Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2011, 22:37   #161
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Yue Springwater:

Yue zaczął rozglądać się po wieży.
- Rozejrzę się najpierw. - powiedział kontaktowo do Generała. Chciał najpierw sprawdzić bezpieczeństwo, nim zająłby się nauką.
Zaczął iść po schodach w górę. Generał spojrzał na Springwater’a i skinął głową. Chichiro rzuciła Yue’mu zaintrygowane spojrzenie, po czym zajęła się próbą opanowania techniki generała. Nieskończony odszedł od swych skupionych towarzyszów i zaczął się wspinać bo spiralnych schodach. Z pozoru wszystko wydawało się być w najlepszym porządku, ale im wyżej był Yue, tym bardziej odczuwał szczególny rodzaj niepokoju, mający swe źródło z wrażliwości maga na wszelkie nadnaturalne zjawiska. Pnąc się w górę wieży, Strażnik Pieczęci zrozumiał, iż na ich szczycie znajduje się coś godnego uwagi, coś czego pozostali zdawali się nie dostrzegać. Mimo potencjalnego zagrożenia, skrzydlaty kontynuował wspinaczkę, aż wkroczył na sam szczyt schodów.
Schody kończyły się mniej więcej w połowie powierzchni wierzy, gdzie łączyły się z kamienną platformą. Na jej końcu, w ścianie, znajdowały się drzwi, prowadzące najprawdopodobniej do jakiegoś pomieszczenia. Drzwi te, gdy tylko młody Yue postawił stopę na platformie, uchyliły się lekko, zapraszając maga do środka, przysłoniętego gęstymi obłokami mgły.
Yue zmróżył oczy. Wiedział, że powinien najpierw zawiadomić Generała. Ale...ale ruszył do drzwi i pchnął je lekko, po czym zajrzał do pokoju.
Mgła, wypełniająca pomieszczenie natychmiast ożyła. Zaczęła wirować, kłębić się, skupiając swe niematerialne ciało na środku okrągłego pomieszczenia. Wkrótce komnata stała się przejrzysta, a mgła stworzyła jeden, pojedynczy obłok w jej centrum. Yue mógł się teraz lepiej przyjżeć otoczeniu. W ścianie na przeciw niego znajdowały się stare okiennice, z których roztaczał się widok na okolicę. Z ich strony nadszedł nagły powiew wiatru, od którego Yue zadrżał. Wiatr wrzucił do wnętrza pomieszczenia okruchy śniegu i lodu. Tuż obok obłoku mgły, wciąż sprawiającego wrażenie żywej istoty, pięła się w górę żelazna drabina, prowadząca na sam szczyt wieży. Jednak nim Yue zrobił cokolwiek, mgła obadła niespodziewanie na ziemię, ukazując przed Nieskończonym niecodzienny widok.


Otóż nad kamienną posadzką unosiła się nieziemska postać. Była to bladolica niewiasta, odziana w białe szaty, której długie, kruczoczarne włosy poruszały się na nieistniejącym wietrze. Z tej postaci biła krępująca aura smutku, w której dało się także wyczuć spokój i harmonię. Zjawa spojrzała na Yue, a jej błękitne oczy rozbłysły.

Yue na początku zrobił krok w tył, przygotowując się do jakiejkolwiek formy obrony. Nie wiedział czym owa zjawa jest, czemu ukryta jest w wieży i czemu go tu zwabiła. Rodzaj klątwy? Nie wiedział póki się nie dowie.
- Kim jesteś?- zapytał patrząc na kobiecą postać.
Istota unosząca się nad zimną posadzką, którą skrywał delikatny całun mgły, przemówiła harmonijnym głosem.
- Jestem z tych, którzy zostali zapomniani... Niegdyś miałam wiele imion, lecz teraz... żadne mi nie zostało...
Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu, następnie wrócił wzrokiem na postać.
- Czemu mnie tu zwabiłaś? - spytał.
Stan komnaty nie był najlepszy. Oprócz dawno zniszczonych okiennic, w komnacie znajdowało się wiele pozostałości po drewnianych meblach. Teraz, wszystkie jakgdyby dryfowały w gęstej opoce mgły, która skryła posadzkę, gdy przed Yue pojawiła się tajemnicza postać.
- Jestem tu... gdyż znam twoje przeznaczenie... i rolę, jaką przyjdzie ci w przyszłości odegrać... Jestem tu... gdyż pragnę dać ci wybór, o Wieczny.
Yue rozszerzył oczy a następnie je zmróżył. Założył ręce na klatce piersiowej.
- O proszę. To chciałbym wysłuchać co masz do powiedznia, jeśli można. - odparł.
Ciało zjawy nienaturalnie zafalowało.
- Od twojego życia, zależy bardzo wiele... Jest ono zbyt ważne, abyś sam mógl zrozumieć wagę swego losu... Dlatego... mam zaoferować tobie moc, Wybrańcu...
- Moc? - zapytał - O jakiej mocy mówisz dokładnie?
Istota milczała przez dłuższą chwilę, jakgdyby badając swym chłodnym wzrokiem duszę młodzieńca.
- Masz wybór... pomiędzy swoim życiem, a istnieniem swoich bliskich... Mogę ci dać moc ocalenia własnego życia... lub zaoferować potęgę, dzięki której ocalisz tych, na których ci zależy... Wybór należdy do ciebie, skrzydlaty magu... Ale pamiętaj... twój wybór, może zmienić los całego Wieloświata.
- Skąd możesz wiedzieć o tym wyborze? Skąd wiesz o tym co się ma stać? Jesteś przecież zamknięta w tej wieży. Gdybym nie wszedł na górę, nie musiałbym teraz dokonywać wyboru. Kim Ty właściwie jesteś?
Białe usta zjawy przemówiły:
- Tkwisz w błędzie... myśląc żem tu zamknięta... Ja wiem wszystko... bo jestem wszystkim... Wiem o tobie... gdyż ty wiesz o mnie... Wszedłeś tutaj, ponieważ ja tak chciałam... To moja domena, mam tu całkowitą władzę... Pytasz, kim jestem... Powiem ci... jestem jednym z zapomnianych Bogów tej krainy... Wieki temu, tutejsi ludzie wyparli się nas... zapomnieli o nas... Wymazano nasze imiona, zniszczono nasze świątynie... Kochaliśmy ludzi, dlatego postanowiliśmy odejść w pokoju... A teraz... błąkamy się po krainach, jako umęczone duchy... Jam jest Zima.
- Zima? - powiedział pytająco. Teraz już pamietał. Wiedział kim jest owa osoba.
- A jakie rodzaje mocy mam do wyboru? - spytał. - Kiedy przyjdzie mi dokonać wyboru?
- Moc ocalenia własnego życia... lub siła, niezbędna do ocalenia życia bliskiej osoby... Podejmij decyzję...
- Ty już wiesz jaką decyzje podejmę. - powiedział patrząc na Zimę. - Siła do ocalenia życia bliskich.
Duch poruszył się gniewnie.
- Niech tak będzie... ocalisz czyjeś życie, kosztem własnego... ale czyś gotów na to?
- Jakoś z tego wyjdę. Nie przejmuj się. Jestem gotowy. - powiedział.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=0DxVg3l5LzE[/media]

Aura, którą roztaczał duch uległa gwałtownej przemianie, tak samo jak on sam. Mgliste ciało Zimy rozbłysło błękitną poświatą, a mgła unosząca się tuz przy ziemi, opadła i ustąpiła miejsce szronowi, który się na niej układał. Szron zaczął pokrywać także inne powierzchnie - ściany i sufit. Magiczny chłód dotarł pod stopy Yue, ale nie przymroził go do podłoża, pokrył tylko ziemię pod jego nogami. Blask, wydobywający się z ciała zjawy stał się bardziej intensywny, a szron na ścianach i suficie szybko przemienił się w grube, lodowe krzyształy, które obrosły komnatę i uczyniły z niej lodową grotę. Wtedy też blask ducha wytłumił się, a Yue ujrzał jego odmienione oblicze.


Bóstwo Zimy emanowało teraz niezwykle chłodną, pozbawioną życia aurą, od której Yue poczuł ciarki na plecach.
- Bardzo dobrze. - przemówiła zjawa.
Jej głos był ostry, jakgdyby zawierał w sobie setki ostrych, lodowych kryształków.
- Jeśli taka jest twa decyzja... Podejdź... - zjawa unosząca się w powietrzu wyciągnęła dłoń do Nieskończonego.
Chłopak popatrzył na ziemię. Nie bał się lodu. W końcu go kontrolował. Następnie postawił parę kroków do przodu i delikatnie wyciągnął rękę w stronę Zimy. Palce Nieskończonego zetknęły się z bladymi, delikatnymi palcami zjawy i spotlły w słabym uścisku. I chodź były materialne, w momencie dotyku Yue poczuł, jak chłód przenika przez jego dłoń. Zjawa przechyliła się w powietrzu, zbliżając swą twarz do twarzy Yuego. Patrząc mu w oczy, drugą ręką dotknęła go po policzku, przejeżdżając zimnymi opuszkami paców aż do kącików jego ust. Yue czuł zimno jej dotyku i chłód wydobywający się z jej ust z każdym wydechem. Zjawa zbliżyła się jeszcze bardziej, aż jej usta zetknęły się z ustami Nieskończonego. Pocałunek Bóstwa był... niesamowity. Zima zamknęła oczy, a Yue poczuł ogromny chłód przenikający każdą komórkę jego ciała. Zimno nie było jednak szkodliwe, Yue odczuwał wręcz przyjemność płynącą z tego uczucia. Po chwili usta ducha odeszły od ust Yuego, a gdy ten otworzył oczy, zjawy już nie było. Tak samo, jak nie było grubych, lodowych kryształów. Tylko zagracona komnata, ze schodami na szczyt wieży i zniszczonymi okiennicami, przez które do komnaty wpadał śnieg...

Na początku nie wiedział co się dzieje. Niby został ucałowany przez Boga. Dziwnie się czuł, jednakże euforia jaka go przez chwilę ogarnęła była nieopisalna. Rozejrzał się jeszcze raz po pokoju a następnie skierował się na dół. Tam rzekł krótko do Generała, że wszędzie czysto.
- Generale, mógłbyś powtórzyć jak zrobić to co nam pokazywałeś? - zapytał.
Mężczyzna skinął głową z odrobiną irytacji.
- Skup się, złóż swemu bogu modlitwę i staraj się dotrzeć do siły.
Yue skinął głową i przykucnął nad ziemią. Zamknął oczy i skupił się. Złożył po cichu modlitwę i zamachnął się ręką starając się uderzyć jak najmocniej w ziemię. Jedynym efektem tego działania był nieprzyjemny chrząst i okropny, paraliżujący ból ręki.
Yue spojrzał na Generała poszukując odpowiedzi na to co zrobił źle. Thornhead jedynie wzurszył ramionami.
- Być może twe skupienie było za słabe.. zapytaj się swego przyjaciela. - generał skinął na Urizjela, któremu najwyraźniej opanowanie tej techniki przychodziło z nadzwyczajną łatwością. Ale zanim to zrobisz... wszystko w porządku z twoją ręką?
Twarz Yuego sie wykrzywiła w grymasie.
- Taa, nic się nie stało. - odparł zamykając oczy i zagryzając wargę. Jednak po chwili odpuścił i z miną zbitego psa spojrzał na Chichiro i wystawił rękę.
- Napraw. - spojrzał w dół by nie patrzyć na nia.
Dziewczyna, siedząca na klęczkach, z zamkniętymi oczyma poruszyła się niespokojnie. Głos Yue wytrącił ją ze skupienia, na co zareagowała z gniewem.
- Nie! Sam to zrobiłeś, sam to napraw! - odrzekła. Poza tym, zmień ton. Nie ty wydajesz mi rozkazy.
- Słuchaj no! Zaraz wrócisz do domu! - powiedział także podnosząc głos - Masz to naprawić i to już! Bo jak niee....!
- To co? - posłała mu zabójcze spojrzenie prosto w jego oczy. I tak jest nas już tylko garstka. Nie możecie pozwolić sobie na to, żeby odszedł... ktoś jeszcze.
- Nie Ty o tym decydujesz! Naprawiaj rękę bo Cie przyduszę jak zawsze i później będziesz stękać, że masz siniaki. - podsunął jej rękę bardziej pod nos.
- Oboje, uspokójcie się. - odezwał się Ao, który do tej pory milczał. Zachowujecie się jak dzieci. Dziewczyna ma rację, ta ręka to cena za głupotę.
Yue na nich spojrzał w wściekłości. Jednak po chwili się opanował i zabrał rękę.
- Będziecie chcieli by was poskładać po walce. A Ty szczególnie. - spojrzał na dziewczynę. Następnie drugą ręką zaczął kreślić krąg w powietrzu.
- Impus Mani - wyszeptał i pieczęć znalazła się na jego obolałej ręce.
Kończyna maga zawisła bezładnie, a ból zniknął wraz z jej czuciem.
Każdy trenował w ciszy. Yue był przekonany, że ta technika jest mu zwyczajnie niepotrzebna, lecz żeby nie robić problemów usiadł po turecku i zamknął oczy. Od razu z przyzwyczajenia zauważył punkty aur. Nawet jak próbował, nie mógł ich się pozbyć.
- Generale. A co jeśli widzę tylko aury?
- Twoja percepcja, jako maga i... Springwatera, jest bardziej wrażliwa na aury magiczne. Prawdopodobnie widzisz jak twoi towarzysze łączą się ze Źródłem.
- Chi, damy rade złapać kontakt jak będziesz połączona ze źródłem? - zapytał
Chichiro, która tak jak Urizjel, stworzyła już relację ze Źródłem, odpowiedziała cicho:
- Nie... to znaczy... sam musisz do tego dojść... to takie... przyjemne.
Yue skoncentrował się. Źródło. Jego umysł stawał się pomału otwarty na kontakt. Aury zaczęły znikać. Wtedy, w świecie zza zamkniętych oczu Yue spostrzegł w oddali wielki snop błękitnego światła, który uderzał o ziemię niczym woda spadająca z wodospadu. Yue przemieścił się tak, aby stanąć pod wodospadem. Taki miał zamiar, lecz im bliżej niego się znajdywał, tym bardziej się on oddalał. To było... dziwne, wręcz nienaturalne. Światło pozostawało nieosiągalne. Yue postanowił więc i spróbować oddalić się od Wodospadu. Zamiast iść do niego szedł w drugą stronę.To również niczego nie zdziałało, ale tym razem światło nie oddalało się, lecz stało w miejscu.
- Eh. Niech będzie. - nie był w tym dobry. Mus to mus. - O wielka Merkury. Cząstko każdej wody i lodu, każdego śniegu i rosy. Przewodniczko Umarłych, Opiekunko Życia. Ty, która dajesz siłę obdarzonym kontrolą wody. Strażniczko odwiecznego kręgu śmierci i narodzin w Źródle. Poddani Twoi współczujący i litościwi. Obdarz mnie, swojego poddanego, mocą ze Źródła. Pozwól mi poczuć jego esencję. Ja, który jestem na tyle zdesperowany by Cię odnaleźć jeśli mi tego nie udostępnisz. Bogini, wiesz o czym myśle i co robie. Podziel się tą siłą z Twoim poddanym...
W głębi umysłu Yue usłyszał czyjś rozbawiony śmiech, a po nim poczuł, jak przepełnia go czyjaś obecność.
- Zawsze mnie bawiłeś, młody Springwaterze. - usłyszał melodyjny, rozbawiony głos. A teraz idź naprzód, w stronę Źródła, które ja, Merkury, dziś ci udostępniam.
- Wielkie Dzięki szefowa. - powiedział zadowolony. Miał dziś szczególnie dobre kontakty z boginiami. Ruszył czym prędzej do źródła i stanął pod wodospadem. Światło tryskające z góry łagodnie opadało na ciało Springwatera, niosąc ze sobą poczucie głębokiego spokoju i niesamowitej ulgi. W tejże samej chwili, Yue otworzył oczy i dostrzegł, jak jego cialo pulsuje błękitną poświatą.
- Generale, kiedy zamierzamy wyruszyć dalej? - zapytał Yue przerywając cisze.
Wszystkie światła w tym samym momencie zostały rozproszone. Zirytowane spojrzenia członków drużyny padły na Yuego, karcąc go za zakłócenie koncentracji.
- Wyruszamy rankiem. - odparł dowódca. Możecie nie być świadomi upływu czasu w tym transie, ale już jest zmrok, a na zewnątrz szaleje zamieć. Tak czy inaczej, w tej chwili nie możemy się stąd ruszyć.

***


Revo Himer:

Pomimo ogromnej chęci, aby osunąć świadomość w kojący stan snu, zaśnięcie zajęło ci dużo czasu. William nie miał takich problemów. Chłopiec zasnął na krótko po tym, gdy zgasiłeś świece. W oczekiwaniu na sen, leżałeś na swoim łóżku i wędrowałeś w ciemnościach, które pojawiły się po zamknięciu oczu. Twoje myśli krążyły wokół tego, czego zdążyłeś doświadczyć w Ludonii. Przypomniałeś sobie o ataku wilków, o tym, jak poznałeś William'a oraz o wizycie w jego domostwie.
A więc chłopiec jest bękartem Shiro'Ahk... To by oznaczało wielki skandal i zamieszanie, jeżeli informacja o jego istnieniu dotarłaby do Neverendaaru, bądź co gorsza (dla szlachty), gdyby chłopak jakimś cudem pojawił się w Minas'Drill. Jego życie nie byłoby tam jednak zbyt długie i szczęśliwe... Shiro'Ahk, ród który obsesyjnie dba o czystość krwi, pragnie śmierci potomka jednego ze swych książąt. O ile o nim nie zapomniano, przywódcy Kasty Powietrza byliby gotowi, aby sięgnąć po usługi tak silnych organizacji, jak Żniwiarze... Pomyślałeś, że jeśli drogi przeznaczenia sprowadzą was do ojczyzny, poprosisz Arlekinów o udzielenie chłopcowi azylu... Cóż, obecność pół-Nieskończonego zdawała się być kłopotliwa, aczkolwiek wyczuwałeś w nim coś, co nie pozwalało na lekceważenie go. Nie miałeś sumienia, aby zostawić go i samemu kontynuować podróż. Tak bardzo pragnął poznać świat, w którym go stworzono i tej nocy zrodziło się w twym umyśle postanowienie, aby mu w tym dopomóc...
Pomyślałeś także o Legionie Czterech Słońc, o którym mówił William. Nie było wątpliwości. Do Ludonii przybyli ocalali członkowie Zakonu Czterech Słońc z Mithios i najwyraźniej planowali odzyskać dawną potęgę. Z tego, co pamiętasz, ich organizacja była bardzo wpływowa, a jej intrygi dosięgły samego Neverendaaru. Cokolwiek planują w Ludonii, w miarę możliwości powinieneś temu zaradzić...
Zmógł cię w końcu sen. Śniłeś o niekończących się, śnieżnych pustkowiach, wilkach, wieżach i intrygach. Twój sen był zagmatwany i trudny do zrozumienia. Nie tylko z tego powodu nie można było nazwać jego pojawienie się szczęściem... Nim w pełni nacieszyłeś się chwilą spokoju, sen rozpłynął się w powietrzu, wyrzucając cię z morza nieświadomości na ląd rzeczywistości.
Nagły, gwałtowny przypływ energii w pobliżu rozbudził cię szybciej, niżbyś sobie tego życzył. Wstałeś z łóżka, i stanąłeś w oknie. Roztaczał się z niego widok na miasteczko, oraz na pokaźny pałac, stojący na jego obrzeżach, w pobliżu drogi wiodącej w góry. To stamtąd wyczułeś energię. Skupiłeś się na aurze emanującej z pałacu, by z zaskoczeniem odkryć w niej trzy aury, na tyle wielkie, aby wzbudzić twój niepokój i zainteresowanie. Z całą pewnością należały do Nieskończonych, z czego jedna była ci nie obca, lecz wspomnienia o niej zalegały w tym obszarze pamięci, do którego ciężko było ci się teraz dostać. Zadziwił cię także fakt, iż wcześniej niczego nie wyczułeś, a z całą pewnością poczułbyś tak wyraźnie i silne energie. To świadczyło o tym, iż budowla chroniona była przez bariery tłumiące, zupełnie jakby komuś zależało na tym, aby nie zostać odkrytym.
- Też to czuję... - usłyszałeś za plecami głos należący do Williama.
Chłopak stał przy tobie i również spoglądał na pałac.
- Dziwne uczucie... zupełnie jak gdyby ktoś potrzebował pomocy. - wyznał.

I tak oto stanąłeś przed wyborem, który miał zaważyć nad losem Neverendaaru...


Szajel Gentz:

Gdy tylko wraz ze starcem opuściłeś celę, do korytarza w którym byliście przybiegła kolejna dwójka uzbrojonych mężczyzn. Już szykowałeś się do potyczki, kiedy człowiek wyciągnął przed siebie dłoń i szeroko otworzył oczy. Z dłoni starca wydobyło się błękitne światło. Ciała strażników pokrył delikatny szron, po czym powiew chłodnego powietrza dosłownie zwiał ciało z ich kości, zostawiając tylko dwa przymrożone szkielety. Starzec ruszył dalej, drogą wiodącą do wyjścia z podziemi. Po drodze napotykaliście kolejne dwójki strażników, lecz starzec skutecznie pozbawiał ich życia, aż dotarliście do krat. Za nimi, w szerokiej komnacie, ściskając swe miecze, stała dziesiątka uzbrojonych ludzi, najwyraźniej oczekująca waszego pojawienia się.
- Gdy otworzę drzwi... - odezwał się twój współuciekinier. Gdy otworzę drzwi, ruszaj do ataku. Cokolwiek miałeś przy sobie, kiedy cię schwytali, zapewne znajduje się w składzie w tej części podziemi. Gotów? - spojrzał na ciebie surowym okiem.
Skinąłeś głową, a starzec wyrzucił ramiona do góry. Z jego ciała wypłynął potężny strumień lodowatego powietrza, którzy roztrzaskał zamek w kratowanych drzwiach i z hukiem miotnął nimi o kratę. Ludzie w pomieszczenie zmuszeni byli do zasłonięcia się przed tym srogim powiewem, co dało ci szansę na ruch...


Grupa Thornhead'a:

Podczas gdy młodzi Nieskończeni medytowali, umacniając swe więzi ze Źródłem, generał przygotował miejsce do spania. Wokół paleniska rozłożył koce i przygotował dla każdego porcję strawy i napitku. Gdy nastał czas, mężczyzna przerwał trening swych podwładnych, aby zjedli wspólnie posiłek. Nieskończeni siedzieli wokół ognia i jedli w ciszy, każdy pogrążony był we własnych myślach. Generał zerkał na każdego z osobna, lecz najwięcej uwagi poświęcał Urizjelowi.
- A więc... jak się stało, że zostałeś Pokutnikiem? - Zheng usiadł przy Blackhearth'cie.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 23-06-2011 o 22:40.
Endless jest offline