Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2011, 19:04   #26
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ebberk nie zdążył zadać drugiego ciosu. Sidhe wykonała szybkie cięcie pozbawiające królową głowy. Szybko pozbywali się kolejnych harpii. Cała drużyna jakoś sobie radziła. Jednakże rozglądając się dookoła ujrzał jak jedna z tych latających kobiet zaatakowała Tulli. Musiał się jednak przebić przez bezmyślnie stojącą masę marynarzy. Nie wiedząc czy zdąży dobiec. Nie zważał na tych głupców. Rękoma odsuwał ich jak łany zboża. Schował łańcuch. Za mało miejsca. Wyciągnął z pochwy na plecach dwuręczny miecz.
- Dawaj, latająca suko, tutajT - krzyknął potężnie. Machając przed sobą mieczem. Odwrócił uwagę harpii.
Wreszcie dostrzegł Tullileath. Cięła właśnie jakąś bestię, zaś przy niej ostro pracował ogromnego wzrostu barbarzyńca. Jakimś sposobem zdobył się na szybką reakcję i podbiegł do niej osłaniany przez orła, który zdjął szykującą się do skoku harpię.
- Jestem tutaj, Tulli - stanął obok wiedząc, ze krzyk przy zatkanych uszach niewiele da, przynajmniej miał nadzieję, że siostrzyczka ma zatkane. Akurat jakaś harpia zaatakowała ją, zaś barbarzyńca zablokował cios następnej.
- Niech to - stuknął po pysku którąś stworę mając nadzieję, że odciągnie ją od siostry.
Tulli zacisnęła zęby i odwróciła się za kołczanem, nie mogła go stracić! Leżał przygnieciony krwawiącym truchłem...Pochyliła się, by go wyszarpnąć, czując, jak ciepłe strużki krwi ściekają jej po kręgosłupie. Harpia musiała ją drasnąć, nie mogła teraz tego sprawdzić, bo stała z łukiem w jednej ręce, a kołczanem w drugiej - odkopnęła ciało, by się do niego dobrać. Dostrzegła Tallamira i wyraz ulgi pojawił się w jej oczach - był cały i zdrowy. Wzrokiem podziękowała Ebberkowi, który zajął się jej przeciwniczką.

Harpia musiała zrezygnować z łupu. Barbarzyńca, który jej przeszkodził stanął pomiędzy nią, a jej zdobyczą. Z furią zaatakowała go maczugą. Jednakże on już po paru treningach zaczął usprawniać swoją szybkość. Skontrował uderzenie łamiąc prymitywne narzędzie. Zamachnął się z góry. Jego miecz rozpołowił czaszkę i przeszedł aż do klatki piersiowej. Krew trysnęła dookoła. Mężczyzna wyciągnął swój miecz z truchła prawie przepołowionej kobietoptaka.

Z pewnością wiele osób uznałoby atak z tyłu za coś wielce nieszlachetnego, jednak Murion nie zamierzał nikogo pytać o zdanie. Jedna z harpii chwyciła w czułe objęcia marynarza, który wpatrywał się w nią baranim wzrokiem. Czy potwora zamierzała z nim odlecieć, czy też dać mu czułego buziaka, tego się Murion nie dowiedział. Cios rapierem, zadany w plecy... Wzmocnione magicznie ostrze przebiło grubą skórę potwora i przeszło na wylot, po drodze zahaczając o serce. Harpia zwaliła się na pokład, nie wypuszczając z ramion marynarza, na twarzy którego pojawiło się przerażenie. Mężczyzna otworzył usta, jak do krzyku... i zemdlał.

Ebberk nie oglądał się za siebie. Podszarżował do kolejnej harpii zajętej marynarzem. Ciął od dołu oddzielając skrzydło od tułowia. Zanim się zorientowała padł drugi cios wbijający się w lewy bark. Miecz przebił kości i dotarł do serca. Słychać było tylko krótki krzyk, potem do płuc dostała się krew i harpia zaczęła wydawać dźwięk jakby bulgotania. Barbarzyńca nie dostrzegł więcej przeciwników. Uklęknął na jedno kolano i brał głębokie oddechy. Próbował się uspokoić. Zakończyć szał, aby nie skrzywdzić kompanów. Wdech, wydech, i kolejny wdech. Serce powoli przestawało bić z olbrzymią prędkością, a mięśnie rozluźniały się. Człowiek poczuł w końcu rany. Z pleców wystawał kawałek strzały, ramię było całe poharatane od pazurów. Ebberk był wyczerpany. Podtrzymywał się na mieczu i modlił się do Tempusa.
- Dzięki Ci panie Bitew. Ja, Ebberk, sługa twój, krew przelałem w chwale twej. W bitwie zwyciężyłem. Honorowo walczyłem - próbował wydukać formułkę, jednakże był zbyt wyczerpany. - Proszę o zdrowie i powodzenie w następnej bitwie.

Murion był cały. Wywinął się ratując jakiegoś marynarza, ale Tulli nie poszło całkiem dobrze. Wsadzić kijacha w zadek harpii tak, żeby wyszedł dziobem, znaczy gębą. Takie właśnie było marzenie Tallamira na widok padającą siostrę. Jego znajoma straszyła kiedyś pewnego półorka: Mam dziecko oraz nie zawaham się go użyć. Groźba podziałała. Czarodziej nie miał dziecka, ale dysponował orłem, nawet dwójką, które tylko wypatrywały okazji, by wraził swoje szpony szarpiąc skórę wrednych stworów. Tulli chyba nic wielkiego się nie stało, ale to niewielkie nic nagle przesłoniło Tallamirowi resztę waląc kijem na lewo oraz prawo rzucił się na jakąś harpię, która próbowała wpaść na jego siostrę, zaś tuż obok uderzyły królewskie ptaki unosząc dwie zaskoczone harpie niczym pisklaki.
- Co ci jest? - wrzasnął zapominając, ze siostra pewnie nie słyszy.

Ujrzała szermierczą akcję Muriona i chciała się uśmiechnąć- ten kapłan widać potrafił nie tylko sztyletem zdradziecko zaatakować- ale nagle dostrzegła Tallamira, który młócił kijem tłum, ewidentnie dążąc ku niej z determinacją na twarzy i czymś w rodzaju... rozpaczy? Na pewno był ranny! Coś mu groziło! Ruszyła ku niemu w tej samej chwili, z łukiem i kołczanem, a wpadłszy na niego krzyknęła z obawą, zupełnie tak samo, jak on, zapominając o wosku w uszach:
- Tallamir! Co ci jest??

Właściwie coś mówiła, ale nie słyszał. Dlaczego? Dopiero po chwili zrozumiał pokazując dłonią na uszy. Miał zatkane. Pokazał dłonią na uszy zrozumiałym gestem. nie mógł jeszcze wyrzucić owych kawałków szmaty, które skutecznie izolowały go od pędzących dźwięków, gdyż jeszcze parę harpii kręciło się tu czy ówdzie nie wiedząc, czy uciekać, czy spróbować kolejnego ataku. Jednak pytanie Tulli było jasne. Słyszał go nawet bez jakiegokolwiek dźwięku. Uśmiechnął się dając do zrozumienia, ze jest dobrze oraz pytająco spojrzał na jej okaleczenie.

Jego uśmiech był pełen ulgi - nic mu nie było, to o nią się martwił. Tulli zauważyła napięcie w jego spojrzeniu, skierowanym na siebie i obróciła głowę - krew malowniczo zabarwiła już opięty spodniami zadek, nie tylko plecy. Koszula wisiała w strzępach, pazury harpii zostawiły swój ślad, ale draśnięcie nie mogło być głębokie. Machnęła kołczanem i pokręciła głową - nic mi nie jest, to pestka, zdawał się mówić wzrok dziewczyny. A potem ze stoickim spokojem zaczęła iść po pokładzie, rozglądając się za zwłokami harpii, które zestrzeliła, chcąc powyciągać strzały.
 
Kerm jest offline