Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2011, 22:42   #14
majk
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Żołnierze zza oceanu oddalili się w mroku. Nie zrozumiał o czym rozmawiali, ale po chwili jeden wykrztusił z siebie coś o czekaniu w kościele. Potem odeszli. Duchowny nie tracąc czasu wskoczył do oznaczonego budynku gdzie w ustalonym miejscu znalazł schowek. Klapa była obciążona jakimś głazem, którego młody kleryk za nic nie mógł ruszyć. Zdyszany, zroszony kroplami potu wygramolił się z powrotem za zrujnowaną ścianę, by znaleźć się na ulicy. W zatłoczonym przed chwilą zakątku nie do końca wymarłego miasteczka zrobiło się przerażająco pusto. Jedynie cichy szept modlitwy i zaciśnięte do białości knykcie na czarnej okładce biblii zaznaczały czyjąś obecność. Wielce dyskomfortową dla samego księdza.
Przez mgliste uliczki nocnego osiedla przemieszczał się skokami- od narożnika do narożnika. Wypatrywał, nasłuchiwał. Nic- kolejny bieg w poprzek ulicy. Miasto, które znał odeszło wraz z nastaniem tego szaleństwa. Wszyscy mieszkańcy również- pozostały jedynie drapieżne cienie ludzi, którymi byli za życia. Życiodajna, prowincjonalna wiosna z dnia na dzień ustąpiła przed chłodem martwicy, a miasto mogło się teraz mienić raczej cmentarzyskiem. Sielanka przeszła w jesień ludzkości w całej drastyczności i srogości. Apokalipsa sama pchała się na myśl- wers za wersem.
Martwi! Chorzy.., ale tak dziwnie zimni, martwi. Kulił się w jednej z alejek gdy zgraja oszalałych obszarpańców przeczesywała budynek w głębi ulicy. Hałasowali w stercie gruzów dłuższą chwilę po czym oddalili się w innym kierunku. Czekał jeszcze długo po tym. Wystawił głowę za róg i nasłuchiwał przez kolejne kilka chwil, po czym ruszył dalej. Recytując kolejne modlitwy w trakcie tak niebezpiecznego spaceru po mieście nie sposób było uniknąć pytania: jak długo? Szczęście kiedyś się skończy, a opatrzność biblijna niemal zawsze okazywała się w końcu ironicznym cierpieniem. Czy tak będzie i tym razem, dla niego? Wszystkie pytania mogły rozwiać się za każdym następnym rogiem, pozostawione bez odpowiedzi w martwych oczach pożeranego żywcem przez własnych parafian Gambina.
Tak się nie stało. Kleryk dotarł do wzgórza kościelnego cudem omijając wszystkich po drodze. Jak się okazało- wszyscy byli na mecie. U szczytu schodów do bramy kościoła zniżonymi głosami rozmawiali niemcy w towarzystwie kolaboranta czy zakładnika. Tak czy inaczej jemu nie mógł w tej chwili pomóc. Przeczołgał się wzdłuż ściany plebani i jednym z okien wślizgnął do środka. Znał te budynki dość dobrze, więc chowanie się w nich powinno być łatwiejsze. Lepsze perspektywy musiały nadejść, a z wysoka lepiej widać. Wieża kościelna musiała jednak poczekać na odejście nazistów.
 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."

Ostatnio edytowane przez majk : 23-06-2011 o 23:36.
majk jest offline