Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2011, 18:36   #24
Gothomog
 
Gothomog's Avatar
 
Reputacja: 1 Gothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skał
Ebberk natychmiastowo rzucił się do harpii, która opadła na pokład. Nie czuł strachu przed tymi potworami. O to, to nie. To było wyzwanie. Bitwa. Wreszcie. Podszedł i z całej siły wbił stopę w jej piękną kobiecą twarz, miażdżąc ją swoją siłą. Ciężki, podbity skórzany but ociekał krwią i pozostałością mózgu. Krwista papka. Niech czarodzieje i kleruchy obgadują sobie działania. On jest od zabijania. Dobył kolczasty łańcuch zwisający przy pasie. Egzotyczna broń, idealnie się nadawała do walki z tymi latającymi maszkaronami. Wyrzucił do przodu końcówkę i zaczął robić nim kółka, próbując odstraszyć kolejne napastniczki, szukając następnej zdobyczy.

Sidhe trochę się oddaliła od panów. Dzierżąc już półtoraręczny “tasak” zagwizdała do harpii, które ominęły zaklęcie Tallamira i pociski kuszników i łuczników, i które to znajdowały się już za blisko ich:

- Tutaj, maszkaronie! - wycedziła do paskudy, z pewną nutką szaleństwa w oczach.
Kiedy taka jedna harpia znalazła się najbliżej Sidhe, białowłosa doskoczyła błyskawicznie na pokrakę ze sztychem wycelowanym w klatkę piersiową. Potwór zareagował trochę zbyt późno i oberwał solidnie. Ale i ten nie przyleciał tu z gołymi łapskami, dzierżył bowiem jeszcze spory gnat, który służył jej za maczugę, co oddaliło szansę na błyskawiczne dobicie stwora. Chwilę trwała wymiana ciosów - najwyraźniej kobiecie o to chodziło, by trwała długo i żeby odwrócić uwagę drapieżcy od reszty drużyny.

Niech ktoś w końcu ustrzeli tego gada” - mruczała w myślach, walcząc z harpią.

Ebberk zauważywszy walkę Sidhe, rzucił końcówką kolczastego łańcucha w stronę harpii. Łańcuch owinął się wokół szyi ofiary. Kolce wbijały się w ciało harpii raniąc ją boleśnie i powstrzymując ją od ucieczki. Próbowała się wyrwać, machając rozpaczliwie swoimi pierzastymi skrzydłami.
- Tnij do cholery. - krzyknął głośno mając nadzieje, że go usłyszy. Harpia miała dużą siłę, jednak nie na tyle wystarczającą by się wyrwać olbrzymowi.
Nie usłyszała go, ale doskonale wiedziała, co zrobić. Potężny zamach z szybkim obrotem Sidhe sprawił, że szybko harpia straciła swój łeb na polu walki, zanim ta zdołała się uwolnić z łańcucha Ebberka.

- Pychota... - Sidhe zaśmiała się szaleńczo i zaatakowała następną harpię, znajdującą się tak samo za blisko drużyny.

Łańcuch barbarzyńcy wrócił do rąk właściciela cały zakrwawiony. To nie był koniec. Jeszcze wiele harpii ostało się na pokładzie. Dodatkowo niektórzy marynarze usłyszeli diabelną pieśń.

Widząc leżącą na ziemi włócznie pozostawioną przez jakiegoś nieszczęśnika wziął ją w swoje ręce. Jednakże przez chwilowy brak uwagi stał się łatwym celem dla łuków harpii. Ten moment wystarczył by zdążyły wycelować i strzelić w Ebberka. Jedna strzała na szczęście odbiła się od napierśnika. Druga niestety przebiła pancerz. Cios i całe zamieszanie w walce wystarczyło, by olbrzym wpadł w szał. Natychmiastowo obrócił się w kierunku z którego padły strzały. W jego oczach widać było pragnienie krwi. Rzucił z potężną siłą oszczep w najbliższą harpię. Ostrze przebiło ją na wylot i odrzuciło szkaradną kobietę do ściany mostka. Włócznia wbiła się w deski, uniemożliwiając jej ucieczkę.Ebberk jednak nie zauważył tego, szukał kolejnej ofiary. Chciał śmierci. Jedyną jego myślą w tym momencie było powtarzające się
~Zabij !~

Niektórzy posłuchali, by zatkać uszy, inni nie, ale stało się to, co się stać musiało. Ileś harpii zranionych skrzeczało, ale ta część jeszcze nienaruszonych powoli zaczynała używać swojej największej broni: magicznego śpiewu. Przynajmniej tak sądził Tallamir, który nie słyszał niczego i skrywszy się za beczką zaczął inkantację kolejnego zaklęcia.

- Shilo’ki, zeynyen, kelo, msykoi - mówił wykonując jednocześnie dłonią szereg gestów. Przywołanie! Potrafił to najlepiej, najlepiej umiał i lubił, szczególnie, kiedy przyzwana istota pochodziła z dobrych planów, tak jak wielki niebiański orzeł, który nadchodził na jego wezwanie. ogień należy zwalczać ogniem, zaś lataczy innymi lataczami. Orzeł, wspaniały ptak o szerokości skrzydeł większych, niż długość niejednej łodzi. Mieszkaniec Acheronu, lub Arvandoru, pełen siły oraz dostojeństwa. Nie było szumu skrzydeł. Nie było jakiegoś łopotu, lecz majestatyczne szybowanie, gdy wielki ptak pojawił się na tle chmur, potem zaś nagle, gwałtownie spłynął nabierając szybkości, aż wreszcie pędząc jak strzała wpadł potwornymi pazurami na jakąś szykującą się do ataku harpię. To było to. Orzeł wiedział co robić. Tallamir odetchnął i zaczął inkantację przyzwania kolejnego wspaniałego władcy niebiańskich przestworzy.

- Shreee kerra - Kresha potwornie nie lubiła bieli, tego ohydnego koloru dnia, kiedy wszystko świeciło się, jaśniało, raziło jej przekrwione, przywykłe do mroku oczy. Kiedy jednak pierwsza królowa wzywała stado, żadna harpia nie mogła odmówić. władczyni bowiem rozdzierała takie na sztuki, by karmić nimi młode. Lubiła to zresztą robić, jak każda wielka królowa. No cóż, za konieczność ruszenia skrzydeł za dnia zapłacić miały jakieś ludzkie stwory.

- Shreee kerra - walka trwała w najlepsze na okręcie, lecz Kresha do tej pory nie przyłączyła się do ataku. Czekała na swoją ofiarę, kiedy zobaczyła coś, co pobudziło jej krwiożercze zmysły. Wstrętne białe pióra na głowie jakiejś kobiety, obrzydlistwo.

- Shreee kerra - rzucila się pikując do ataku.
Sidhe zauważyła pikującą harpię, tak w sumie przez przypadek. Atak najlepszą obroną, ale w tym przypadku zdecydowała się na defensywę do odpowiedniego momentu. Odskoczyła, kiedy owa maszkara miała uderzyć w pokład. Sidhe bez wahania zabrała się do cięcia paskudy. Musiała przy okazji zastosować kilka fint.

Tulli stała na pokładzie, przyglądając się zachodzącemu słońcu, gdy obwołano zbliżającą się chmurę i mimo, że starała się działać szybko, straciła sporo czasu, biegnąc z powrotem do kajuty po łuk. Musiała nałożyć cięciwę, ręce lekko jej drżały, gdy opuszki palców dotknęły nawoskowanej cięciwy. Wosk! Słyszała o harpiach, choć nigdy jeszcze nie walczyła z takim przeciwnikiem...

- Masz - Murion stanął w drzwiach i wręczył jej dwa kawałki wosku.
Spojrzała na niego z wdzięcznością, liczyła się każda sekunda i nie musiała przetrząsać bagaży...Wetknęła wosk do uszu, odchylając włosy, chwyciła kołczan z pełną dwudziestką strzał i z łukiem w ręku rzuciła się ku drzwiom, by wybiec na zewnątrz. Tallamir! Jej pierwsza myśl pobiegła do brata, on był na pokładzie...Ogarnęła wzrokiem całą sytuację, biegnąc ku kasztelowi, by zająć w miarę wysoką pozycję, jednocześnie ujrzała spływającego z góry orła - Tallamir zaczynał swoje sztuczki. Widząc siostrę podniósł do góry kciuk, nie przerywając jednocześnie zaklęcia. Rozejrzała się, nakładając strzałę niemal na ślepo- swój łuk znała tak dobrze, że mogłaby strzelać z zamkniętymi oczyma. Tulli zmrużyła oczy, wypatrując przeciwnika. Ujrzała Sidhe, osłaniającą się przed atakiem pikującej harpii.Furknęła zwalniana cięciwa i strzała pomknęła w stronę stworzenia, a przez głowę Tulli przemknęło kilka myśli naraz: jakie one są piękne...nie słyszę świstu...wosk...trafię w korpus, ale czy przebiję...Stała bokiem, w lekkim rozkroku, balansując, by drgania pokładu nie zaważyły na celności strzału i już nakładała kolejną strzałę, trzema palcami naciągając cięciwę.

Kresha walcząc przeciwko obrzydliwej białowłosej kobiecie nie śpiewała, ale doskonale widziała, że pieśń jej sióstr przynosiła skutek. Przynajmniej niektórzy, jeszcze przed chwilą uciekający, walczący, biegnący się skryć, nagle przystawali tocząc wokoło błędnym wzrokiem. To były najlepsze chwile, kiedy można było się dobrać do tych bezwładnych, głupich istot nie pojmujących nawet, co się z nimi dzieje. Ale białowłosa jakoś nie chciała ulec magii opętującej pieśni. Zresztą, to rzeczywiście było dziwne, oparła się znacznie większa grupa, niż to zazwyczaj bywa. Ale Kresha nie troszczyła się o innych. miała prze sobą białe pióra na głowie tej podłej kobiety, które chciała wyrwać, zerwać oraz pożreć zaraz po tym, jak trafi to głupie ciało swoją maczugą.

- Shreee kerra - zagrzmiał jej bojowy okrzyk, którego siłę poznały nawet inne harpie.

Szybko odskok na lewo i zdecydowanie cięcie w bok. Sidhe nie bawiła się z przeciwniczką, nawet jeśli ta miała maczugę i zdążyła się wcześniej wytarzać w zbyt dużej ilości smoły i pierza. Następne cięcie miało trafić paskudę w szyję.

- Shreee kerra - wiadomo, że nie należy atakować za dnia, ta głupia suka, która nazywała się królową była skończoną zwariowaną córką wróbla, jak brzmiało jedno z najgorszych życzeń w społeczeństwie harpii.
- Pieprz się, kretynko - myślała próbując sparować cios białowłosej, która okazała się naspodziewanie twarda. -Czego nie umierasz podła dziwko? - skrzeczała językiem harpii, ale jej przeciwniczka pewnie nie rozumiała, tylko śmigała klinga coraz bliżej.
- Shreee kerra - pieprzyć to - wrzasnęła, kiedy ostrze tuz tuz mineło ją. - To wszystko przez królową. Trzeba ją zabić, wyrwać pióra, oskubać podłą, to wszystko dlatego, że nie uderzyła nocą. Kresha wiedziała, kiedy trzeba atakować, ale także, gdy trzeba uciekać. Właśnie nastał ten drugi moment.

Sidhe nie dała jednak tak łatwo uciec przeciwniczce. Jak dobić coś, to do końca. Wojowniczka doskoczyła na uciekającą harpię i zadała sztych w bok harpii, na tyle mocny, że ostrze miecza przebiło się do wnętrzności potwora. Następnie po tym ciosie nadszedł czas dekapitacji przeciwniczki.
 

Ostatnio edytowane przez Gothomog : 23-06-2011 o 18:51.
Gothomog jest offline