Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2011, 12:32   #17
Kizuna
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Uśmiechnęła się lekko. Ten dziwny potwór, tak zupełnie niepodobny do żadnego znanego jej demona, był twardy. Ale chwiał się. Ostatecznie jej czary nie były takie silne jak innych egzorcystów, ale na tego tutaj działały. Stwór zaatakował frontalnie. I to był największy błąd jaki mógł popełnić. Atakować pięściarza od frontu. Brawa za odawgę.
-Skończ... gadać!-
Uniosła się gniewem, jak zawsze. To było dziwne, ale zawsze potrafiła wzbudzać gniew w sobie i w innych. Może niezbyt mocno, ale na pewno jakoś wzmacniał się. U niej, u innych, nawet w zwierzętach. A teraz po prostu sama zaatakowała to błękitne cholerstwo. Wyglądał jak kupa liści. Niby to utrudni mocne uderzenie, ale po prawdzie to jej kastety nie musiały mocno uderzyć by przekazać swoją moc. Wystarczało nawet lekkie otarcie się by zadziałały ich “dobroczynne” właściwości.
Uderzenie było świetnie wymierzone, ale w pewnym momencie stało się coś niespodziewanego. Z ziemi przed demonem wyrósł pagórek, który uniemożliwił trafienie celu. Anna również nie ucierpiała, ponieważ jej intuicja wystarczająco szybko powiadomiła ją o nadciągającym niebezpieczeństwie z dołu. Demon odskoczył do tyłu i wycelował w nią pocisk składający się z płatków, takich samych jak w jego “ciele”. Niemałe było jego zaskoczenie gdy owy pocisk po prostu spłynął po Annie, nie wyrządzając jej najmniejszej krzywdy.
Głupi stwór. Używał sztuczek by nie dać jej dojść do siebie, ale sam też nie dał rady jej ranić. I to wykorzystała, to czyli jego zaskoczenie. Które nie musiało być zbyt wielkie. Ale miała nadzieję, że było.Dalej nacierała, ostatni atak wyprowadzając z doskoku. Przeleciała ostatnie trzy metry, w rozpędu uderzając obydwoma kastetami w środek potwora. A rzuciła się na szczupaka, by po zbliżeniu się do ziemi, zrobić przewrotkę i ustać na pewnych nogach.
Błękitny stwór starał się bronić, lecz na nic się zdały jego próby. Kastety zatopiły się w nim, wywołując ogromny ból i cierpienie, wyleciał na kilka metrów w tył, wijąc się jak poparzony. Natychmiast wstał, jego oczy błysnęły jasnym światłem i zza jego pleców uniosły się dziesiątki przedmiotów leżących na ziemi. Kosze piknikowe, sztućce, krzesła i stoliki. Wszystkie ruszyły z niewiarygodną prędkością w stronę Anny.
Uśmiechnęła się. Przeszła przez easy, pora na normal. Ciekawe czy dojdzie do hard? Znów natarła, frontalnie. Wszystkie te rzeczy albo omijała, korzystając z tego, ze wolna i ospała nie była, a część rozwalała ręcznie. Najważniejszym jednak było znów dotrzeć do tego stwora. I tym razem, gdy już byłą tuż tuż, jej dłonie otoczyła poświata.
-Panie, zlituj się nad jego umęczoną duszą.-
I uderzyła z całą siłą, jaką zapewniały jej mięśnie, kastety oraz wiara.
- Zaufaj intuicji... pięknie... - mruknęła cicho do siebie i ponownie spojrzała na Tetsuyę. Jeśli czegoś zaraz nie wymyśli, to jej narzeczony będzie martwy, a kwiatowy stwór rzuci się na jej kolegę z klasy. O tajemniczą dziewczynę się nie martwiła, jej kastety wyglądały wystarczająco groźnie.
Co mogę zrobić? No co? Jak im pomóc. Czarodzieka zamknęła oczy, by spróbować się skoncentrować.
To była chwila i w jej głowie pojawiła się myśl, jakby tam zawsze była. Sumire wyciągnęła ręce przed siebie i między nimi zmaterializowała się długa laska opleciona wizerunkami węży. Chwyciła ją w dłoń i skierowała w stronę dziwnego mężczyzny wypowiadając cicho.
- Święte światło.

Potwór był oszołomiony tym, że człowiek tak dobrze może poradzić sobie z jego silnym atakiem. Anna wyprowadziła kolejny, tym razem jeszcze mocniejszy cios. Demon ostatkami sił, dzięki wielkiemu szczęściu zdołał go uniknąć. Rzucił się i ślamazarnie upadł koło jakiejś nieprzytomnej i wciąż słabnącej- tak jak reszta ludzi, którzy cały czas pozbawiani byli energii przez postać ze sceny- dziewczyny... dziewczyny, którą Anna dobrze znała. To była ta sama, którą wybawiła z opresji. Potwór zamknął oczy i w tej samej chwili podłoże pod stopami Anny zamieniło się z twardej ziemi w lepką, gęstą substancję. Nim się zorientowała jej nogi w niej ugrzęzły.
Laska Wojowniczki z Isis zaczęła błyszczeć, ale na tym się skończyło. Pierwszy atak skończył się niepowodzeniem. Veratrum spojrzał na wojowniczkę z litością.
-Tylko na tyle cię stać? Tacy są potężni współcześni wojownicy?- wybuchnął ponownie swoim niezwykle irytującym śmiechem. Wyciągnął przed siebie obie ręce. W nich zaczęła kumulować się bardzo aktywna, mroczna energia.
-Czarna Śmierć!- po wypowiedzeniu słów uformowała się z energii kula, wokół której wirowały szybko oplatające ją błyskawice. Pocisk ruszył w stronę dziewczyny. W ostatniej chwili przed nią wyskoczył wąż, jej nowy towarzysz. Padł na ziemię ranny od uderzenia. Cały drżał, podniósł na chwilkę główkę i wyszeptał:
-Nie poddawaj się... Czarodziejko z Isis...- i po tych słowach zamknął oczy.
Cholerny potwór. Spojrzała na swoje nogi. I wygięła się do przodu, by ręce wbić w ziemię. Następnie wyciągnąć nogi i zrobić przewrotkę w przód. Po czym ruszyć i zaatakować stwora. Dziewczyna jeśli oberwie to trudno, najwyżej zginie. Ale ten potwór zasługiwał na zniszczenie. Zniszczenie go było teraz priorytetem. I nie zawacha się go wypełnić, używając wszelkich dostępnych środków. Prawy prosty, lewy hak, podwójne uderznie na wysokości brzucha i klatki piersiowej, jeśli można tym się odnieść do tego cholerstwa.
Anna bez większego trudu zdołała wydostać się z pułapki. Ponownie zaatakowała przeciwnika. Jednak i tym razem się nie powiodło. Zanim zdołała go uderzyć, wokół niego wytworzyła się bariera- z piasku i wiatru. Leżąca obok dziewczyna niczym szmaciana lalka została wyrzucona w bok.
- Nieee! - wrzasnęła Sumire przyklękając obok zwierzęcia.
- Nie lękaj się Czarodziejko z Isis! Nic mu nie będzie - krzyknął mały człowieczek w białym garniturze, pojawiając się nie wiadomo skąd.
-O proszę! I kolejny do pary! Tobą też się zajmę, dobrze się składa, że tu jesteście.
- Akurat nie do Ciebie rozmawiałem. Ale skoro już się wtrącasz, to wiedz, że jestem Rycerzem Orła i w imię miłości i sprawiedliwości ukażę Cię za Twe niecne uczynki. Przygotuj się!
Nie mając pojęcia jak sprawdzić, czy wąż w dalszym ciągu żyje wojowniczka wstała trzymając kurczowo swą laskę. Czuła, że jest w stanie mu pomóc.. musiała tylko odpowiednio mocno się skupić.
- Święte światło uzdrowienia! - krzyknęła na głos chcąc sobie trochę dodać animuszu.
Prawa ręka rycerza zniknęła w kieszeni. Kątem oka obserwował drugą dziewczynę walczącą z potworem, gotów wtrącić się do pojedynku, gdyby sprawy przybrały zły obrót.
Z laski Czarodziejki z Isis tym razem wydostało się dużo mocniejsze światło. Zaczęło padać na wszystko dookoła. Wąż leżący na ziemi lekko poruszył się, jakby poczuł ulgę. Wojowniczka stworzyła z światła magiczny strumień, który poszybował do przeciwnika i chciał go okrążyć, lecz ten rozerwał go jednym ruchem.
-Dosyć tego! Spaiso! Przybywaj!- wysunął przed siebie dłoń, na której pojawił się płatek kwiatu. Dokładnie taki sam, jaki pozostał po demonie w sali gimnastycznej. Płatek zawirował w powietrzu u przemienił się w niewielkich wzrostów mężczyznę, którego ciało pokryte było długimi, ostrymi kolcami.
-Zajmij się nimi!- wytworzył za sobą portal, do którego wskoczył, a ten za nim się zamknął.

- Wracaj tchórzu! Jeszcze z Tobą nie skończyłem! No cóż, zwiał. Czarodziejko, zajmij się tą Youmą - zasugerował.
Spaiso zaczął wirować, początkowo obracał się wolno, jednak później nabrał prędkości. Głośno przy tym krzyczał. W końcu się nagle zatrzymał, a wszystkie jego kolce wystrzeliły. Na całe szczęście żaden nie trafił ani Rycerza Orła, ani Czarodziejki z Isis.
- Ale cokolwiek robię... nie działa... - spojrzała zniechęcona na laskę i zaczęła nią trząść, gdy Youma wystrzelił swoje kolce.
- Kyaaaaaaa! Działaj wreszcze ty głupia lasko!! Święte światło! - wrzasnęła kierując kij w stronę Spaiso.
Laska zaczęła świecić i drżeć bardzo mocno. W końcu nastąpiła eksplozja, która pchnęła całą walczącą trójkę w różne strony.
Karzełek odrzucony siłą eksplozji przekoziołkował kilka razy i zatrzymał się dopiero na drzewie.
- Ekstra! - zapiszczał zachwycony. - Zrób tak jeszcze raz!
Uśmiechnęła się, dla postronnej osoby wyglądało to na uśmiech obłąkanej wariatki co dopiero zwiała z przyjemnego i czystego pokoju bez klamek. Przyjeżdżając do Japonii nie oczekiwała wyzwań. A tu proszę bardzo! Wreszcie ktoś, kto nie pada po pierwszym uderzeniu! Czy może być coś lepszego? Bez wątpienia, jej obecny wróg był silniejszy od zwykłego demona. I chwalmy imię Pana, za ten dar i możliwość walki z nim. Coś huknęło, musieli się nieźle zabawiać. Ale ona się tym nie przejęła, tylko cofnęła jedną rękę.
-Zdychaj!-
I zaczęło się istne gradobicie, gdy bez wytchnienia orała teren przed sobą przy pomocy swych kastetów. Najpierw tarczę, potem stwora. A ta dziewczyna, co najwyraźniej trochę sobie polatała, zasługiwała na to. Za to, że nie podziękowała za uratowanie przed gwałtem, głupia pinda.

Niespodziewanie do Grahama podszedł młody chłopak. Graham go nie znał, widocznie nie uczęszczał do jego szkoły, nie był też zbyt elegancko ubrany, lecz był schludny i sprawiał dobre wrażenie. Na jego twarzy malował się nieśmiały uśmiech. W dłoniach trzymał obraz, wręczył go Grahamowi, ten mógł na nim rozpoznać sytuację, która miała tu miejsce przed chwilą. On znudzony, popijający napój, kłócąca się para, na stole dwa kubki z Nektarem Sakury, w tle drzewa kwitnącej wiśni a na scenie... na scenie nie było rozgadanego blondyna, tylko rozmazana, czarna farba.
- Proszę... to dla Ciebie.
Spojrzał na młodego artystę, który widocznie usiłował sobie dorobić tworząc obrazy oraz wciskając je przygodnym gościom knajpek, czy restauracji. Każdy orze, jak może, mawiał sentencjonalnie Graham. Skoro ktoś otrzymał nieco iskry talentu, nic dziwnego, że pragnie ją wykorzystać do zrobienia. “Let’s make lots of money” jak śpiewał pewien męski duet, dosyć średnio znany zresztą w Kraju Kwitnącej Wiśni. Normalnie Reser podziękowałby twórcy, ale nie wziął. Po prostu powiedziałby, że nie stać go, ale ten obrazek oraz wydał mu się naprawdę ładny, zaś dziwnie melancholijny nastrój hanami skłaniał do zrobienia czegoś innego niż zwykle.
- Dziękuję, jest bardzo ładny. Ile ci się należy? - spytał wyciągając portfel.
Chłopiec pokiwał przecząco głową.
- Nie... nic, to dla ciebie. - uśmiechnął się smutno raz jeszcze i odszedł. Usiadł na trawę i samotnie wpatrywał się wciąż w jeden, stały punkt.
Jeżeli jakakolwiek osoba chciała mu cokolwiek sprzedać, Graham odpowiadał: Nie stać mnie. Kiedy jednak usiłowano mu coś ofiarować, wtedy odpowiedź brzmiała: Jeśli tak, to już absolutnie mnie nie stać. Chłopak miał konkretne wyrobione zdanie na temat ludzkiej moralności oraz wiedział, że prezenty zazwyczaj oznaczają koszty, czasem większe niżeli podczas normalnego kupna, chociaż trochę odroczone. Wyjątki owszem zdarzały się, ale najpierw trzeba poznać takiego kogoś. Dlatego nie chciał niczego przyjąć od tego młodego artysty, ale tamten oddalił się tak szybko, że po prostu nie zdążył niczego powiedzieć. Szczęśliwie usiadł niedaleko, toteż Reser nie miał problemu odnajdując go wśród tłumu odwiedzających Ueno. Podszedł do niego odnosząc obraz.
- Dziękuję, jak powiedziałem, jest śliczny, ale nie mogę tego przyjąć ot tak sobie. Jeśli nie chcesz zapłaty, po prostu zapraszam cię na lody i kawę, albo sok. Naprawdę jest całkiem niezły oraz miło chłodzi.
Chłopak zachowywał się, jakby był całkiem zdezorientowany.
- Naprawdę nie chcę nic w zamian, jeśli swoim obrazem sprawię, że komuś będzie chociaż odrobinę lepiej, będę szczęśliwy, wtedy mogę być pewien, że mój wysiłek nie poszedł na marne.
Wiatr zawiał mocniej wzbijając w górę płatki kwiatów wiśni wraz z liśćmi.

- Wobec tego jesteś dziwny - ocenił Graham. - Może dziwny w dobry sposób, ale dziwny. Nie mniej wiedz, że obraz podoba mi się. Dziękuję. Mam nadzieję, że moi spierający się przyjaciele kiedyś, kiedy spoglądną na niego, uśmiechną się wspominając swoje swary. Twoje zdrowie. - wzniósł toast kubkiem soku. Skoro nie mógł mu płacić, mógł odwdzięczyć się chociaż dobrym słowem.
Po czym podszedł do stolika.
- Jest wasz/ - wskazał na obraz. - Znajdźcie sobie miejsce na niego w waszych pokojach. Bądzie wisiał raz u ciebie - wskazał na Hikaru - raz u ciebie. - pokazał na Lidię.
- Spójrz Lidio, będziesz mogła napawać się moim widokiem, kiedy mnie nie będzie w pobliżu. - uśmiechnął się pewny siebie. Dziewczyna wstała z ławki, była wściekła, chciała przyłożyć chłopakowi, ale kiedy uniosła rękę opadła jak szmaciana lalka wprost w jego ramiona. Ten nawet nie zdążył się zdziwić, bo sam stracił przytomność upadając na ziemię. Chwilę potem rozległy się liczne odgłosy upadających ciał. Mężczyzny na scenie już nie było, za to w powietrzu lewitowała jakaś dziwna postać. Mężczyzna w stroju przypominającym kwitnącego żonkila.

Potem zrobiło się zamieszanie. Najpierw pojawil sie latający pajac pasujący raczej do cosplayu na Shibuyi. Właściwie Graham byłby pewny, ze przylazł wlaśnie stamtąd chcąc wyrazić swój protest oraz oburzenie ze względu na podwyżkę cen jogurtów, brak dostępu do łagodnych narkotyków, lub przeniesienie budki sprzedającej hod-dogi 100 metrów dalej, co według niego, ogranicza prawa obywatelskie. Strój klaunowy oraz fioletowe włosy ewidentnie to potwierdzały, tylko fruwanie się nie zgadzało. Kompletnie niemożliwe przecież. Dlatego według Resera pytaniem zasadniczym na ten moment było: nie - dlaczego on lata, ale: jakie świństwo dosypali mu do tego napoju. Widział latającego gościa oraz jak jego przyjaciele oraz reszta po prostu nagle padli niczym muchy poddane azotoksowi. ponadto czuł się nawet nieco osłabiony. Co wobec tego należałoby zrobić? Pierwsza myśl nakazywała, by natychmiast udać się do lekarza oraz kazać sobie zrobić zestaw badań toksykologicznych, ewentualnie, jeśli nic nie wykazałyby, udać się do psychiatry.

Najważniejszy ponoć jest podczas takiej sytuacji: pełen spokój. Dlatego Graham nie zareagował początkowo, uznając wszystko za majaki. Niemniej jednak owa sytuacja zmieniła swoje oblicze na zdecydowanie szybszy film akcji. Ktoś biegał, inna osoba skakała, ktoś się darł, zaś jakaś nieznajoma dziewczyna okazała się lepszym bokserem niż Muhamad Ali podczas walki z Georgem Foremanem. Mignęła także jakaś inna znajoma twarz, także dziewczyny, ale to było akurat, gdy pochylał się nad Lidią i Hikaru. Bowiem uznanie siebie za osobę majaczącą to jedno, ale pozostawała ta nutka niepewności: co się dzieje, jeśli to prawda? Obydwoje byli nieprzytomni, leżeli spokojnie pod stołem, oddychali, zaś Hikaru mial pecha, gdyż spódniczka Lidii tak sie podwinęla, że pokazywała jej koronkowe figi. Hikaru zaś tego nie widział, hahaha. Reser poprawił jej spodniczkę i zaskoczony zauważył, że to latające coś chyba ma jakieś do niego osobiste pretensje. Pewnie obraziło się, że nie zemdlał, jak niemal wszyscy inni.

- Jasny! - wrzasnął nagle rzucając się na bok, kiedy niespodziewanie niedaleko pojawiła się jakaś kwietna maszkara, która przed chwilą na jego oczach przeobraziła się z ładnej kelnerki w owego stwora. - Spadaj stąd! - krzyknął rzucając w kwietną potworzycę porcją waniliowego budyniu, który przed chwilą zamówiła Lydia. Była kelnerka chwilę stała nad pokojówką, ale zaatakowana budyniem przez Grahama zmieniła obiekt zainteresowania. Wręcz poczuł, jak jej zlośliwo - chaotyczna natura skierowała na neigo swoją uwagę.
- No cóz, przynajmniej zostawi jego przyjaciół - mysląc nurkował już pod fotelikiem obok, który rozpadł się po kwietnym ataku kelnerki. To nie były przelewki. Nie mając czasu odbiegł za wiatę, przeturlał się pod ławką, potem zaś nie patrząc, gdzie jest skoczył na bok wpadając na dziewczynę w najkrótszej mini, jaką kiedykolwiek widział oraz marynarskim mundurku..
- Sailor? Sailorgirl? - leżał lekko oszołomiony i zaskoczony nagłym zderzeniem.
Równie zaskoczona Sumire wylądowała ponownie na ziemi zmieciona tygrysim skokiem Grahama.
- Aua!
Wylądowała prosto na pupie i to ona musiała przyjąć na siebie główny ciężar ataku, za to Reser zajął drugie miejsce w starciu bokserskim: jego własny nos, kontra trawiasta gleba.
- chyba poszła mi krew - pomyślał jeszcze nie w pełni zdając sobie sprawę co robi. Tym bardziej, że oczy miał zaprószone okruszkami ziemi. Mrugnął.
- Och - wyrwało mu się, bo przed nim rozpościerał sie widok na smukłe uda dziewczyny, pofaldowaną podczas ataku spódniczkę oraz lśniące bielą majteczki, które stanowiłyby przedmiot marzeń 99% chłopaków ich szkoły. Wywalił się bowiem dokładnie pomiędzy nogi bardzo ładnej, choć kompletnie nieznajomej dziewczyny. Inna rzecz, że miał dziwne przeczucie, że jednak skądś ją zna, lub przynajmniej powinien kojarzyć, zaś jego skołatany umysł odbierał dziwne, ciepło pulsującą aurę.
- Nic ci nie jest? - wyrwało mu się nieco bezosobowo, bo leżał twarzą na ziemi i nie mógl oderwać spojrzenia od znajdujących się piętnaście centymetrów od jego nosa majteczek.
Purpurowa z zawstydzenia twarz wojowniczki mówiła dobitnie, że jednak coś jej jest.
Dla panny Kanagawy tego wszystkiego było za dużo. Nie dość, że wąż leżał nieprzytomny, jej ataki kompletnie nic nie robiły, poza rzucaniem wszystkich na boki, Shiro cieszył się z wylądowania na drzewie, to jeszcze jej kolega z klasy oglądał właśnie jej majteczki.
- Hentai! - wydarła się trzepiąc chłopaka laską po głowie, gdyż z tego wszystkiego zapomniała, że ciągle kurczowo ją trzyma, po czym wstała gwałtownie.
- Auć! To boli - wyrwało mu się, kiedy nagle majteczki, to znaczy piękna dziewczyna w majteczkach zerwała się niczym baletnica, zaś jemu nagle zrobiło się cieplutko na czubku głowy. Mrużąc powieki powoli wstał trzymając się za miejsce, gdzie właśnie rosła mu zdrowa śliwka. Zaś stojąca przed nim dziewczyna przypominała skrzyżowanie Miss Nastolatek oraz gniewnej Valkirii. Gdyby wzrok mógł przyszpilać do podłoża, Graham byłby niewątpliwie załatwiony na cacy. Takie pioruny czaiły się w jej uroczych, szafirowych źrenicach. W jednej dłoni trzymała jakąś dziwna laskę, którą właśnie sprokurowala mu solidną śliwkę, zaś drugą, może odruchowo, usiłowała przytrzymać króciutką spódniczkę, falującą na wiosennym wietrze.
- Miło mi, Graham jestem, miło mi - usiłował się przedstawić. - Ponadto przepraszam za to zderzenie oraz majte … znaczy zderzenie - poprawił się. - Naprawdę wszystko było kompletnie przypadkowo oraz niechcący, ale to chyba nie pora na powitania - nagle zmienił zdanie, bowiem różowo - kwiecista stwora znowu zaczęła się zbliżać.
Czarodziejka skinęła tylko głową koncentrując ponownie uwagę na przeciwnikach.
- Rycerzu Orła, mógłbyś mi pomóc? - krzyknęła do uradowanego karzełka. - Dwóch na jedną, to trochę dużo! - zamknęła oczy próbując ponownie skoncerować się na ulotnej mocy, którą wyczuwała, gdy martwiła się o węża. Teraz musiała jeszcze obronić niczego nieświadomego Grahama. Nie wiedzieć czemu, wiedza, iż ktoś może potrzebować jej pomocy dodawała sił. Uniosła wężową laskę do góry i wykrzyknęła z większą mocą niż do tej pory. - Święta moc uzdrowienia!
Ciosy i determinacja Anny wyraźnie skutkowały, lecz wcześniej stworzona przez demona tarcza zdąrzyła ją zranić. Na całe szczęście były to zwykłe zadrapania spowodowane ostrymi odkłamkami ziemi. Demon otrzymał ostateczne uderzenie, które spowodowało, że zaczął błyszczeć, głośno krzyczeć, poczym rozpłynął się w powietrzu pozostawiając po sobie płatek kwiatu.
Czarodziejka z Isis uniosła wysoko swoją broń, z której zaczęło rozlewać się światło. Promienie żywo obejmowały wszystko dookoła, chęć obrony innych dodała jej jakby więcej sił. Wielkie pokłady energii ruszyły w stronę przeciwników. Spaiso został otoczony tą energią i skrępowany jak magicznymi łańcuchami. Drugi z demonów zamienił się w gazową chmurę, która stała się ledwo widoczna. W pewnej chwili cały teren gdzie stali wojownicy, włącznie z Anną, zaczął falować, wszystko stało się niestabilne i chaotyczne a demon w tym momencie przestał być całkiem widoczny.
Wąż rozejrzał się zmieszany. Zobaczył niezwykłą aurę otaczającą Grahama i Annę.
-Nie bójcie się! Spokojnie, to tylko iluzja. Rycerzu Orła, musisz przebudzić pozostałych wojowników! Rozejrzyj się!- po tych słowach szybko schował się za drzewo, które teraz zachowywało się jak flaga na wietrze.
- Iluzja, co ja jestem na cyrkowym wystepie? - wyrwało się Grahamowi, kompletnie zdezorientowanemu. Dziewczyna przy nim, bardzo ładna oraz strzasznie sexi, machnąła swoją laską, jakby faktycznie rzucała jakieś czary. Poczuł, że wracają mu siły. Może przypadek jakiś? Psychoanalityk, który zajmował się nim po stracie rodziny wspomniał, że takie przypadki mogą powodować niekiedy nagromadzenie przeżyć stymulujące schizofrenię. Jednak na schizofrenię to wszystko wydawało się zbyt rzeczywiste. Tak, ale pewnie każdy psychicznie rozchwiany osobnik tak myśli? Reser ocenial obecnie swoją wiarygodność bardzo nisko. To co widział powodowało, że cały dotychczasowy światopogląd nagle walił się. Dodatkowo gadający wąż zaczął wzywać jakichś wojowników oraz czekał na przebudzenie. Pewnie jacyś sekciarze. Niemniej, mimo wątpliwości coś powodowało, ze Graham nie chciał dać drała i bynajmniej nie chodziło o wspomnienie pewnych majteczek, a przynajmniej, nie tylko o nie. Nie wiedział dlaczego, ale nurtowało go przekonanie, że dzieje się coś ważnego, że ta stojąca obok ubrana po marynarsku dziewczyna jest kimś wyjątkowym. Nie miał pojęcia skąd brały się takie myśli, ale one kazały mu zostać oraz krzyknąć do niej.
- Pomogę ci!
Wprawdzie to coś faktycznie przestało być widoczne całkowicie, ale może gdyby owa istota została obsypana mąką, czy czymś podobnym … wtedy byłaby widoczna doskonale. Mąki nie miał, bo niby skąd, ale … no właśnie … Dostrzegł, że stoi na czymś miękkim. Podczas owego zamieszania wszedl bowiem na koc jakiejś swiętującej rodziny rozdeptując niechcący skrzyneczkę zawierającą ich przygotowane bento. Obok jednak był spory dzbanek z płynną czekoladą. Czyż on nie mógłby zastąpić mąki?Graham chwycił go postanawiajac cisnąć na iluzyjnego potwora przy nadażąjacej sie okazji.
Shiro rozejrzał się po otoczeniu. Łatwo wężowi mówić “Przebudź wojowników”, jak nawet nie ma pewności kim oni są. Najprawdopodobniej byli to ludzie, którzy nie ulegli mocy Youma i zachowali przytomność, ale wolał nie ryzykować kompromitacji, dopóki nie będzie miał bardziej przekonujących dowodów.
Na razie postanowił wykorzystać okazję i rozprawić się ze spętanym przez Sumire demonem. Nie wiedzieć skąd dobył błyszczącego srebrzyście miecza i ruszył biegiem w stronę nieprzyjaciela.
 
Kizuna jest offline