Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2011, 19:28   #147
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Chorągwie idą, by przekupić lub grozić,
Lub podszeptywać, że ten kto szalony,
Kto, gdy jego już zapomniano króla,
Troszczy się, jaki to król rządzić będzie.
Jeśli on zmarł bardzo dawno,
Dlaczego tak Nas się boicie?


Baldrick nie był typem negocjatora, zważywszy na swój charakter częściej sprowadzał na siebie kłopoty i zamykał przed sobą drzwi niż ułatwiał zadanie. Nie był odpowiednią osobą do przekonywania samobójców do nagłego pokochania życia i odpuszczenia sobie dramatycznego działania. W dodatku nie ukrywał, że ten rodzaj ludzi go zaskakiwał i w żaden sposób nie potrafił wytłumaczyć sobie ich decyzji. Nawet teraz, gdy sam włożył sobie lufę w usta, nie pojmował tego.

- Niech pan nie podchodzi! – krzyknęła ciężarna.

- Zły dzień? - spytał po czym oparł się o barierkę, nie patrzył w jej stronę, skupił się raczej na tym co było pod mostem.

- Nie podchodź – powtórzyła po raz kolejny.

- Nie zamierzam – odparł, lecz już tylko w myślach dodał, że przecież nie ma zamiaru spaść razem z nią, w akcie desperacji mogłaby go za sobą pociągnąć, a tego nie chciał ryzykować - chcę pogadać. Poświęcisz mi chwilę?

- O czym, kurwa, chcesz rozmawiać? –
wrzasnęła na niego, jej dłonie wciąż kurczowo trzymały się mostu - Nie znam cię, człowieku.

- O Japonii -
odparł wrednie - O tobie chce pogadać, tak się składa, że oboje jesteśmy na krawędzi, a ty wyglądasz na kogoś, kto chciałby się czymś podzielić. Tak się składa, że potrafię słuchać.

- Ale ja nie chce gadać, pojmujesz to złamasie? –
krzyknęła znowu.

- Młodzież - skomentował - I co? Chcesz skoczyć tak bez słowa? Nic dla potomności? Nikt się nawet nie dowie co i jak, czemu, etc, etc?

- Nie chce mi się z tobą gadać, facet. Rozumiesz to? To przez takich jak wy, nieodpowiedzialni egoiści, świat jest takim posranym miejscem!

- Powiedz mi, jeśli ja jestem egoistą, kim jesteś ty? – spytał spokojnie - Chcesz decydować o swoim życiu, a przy okazji zagarniasz życie swego dziecka? Na jakiej podstawie egoistą nazywasz i mnie? Zakładam, że jestem jedną z nielicznych osób, który poświęciły ci czas.

- Lepiej dla niego, by się nie urodził. Zostaw mnie. Co cię obchodzę?


- Nie dawno sam -
przerwał na moment - niemal - zaakcentował - palnąłem sobie w łeb, więc w pewien sposób solidaryzuję się. Niczego nie stracisz na rozmowie ze mną, to tylko parę chwil i mały wysiłek.

- Nie rozumiesz. Nic nie mam. Ani domu, ani pracy, a rodzina nie chce mnie znać. Nie mam za co żyć. A dziecko, dziecko jest… - nie dokończyła, mocno dmący wiatr zamknął jej usta.

- Jest...? – naciskał detektyw.

- Nie ma ojca – odparła.

- Rozumiem - powiedział z konsternacją - A pomoc dla młodych matek?

- Lać na nią! –
Znów zareagowała z gniewem - Oni mają w dupie wszystko i wszystkich

- Aż tak źle? Wypinają się? –
zapytał bardziej dla podtrzymania rozmowy niż z zainteresowania tym faktem, w końcu to o czym mówiła ta młoda dziewczyna nie było żadną nowością.

- Tak.

- A rodzinka czemu?

- Bo to skurwiele są panie ciekawski.


- Jak większość rodzin panno skoczna – odciął się Terrence, nie miał sentymentów nie ważne z kim i w jakiej chwili rozmawiał - Tylko czy to jest powód żeby i dziecka pozbawić życia?

- To on jest powodem! Bez niego wszystko by się jakoś ułożyło!


- To wyrzuć go z siebie, oddaj i żyj dalej. Nikt nie każe ci być matką, masz dwie zdrowe nogi i ręce, to dobre na początek i wystarcza żeby wrócić do normalnego życia.

- Wyrzucę go… - Zaśmiała się histerycznie - O tak. Razem ze sobą. – Spojrzała na niego z jeszcze większym gniewem, wychyliła się też nagle do przodu jakby już chciała skoczyć, lecz po chwili przywarła znów do mostu - Normalne życie! A co ty, kurwa, wujku dobra rada, możesz wiedzieć o moim życiu?

- Nie wiele, ale te ponad 50 lat to jednak jakieś doświadczenie jest, nie? Minus jakieś 3-4 początkowe lata wtedy nie wiele wiedziałem. A ty co wiesz o życiu? Wybierasz opcję super łatwą. Więcej stracisz niż zyskasz. Nie chce ci się nawet powalczyć o coś lepszego?

- Walczyć? Co ty pierdolisz? Walczyć z kim, o co?! – warknęła – Nie! Tak będzie lepiej… - powiedziała z mniejszą już siłą, odwróciła twarz, a Baldrick umyślnie nie spojrzał na spływające po niej łzy.

Przez chwilę panowała cisza, Baldrick wpatrywał się wciąż w przestrzeń, czekał milcząc, aż kobieta sama się odezwie. Ciężarna najwyraźniej zbierała myśli, szalejący wiatr zagłuszał jej szloch oraz pociąganie nosem. Większość samobójców traci swoją determinację tuż przed finalną chwilą, tuż przed własnym końcem. Być może celebrują tę chwilę, choć bardziej prawdopodobne jest to, że po prostu się boją. Jak każdy.

Z drugiej strony ta kobieta mogła mieć racje, choć nie zdawała sobie z tego sprawy. Świat, który znała ona ograniczał się jedynie do dzielnicy, w której mieszkała, kilku znajomych, paru członków rodziny, nie mogła wiedzieć, że ważą się losy nie tylko jej, ale i milionów innych ludzi. Walka między Astarotem i jemu podobnymi miała w końcu zacząć zbierać swoje prawdziwie krwawe żniwo. To jednak ona mogła już teraz zdecydować, czy chce opuścić ten świat i na jakich warunkach. O dziwo to mogło być rzeczywiście lepsze dla jej dziecka.

- Decyzja należy do ciebie – przemówił dużo bardziej poważnym tonem – Śmierć nie jest rozwiązaniem, nie jest żadną opcją. Jednak to ty masz władzę nad swym życiem, a zarazem nad życiem swojego dziecka. W tym mieście jest masa ludzi, którzy mogą i chcą ci pomóc, jak i tych którzy będę cię chcieli skrzywdzić. Dlatego nie mogę obiecać ci, że karta nagle się odwróci, ale mogę powiedzieć, że jest szansa. Nie przekonasz się jednak jeśli już teraz zakończysz życie.

- Tobie też ktoś wcisnął ten kit, że nie strzeliłeś sobie w łeb? –
spytała nieco drwiąco.

- Nie – odparł – Ja strzeliłem. Ty musisz dokonać własnego wyboru.

Spojrzała na niego zaskoczona, lecz niemal od razu detektyw zaczął się oddalać, jakby postanowił pozostawić ją samą z tą decyzją. Nie da się powiedzieć czy poczuła ulgę, że ten upierdliwy człowiek wreszcie dał jej spokój, czy też dopiero teraz zaczęła odczuwać za nim tęsknotę. Za jedynym, który się zainteresował.

Nie tego uczyli w akademii policyjnej, nie takich reakcji i słów, a jednak Terrence czuł, iż nic innego nie mógł powiedzieć. Pozostawianie decyzji w rękach osoby niestabilnej i przerażonej było najgorszą rzeczą jaką mógł w tej chwili zrobić. Może wynikało to z tego, iż sam miał już teraz wątpliwości czy warto? Tak silnie tłumione i spychane już od dłuższego, lecz być może jednak ziarenko zaczęło już kiełkować, nawet jeśli nie był skłonny pod żadnym pozorem się do tego przyznać. Jego rozum potępiał zachowanie kobiety ciężarnej, podrzucał coś o braku odwagi do życia, o głupocie i słabościach, posuwał się nawet do stwierdzenia, że bez takich osób będzie lepiej, gdyż na życie nie zasłużyli, lecz natychmiast sam siebie ganił, jakby nagle gniew go opuszczał. Była jednak i druga siła, ta która od lat ukrywała się w zakamarkach umysłu Baldricka, spychana na margines i lekceważona z ogromną łatwością, dziś rosła w siłę. Z żalem upominała się o powrót, o ratunek dla kobiety, o litość, odwoływała się do jego uczuć, nakazywała i błagała, troszczyła się o jej los, a jednocześnie jakby zazdrościła tej kobiecie. Łaknęła rozwiązania swego problemu, wybawienia choćby i przez śmierć. Te dwie tak różne natury toczyły ze sobą walkę o samego Baldricka, o to jakim człowiekiem ma być. Emocje jednak nie mogły pozwolić mu wygrać z bytami najwyższymi, to natomiast oferował okrutny Rozum i jego podszepty. Umrzeć śmiercią samobójczą było rzeczą prostą, lecz pozostawić samobójcę samemu sobie było jeszcze prostsze...

Czyjeś wrzaski i syrena karetki poinformowały go jaką decyzję podjęła kobieta. Tego dnia zginęło dwoje dzieci, a Baldrick wiedział, że on również ma krew na rękach.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=C5f9-b-Zfnw[/MEDIA]

***

Poprawił kołnierz swojego płaszcza i głęboko schował dłonie w kieszenie, miał wrażenie, że ktoś przez cały czas go obserwuje. Być może był to jego osobisty Anioł Stróż lub może Anioł Zabójca czekający na odpowiedni moment by zaatakować go i wymazać jego obecność z historii Metropolis. Być może jednak za ciężar wzroku odpowiedzialne było sumienie Baldricka, najmniej prawdopodobna opcja, choć przecież i jej nie można było zlekceważyć. W każdym razie czuł się nieswojo nie tylko z tego powodu. Złapał taksówkę i postanowił znaleźć dla siebie jakiś hotel, w którym mógłby odpocząć. Kolejny dzień pełen wrażeń wymagał pewnej stabilizacji i uspokojenia.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline