobył kolczasty łańcuch zwisający przy pasie. Egzotyczna broń, idealnie się nadawała do walki z tymi latającymi maszkaronami. Wyrzucił do przodu końcówkę i zaczął robić nim kółka, próbując odstraszyć kolejne napastniczki, szukając następnej zdobyczy.

Sidhe trochę się oddaliła od panów. Dzierżąc już półtoraręczny “tasak” zagwizdała do harpii, które ominęły zaklęcie Tallamira i pociski kuszników i łuczników, i które to znajdowały się już za blisko ich:

- Tutaj, maszkaronie! - wycedziła do paskudy, z pewną nutką szaleństwa w oczach.
Kiedy taka jedna harpia znalazła się najbliżej Sidhe, białowłosa doskoczyła błyskawicznie na pokrakę ze sztychem wycelowanym w klatkę piersiową. Potwór zareagował trochę zbyt późno i oberwał solidnie. Ale i ten nie przyleciał tu z gołymi łapskami, dzierżył bowiem jeszcze spory gnat, który służył jej za maczugę, co oddaliło szansę na błyskawiczne dobicie stwora. Chwilę trwała wymiana ciosów - najwyraźniej kobiecie o to chodziło, by trwała długo i żeby odwrócić uwagę drapieżcy od reszty drużyny.

Niech ktoś w końcu ustrzeli tego gada” - mruczała w myślach, walcząc z harpią.

Ebberk zauważywszy walkę Sidhe, rzucił końcówką kolczastego łańcucha w stronę harpii. Łańcuch owinął się wokół szyi ofiary. Kolce wbijały się w ciało harpii raniąc ją boleśnie i powstrzymując ją od ucieczki. Próbowała się wyrwać, machając rozpaczliwie swoimi pierzastymi skrzydłami.
- Tnij do cholery. - krzyknął głośno mając nadzieje, że go usłyszy. Harpia miała dużą siłę, jednak nie na tyle wystarczającą by się wyrwać olbrzymowi.
Nie usłyszała go, ale doskonale wiedziała, co zrobić. Potężny zamach z szybkim obrotem Sidhe sprawił, że szybko harpia straciła swój łeb na polu walki, zanim ta zdołała się uwolnić z łańcucha Ebberka.

- Pychota... - Sidhe zaśmiała się szaleńczo i zaatakowała następną harpię, znajdującą się tak samo za blisko drużyny.

Łańcuch barbarzyńcy wrócił do rąk właściciela cały zakrwawiony. To nie był koniec. Jeszcze wiele harpii ostało się na pokładzie. Dodatkowo niektórzy marynarze usłyszeli diabelną pieśń.

Widząc leżącą na ziemi włócznie pozostawioną przez jakiegoś nieszczęśnika wziął ją w swoje ręce. Jednakże przez chwilowy brak uwagi stał się łatwym celem dla łuków harpii. Ten moment wystarczył by zdążyły wycelować i strzelić w Ebberka. Jedna strzała na szczęście odbiła się od napierśnika. Druga niestety przebiła pancerz. Cios i całe zamieszanie w walce wystarczyło, by olbrzym wpadł w szał. Natychmiastowo obrócił się w kierunku z którego padły strzały. W jego oczach widać było pragnienie krwi. Rzucił z potężną siłą oszczep w najbliższą harpię. Ostrze przebiło ją na wylot i odrzuciło szkaradną kobietę do ściany mostka. Włócznia wbiła się w deski, uniemożliwiając jej ucieczkę.Ebberk jednak nie zauważył tego, szukał kolejnej ofiary. Chciał śmierci. Jedyną jego myślą w tym momencie było powtarzające się
~Zabij !~

Niektórzy posłuchali, by zatkać uszy, inni nie, ale stało się to, co się stać musiało. Ileś harpii zranionych skrzeczało, ale ta część jeszcze nienaruszonych powoli zaczynała używać swojej największej broni: magicznego śpiewu. Przynajmniej tak sądził Tallamir, który nie słyszał niczego i skrywszy się za beczką zaczął inkantację kolejnego zaklęcia.

- Shilo’ki, zeynyen, kelo, msykoi - mówił wykonując jednocześnie dłonią szereg gestów. Przywołanie! Potrafił to najlepiej, najlepiej umiał i lubił, szczególnie, kiedy przyzwana istota pochodziła z dobrych planów, tak jak wielki niebiański orzeł, który nadchodził na jego wezwanie. ogień należy zwalczać ogniem, zaś lataczy innymi lataczami. Orzeł, wspaniały ptak o szerokości skrzydeł większych, niż długość niejednej łodzi. Mieszkaniec Acheronu, lub Arvandoru, pełen siły oraz dostojeństwa. Nie było szumu skrzydeł. Nie było jakiegoś łopotu, lecz majestatyczne szybowanie, gdy wielki ptak pojawił się na tle chmur, potem zaś nagle, gwałtownie spłynął nabierając szybkości, aż wreszcie pędząc jak strzała wpadł potwornymi pazurami na jakąś szykującą się do ataku harpię. To było to. Orzeł wiedział co robić. Tallamir odetchnął i zaczął inkantację przyzwania kolejnego wspaniałego władcy niebiańskich przestworzy.

- Shreee kerra - Kresha potwornie nie lubiła bieli, tego ohydnego koloru dnia, kiedy wszystko świeciło się, jaśniało, raziło jej przekrwione, przywykłe do mroku oczy. Kiedy jednak pierwsza królowa wzywała stado, żadna harpia nie mogła odmówić. władczyni bowiem rozdzierała takie na sztuki, by karmić nimi młode. Lubiła to zresztą robić, jak każda wielka królowa. No cóż, za konieczność ruszenia skrzydeł za dnia zapłacić miały jakieś ludzkie stwory.

- Shreee kerra - walka trwała w najlepsze na okręcie, lecz Kresha do tej pory nie przyłączyła się do ataku. Czekała na swoją ofiarę, kiedy zobaczyła coś, co pobudziło jej krwiożercze zmysły. Wstrętne białe pióra na głowie jakiejś kobiety, obrzydlistwo.

- Shreee kerra - rzucila się pikując do ataku.
Sidhe zauważyła pikującą harpię, tak w sumie przez przypadek. Atak najlepszą obroną, ale w tym przypadku zdecydowała się na defensywę do odpowiedniego momentu. Odskoczyła, kiedy owa maszkara miała uderzyć w pokład. Sidhe bez wahania zabrała się do cięcia paskudy. Musiała przy okazji zastosować kilka fint.

Tulli stała na pokładzie, przyglądając się zachodzącemu słońcu, gdy obwołano zbliżającą się chmurę i mimo, że starała się działać szybko, straciła sporo czasu, biegnąc z powrotem do kajuty po łuk. Musiała nałożyć cięciwę, ręce lekko jej drżały, gdy opuszki palców dotknęły nawoskowanej cięciwy. Wosk! Słyszała o harpiach, choć nigdy jeszcze nie walczyła z takim przeciwnikiem...

- Masz - Murion stanął w drzwiach i wręczył jej dwa kawałki wosku.
Spojrzała na niego z wdzięcznością, liczyła się każda sekunda i nie musiała przetrząsać bagaży...Wetknęła wosk do uszu, odchylając włosy, chwyciła kołczan z pełną dwudziestką strzał i z łukiem w ręku rzuciła się ku drzwiom, by wybiec na zewnątrz. Tallamir! Jej pierwsza myśl pobiegła do brata, on był na pokładzie...Ogarnęła wzrokiem całą sytuację, biegnąc ku kasztelowi, by zająć w miarę wysoką pozycję, jednocześnie ujrzała spływającego z góry orła - Tallamir zaczynał swoje sztuczki. Widząc siostrę podniósł do góry kciuk, nie przerywając jednocześnie zaklęcia. Rozejrzała się, nakładając strzałę niemal na ślepo- swój łuk znała tak dobrze, że mogłaby strzelać z zamkniętymi oczyma. Tulli zmrużyła oczy, wypatrując przeciwnika. Ujrzała Sidhe, osłaniającą się przed atakiem pikującej harpii.Furknęła zwalniana cięciwa i strzała pomknęła w stronę stworzenia, a przez głowę Tulli przemknęło kilka myśli naraz: jakie one są piękne...nie słyszę świstu...wosk...trafię w korpus, ale czy przebiję...Stała bokiem, w lekkim rozkroku, balansując, by drgania pokładu nie zaważyły na celności strzału i już nakładała kolejną strzałę, trzema palcami naciągając cięciwę.

Kresha walcząc przeciwko obrzydliwej białowłosej kobiecie nie śpiewała, ale doskonale widziała, że pieśń jej sióstr przynosiła skutek. Przynajmniej niektórzy, jeszcze przed chwilą uciekający, walczący, biegnący się skryć, nagle przystawali tocząc wokoło błędnym wzrokiem. To były najlepsze chwile, kiedy można było się dobrać do tych bezwładnych, głupich istot nie pojmujących nawet, co się z nimi dzieje. Ale białowłosa jakoś nie chciała ulec magii opętującej pieśni. Zresztą, to rzeczywiście było dziwne, oparła się znacznie większa grupa, niż to zazwyczaj bywa. Ale Kresha nie troszczyła się o innych. miała prze sobą białe pióra na głowie tej podłej kobiety, które chciała wyrwać, zerwać oraz pożreć zaraz po tym, jak trafi to głupie ciało swoją maczugą.

- Shreee kerra - zagrzmiał jej bojowy okrzyk, którego siłę poznały nawet inne harpie.

Szybko odskok na lewo i zdecydowanie cięcie w bok. Sidhe nie bawiła się z przeciwniczką, nawet jeśli ta miała maczugę i zdążyła się wcześniej wytarzać w zbyt dużej ilości smoły i pierza. Następne cięcie miało trafić paskudę w szyję.

- Shreee kerra - wiadomo, że nie należy atakować za dnia, ta głupia suka, która nazywała się królową była skończoną zwariowaną córką wróbla, jak brzmiało jedno z najgorszych życzeń w społeczeństwie harpii.
- Pieprz się, kretynko - myślała próbując sparować cios białowłosej, która okazała się naspodziewanie twarda. -Czego nie umierasz podła dziwko? - skrzeczała językiem harpii, ale jej przeciwniczka pewnie nie rozumiała, tylko śmigała klinga coraz bliżej.
- Shreee kerra - pieprzyć to - wrzasnęła, kiedy ostrze tuz tuz mineło ją. - To wszystko przez królową. Trzeba ją zabić, wyrwać pióra, oskubać podłą, to wszystko dlatego, że nie uderzyła nocą. Kresha wiedziała, kiedy trzeba atakować, ale także, gdy trzeba uciekać. Właśnie nastał ten drugi moment.

Sidhe nie dała jednak tak łatwo uciec przeciwniczce. Jak dobić coś, to do końca. Wojowniczka doskoczyła na uciekającą harpię i zadała sztych w bok harpii, na tyle mocny, że ostrze miecza przebiło się do wnętrzności potwora. Następnie po tym ciosie nadszedł czas dekapitacji przeciwniczki.
 

Ostatnio edytowane przez Gothomog : 23-06-2011 o 18:51.
Gothomog jest offline  
Stary 23-06-2011, 18:52   #25
 
Maura's Avatar
 
Reputacja: 1 Maura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodze
Trafiła, pierwsza strzała przebiła tułów harpii powyżej piersi, a druga, posłana zaraz po niej, utkwiła w samym gardle, przerywając zaśpiew stworzenia. Koszącym, koślawym lotem harpia runęła na pokład, drąc pazurami powietrze. Tulli przebiegła kilka kroków, zmieniając pozycję i rozglądając się- nie traciła czasu na celowanie, robiła to już podczas naciągania cięciwy, puszczając natychmiast po napięciu. Barbarzyńca obróciwszy się ujrzał harpię i walczącą Sidhe. Raczej nie Sidhe, a wojowniczkę mogą stanowić zagrożenie. Uczucie ogarniające go było na tyle silne, że gdyby nie inni wrogowie mógłby zaatakować kompanów. Już chciał zaszarżować na królową, gdy w jego stronę pikowały dwie harpie. Uskoczył w bok i szybko dobył łańcucha. Jedna nie dała się jednak zwieść i w ostatnim momencie skorygowała tor lotu atakując Ebberka. Pazury wbiły się w ramię dotkliwie je raniąc. Jednak nie zważając na ból, zaatakował harpię z łańcucha, oddając pięknym za nadobne. Łańcuch poszarpał jej skrzydło. Nie poddała się jednak. Poza tym Ebberk nie zareagował jak z boku uderzyła go maczugą druga harpia, która już podfrunęła. Na szczęście cios odbił się od napierśnika.

Marynarz wywleczony z bocianiego gniazda spadł właśnie z wrzaskiem na dół, a Tulli dostrzegła wśród walczących Ebberka z łańcuchem, atakującego kolejną z harpii.Początkowo chciała zakrzyknąć, ale pomyślała o zatkanych uszach- być może Ebberk także miał w nich wosk? Musiała strzelać, mając nadzieję, że nie drgnie jej ręka. Zwalniana cięciwa smagnęła lekko nieosłonięte karwaszem przedramię, Tulli miała na sobie tylko zwykłe ubranie; strzała pomknęła w stronę harpii, atakującej Ebberka, by utkwić w jej plecach, podczas gdy Tulli dostrzegła już drugą, atakującą z maczugą.
Sytuacja była niekorzystna dla barbarzyńcy. Ciężko walczyć z dwiema latającymi maszarami. Na szczęście jedna z harpi osunęła się na pokład od strzału Tulli. Drugą zaś zajął się orzeł, który niczym piorun nadleciał przygważdzając stwora do pokładu. Szał ogarniający Ebberka domagał się daniny krwi.
~Nie atakować orła ~pomyślał ~To przyjaciel~

Szukał celu, ofiary, przeciwnika. Jak by tego nie nazwać. Jego oczy spoczęły ponownie na królową i Sidhe. Na szczęście bliżej była królowa. Zaszarżował na bujającym się pokładzie w stronę harpi atakującej białowłosą. Z jego ramienia ściekała krew, w nadal miał strzałę utkwioną w korpusie. Ebberk nie czuł w tym momencie bólu. Kiedy potwór znalazł się w jego zasięgu, łańcuch wystrzelił do przodu, kalecząc swoimi kolcami.

Tallamir siedział za beczką. Nie był wojownikiem, owszem, potrafił strzelać z kuszy, ale ta została w kajucie, dojście zaś do niej blokowało przynajmniej kilka harpii walcząch z marynarzami i lordowską drużyną oraz kilku ogłupiałych żeglarzy. Niektórzy z nich już padli, inni mieli więcej szczęścia. Szamoczące się kobietoptaki nie miały czasu ich dobić. Stali więc nie zważając na toczącą się walkę, mając wywalone jęzory oraz rozanielone gęby. do jednego z nich jednak właśnie podleciała harpia pragnąc mu wsadzić maczugę w wypięty zadek. Nie zdążyła. Chłopak widząc biednego marynarza, który nie zdawał sobie sprawy, co robić, zamachnął się pałą próbując walnąć stwora po wrednym pysku. Oczywiście nie trafił. Harpia zręcznym ruchem odskoczyła.
- Może pomóc? - Murion szybkim ruchem stanął między harpią a magiem. Straszydło otworzyło śliczne usteczka, ale co rzekło, tego kapłan nie wiedział. Sądząc z wyrazu twarzy nie było to nic pochlebnego.
Tallamir miał zatkane uszy, nie słyszał pytania, ale gest mówił sam za siebie. Skinął rozpaczliwie zastanawiając się, co by zrobił samotnie przeciwko takiemu czemuś. W całym zamieszaniu zapomniał, że mógł po prostu obsypać ją gradem magicznych pocisków, których miał zawsze parę na podorędziu, ale któżby podczas walki pamiętał o wszystkich niuansach.
Harpia uniosła kość jakiegoś wielkiego stwora, z którym Murion za nic nie chciałby się spotkać w cztery oczy. Z harpią też na spotkanie by się nie umówił... Ale skoro już miał ten brak przyjemności.
Lekki oręż zawsze był szybszy od ciężkiej maczugi, Wypad... i stwór cofnął się o krok z przebitym bicepsem. Musiało zaboleć, a uderzenie maczugi już nie było takie szybkie. Murion zrobił szybki unik, a potem ponownie zaatakował. Zanim harpia zdążyła unieść swoją broń rapier zatoczył niewielki łuk, a jego ostrze rozcięło gardło potwora. Trzymając się za gardło i charcząc harpia zwaliła się na pokład.
Będzie co szorować, pomyślał odruchowo Murion.
Czarodziej spojrzał na kapłana wdzięczny za interwencję, która pewnie uratowała go przynajmniej przed solidną raną; rozejrzał się wokół. Trwala walka. Część napastników zginęła, ale takze sporo członków załogi padło, lub było rannych. Gdzieś tam dalej szalała ze swoim orężem Sid, ale on szukał siostry, która gdzieś mignęła mu na początku boju, potem zaś zniknęła za masą walczących.

Rozglądała się za Tallamirem, ale nieustannie coś jej zasłaniało pole widzenia. W międzyczasie strzeliła jeszcze dwa razy- kołczan uderzył ją w plecy, wyciągając strzałę, szarpnęła pasmo rozpuszczonych włosów, zabolało. Raz! Strzała trafiła zlatującą z fokmasztu harpię w środek piersi, Tulli nie usłyszała skwiru ani wrzasku, bo już wyciągała kolejną strzałę- dwa! Kolejny stwór wahnął się w powietrzu, łopocząc skrzydłami i ześlizgując się po wantach. I wtedy dostrzegła ich- Tallamira, Muriona i atakującą harpię. Zafascynowana, znieruchomiała na moment, nie wiedząc, czy strzelać, czy poczekać, aż Murion stoczy swoją walkę...Żeby nie marnować strzały, obróciła się jednak ku skrzydłom, przelatującym z prawej strony, oko ledwie zarejestrowało ruch, a strzała już śmignęła, wbijając się w miękkie podbrzusze pięknej, a tak straszliwej istoty. Tulli pomyślała, że nigdy nie zapomni wyrazu tej dzikiej nienawiści i bólu.... Podbiegła kilka kroków i nagle poczuła uderzenie z tyłu, gdy pazury jakiejś harpii opadły ku niej, zrywając jej z pleców kołczan i drąc czerwoną koszulę...Upadła na kolana, krzyknąwszy głośno.
 
__________________
Nie ma zmartwienia.
Maura jest offline  
Stary 23-06-2011, 19:04   #26
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ebberk nie zdążył zadać drugiego ciosu. Sidhe wykonała szybkie cięcie pozbawiające królową głowy. Szybko pozbywali się kolejnych harpii. Cała drużyna jakoś sobie radziła. Jednakże rozglądając się dookoła ujrzał jak jedna z tych latających kobiet zaatakowała Tulli. Musiał się jednak przebić przez bezmyślnie stojącą masę marynarzy. Nie wiedząc czy zdąży dobiec. Nie zważał na tych głupców. Rękoma odsuwał ich jak łany zboża. Schował łańcuch. Za mało miejsca. Wyciągnął z pochwy na plecach dwuręczny miecz.
- Dawaj, latająca suko, tutajT - krzyknął potężnie. Machając przed sobą mieczem. Odwrócił uwagę harpii.
Wreszcie dostrzegł Tullileath. Cięła właśnie jakąś bestię, zaś przy niej ostro pracował ogromnego wzrostu barbarzyńca. Jakimś sposobem zdobył się na szybką reakcję i podbiegł do niej osłaniany przez orła, który zdjął szykującą się do skoku harpię.
- Jestem tutaj, Tulli - stanął obok wiedząc, ze krzyk przy zatkanych uszach niewiele da, przynajmniej miał nadzieję, że siostrzyczka ma zatkane. Akurat jakaś harpia zaatakowała ją, zaś barbarzyńca zablokował cios następnej.
- Niech to - stuknął po pysku którąś stworę mając nadzieję, że odciągnie ją od siostry.
Tulli zacisnęła zęby i odwróciła się za kołczanem, nie mogła go stracić! Leżał przygnieciony krwawiącym truchłem...Pochyliła się, by go wyszarpnąć, czując, jak ciepłe strużki krwi ściekają jej po kręgosłupie. Harpia musiała ją drasnąć, nie mogła teraz tego sprawdzić, bo stała z łukiem w jednej ręce, a kołczanem w drugiej - odkopnęła ciało, by się do niego dobrać. Dostrzegła Tallamira i wyraz ulgi pojawił się w jej oczach - był cały i zdrowy. Wzrokiem podziękowała Ebberkowi, który zajął się jej przeciwniczką.

Harpia musiała zrezygnować z łupu. Barbarzyńca, który jej przeszkodził stanął pomiędzy nią, a jej zdobyczą. Z furią zaatakowała go maczugą. Jednakże on już po paru treningach zaczął usprawniać swoją szybkość. Skontrował uderzenie łamiąc prymitywne narzędzie. Zamachnął się z góry. Jego miecz rozpołowił czaszkę i przeszedł aż do klatki piersiowej. Krew trysnęła dookoła. Mężczyzna wyciągnął swój miecz z truchła prawie przepołowionej kobietoptaka.

Z pewnością wiele osób uznałoby atak z tyłu za coś wielce nieszlachetnego, jednak Murion nie zamierzał nikogo pytać o zdanie. Jedna z harpii chwyciła w czułe objęcia marynarza, który wpatrywał się w nią baranim wzrokiem. Czy potwora zamierzała z nim odlecieć, czy też dać mu czułego buziaka, tego się Murion nie dowiedział. Cios rapierem, zadany w plecy... Wzmocnione magicznie ostrze przebiło grubą skórę potwora i przeszło na wylot, po drodze zahaczając o serce. Harpia zwaliła się na pokład, nie wypuszczając z ramion marynarza, na twarzy którego pojawiło się przerażenie. Mężczyzna otworzył usta, jak do krzyku... i zemdlał.

Ebberk nie oglądał się za siebie. Podszarżował do kolejnej harpii zajętej marynarzem. Ciął od dołu oddzielając skrzydło od tułowia. Zanim się zorientowała padł drugi cios wbijający się w lewy bark. Miecz przebił kości i dotarł do serca. Słychać było tylko krótki krzyk, potem do płuc dostała się krew i harpia zaczęła wydawać dźwięk jakby bulgotania. Barbarzyńca nie dostrzegł więcej przeciwników. Uklęknął na jedno kolano i brał głębokie oddechy. Próbował się uspokoić. Zakończyć szał, aby nie skrzywdzić kompanów. Wdech, wydech, i kolejny wdech. Serce powoli przestawało bić z olbrzymią prędkością, a mięśnie rozluźniały się. Człowiek poczuł w końcu rany. Z pleców wystawał kawałek strzały, ramię było całe poharatane od pazurów. Ebberk był wyczerpany. Podtrzymywał się na mieczu i modlił się do Tempusa.
- Dzięki Ci panie Bitew. Ja, Ebberk, sługa twój, krew przelałem w chwale twej. W bitwie zwyciężyłem. Honorowo walczyłem - próbował wydukać formułkę, jednakże był zbyt wyczerpany. - Proszę o zdrowie i powodzenie w następnej bitwie.

Murion był cały. Wywinął się ratując jakiegoś marynarza, ale Tulli nie poszło całkiem dobrze. Wsadzić kijacha w zadek harpii tak, żeby wyszedł dziobem, znaczy gębą. Takie właśnie było marzenie Tallamira na widok padającą siostrę. Jego znajoma straszyła kiedyś pewnego półorka: Mam dziecko oraz nie zawaham się go użyć. Groźba podziałała. Czarodziej nie miał dziecka, ale dysponował orłem, nawet dwójką, które tylko wypatrywały okazji, by wraził swoje szpony szarpiąc skórę wrednych stworów. Tulli chyba nic wielkiego się nie stało, ale to niewielkie nic nagle przesłoniło Tallamirowi resztę waląc kijem na lewo oraz prawo rzucił się na jakąś harpię, która próbowała wpaść na jego siostrę, zaś tuż obok uderzyły królewskie ptaki unosząc dwie zaskoczone harpie niczym pisklaki.
- Co ci jest? - wrzasnął zapominając, ze siostra pewnie nie słyszy.

Ujrzała szermierczą akcję Muriona i chciała się uśmiechnąć- ten kapłan widać potrafił nie tylko sztyletem zdradziecko zaatakować- ale nagle dostrzegła Tallamira, który młócił kijem tłum, ewidentnie dążąc ku niej z determinacją na twarzy i czymś w rodzaju... rozpaczy? Na pewno był ranny! Coś mu groziło! Ruszyła ku niemu w tej samej chwili, z łukiem i kołczanem, a wpadłszy na niego krzyknęła z obawą, zupełnie tak samo, jak on, zapominając o wosku w uszach:
- Tallamir! Co ci jest??

Właściwie coś mówiła, ale nie słyszał. Dlaczego? Dopiero po chwili zrozumiał pokazując dłonią na uszy. Miał zatkane. Pokazał dłonią na uszy zrozumiałym gestem. nie mógł jeszcze wyrzucić owych kawałków szmaty, które skutecznie izolowały go od pędzących dźwięków, gdyż jeszcze parę harpii kręciło się tu czy ówdzie nie wiedząc, czy uciekać, czy spróbować kolejnego ataku. Jednak pytanie Tulli było jasne. Słyszał go nawet bez jakiegokolwiek dźwięku. Uśmiechnął się dając do zrozumienia, ze jest dobrze oraz pytająco spojrzał na jej okaleczenie.

Jego uśmiech był pełen ulgi - nic mu nie było, to o nią się martwił. Tulli zauważyła napięcie w jego spojrzeniu, skierowanym na siebie i obróciła głowę - krew malowniczo zabarwiła już opięty spodniami zadek, nie tylko plecy. Koszula wisiała w strzępach, pazury harpii zostawiły swój ślad, ale draśnięcie nie mogło być głębokie. Machnęła kołczanem i pokręciła głową - nic mi nie jest, to pestka, zdawał się mówić wzrok dziewczyny. A potem ze stoickim spokojem zaczęła iść po pokładzie, rozglądając się za zwłokami harpii, które zestrzeliła, chcąc powyciągać strzały.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-06-2011, 19:22   #27
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wreszcie po walce. Zakończając żywot jeszcze kilku harpii Sidhe powróciła powoli do drużyny. Cała spaprana krwią potworów skinęła głową w kierunku towarzyszy. Wyglądała jak straszydło - krew tych pokrak była nawet na jej białych włosach. Żeby porozumieć się z towarzystwem, musiała odetkać sobie uszy i znaleźć się w korytarzu, a nie na pokładzie statku.
- Bynajmniej na brak mięsa nie musimy narzekać - mruknęła do Tallamira. - Ale nie wiem, czy takie pokraki nas w nocy nie zaatakują. Też sądzisz, że mogła być to robota konkurencji czy jak?
- Wątpliwe raczej - Tallamir ubrany wyłącznie w majtki rozglądał się za jakimś odzieniem nie za bardzo wiedząc, jak się zachować. podczas walki nie zwracał na to uwagi, inni także, jednak po starciu, gdy harpie uciekły, lub padły, czuł się skrępowany. Ale przynajmniej uszy bez zatyczek umożliwiały normalną dyskusję. - Eee, harpie są raczej rozbójnikami. Nie trzeba ich namawiać do ataku, choć to teoretycznie możliwe. Jednak dyskusje z harpiami oraz negocjacje, to ryzyko dla negocjującego. Przepraszam, ale muszę pójść się ubrać.
- Nie gniewam się.
Speszyła go jeszcze bardziej. Pędem pogonił do kajuty, gdzie narzucił na siebie jakieś odzienie.

Tulli zebrała prawie wszystkie strzały- prawie, bo jedna z harpii musiała wpaść do morza, osuwając się po burcie, a kolejna strzała złamała się pod ciężarem upadającego na pokład cielska. W milczeniu policzyła: 4 wydobyte z ciał strzały, dwie stracone. Razem sześć. Nie popisała się jako łuczniczka, mogła trafić więcej razy i więcej razy wystrzelić. W dodatku rana...Ruszyła w stronę kajuty, by tam jakoś przebrać się i opatrzyć - niestety, musi kogoś poprosić o przemycie ran, w żaden sposób nie opatrzy własnych pleców.

Na pokładzie mężczyzna opierający się o miecz wyglądał przerażająco. Cały we krwi, ociekającej nawet z włosów, z ułamaną strzałą w plecach, nie ruszał się. Zupełnie jakby zamarł. Jedynie widoczne odruch klatki piersiowej wskazywał, że żyje. Ebberk był zmęczony. Wejście w szał oraz późniejsze wyjście z niego jest wyczerpujące. Nie wiedział ile zabił harpii. Żadnego kompana nie ranił. W końcu wstał z trudem. Obrócił się i obejrzał pokład. Ze zranionej ręki nadal ciekła strużka krwi. Strzała musi szybko zostać usunięta. Podszedł do towarzystwa.

- Zna się ktoś.... na leczeniu …..lub ranach ? - zapytał, ciągle oddychając głęboko.
- Zna się ktoś - powiedział Murion. - I niekiedy wychodzi mi to całkiem dobrze - dodał.
Łaska bogów miała to do siebie, że dzięki niej rany goiły się dużo szybciej, niż po zwykłym zabandażowaniu. Spojrzał na strzałę.
- Ale miłe to nie będzie - uprzedził. - Nie znam zaklęć, które usuwają ból.
-Rób co trzeba
.- odrzekł jakby rozkazując. - Byle szybko.
- Jak sobie życzysz
- odparł Murion. - Ale powiadają, że zbytni pospiech szkodzi. Uważaj... - uprzedził.

Chwycił strzałę jak najbliżej grotu i szarpnął. Na szczęście dla Ebberka zostało tyle promienia, że można było dobrze chwycić i nie trzeba było ciąć. No i, dzięki kiepskiemu grotowi, nie wbiła się zbyt głęboko.
- Rawatan luka ringan - powiedział, dotykając lewą dłonią medalionu, a prawą - miejsca zranienia.
Ebberk zagryzł wargę i nie wydał żadnego dźwięku. Nie pierwszy raz wyciągano z niego strzałę. Ta na szczęście nie miała grotu z ząbkami ani nie była chyba trująca. Kiedy kapłan skończył. Ebberk odszedł na parę kroków i zaczął zdejmować napierśnik.
- Trzeba było sobie sprawić jedwabną koszulę - powiedział Murion. - Tych najlepszych nie przebije nóż czy strzała i łatwiej potem wyciągać pociski. Tu na szczęście nic w ranie nie zostało.
- Dzięki kapłanie. Wolę jednak stal
. - odrzekł spokojnie barbarzyńca. Nie tylko rana po strzale się zagoiła, ale również i na ramieniu.
- Jedno drugiego nie wyklucza - odparł Murion. - Nawet nie pomyślałem o tym, żebyś miał zostawić te blachy.
- Masz rację. Gdy znajdę takie coś od razu kupię. Tylko nie wiem jak to wygląda. Może w przyszłości pomożesz mi z tym
? - odpiąwszy wszystkie paski, odłożył dwie części napierśnika na bok. Na koszuli znajdowała się z tyły plama krwi. Zdjął ją i obejrzał jak wyglądała z tyłu. Jego plecy miały wiele podłużnych blizn, jakby od bata. Dodatkowo parę mniejszych może pochodzących od strzał lub mniejszych ostrzy. - Ech, jeszcze nadaje się do noszenia. Niech wyschnie tylko.
 
Kelly jest offline  
Stary 27-06-2011, 21:30   #28
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Po wygranej bitwie z harpiami zarówno Sidhe i Ebberk wyglądali na takich, co tarzali się w harpich podrobach polanych soczyście ich krwią.
Na pokładzie niektórzy uczestnicy wyprawy kręcili się koło Muriona. Sidhe stwierdziła, że przyjdzie może później do Muriona. Tak to wymieni przynajmniej parę słów z barbarzyńcą.
- Towarzyszu, melduję, że połów harpii się udał. Śmierć głodowa nam nie grozi.

Brodacz obrócił się w kierunku białowłosej. Chciaż teraz raczej to była kobieta o włosach koloru głębokiej czerwieni. On lepiej nie wyglądał. Ubranie i ciało miał całe w krwi, kawałkach mięsa, piórach i prawdopodobnie mózgu jednej z harpii. Trzymając koszulę, a raczej jej strzępy w rękach odpowiedział:
- Nam nie. Tym mamisynkom może. - uśmiechnął się. Dobrze, że nic jej się nie stało. - Odważna byłaś atakując królową. Ciągle mnie zaskakujecie kobiety.

- Oj, drobiazg. Naprawdę było mi wszystko jedno, czy królową czy robotnicę atakuję. Bynajmniej w tamtym momencie - dla Sidhe najwyraźniej nie miało znaczenia, czy śmiertelny wróg jest mały czy duży. Ważniejsze jest to, żeby jemu skrócić życie, nim on skróci życie komuś z drużyny.
- No rozmiarowo nie. Chociaż i tak udała się nam wspólna walka. Szybkie odcięcie głowy i następna. - cieszył się, że ma kogoś takiego jako partnera do walki. Przynajmniej będzie mógł jej zaufać. - Pić mi się chce. Mam coś tutaj, akurat po takiej wygranej.
Podszedł do miejsca, gdzie odłożył swoje rzeczy i wyciągnął bukłak.
- Za zwycięstwo. - pociągnął duży łyk. Ochrząknął głośno kiedy odłożył napój od ust. W tym bukłaku na pewno nie znajdowała się woda. - Łap. Ile ubiłaś harpii w końcu ?
Upiła porządnie łyk. Okazało się, że to krasnoludzka gorzałka. Cóż, upiła się raz, kiedyś przyjdzie następny raz. Po delektacji oddała trunek wielkoludowi. Był mocny, ale wyraz twarzy Sidhe nie ukazywał potęgi napoju.
- Nie liczyłam. Mniejsza o to, pewnie z pięć czy sześć - wzruszyła ramionami. - Ważne, że już nam nie grożą. W razie czego można stać jeszcze na warcie i doglądać innych stworzeń, z zatkanymi uszami. I pewnie zasłoniętymi oczami...
- No pewnie. Ja bym proponował, aby następny razem, ten majtek z bocianiego gniazda krzyknął wcześniej. Mógłbym mój łuk wziąć, a nie czekać na ruch tych pierzastych maszkaronów. - wziął łyka. Ciągle lekko sapał. Jego klatka piersiowa poruszała się dość szybko. Ruchy były widoczne. Był zmęczony po walce i po wejściu w szał. - A widziałaś tego czarodzieja ? Przybiegł tutaj w majtkach i chował się pomiędzy skrzynkami. Heh, ten to nieprzygotowany był.
- Ebberk, nie obrażaj mi kolegi. Przynajmniej nie chował się w kajucie, a wspomagał drużynę. Widziałam go - Sidhe stanęła w obronie zaklinacza. Następnie przeszła do innego tematu. - Co powiesz na jutrzejszy trening w południe?
- Muszę najpierw wypocząć. A ty musisz iść do Muriona. Nie będę w takim stanie z tobą trenował. Dostaniesz lekko pałaszem i mi padniesz. I z kim ja będę później walczył, a po bitwie świętował. - odpowiedział dość stanowczo - Poza tym trza coś zjeść, wyspać się. Nie wiadomo co też w nocy się stanie. Lepiej nie snuć planów teraz.
- Jutro w południe. Oczywiście, po wizycie u Muriona, po odpoczynku i nnych ważnych rzeczach. W porządku?
Ebberk już był uleczony przez Muriona. Krew, która się na nim znajdowała nie była jego. Jedyne czego nie uleczył to duży siniak na ramieniu zrobiony mu przez kobietę, z którą właśnie rozmawia. W sumie był wdzięczny czarodziejowi. Wiele przeciwników runęło na pokład, będąc zaczarowanym.
- No dobrze. Tylko bez sztuczek. Kapłan jest przydatny. A szkoda żeby taka dziewka miała blizny. - mówiła to osoba, której sama klatka piersiowa była pokryta wieloma bliznami, śladami po oparzeniach i strzałach. - No i później trzeba się spotkać będzie z jego lordowską mością. Panikować będą znowu.
- Jasne.
- Ja pójdę się w końcu przemyć. Za dużo krwi. Myślisz, że mają tu koszule, które będą pasować na mnie? - barbarzyńca zaczął myśleć, gdzie znajdzie wiadro lub wodę do przemycia się.
- Musisz poszukać. Nie wiem, czy na twój rozmiar będą.
- Zakładam, że nie. A umiesz szyć lub coś?
- Chyba nie.
Barbarzyńca zdziwił się. Zwykle albo się coś umie albo nie. Ech, może ta siostra tego Tallmira potrafi. Loili raczej nie będzie pytał.
- No dobra. Dziwna jesteś, wiesz. Nie pamiętasz ważnych rzeczy, nie wiesz co potrafisz, a czego nie. Jednak pomimo tego, cieszę się, że bierzesz udział w wyprawie.
- A dziękuję - nie obruszyła się, nie obraziła się, nie pogniewała się. Jedynie lekko wzruszyła ramionami, jakby ta uwaga niewiele na niej zrobiła. Ta Sidhe naprawdę była dziwna. Jakby dawała Ebberkowi wolną rękę typu: “Jak chcesz, to obraź się i odejdź. Twoja sprawa”.
- Dobra, to widzimy się niedługo mam nadzieję. Chyba, że chcesz jeszcze o czymś pogadać? Tylko szybko, bo wykrwawisz się i wybielejesz do końca.
- Nie, ja pójdę parę spraw załatwić. Wolę, żebyśmy dwaj nie zmieniali się w flaki... Pójdę niebawem do Muriona... Do zobaczenia później! - skinęła Ebberkowi głową, a następnie odeszła do damskiej kajuty. Krople krwi znaczyły drogę, którą się poruszała Sidhe.

Sidhe odeszła do damskiej kajuty. W planach miała tylko jedną chwilę tam pobyć, by po prostu odpocząć z daleka od towarzyszy. Co nie oznaczało po prawdzie, że miałaby coś przeciwko ich obecności w pomieszczeniu. Prawdopodobnie jako jedyna po walce z krwiożerczymi harpiami nie konsultowała niczego z Murionem. Nie poszła do niego po pomoc, choć niektóre rany wymagały ewidentnego zaopatrzenia. Szczególnie z paru solidnie ściekała krew, która zaznaczyła drogę białowłosej kobiety. Na posadzce w korytarzu można było dojrzeć krople krwi, które układały się w jedną “trasę”. Ale te wszystkie rany się zagoją, więc nie ma co panikować. Paniką można było tylko pogorszyć sytuację.
Kobieta legła na pryczę, trochę zmęczona starciem z harpiami. Bardziej jednak, wedle jej własnej opinii, niepokojem - czy te harpie nie zaatakują raz jeszcze? I dlaczego tu i teraz zaszarżowały ich te bestie?
Jedyne, czego potrzebowała, to kąpieli. Porządnej kąpieli, by zmyć z siebie ten smród harpiej krwi, którą spaprała się w potyczkach z potworami.
A może jednak... zmieni zdanie? Może poszuka Muriona? Zresztą - trochę dziwnie się czuła. Trochę słabiej.
Sidhe po chwili odpoczynku w samotni zdecydowała się poszukać Muriona. I znaleźć wodę do sprania odzieży oraz do kąpieli. Później go znalazła, czyszczącego swoją broń. Niebawem się zawahała.
- Następna genialna - mruknął Murion, na widok stanu, w jakim znajdowała się Sidhe. - Czemu nie przyszłaś od razu? - spytał, odkładając rapier i wstając. - Siadaj na moment. To nie będzie bolało - zapewnił.
- Byłeś wcześniej zbyt zajęty... - mruknęła Sidhe. Z tą krwią i swoimi ranami wyglądała jak straszydło.
- Panie zawsze mają pierwszeństwo - odparł Murion uprzejmie. Szczególnie te, co tak wyglądają, dodał w myślach.
Po raz kolejny dotknął medalionu. Czuł, jak łaska Milila sływa na jego dłonie i w postaci leczniczej energii przepływa do ciała białowłosej wojowniczki.
Rany zasklepiły się, ale nie wszystkie. Najwyraźniej Sidhe była jeszcze bardziej ranna, niż to wyglądało na pierwszy rzut oka.
- Takie czekanie świadczy o braku rozsądku - powiedział uzdrowiciel. - jeszcze trochę i pewnie byśmy musieli cię zbierać z pokładu.
Na Niebiosa, czy wszystkie te dziewczyny muszą być takie mało rozsądne? A może uważają, ze pomoc kapłana to jakiś wstyd i hańba?
- Co się z wami dzieje... Najpierw Tulli, teraz ty. Nie czekajcie na ostatnią chwilę, bo w końcu okaże się, że nie zdołam wam pomóc.
Ponownie skupił się, prosząc Milila o łaskę. I tym razem srebrno-błękitne światło, które przepłynęło między nim a Sidhe świadczyło o tym, że bóg go wysłuchał.
- Resztę powinna załatwić porządna kąpiel - powiedział. - Chociaż nie wiem, czy nawet wielkie pranie pomoże coś tej szmatce. - Skinieniem głowy wskazał zakrwawioną koszulę dziewczyny.
- Dziękuję za pomoc - mruknęła. I powoli odchodziła do kajuty, nie oglądając się w kierunku mężczyzny. - Już nie przeszkadzam...
Ostatecznie się oddaliła od kapłana.
 

Ostatnio edytowane przez Ryo : 27-06-2011 o 22:32.
Ryo jest offline  
Stary 27-06-2011, 22:10   #29
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Trudno było dogadać się z kimkolwiek z załogi - ci, którzy nie zostali dopadnięci przez harpie, mieli na twarzach oszołomienie, przerażenie, apatię - albo wszystko na raz. W końcu jednak Tulli wydobyła od jakiegoś majtka obietnicę zdobycia wody i po dłuższych perturbacjach dostała nawet niewielki cebrzyk. Teraz tylko znaleźć Tallamira albo kogokolwiek, by pomógł jej przy opatrunku. Pomyślała o kapłanie, ale był chyba zajęty na pokładzie - Ebberk był w dużo gorszym stanie, a zapewne i wielu marynarzy potrzebowało pomocy. Trzymając w jednym ręku łuk, a w drugim ceber, skierowała się w stronę śródokręcia.
- A ty gdzie łazisz? - ofuknął ją Murion. - Nie możesz, jak każdy porządny ranny, poczekać cierpliwie? Tylko więcej krwi tracisz.
- A ty co myślisz? Że strzały się same pozbierają?
- odparowała z lekkim grymasem- koszula przysychała już do rany. - Jeszcze mi brak, żeby marynarze powyrzucali je razem z ciałami do morza... Mam już wszystkie. - Poruszyła ramieniem, na którym spoczywał skrwawiony kołczan. Ciemne włosy dziewczyny wisiały w strąkach zakrzepłej krwi.
- Zanim oni zaczną robić porządki - odparł Murion - to minie jeszcze trochę czasu. Poza tym jest jeszcze... - Rozejrzał się w poszukiwaniu Tallamira. - No fakt, nie ma twojego braciszka, który mógłby to zrobić za ciebie. A teraz stań spokojnie, żebym nie musiał za tobą biegać. Wolisz tu, czy pod pokładem? - spytał.
Wzruszyła ramionami, wskazując mu cebrzyk z wodą. Poczuła, jak przyschnięty materiał ściąga jej skórę i piekący ból smagnął łopatki.
- Polej mi plecy wodą najpierw, żebym mogła spokojnie zdjąć te strzępy. Majtkowie i tak mają syf na pokładzie, posprzątają potem. Rana nie jest groźna, ale piecze jak demony. A co do strzał... Mój mistrz zawsze mawiał: nakarm najpierw konia, potem siebie i opatrz najpierw swoją broń, potem siebie. Właśnie to robiłam, doglądałam broni. Teraz czas na mnie.
Murion nic nie powiedział. Na głupotę nie było lekarstwa, na niby mądre nauki - też nie. Każdy musiał się na własnej skórze przekonać, co i kiedy jest najważniejsze.
- Jeśli to słona woda, to może troszkę zapiec - uprzedził. - Ale morska woda jest lepsza na rany - dodał, tłumiąc uśmiech.
- Zawsze tyle gadasz? - mruknęła, odkładając łuk i odwracając się do niego tyłem. Kołczan położyła obok łuku i odgarnęła włosy z karku, pochylając lekko głowę. Murion mógł zobaczyć szramy po pazurach, ślicznie i symetrycznie dzielące nie tylko czerwoną koszulę, ale i śniadą skórę pod spodem. Zaschnięta plama krwi obejmowała całe plecy i malowniczo sięgała pośladków.
- Na drugi raz jednak zgłoś się szybciej - zaproponował. Idiotka jakaś. Kto widział tak o siebie nie dbać.
Nie żałując zbytnio wody polał plecy Tulli i spróbował, w miarę delikatnie, odkleić koszulę. Udało się bez sprawienia jej bólu.
- Jak chcesz, to już możesz ją bez problemu ściągnąć - powiedział.
Położył dłoń na medalionie, przez moment się koncentrując.
- Rawatan luka ringan - wypowiedział magiczną formułę, podobnie jak podczas zajmowania się ranami Ebberka. Srebrno-błękitne światło spłynęło z jego palców. Rany natychmiast się zasklepiły.
Wgryzający się w ciało ból ustąpił lekko, gdy chłodna woda chlusnęła po plecach - Tulli stała nieruchomo, czując, jak dłonie Muriona manewrują przy koszuli, odrywając ją delikatnie. Potem uniosła ją, chwytając z tyłu strzępy rozdartego materiału. Dziewczęce, smagłe plecy, mokre i pokryte różowiejącą wodą znaczyły pręgi po szponach, które na szczęście omsknęły się, zamiast wyrwać kawał ciała. Na jej szczęście... Kiedy kapłan skończył, Tulli powiedziała tylko krótko:
- Dziękuje... wolę rozebrać się w kajucie, niż paradować po pokładzie jak..jak harpia jakaś - uśmiechnęła się dość krzywo, musiała jeszcze przeprać koszulę i jakoś spróbować ją połatać. Pojęcia nie miała, czemu Murion wydawał się na nią wcześniej złościć. Przecież nie zrobiła nic złego, prawda? Kucnęła, by podnieść łuk, mokra koszula interesująco oblepiła jej ciało, przywierając jak druga skóra.
Na pokładzie, pod pokładem... żadna prawdę mówiąc różnica. Zapewne użył zbyt dużo wody, bowiem koszula niewiele pozostawiała miejsca na domysły.
- Uważaj trochę na siebie, bo straciłaś nieco krwi - powiedział, słowem nie komentując widoków, jakie mu, i nie tylko jemu, zaprezentowano. - Na to magia niewiele poradzi.
Tulli wstała, podnosząc łuk i kołczan, przyglądając się Murionowi zmrużonymi oczyma.
- Poradzę sobie. jestem duża i silna, sama sobie wiążę sandały i w ogóle - odpowiedziała tylko, chcąc się odwrócić, by odejść.
- Widać od razu, że nie jesteś małą dziewczynką - odparł Murion. - Ale i tak zapamiętaj moje słowa.
Uśmiechnęła się. Czasami nawet był zabawny, nie tylko irytujący.
- Będę pamiętać - skinęła głową, po czym odeszła w stronę kajuty.

Murion najchętniej poszedłby w jej ślady, ale miał jeszcze trochę pracy na pokładzie. Nie wszystkim marynarzom udało się uniknąć ciosów zadawanych przez harpie, niektórzy wymagali pomocy kapłana, jednak, na szczęście, żaden z nich nie wyruszał w ostatnią podróż.
Dość dużo czasu minęło, nim Murion mógł ponownie usiąść pod zdewastowanym nieco płóciennym daszkiem i zająć się swoją bronią.

Ubierający sie szybko Tallamir stwierdził, że ta cała rozróba z harpiami kosztowała ich stanowczo zbyt wiele. Kilku marynarzy, pomimo wysiłków obrońców padło. Inni byli ranni. Doskonale wiedział, przynajmniej ze słyszenia, że broń harpii niekiedy jest obsmarowywana jakimiś świństwami. Wredne trucizny, czy coś takiego. Martwił się szczególnie o siostrę, której nawet nie chciał nic mówić na temat swoich przypuszczeń. Lepiej było udać się do zapracowanego kapłana oraz spytać go po cichu, jak to widzi. Pewnie bowiem Murion znał się na tym znacznie lepiej i mógłby go uspokoić. Jeszcze po drodze złapał siostrzyczkę oraz uścisnął ją, zaś potem podszedł do kapłana czekając momentu, kiedy będzie mógł go spokojnie spytać nie przeszkadzając w pracy.
- Nie mieliśmy jeszcze okazji specjalnie porozmawiać Dziękuję za interwencję wtedy, podczas walki. Czy rana siostry jest … chciałem spytać, czy to coś poważnego? Ona zawsze robi za twardziela, ale wiesz jak jest … nie przyplątało się tam jakieś świństwo? - pytał niegłośno, by nie wzbudzić jakichkolwiek sensacji, czy nieprzyjemnych przypuszczeń, które wszak mogły okazać się nieprawdziwe. Właściwie niepłonną miał nadzieję, że tak właśnie jest. - Ponadto, jak Sid? - dodał po chwili nie za bardzo wiedząc, jak się spytać. Dziewczyna wyglądała bowiem na nieźle okaleczoną, jednak mogła być to krew harpii, ponadto nie wiedział, jak zareaguje na takie wścibstwo. Lubił białowłosą wojowniczkę, która tyle mu pomogła, ale przede wszystkim była miłą, sympatyczną dziewczyną. Lecz jednak nie zła jej na tyle, by wiedzieć, czy może się tak wtrącać. Zaś jedno słowo czy dwa od Muriona, typu “wyjdzie”, albo “drobiazg” uspokoiłoby chłopaka.
- Nic jej nie będzie - odparł Murion, milczeniem pomijając podziękowania. - Ani jednej, ani drugiej. Obie potrzebują tylko dużo wody. Tulli zdaje się o siebie zadbała, ale gdybyś pomógł Sidhe... Tylko wiesz, rozsądnie. Niektóre niewiasty mają przesadne poczucie własnej wartości. Samodzielność i takie tam... Próbę pomocy mogą odebrać... negatywnie. Ale z pewnością dasz sobie radę. Jej by się przydała balia z wodą, ale tutaj zapewne musiałbyś załatwić beczkę. - Uśmiechnął się. - Nie można jej wrzucić do morza i pociągnąć za statkiem - dodał.
- No absolutnie nie można - dodał Tallamir pospiesznie, może nawet zbyt pośpiesznie. - Dziękuję - przyznał po chwili. - Rzeczywiście to dobra nowina, uspokoiłeś mnie - uśmiechnął się wdzięczny do kapłana, który wykonał naprawdę solidną pracę. - Dobra robota - pozwolił sobie klepnąć go po ramieniu, potem spłynął szukać beczki. Murion jak mało kto pewnie potrzebował odpoczynku.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-06-2011, 22:32   #30
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Teraz czekało wyzwanie ze znalezieniem wystarczającej ilości wody do kąpieli. Jeszcze większe były z beczką. Po paru minutach znaleziono jednak odpowiednie naczynie.
Zaraz po tym wodę. Zimną.
Przydałaby się chociaż letnia, a jeszcze lepiej ciepła. Raz, że byłoby przyjemniej, dwa, że łatwiej można byłoby zmyć to paskudztwo z siebie. Trzy, że później można byłoby uprać odzież.
Po paru ekscesach z ogrzewaniem wody Sidhe była już gotowa do kąpieli. W damskiej kajucie.
Sęk, żeby nikt nie podglądał. Na wszelki wypadek zamknęła pokój. Po chwili zdjęła z siebie odzienie i wpakowała się do balii pełnej ciepłej wody.

Wedle doskonałej rady Muriona chłopak pędem poleciał szukać jakiejś beczki. Chciał zrobić Sidhe niespodziankę. Jakby właściwie nie było, taki czaruś, jak ich kapłan pewnie znal się na kobietach, niż wstyd powiedzieć, kompletny jeszcze szczawik Tallamir. Jakby nie było, miał już osiemnastkę. jednak decydował się teraz posłuchać rady doświadczonego chyba mężczyzny. Beczkę na statku znaleźć nie kłopot. tylko, że albo były pełne, albo nieco dziurawe, dobre do trzymania jabłek, lecz nie nalanej wody. Wreszcie dostał taką, nieużywaną oraz nie śmierdzącą, którą normalnie wykorzystywano do zbierania deszczówki. Tyle, że niedawno szpunt jej się uszkodził. Jak rzucił marynarz, ktorego Tallamir zapytał, jakieś szpunty powinny być w małym magazynku niedaleko damskiej kajuty. Czarodziej skinął głową, wszedł do ciemnego kantorku, a potem się zaczęło …

Pomieszczenie było ciemne, zakurzone, wypełnione przeróżnymi gratami. Szpunty oraz inne kawałki drewna korkowego leżały bezładnie na półkach. Chłopak podszedł do jednej takiej, nieheblowanej, wyciągnął rękę, gdy okazało się, iz do ciemnego pomieszczenia kantorku nagle wpada wąski strumień światełka z pomieszczenia obok. tutaj nie było okna, ale tam nawet owszem.
- Ciekawe skąd? - mruknął do siebie Tallamir zbliżając się do owego otworka oraz przykładając oko do niewielkiej szczeliny. Przyłożył swoje oko i zamarł. Kompletnie stanął otwierając usta ze zdziwienia oraz niesamowitego zaskoczenia. To była damska kajuta, a w niej Sidhe przy beczce. Widocznie wyprzedziła Tallamira podczas poszukiwań i udało jej się zorganizować wcześniej kąpiel. Akurat zdejmowała bluzkę przygotowując się niewątpliwie do właśnie … ślina w ustach zasnęła chłopakowi, kiedy bluzka dziewczyny powoli zjechała z jej pleców odsłaniając młodą, delikatną skórę.
- Mystro, czysty aksamit - westchnął odruchowo nie przerywając ani na sekundę. Miała na barkach parę drobniutkich, niemal niewidocznych blizn, które naprawdę nie odbierały jej uroku, oraz solidny tatuaż na prawej ręce oraz boku. Była silną dziewczyną, To doskonale widać, ale prawdziwą dziewczyną. Kiedy odwróciła się na chwilę czymś zaaferowana, jakby rozglądała się za mydłem, doskonale mógł pieścić spojrzeniem jej piersi, które przez chwile wypełniły cały jego świat. Były niewielkie, przynajmniej mniejsze niżeli jego siostry, ale piękne, krągłe, sprężyste oraz seksownie falujące przy każdym ruchu pięknej dziewczyny. Przez moment skupił swój wzrok na zdobiących je słodziutkich malinkach, które jak nic, wedle fantazji chłopaka, czekały na niego. Bowiem ta scena zaczęła rodzić w jego głowie dziwne wizje Sidhe oraz jego w nader intymnych okolicznościach.

Szczęśliwie fantazje nie mogły zdominować rzeczywistości, przesłonięte faktem, że prawdziwa Sid stała obok. Miała prawdziwe piersi oraz odsłaniała właśnie prawdziwy, strasznie seksowny tyłeczek. Zdejmowała buty, spodnie, bieliznę i to było niczym sen. miała wąską talię tylko podkreślającą wspaniałość bioder oraz krągłość pupy. Tallamir pożerał ją spojrzeniem, niemal chciał wyciągnąć rękę kładąc na pośladku dziewczyny, kiedy ta, nie wiedząc, jak bardzo stała się obiektem męskiego pożądania spokojnie weszła do wody.
- Ach - niemal namacalny zawód wydobył się od biednego Tallamira, gdy piękne, dziewczęce ciasteczko, które spożywało jego spojrzenie, weszło do beczki zanurzając się po szyję. On ją naprawdę bardzo polubił, ale teraz do polubienia dochodziło jeszcze mocne męskie pożądanie pięknego kobiecego ciała. Stał tak wpatrzony w biel jej włosów czekając aż całkiem obmyje swe ciało. Drżał niespecjalnie wiedząc, co się właściwie dzieje, ale czuł dziwne reakcje. Na sercu, które jakoś miękło, oraz pomiędzy nogami, gdzie na odwrót, właśnie coś reagowało dokładnie odwrotnie.

Sidhe nie przeczuwając jeszcze, że za ścianą czeka na nią wielbiciel, zażyła odświeżającej kąpieli. “Biedny” Tallamir, który podpatrywał kąpiącą się dziewczynę, mógł ją jedynie... pożerać swoim wzrokiem. I to coraz bardziej, i bardziej. Wkrótce ta zdążyła się umyć. Ale odzież wymagała uprania, toteż dziewczyna swoje ciało otuliła jedynie ręcznikiem. A i ten nie mógł zasłonić jej całego ciała. Zaklinacz, oddzielony ścianą od Sidhe, wciąż mimochodem wędrował wzrokiem do jej pięknych piersi...

Znowu musiała wyjść tyłem! To było wkurzające tym bardziej, że jakoś przypadkowo tak owinęła się ręcznikiem, iż Tallamir spragniony nowych doznań niczego nie dojrzał. Oczywiście, ręcznik doskonale uwidaczniał piersi dziewczyny ukazując ich górną część, natomiast dół zakrywał, no właściwie talię, biodra, dochodząc ledwo do smukłych ud. Niewątpliwie piękna Sid miała bardzo wiele po swoich elfich przodkach. Mięśnie jej ramion, ud były silne, ale jednocześnie zgrabne, wspaniale grając pod aksamitną skórą. Była bardzo zgrabną dziewczyną, odziedziczywszy zwiewny kształt, w który wlano więcej krągłości, niż to zazwyczaj mają elfie damy. Tak stworzono śliczny obiekt, który gdyby chciał, mógłby zawrócić w głowie niejednego mężczyzny.

Dla Tallamira nadeszła choć nieco bardziej upragniona chwila. Bowiem Sidhe, podczas prania swojej odzieży kucnęła tak, że zaklinacz mógł więcej dopatrzeć się kobiecego piękna. Wykorzystał też ową dana przez los szansę, dziękując wszystkim boginiom świata, że postawili tak uroczą dziewczynę na jego drodze. Kiedy pochyliła się nad praniem, jej wąski stosunkowo ręcznik siłą rzeczy uniósł się, kolejny raz ukazując słodkie pośladki oraz delikatną mgiełkę mchu okrywającą jej kobiecą tajemnicę. Źródło rozkoszy, jak w zakharianskich legendach, gdzie mężczyzna musi odkryć zaklęte miejsce. Tunel prowadzący do wspaniałych skarbów. Klejnot, lśniący blaskiem słodszym niżeli amnijska czekolada. Rysy tyłeczka Sidhre układały się idealnie, mięciutko, okrągło, jakby same prowadząc spojrzenie do tego delikatnego sezamu, skrytego za otoczką gęstego, lecz zwiewnego, niemal przypominającego nić pajęczą, mchu.

Skończona robota. Pranie zrobione, teraz kwestia tego, żeby się suszyło. Pozostał jedynie płaszcz, który jako jedyny nie został splamiony krwią harpii. Ręcznik zsunął się z ciała dziewczyny, kiedy ta wdziewała na siebie biały płaszcz. Dla Tallamira szczęśliwie się złożyło, że teraz mógł ponownie obejrzeć w całości ciało Sidhe, zanim ono zostało ukryte... pod płaszczem.
Drzwi się niedługo potem otworzyły. Sidhe wychodziła z pokoju ze świeżo spranymi ciuchami, żeby je gdzieś powiesić. Miała nadzieję, że nikt jej złośliwie ich nie gwiźnie i nie wyrzuci za burtę. Tallamira mogło zaskoczyć to szybkie zakończenie pracy Sidhe.

Faktycznie chłopak smakował ją, jak pokazywała mu siebie. Niewiniątko nawet nie mogło wiedzieć, że ma podglądacza, zaś Tallamir wyzwał już się kilka razy od kretynów, czy innych zboczeńców, ale po prostu wpatrując się, nie mógł przerwać. Ładna twarz, smukła szyja, kształtny biust, poruszający się, falujący przy każdym jej ruchu, co sprawiało straszliwie pociągający nastrój, wąska talia, krągły tyłeczek, smukłe nogi, pomiędzy którymi lśnił niewielki trójkącik włosków, mocno przyciągający jego wzrok. Wreszcie wszystkie smakołyki nagle zostały przykryte płaszczem ku jego niepomiernemu zaskoczeniu.
- Wychodzi - pomyślał przestraszony, że dziewczyna może zobaczyć go tutaj oraz zrozumieć, co właśnie robił. Szybko wyskoczył na korytarzyk nadbudówki. Akurat na czas, żeby ją spotkać. Była okryta płaszczem, ale wiedział przecież, że pod nim miała wyłącznie nagie, wspaniałe ciało, które przed chwilą mógł swobodnie oglądać.
- Eee, tego, jak się czujesz? - zająknął się, nie wiedząc, co robić, bowiem jednocześnie wstydził się swojego postępowania, czerwieniał na twarze, ale też wiedział, że za skarby sezamu nie chciałby zrezygnować.
- Ja? Dobrze - odparła łagodnym głosem, trochę zaskoczona jego zdenerwowaniem. - Czy coś się stało?
- Nie, nieeeee, oczywiście, ze nie - byl zdenerwowany, uciekał spojrzeniem - no wiesz, ja tak oooogólnie, znaczy, chciałem pomóc, bo słyszałem, ze szukasz beczki, no wiesz, tego. - Czerwieniał chyba coraz bardziej. - Aaaa, jak te harpie? - spytał nagle wykorzystując szalupę ratunkową pod postacią istotnego tematu.
Wyczuła od razu, że coś ukrywa.
- Zdenerwowałeś się z powodu beczki? - ups, chyba dziewczyna zaczynała się domyślać. - Harpie... no, przyleciały i zostały zabite. Na rosołek pewnie. Jakoś się trzymam, ale te bestie dały w kość - lekko się uśmiechnęła, wzruszając ramionami. - I obawiam się, czy te nie zaatakują jeszcze raz, ale w nocy...
- No może, ale może nie, ale jest dobrze - trochę mówił, aby mówić cokolwiek. - Znalazłaś sama beczkę, to dobrze, ale chciałem pomóc - uśmiechnął się zwycięsko, lekko skołowany, ale zadowolony, ze udało mu się ukryć, co robił. Oczywiście chłopak nie dostrzegł, ze przecież nie widział oficjalnie beczki oraz nie mógł mieć pojęcia, że akurat półelfina sobie jakąś wykombinowała.
- Wyglądasz na dziwnie zdenerwowanego - wygarnęła to Tallamirowi, ale nie ciągnęła dalej tematu dziwnego zachowania. - A beczka się znalazła. Teraz przydałoby się, żeby mi nikt moich ubrań nie podebrał - puściła oczko do zaklinacza. - Idziesz ze mną?
- No pewnie - ucieszył się. Po pierwsze dlatego, że go zaprosiła, po drugie - że także nie zauważyła jego wpadki, którą on dostrzegł dopiero po momencie. Ogólnie uważano go za bystrzaka raczej, ale przy niej po prostu jakimś cudem zaczynał … właściwie nie wiedział, jak nazwać swoje dziwne zachowanie.
- Sid, czy mówiłem ci już, że jesteś śliczna? - wyrwało mu się. - Jeżeli nie, to chyba miałem wcześniej dziwne okulary - stwierdził zaskakując samego siebie zdaniem, które wyszło spośród mgieł jego najgłębszej głębi.
- Hm? - spojrzała na niego zdziwiona. Już się wydało, widział to po jej oczach. I po chwili się... roześmiała. - To dlatego się zdenerwowałeś? - sama się lekko na twarzy zaczerwieniła.
- Eeeoooheo - wydał jakiś nieokreślony dźwięk oraz machnął dłońmi, jakby chciał odfrunąć. Zdenerwowanie, niepewne spojrzenie, beczka … to wszystko powiedziało jej … ojejku, Tallamir nie wiedział co powiedzieć, gdzie uciec, czy zmienić się w myszę zwiewając gdzie pieprz rośnie. - Aeee, tego, tam - wydukał usiłując zachować resztki godności. - Jeeesteś piękna - wyszeptał wreszcie kolejny raz nie wiedząc już, co ma powiedzieć. przed samym sobą przyznawał, ze należy mu się zdrowo po nosie od niej. Najwstrętniejsze jednak było właśnie to, że głęboko tak, naprawdę dalej cieszył się widokiem, którego wspomnienie ciągle przelatywało przez jego myśli.
Sidhe... lekko się speszyła. Ale nie uciekała wzrokiem na boki, nie planowała ucieczki, nie opadły jej ręce. Po prostu - zaskoczyło ją to wyznanie Tallamira. Nikt jej dotychczas czegoś takiego wprost nie mówił. A bynajmniej - nie pamiętała tego. Zmieszało ją - trochę zła za takie podglądanie ją, ale usprawiedliwienie nadeszło z chwilą, kiedy Tallamir się trochę wygłupił. Białowłosa dziewczyna z dużym mieczem, wywijająca nim tak jak szlachetnie urodzona dama długą, powłóczystą suknią, nie wywijała tak mową jak stereotypowa kobieta. A kiedy jeszcze doszedł komplement od młodziana - spaliła od razu raka.
Po chwili milczenia ujął jej dłoń.
- Idziemy? - spytał. - Natomiast co do ubrań postaram się coś wykombinować - kiedy mówił na temat czarów, przychodziło to chłopakowi znacznie łatwiej. Magia stanowiła dla niego chleb powszedni, podczas kiedy kobiecość była tajemniczym oceanem, który dopiero odkrywał.
Białowłosa lekko skinęła mu głową. Pozwoliła mu na taki pierwszy krok. Dla niej takie sytuacje z mężczyznami... nie zdarzały się na co dzień... W każdym razie ich nie pamiętała...

Skrępowany mocno Tallamir wyszedł na zewnątrz. Obok stała Sidhe wieszająca ubrania. Skończywszy swoją robotę przybliżyła się do młodzieńca. Po chwili położyła rękę na jego ramieniu.
- Mówiłeś poważnie... o... no wiesz... - zacięła się. I lekko poczerwieniała na twarzy. - Nikt mi raczej nie mówił, że jestem ładna... Bynajmniej... przynajmniej tak wprost...
- Wobec tego miałaś do czynienia wyłącznie albo ze ślepcami, albo pedałami - powiedzial pozornie spokojnie, ale dało się wyczuc nagromadzoną emocję. - Sid, jesteś naprawdę bardzo ładną dziewczyną. Wiesz, znałem kilka wojowniczek, takie wielkie baby, którcy większość chlopow bałaby się po samym wyglądzie twarzy. Ale ty jesteś inna. Masz tyle kobiecego wdzięku, urody … jednak widziałem jak walczysz. Prawdziwy wojownik. Naprawdę Sid. Naprawdę, naprawdę, szczerze naprawdę...

- Tallamir...
Dodała po chwili: - Dziękuję... Ale... ciągle mam problemy... z tą moją pamięcią...
- Przykro mi - objął ją czule mając nadzieję, że nie zaprotestuje.- Jeśli, jeśli mi się uda, spróbuję pomyśleć coś, bowiem magicznie na pewno da się coś zrobić, ale to znacznie wyższe poziomy umiejętności niżeli te, które posiadam.
- Doceniam twoje starania i to wszystko, co dla mnie robisz... - odrzekła jedwabistym głosem. - Boję się jednak tego, co mam w głębi pamięci... - nie protestowała przeciwko miłym gestom z jego strony. Sama po chwili, po początkowych oporach, przytuliła się do niego. - Boję się tego...
- Jak możesz się bać, kiedy jestem przy tobie? Taki wielki czarodziej - uśmiechnął się żartując, aby dodać jej otuchy. - Wiem tylko tyle, cokolwiek było wcześniej, teraz zostawiłaś to poza sobą. Nie musisz się przejmować, zaś później, któż wie, może powędrujemy na nową wyprawę. Właściwie pamiętam swoją przeszłość, ale jak wiesz, pozostawiłem ją także daleko. Pomogę ci, jak tylko mogę.
Lekko skinęła głową w jego kierunku, mocniej się do niego przytulając.
- Wiem, że może cię męczę. Ale... dziękuję ci, naprawdę... Jesteś... wspaniały...
- Czy wyglądam na zmęczonego? - spytał.
- Co najwyżej na zmęczonego starciem z harpiami - lekko się uśmiechnęła, spoglądając mu w oczy. - Nie wiem, jak będzie w kolejnych dniach... Ale na starcie będę gotowa...
- Wiem, że będziesz oraz tak, harpami trochę tak, ale na pewno nie tobą. Bardzo sie cieszę, że mogłem ciebie tu poznać oraz cieszę się, po prostu cieszę. No, nie wiem jak to powiedzieć - chlopak wyraźnie się zakręcił nie wiedząc, co rzec.
- Nie wiem, czy to znasz - wreszcie powiedział i zaczął śpiewać ładną, marynarską piosenke o żeglarzu, ktory wraca do rodzinnego domu. Może nie mial elfiego glosu, ale niewatpliwie był czysty oraz pełny.
Sidhe posłuchała pieśni. Młodzian jak dla niej śpiewał pięknie i wkrótce przyszła jej ochota na śpiewanie razem z nim. Przy Tallamirze czuła się coraz lepiej, widać też mniej się krępowała niż wcześniej. Piosenki czarodzieja nie znała, ale w miarę, jak się z nią zapoznała, najpierw nieśmiało, a później bardziej zdecydowanie przyłączyła się do śpiewu...
 
Ryo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172